bernard steinitz

renomowany i poważany sklep z antycznymi francuskimi i europejskimi ogółem meblami. także z obrazami.

Stała przed, ze skrętem w ustach, a była tak najarana, że cytuję, by ruda pała mała. Oczywiście nie narzekała na brak dobrego humoru i tak dalej, chociaż miała ochotę przelecieć każdego przechodzącego faceta. No może nie licząc tego żula, bo ich nie lubimy.

a teraz możesz zjeść mnie żywcem za tego posta....... otóż sidney przechodził tędy i usiłował przypomnieć sobie cokolwiek z wczorajszego wieczoru, nie pamiętał prawie, kim jest ta dziewczyna, co rano pisała do niego smsy i w czyjej mieszkaniu się obudził, widoczni ktoś mu dorzucił wczoraj do drinka tabletkę gwałtu. tymczasem stanął obok lucille i westchnął w głos.
-daj papierosa, mała.
;x

/ w czyjej mieszkaniu, xdddddd.

/a ja tak myślę, że mogę zrobić z te idiotkę i ona będzie do niego pisac xd

okej, więc lucille spojrzała na niego, może nawet nie był aż tak wysoki, bo miała dwunastocentymetrowe szpilki. miała raczej rozanielony wzrok, nie wiedziała co się dzieje, o jakich do chuja papierosach mówi. aha, tak. rzuciła w niego paczką, na razie nic nie mówiąc, tylko stwierdzając, że jest fajny, bo mnie wkurwia robert na padu ;x

w której mieszkaniu, matko, cin, jakbym miała poprawiać wszystkie twoje błędy to byś dostała pałę.. -.-''''''''''''

-hej, chyba wreszcię nauczę się migać. to znaczy jesteś głuchoniema? - zapytał, nie oczekując wcale odpowiedzi, bo najwyraźniej lucille była jedną z tych panienek wychowanych na kawiorze i diorze, [ale rym] które nie zwracając uwagi na takich sidów.... ale wkrecam, sid raczej, sam siebie oszukiwał, bo jak wiemy, on sam jest bogaty i tak dalej, też nie patrzy na grube i pryszczate i brzydkie i w ogóle. wsunął papierosa w kącik ust i tyle.

/ okej przepraszam...............................................xd

- zaskoczę cię jeśli powiem, że umiem mówić? - zapytała, rozbawiona nawet, ale nie do łez, jego pytaniem. wyrzuciła skręta w pobliskie krzaki, zastanawiając się nad tym, co się stanie jeśli go pocałuje. a właśnie taki miała zamiar, to wszystko wina skręta jakby co i rzuciła się na niego silnie, bo chyba pisałam, że miała podejrzenie adehade, by wsadzić mu język do buzi. i serio możesz odp na sms.

za chwilę. sid w pierwszej sekundzie przestraszył się, że lusille odgryzie mu język tudzież jakąś inną czynność, którą charakteryzują się nie do końca zdrowi psychicznie byli więziowie, ale skoro nic takiego się nie stało, to odwzajemnił pocałunek, tym bardziej, że miała niesłychanie miękkie usta i gładki policzek, na którym położył dłoń.

ona natomiast położyła dłoń na jego prawy pośladku, który po chwili też uszczypnęła, a miała długie paznokcie, więc to mogło być bolesne. ale lepiej byłoby dla sida, gdyby nie piszczał jak dziewczyna, z tego powodu. nawet nie chciała pytać jak się nazywa, bo właśnie przydeptała obcasem papieros, który wypadł mu z ust i pachniał lepiej niż podniecająco.

pomyślał, że musi częściej używać tych nowych perfum i przyparł nieco lucy do ściany sklepu, która niestety była lekko chropowata, ale raczej nie wbijała jej się jakoś wyjątkowo mocno w plecy. w każdym razie śladów nie będzie. i całował już całkiem mocno i gwałtownie, heej, chyba o to chodzi,nie?

tak! lucille strasznie się podnieciła faktem, iż drugi dzień z rzędu pieprzy się z nieznanym chłopakiem, może niedługo zacznie się nawet puszczać za pieniądze. zachichotała, nawet, w związku z tym odsunęła od niego twarz, kładąc dłoń na ustach.

Sid, z racji, że był nienormalny nieco i szalonyyyyyyyyy.com to też zaczął się śmiać, puścił ją też, co wcale nie znaczyło, że nadal nie miał na nią ochoty.

odchrząknęła, przeczesując smukłymi palcami jasne kosmyki. przyglądała mu się badawczo.
- ale wiesz, to kosztuje - przygryzła dolną wargę, z której zdążył sid już zlizac błyszczyk, nieładnie.

uniósł brwi, przyglądając jej sie uważnie. - hę? - może się przesłyszał. poza tym podobno prostytutki nie całują w usta...

