ZOO.

jeśli już jest to usuńcie :c
w każdym razie delano przybył tutaj z cecilie, zastanawiając się trochę, jak ma jej powiedzieć o tym, co myślał w przerwach od nauki.
- wiesz, dziś się dużo uczyłem, filozofii, bo mam kolokwium w środę. i tak sobie myślałem, że chyba się starzejemy sesil ;< kiedyś kochaliśmy się w różnych, dziwnych miejscach, a teraz? tylko w ritzu - właśnie.

zachichotała, nie spodziewała się po nim takiej bezpośredniości, która ją zupełnie ucieszyła, zmrużyła więc oczy, unosząc prawy kącik ust wyżej niż lewy. - delano, chyba nie chodzi o to, że się starzejemy. przynajmniej mam taką nadzieję. jeśli chcesz, mogę się kochać z tobą wszędzie, wiesz? nawet tu i teraz, pośród tych dzieci w wieku przedszkolnym i całej reszty. - a może nie?

delano się nad tym zastanowił. w zasadzie nieopodal była miła ławeczka, na której mogli się pieprzyć nawet do przyszłego roku, ale no właśnie, to delano, a te dzieci, no wiesz.
- nie będziemy demoralizować młodszych - stwierdził, uśmiechając się, ale przyciągnął do siebie cecilie ramieniem, że coś wymyśli. tymczasem poprowadził ją do klatki z misiami.

przewróciła oczyma. - myślę, że te dzieci są już zdemoralizowane niemniej niż niektóre paryskie dziwki. ale jak chcesz, idziemy do misiów? - spytała, bo obczaiła drogowskaz czy coś na jego wzór, bo takie są zazwyczaj w zoo.

stwierdził, że jak tak to dobra i zignorował uwagę o misiach, pchając cecilie na ławeczkę, bo na stojąco nigdy nie lubił. w zasadzie to podrodze wyszeptał jej do ucha coś bardzo dirty, czego jeszcze nie wymyśliłam, po czym je ugryzł! że ucho.

stwierdziła, że takiego właśnie delano lubiła najbardziej, pocałowała pośpiesznie jego szyję, by potem, kiedy na ławce znalazła się już, pociągnąć na siebie delano za kurtkę, marynarkę, co tam miał, mówiąc cicho, by brał ją, jak jeszcze nigdy dotąd!!!!

tak bo delano tylko do seksu, to przykre trochę :c okej, nieważne xd
delano uśmiechnął się zupełnie łobuzersko, wcale nie ściągając marynarki, bo potem będzie mu zimno. cecilie pewnie miała sukienkę, więc rozważając jak ma się zabrać za rajstopy, odsunął zębami jej stanik i właśnie tam szukał skarbów, które znalazł i nawet jeden spenetrował językiem.

przesunęła językiem gdzieś po jego szyi, by potem się cichaczem rozejrzeć, czy nie ma w okolicy żadnego groźnego i srogiego stróża prawa abo strażaka, ale bogu dzięki nikogo takiego widać nie było, więc wzięła się za rozpinanie jego rozporka, co nie sprawiło jej większych problemów. przy okazji mruknęła, że go kocha i to bardzo, by nie czuł się zaniedbany/wykorzystywany!:<

franklinek, poczuł się z jej słowami lepiej, toteż podwinął materiał sukienki, by zsunąć dla odmiany rajstopki. stwierdził, że na zabawy z palcem jest za zimno, totez odsunął majtki i zsunąwszy swoje bokserki, wszedł w cecilie, straaaasznie i zajebiście ostro!

jęknęła prosto, albo prawie prosto do delanowego ucha, wbijając paznokcie w jego ramię, ale na szczęście, jak dla niego, miał jeszcze tę marynarkę i całą resztę, więc obędzie się bez groźnych zadrapań i paznokci zostających w skórze itp itd.

delano przysunął do siebie cecilie za pośladki, posuwając ją teraz na tyle ostro, że było mu diabelnie przyjemnie przy asyście drugiego już orgazmu, którego fala nastąpiła tu i teraz. wyszeptał jej do ucha coś niezrozumiałego nawet dla niego.

