weterynarz.

tudzież weteryniaż.

: d.

siedział

mam nadzieję, że jest tam też koci psycholog... i jakiś farmer... wiesz co, znudziło mi się pisanie wielkich literek...
więc bf przyszła, co z tego, że w paryżu pewnie jest fchuj weterynarzy, pchnęła drzwi i papuga zakrakała, czy co tam robią papugi, zamachała do knocka, nie wiem, czy pjes też tam był, czy może go obtegowywali właśnie. - cześć.

Nie było psa, a Harolt wstał zaraz, jak tylko weszła, bo był grzeczny i pocałował ją w czoło. - Cześć, jezu, umieram już z nudów. - Westchnął, opadając znowu na krzesełko

- A co oni mu tam robią? No cześć, nie mają żadnych gazet? - U dentysty zawsze nadrabiała swoje braki w magazynach naukowych i całej reszcie, bo tam zawsze były całe masy takich, więc sądziła, że u weterynarza również. Ale może mieli tylko gazety typu 'kot' albo 'kocie sprawy'. (Basia się dzisiaj w kiosku tam pytała, czy może są kocie sprawy nowe?? albo najnowszy numer kota???? wstyd mi było,xd)

-Nie wiem, ale chyba jestem zbyt zestresowany, żeby czytać teraz jakieś gazety, to już druga operacja, wiesz, wczoraj miał pierwszą. - Zasmucił się bardzo, no bo kurwa ja też bym się smuciła raczej, raczej na pewno nawet bym powiedziała i zgarbił się, z łokciami na kolanach. - Co robiłaś? Nie musiałaś przychodzić.

- Yhyy - mruknęła, nie chcąc mówić, ze on też by przyszedł, gdyby jej pies miał operację, bo:
a) nie miała psa
b) skąd mogła wiedzieć, czy by przyszedł! :<
Usiadła na plastikowym krzesełku w kolorze sraczkowatym, potarła prawą stopą o swoją łydkę, westchnęła, stwierdzając, że gdyby obgryzała paznokcie, to pewnie teraz by się za to wzięła. - Nic nie robiłam, więc co mi szkodziło przychodzić, nie? To chyba dobry lekarz, patrz na te yyy dyplomy! - Machnęła w stronę ściany nad stanowiskiem recepcjonistki, sekretarki, czy innej kobieciny.

-no dobry, dobry, znajomy znajomego mi polecił - wzruszył ramionami, zachowując się nieco apatycznie i nieżywo, bo miał bolejące serce, czuł się jak jedna z tych kobiet, których dzieci właśnie mają operację i dwa procent szans przeżycia, a może nawet gorzej, bo harold generalnie byl bardzo uczuciowy. oparł się o chłodną ścianę i wziął bf za rękę, dłoń raczej i gładził kciukiem jej gładką powierzchnię.

- Hm - westchnęła, przecież nie bedzie go pocieszała, zwłaszcza, że nie do końca ma pojęcie na temat poważności, jak to głupio brzmi omg, sprawy, a przecież nie może mu powtarzac, że wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze, bo wtedy Knock się załamie jeszcze bardziej, jak coś jednak nie wyjdzie i pjes skończy bez nogi, czy coś. Wydęła nieco usta. - Długo tu siedzisz? Jadłeś coś? Jesteś szalenie blady.

tak, but mu wlazł w nogę xd
-coś ty, nie jestem głodny. co u eee.. twoich koleżanek? - zapytał w celu zmiany tematu, przemknęło mu przez twarz nawet i coś na kształt uśmiechu. oblizał wargi, przypatrując się zatroskanej bf, musiał przyznać, że było jej do twarzy nawet, może i będzie musiał częściej ją martwić. uśmiechnął się w związku z tym już bardziej, i westchnął po raz kolejny.

no a czemu nie!!!!!!
- Nie wiem, może powinnam im była powiedzieć o tym - nie chciała już mówić o tym psie co zjadł buta i teraz cię martwi knock!!! bo uznała, że to mogłoby być trochę nieprzyjemne, więc oblizała usta - to może przysłałyby jakieś kwiatki i kartki, jak złamałam nogę to dostałam ładne kartki. A co u twoich kolegów? ;_; - W zasadzie to nawet nie wiedziała, czy Harold ma jakichś kolegów...

-butterfly - tak, specjalnie do niej zwrócił się pełnym imieniem - proszę ciebie, przestań zachowywać się jak dziesięciolatka.
ups.

- Ech, Knock, ranisz me serce - westchnęła i to tyle, bo pociągnęła nosem i zamknęła się w sobie jak żółw, albo ślimak, chociaż żółwie są przyjaźniejsze i mniej obślizgłe. - Ale w porządku... Postaram się już tak nie zachowywać. - Jasne.

to serio irytujące xd aż nie wiem potem nigdy co pisać i knock ma takie posty trzylinijkowe.
okej, a po chwili wyszedł weterynarz który powiedział, że pies będzie do odebrani za dwie godziny i tam jeszcze mówił kilka fajnych rzeczy typu czym go potem karmić etc etc, no a jak poszedł to knock powiedział - zmywamy się stąd?

ej ale ja nie umiem grać, srsly.
- Taak, możemy - przytaknęła wstając. Odgarnęła włosy za ucho, zerknęła na sufit. - Hm, w zasadzie mam ochotę na kawę, ale mogę równie dobrze wypić w domu, czy coś, więc możemy się przejść, co? Nie wieeem, uch.