Odgarnęła włosy za plecy, z zamechem nawet, ale nie rzucała się po całej ulicy. Uśmiechnęła łobuzersko, w dodatku, mierzwiąc mu włosy.
- Tylko żartowałam, chociaż chciałabym być prostytutką, wyobrażasz to sobie? Seks milion razy dziennie. Ale tylko taką, od bogatych i przystojnych - miała swoje wymagania i warunki, ale nie chciało jej się już rozmawiać, więc oparła głowę o szybę sklepu chyba i zamknęła oczy, by zacząć się śmiać. To po jaraniu.

-jestem bogaty i przystojny, możesz się kiedyś odezwać - zamachał karteczką ze swoim numerem, zgiętą wpół i wsuniętą między palec wskazujący i środkowy, po to tylko, żeby zaraz wsunąć go w jej kieszeń. - ja muszę iść, do zobaczenia - i poszedł.

I ona poszła. Do domciu, spać, bo była zła na Sida, to już moja druga postać zła na Sida.

naprawdę nie wiem, co elvis robił pod sklepem z meblami. to znaczy, owszem, wiem, palił i siedział na jakowymś murku, czy schodach, starając się nie wadzić nikomu. tak poza tym, to początkowo chciał tu wejść, by poszukać czegoś dla ciotki na sto pięćdziesiąte ósme urodziny. to znaczy, on nie wiedział, ile ta cała ciotka ma lat, strzelał. nieważne, to wszystko nie zmienia faktu, że siedział i palił.

toulouse właśnie wracała nie mam pojęcia skąd, ale miała rozwiane włosy, rumieńce na policzkach i było generalnie niewesoło, bo hej miała za sobą okropny dzień - matka plus ojciec. i zdeptała prawie e, mówiąc 'jezu, przepraszam'.

- żadne jezu, jestem elvis! - zaśmiał się, by zaraz dodać coś tam, że nic się nie stało, czy coś w ten deseń. w każdym razie, kojarzył toulouse z twarzy, bo chodzili wbrew pozorom do tej samej szkoły, nie wiem jak z klasą, w każdym razie, elvis uśmiechnął się miło, zgasił papierosa o to, na czym siedział, i wstał, by kulturalnie podać jej rękę.

uśmiechnęła się do niego mgliście, przewracając komórkę z prawej do lewej dłoni, by zaraz wcisnąć ją do dużej torebki, fioletowej jak tak sobie myślę, pasującej do butów jimmy'ego choo.
- hej, kojarzę cię ze szkoły - powiedziała w końcu i uścisnęła jego dłoń - jestem toulouse, miło mi cię poznać. naprawdę nie chciałam, no wiesz, ale jestem dzisiaj jakaś hm - zastanowiła się nad dobraniem właściwego słowa - rozkojarzona!
jasne, każdy by był, gdyby się dowiedział, że matka nigdy go nie chciała, a ojciec zrobił dziecko jakiejś emerytowanej modelce.

potarł kciukiem o prawy policzek, niemniej piegowaty niż lewy.
- ja ciebie też kojarzę. - uhuuu, kto nie kojarzył tych nóg do samego nieba i przyjemnego uśmiechu, który prawie zawsze jej towarzyszył. okej, dzisiaj może niespecjalnie. - coś się stało? chodź, usiądźmy.. chociaż może lepiej nie tutaj, nie miałabyś ochoty na coś ciepłego? albo na drinka? sprzedawca ze sklepu już dwa razy wychodził, by zwrócić mi uwagę.

spojrzała wyczekująco na ekran komórki. zero wiadomości od sida, jak i od del. westchnęła głośno, odchylając głowę w bok i uśmiechnęła się do elvisa.
- chętnie bym się napiła drinka. abstynencja mi nie służy, alkoholizm pewnie też, ale co ja mogę na to poradzić, och nie słuchaj mnie elvis, serio. ale możesz mnie zaprowadzić do jakiegoś miłego klubu - przygryzła wcale nie nerwowo dolną wargę, smakując przy tym błyszczyka.

- w porządku, wieeeki nie byłem w żadnym klubie, ale to chyba głównie dlatego, że przepadam za upijaniem się w domu. picie w samotności podobno prowadzi do depresji, uch, trudno. chodźmy, toulouse - pozwolił sobie wziąć ją pod ramię, żentelmeńsko, przy okazji wąchając jej wlosy, ale zupełnie niewinnie i tak dalej, i w zasadzie to możesz zacząć, bo ja idę się kąpać rajt nał.