chociaż w związku ze sporadycznie sypiącym śniegiem powinno jej być zimno, było wręcz przeciwnie, zwłaszczaa teraz, kiedy cecilie miała zajebiaszczy orgazm, zazdrośćmy jej wszystkie. normalnie to pewnie tyłek przymarzlby jej do ławki, hyhy, a tak to przycisnęła usta do szyi delano, dysząc.

wszystko się kiedyś kończy. wyszedł więc z cecilie i wisiał nadal nad nią, oddychając naprawdę, naprawdę płytko.

uśmiechnęła się do niego jakoś tak słabo i westchnęła, mrużąc oczy. zmierzwiła mu włosy, bo wyglądały tak zwodniczo grzecznie, że nie mogła wytrzymać! i mruknęła jakoś tak od niechcenia, że może powinni zająć się oglądaniem zwierzątek już....
edit: ale jednak poszli coś tam hyhy

zmarzła już strasznie, ale miała bardzo ważne zaliczenie z fotografii, znaczy podejrzewam, że z zajęć fotograficznych, na które chodziła, bo przecież nie ma czegoś takiego jak 'fotografia' w szkole, chyba nawet szkoda; d. mogłaby być zamiast matematyki!!!! dobra, milczę. więc fotografowała zażarcie jakiegoś zmarźniętego lwa, który wyszedł na chwilę z jaskini, czy gdzie one tam śpią i chyba zamierzał ją zaraz zagryźć, albo tylko ładnie pozował.

jeffrey błądził po mieście. psia krew, chyba znowu poszedł nie w tę stronę, kierunki wciąż mu się myliły, chociaż podobno faceci nie mają z tym problemów. ale oni chyba mają ze wszystkim problemy. btw moja kole jest w technikum wjeczorowym fotograficznym jakimś hrhr. ale wracają do jeffa, szczęśliwie trafił na jakieś happy hours w zoo, kiedy bilety były za darmo (tzn tylko zbierali datki na jakieś lwy morskie, które zjadły za dużo pieniążków wrzuconych do ich basenika przez zwiedzających, ale jeffrey nie lubił pomagać zwierzętom, zwłaszcza tym morskim, bo bał się wody i nie umiał pływać : d) i kupił sobie watę cukrową u pana ze złotymi włosami, zaczaił się za marie i patrzył na jej plecy i zastanawiał się, czy ona przypadkiem nie przymarzła do podłoża yo.

nie przymarzła, machała teraz łokciem, miała seksowne łokcie, bo coś kombinowała przy aparacie, zaraz Ci się pochwalę, że kupiłam wczoraj lustrzankę, którą będę spłacała do końca życia chyba i nazwałam ją raphael. w każdym razie męczyła się z tym lwem, który jednak był chyba warty zachodu, jako, że wyglądał wyjątkowo ładnie na chłodnym, szarym tle sztucznych skał, które, jak podejrzewam, miały mu zagwarantować komfortowe samopoczucie. wydawał jej się jednak biedny i znerwicowany, zupełnie jak ona, może to jej bratnia dusza, może jednak jej nie zje, tylko zamieszkają razem i będą jeść krowie mięso na surowo. przez chwilę czuła jeffowy wzrok na plecach, chociaz oczywiście nie wiedziała, że to jeff, więc przez moment bała się odwrócić w obawie, że to krzyk, pozdro dla niego, który zaraz dźgnie ją w brzuch, jednocześnie załatwiając jakiemuś rozchichotanemu bachorowi stojącemu obok traumę do końca życia, w końcu jednak zdobyła się na odwagę i odwrociła gwałtownie, mierząc go wzrokiem.

mama powiedziała, że kupi mi lustrzankę na osiemnastkę -.-
jeffrey nie przestraszył się, mimo że marie trzepała się nie mniej niż claudia albo jego siostra, przed którą musiał się czasami chować w spiżarni, chociaż to on był tym starszym bliźniakiem, ba, na dodatek był facetem (podobno). cofnął się o pół kroku, by wyrzucić te siedemdziesiąt pięć procent waty, na które nie miał ochoty, bo zamarzło. potem podszedł bliżej marie, przekrzywiając głowę na bok, potarł palcem wskazującym prawej ręki o swój nos, jednocześnie przyglądając się bardzo uważnie jej nosowi. - masz coś tutaj. o tutaj! - pokazał, ale na swoim nosie, ale nie wiem gdzie dokładniej, bo nie znam się na nosach.
w każdym razie stwierdził, że marie ma czaderski aparat. i włosy. a i oczy niczego sobie.