-,-
-weźmiemy na wynos i pójdziemy w wąskie uliczki - postanowił ochoczo i zabrał swoją kurtkę, którą trzymał w rękach, i zaczniesz.

siedział na schodkach przed zamkniętym drzwiami i popijał red bulla. od rana chodził niespecjalnie przytomny, przez kilka ostatnich dni, stawiał raczej na tak zwane korzystanie z życia, a teraz miał potęęężnego kaca. zastanawiał się, gdzie wcięło chujka parkera i co tu się w ogóle dzieje, on o niczym nie wiedział. zauwazył, ze ma na nogach dwa inne buty!!!!

mój jim nosi dwa różne buty. czerwonego i żółtego conversa. no nic, koniec zwierzeń na ten temat.
effy wracała tędy z wykładów, albo wypożyczalni dvd, jak wolisz. jeżeli to drugie, właśnie oglądała opakowanie filmu pod tytułem łat hepynd in da las wegas i chichrała z asztona, bo ja zawsze chichram jak go widzę.

- w porządku? - spojrzał na nią, troche jak na wariatkę, myślę, a zaraz dostrzegł w niej tę dziewczynę, która ostatnio przed nim ciągle ucieka. oczywiście, jeśli juz pojawia się na uczelni, hihi - ah, to ty, cześć. co tam masz? - wyciągnął trochę szyję, by dojrzeć okładkę filmu w rękach effy, ale syknął z bólu. głowa, no wiecie rozumiecie - no...nieważne.

-ja? w jaknajlepszym. to znaczy porządku. ale ty chyba nie - zmarszczyła czoło, patrząc na niego średnio zainteresowana, dopóki nie rozpoznała w nim napaleńca z uczelni. przycisnęła film do piersi, wiesz jak i zastukała czubkiem swojej seksy saszki o chodnik - ah, to ty.

- tak, to ja - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i wstał. przygniótł butem puszkę po red bullu i wyrzucił za płot, który znajdował się gdzieś za jego plecami - w każdym razie też jest w porządku. więc, co tam oglądasz? - kiwnął podbródkiem na film i wbił dłonie do kieszeni rurek, które ciągle spadały z jego tyłka. chciało mu się seksu, bardzo, ostatnio bardzo cierpiał z powodu abby, dlatego pewnie potrzebował seksu, myślę.

ostarnio prawie mu się udało, gdyby nie jacob, prawda.
uśmiechnęła się lekko i wyciągnęła w jego stronę pudełko z filmem, patrząc jakoś mało ukradkowo na jego krocze. effy nigdy nie była jakoś szczególnie nieśmiała, ani nic z tych rzeczy. może miała przez pewien czas małą awersję do jedzenia i seksu po incydencie, podczas którego to jej rodzice uprawiali seks na kuchennym blacie, amen.
-sam zobacz.

ofuj. nathaniel na szczęście nie przeżył żadnej z takich tragicznych historii, wątpił nawet, ze jego rodzice ze sobą współżyją (jeszcze by sie zdziwił, hihi). chwycił pudełko i uśmiechnął się do effy.
- chyba jeszcze tego nie widziałem - i patrzył jej w oczy, bo ostatnio, kiedy spojrzał na biust, to uciekła, wolał być ostrożny. ostatnio stał się strasznie niewyżytym samcem, myślę, ale jakoś nieszczególnie go to obchodziło.

-hm, ja też nie (to raczej logiczne), ale hm w zasadzie możemy obejrzeć do razem. jeśli chcesz - if you don't mind, kocham i ubóstwiam to stwierdzenie. w każdym razie effy uśmiechnęła się do niego raczej zadziornie, nieznacznie mrużąc oczy. spokojnie, nie była cnotką niewydymką tak jak charlot.

charlot pozdro, yo. nathaniel zmierzwił włosy, udając, ze się zastanawia, po czym objął effy delikatnie ramieniem.
- więc, moja droga effy, myślę, że możemy pójść do mnie, przygotowałem dziś chińszczyznę, dobre wino też się znajdzie - jasne, chińszczyznę robił w piątek, więc pewnie zaczęła żyć swoim życiem, a wino już dawno wypił, więc to tylko taka podpucha, hee. obiecanki cacanki!

-eew, nie lubię chińszczyzny. to niemoralne jeść psy, a wydaje mi się, że to wcale nie jest tylko gadanie na ten temat - zmarszczyła nos, kirsten ma ładny nos, jednak nie odsunęła się od nejta w związku z tym, że ten jednak lubił chińszczyznę. nie kwestionowała też tego czy swoją zrobił z pudla sąsiadki czy nie. po prostu mówiła - w zasadzie wystarczy mi heineken i popkorn z masłem, który tak się składa czeka już w domu.

- może być! - stwierdził i powiedział zeby prowadziła, a ty zaczniesz