-jejku, dzięki-odparła, zaraz starając się ogarnąć swój nos, tak, nos, chociaż nie wiem, czy cokolwiek tam miała, może tylko mu się wydawało, a może to ona miała jakiś problem z odbieraniem bodźców zewnętrznych, bo nic w sumie nie czuła. więc tylko starła potencjalnie niewidzialny pyłek z policzka i uśmiechnęła się do niego zupełnie uroczo, opierając się o barierkę oddzielającą ich od wybiegu lwa i stukając paznokciami, pomalowanymi na ciepły malinowy kolor w brzeg barierki. i fakt, miała czaderski aparat i włosy i oczy też niczego sobie, chociaż aparat miał jej się zaraz rozładować, włosy wpadały jej do oczu i przyklejały się do ust, a oczy właśnie miała zupełnie wysuszone od chłodu, jeśli coś takiego jest możliwe. chyba jest, znaczy znasz to uczucie!

pewnie nic nie miała na nosie, pewnie to tylko niezdarny podryw jeffa numer pięć tysięcy dwieście dziewięćdziesiąt jeden (tak zwany podryw 'na coś na nosie'). zawstydził się, bo zgłupiał trochę przez jej piękno i całą resztę. no i uciekł, mrucząc coś o tym, że zapomniał zamknąć okna w kuchni.... adieu ;_;

;_;, szkoda, bo w zasadzie chciała zrobić mu zdjęcie!

przyszedł tutaj bo chyba się napalił na jakieś małpy czy tam hipopotamy. a jego testosteron znowu buchał i buchał jak gorący gejzer. kupił grzecznie bilet i nawet popcorn, który wpierdzielił w trzy minuty. chodził sobie dookoła klatki z wieprzami, których orgazm trwa 30 minut ale okej. przyglądał im sie uważnie i próbował rozszyfrować ich zagadkę.

czy może odgadnąć, który z wieprzy właśnie przeżywa orgazm oraz który był jego sprawcą. może napalały się na sam widok hajdena? zdecydowanie! abigail uznała, że jej święta i tak są dostatecznie nudne, toteż postanowiła urozmaicić je spędzeniem pierwszego dnia świąt właśnie w zoo, z żyrafami albo piżmowołami, jeszcze się nie zdecydowała ale spokojnie. przechodziła więc koło wieprzy i dostrzegła davida, uśmiechając się do niego porozumiewawczo. nie wiem tylko dlaczego.

boże. przyjrzał się biednej dziewczynce, która uśmiechnęła się do niego dziwnie. może ona wiedziała o czym on myślał? okej, więc starał się przestać myśleć o wieprzach, które bardzo możliwe, że się na niego napalają. pomyślał o swojej wódce, którą trzymał w popiersiówce, bo przecież zimno było a rozgrzać się i humor sobie poprawić jakoś trzeba. podszedł wolno do dziewczyny, która akurat obserwowała to samo co on-wiesz o czym one myślą?-szepnął cicho tak żeby wieprz, który stał najbliżej krat go nie usłyszał, bo przecież jakoś dziwnie się na niego patrzył!

-myślę, że chcą żebyś podzielił się z nimi wódką - szepnęła niemniej konspiracyjnie, nachylając się do davida i lekko wspinając na palce. był wysoki i seksowny, więc chciała w dyskretny sposób sprawdzić czy do tego jego perfumy przyprawiają ją o zawrót głowy. przyprawiały - zresztą, tak samo jak ja - opadła na pięty i uśmiechnęła się słodko. ale nie jak różowa idiotka, tylko wiesz słodko pozytywnie.

przestraszył się jej, bo niby skąd ona miała wiedzieć, że ma wódkę? przechylił lekko głowę w lewo by móc powąchać swoją kurtkę, która tylko trochę pachniała alkoholem.-wsadzili by mnie wtedy do więzienia za rozpijanie wieprzy-pokiwał głową i dopiero po chwili uświadomił sobie absurdalność swojej wypowiedzi. jedna popiersiówka nie wystarczyłaby do upicia tak ogromnego zwierza.

wzruszyła ramionami, bo szczerze mówiąc mało obchodziło ją to co potem stanie się z tym nieznajomym facetem o wyjątkowo seksownych ustach. grunt, że zobaczyłaby pijanego wieprza. a to dosyć niecodzienne. spojrzała więc na davida z uniesionymi brwiami.
-proszę? tylko jednego. zawsze chciałam zobaczyć pijanego wieprza.................

-aha?-uniósł brew zataczając palcem małe kółka na kracie-ja zawsze chciałem zobaczyć pijaną dziewczynę w zoo-wypuścił powietrze z ust-w dodatku w klatce z wieprzami-klasnął w rączki przyglądając się jej uważnie. tylko pytanie jest czy jego fantazją jest uprawianie seksu w zoo na oczach dość prymitywnych stworzeń.

/boże. zaraz mnie zabiją. możemy dokończyć grę później?

-wolałabym raczej opcję z dziewczyną i jej nowo poznanym znajomym pijanych w klatce z wieprzami - spojrzała na niego ze swego rodzaju szelmowskim uśmiechem na twarzy i wsunęła dłonie do tylnych kieszeni nieco za luźnych rurek. znowu zapomniała rękawiczek i trochę zmarzły jej palce - jestem abigail. to tak w ramach formalności. żebyś był moim nowo poznanym znajomym, a nie kompletnym obcym. no. a potem się rozmyśliła i uciekła xd.

przyszła pogapić się na różne rybki, ona lubiła rybki, taki miała sentyment do nich. mały. i powoli przeradzało się to w obsesję ? stała teraz właściwie z nosem w akwarium i czytała o jakiś błazenkach itp. stukała od czasu do czasu w szybę, ale rybki się bały, to przestała. ale stałą i z udawanym zainteresowaniem wgapiała się w szybę.

Przyszła tutaj, spotkać się z desire. No więc doszła do akwarium - Cześć! Co tam u Ciebie? - przywitała się z des.

- cześć kochana. uśmiechnęła się i odwróciła się w jej stronę bo patrzyła się teraz na jakiś nowy gatunek ryb, pewnie z tych jakiś ludożerców, ale ona lubiła ludożerców, z resztą to mi się kojarzy z ludożerka chce cukierka, ale enłej, xd - a wiesz, spokojnie idą święta. a u ciebie, hm ? nauczyłaś się wreszcie palić ? uśmiechnęła się i przy okazji sprawdziła, czy ma jakieś papierosy.

- U mnie też bardzo spokojnie i miło. Dzisiaj czeka mnie jeszcze rodzinny późny obiad, ale dopiero za jakiś czas. Nie miałam za bardzo okazji na palenie, wiesz to dopiero byłaby rodzinna sensacja! Moi krewni lubują się w plotach i docinkach - roześmiała się

- ah tak, rozumiem. uśmiechnęła się i poszła do następnego akwarium. - wiesz, jak moi rodzice, dowiedzieli się, że palę, wściekli się, a potem wysłali do babci. a potem zaczęło się gorzej. no i się w końcu rozwiedli. mówiła jakimś beznamiętnym kompletnie tonem, w końcu, nie chciała pokazać, że ona to bardzo przeżyła. odwróciła więc wzrok na chwilę od akwariów, w końcu to nasza diz. mała i zagubiona dziewczynka. policzyła do 10 i uśmiech jej znowu powrócił na usta.

Hm, jej rodzice raczej się nie kłócili więc spróbowała to sobie wyobrazić - No, moi rodzice raczej nie byliby zachwyceni, może nie zrobiliby mi awantury, ale mieliby do mnie pretensje. A potem przeszłoby to do rodzinnych historii: jak to "zeszłam na złą drogę" i zaczęłam palić. - uśmiechnęła się

- oj tam, powiedziałabyś, że przecież to przeze mnie wiesz, zwaliłabyś na złą i mroczną diz. hej, na mnie można wszystko zwalać, na prawdę. ja się nie obrażę, nic a nic. możesz nawet powiedzieć, że przeze mnie się rozpiłaś, rozćpałaś. ja już po prostu taka jestem zaśmiała się. - ejj, wiesz, hm, ale jak wyjdziemy z tego zoo, no to możemy zapalić, mam fajni jak coś. uśmiechnęła się.

- Nie, nie jestem taka żeby na Ciebie zwalać winę. No to fajnie, że zapalimy, będę miała okazję poćwiczyć. Tylko potem będę żuła gumę, żeby ktoś z rodziny przypadkiem nie poczuł. - roześmiała się znowu na myśl o tym

- nie no ok. jasne. wiesz, jak ja musiałam się kryć. pierwszy od razu dowiedział się o tym, że palę mój brat. wiesz, wyczuł coś, chyba kiedyś ode mnie. może to dlatego, że sama od pewnego momentu sobie prałam ciuchy ? nie wiem. być może. to jak ? idziemy stąd ? to znaczy na zewnątrz. zapytała.

- Chodźmy - wyszła na zewnątrz - No właśnie, a ja jeszcze mam taki problem, że moja mama i siostra babci, ciocia Jeanne mają superwrażliwy węch. Wszystko wyczują. Ja odziedziczyłam to po nich - powiedziała, kiedy już stały na zewnątrz

od razu wzięła się za paczkę papierosów i podała też ją gracie, i sama zaraz zapaliła jednego, jakże swoją zajebistą zapalniczką którą też zaraz podała oczywiście gracie. - masz, niby mocne, ale da się palić. zaciągnęła się porządnie, co spotkało się z dziwnym wzrokiem pana sprzątacza, ale ona i tak to zignorowała.

Ona też zapaliła. Na pewno wyszło jej lepiej niż pierwszym razem - Dla mnie to obojętne czy mocne czy nie, jeszcze się na nich nie znam

- no, wiesz, ja to się już nam. mam już nawet niezły staż. cholera, muszę jeszcze wyjść na spacer z moją labradorką. hej, pójdziemy teraz do mnie, zabierzemy ją i pójdziemy pod wieżę eiffla, popatrzeć na ludzi ? zapytała, wydmuchując dym nosem.

- Tak, to świetny pomysł! - no bo stanie przy ZOO było mniej ciekawe niż spacer

- okeej, to chodźmy do mnie. taaak. i poszły, i zacznę.

Przyszła po oglądać zwierzątka, ale jej sie znudziło chodzenie, wiec usadła koło wybiegu małpek, bo były takie zabawne.

Leonce w sumie nie miał nic lepszego do roboty niż takie bezsensowne się kręcenie po zoo z bananem powiedzmy, albo może zamieńmy banana na gruszce, toteż to czynił włąśnie. Usiadł obok Vi, mrużąc oczy, bo zimno było i wiatr mu w owe wiał.

Roześmiała się głośno, bo jedna małpa waliła druga po głowie.
- Zabawne są!- powiedziała do przybysza.

-W sumie już mi się znudziły. Ostatnio obstawiam kameleony - powiedział z miną znawcy, którym jednakże niestety nie był. Nie miał nawet żadnego zwierzątka w domu, ubolewał jednak.

- Interesujące.- powiedziała nie odrywając wzroku od małp. -Zimno tu. Ale jak stąd wyjść? - powiedzmy sobie szczerze, Vi zwierzęta lubi, ale co za dużo to nie zdrowo. Poza ty sie zgubiła, no! Tylko ćśśś, nikomu nie mówcie.