walerja i tata.

łał.

walerja leżała na kanapie w salonie, wpatrując się w sufit. bolały ją okolice kości biodrowej, choć czuła jakby zaraz miała umrzeć, bo ona wszystko strasznie przeżywa. czekała na gowena mając nadzieję, że jakoś jej pomoże :c.

przyszedł więc, zapukał do drzwi, oparł się o ścianę obok, westchnął ciężko i czekał, bo umierał prawie. co za pogoda.

valerie podniosła się z kanapy, ale w zasadzie przychodziło jej to z trudem. powiedziała tacie, że dostała okres i dlatego ją tak wszystko boli, bo rzecz jasna zauwazył, ze coś jest nie tak jak powinno. teraz był w pracy, całe szczęście.
- czeeeeść, wejdź - uśmiechnęła się delikatnie i przesunęła na bok, by zamknąć za gowenem drzwi, kiedy już wszedł - strasznie zimno? - bo przecież nie była dziś na świeżym powietrzu.

-no czesc. nie widac? mam pierdzielony snieg we wlosach i za kolnierzem. - sciagnal kurtke i zostawil ja na oparciu jakiegos krzesla, i zaraz zdjal tez kardigan i polozyl obok kurtki, a sam wlozyl dlonie pod koszulke na plecach, ale potem jednak sie tak dziwnie powyginal i powypinal i wlozyl z tylu na kark, bo ten snieg potrafi byc irytujacy. i chwilowo tyle, to pracochlonne, a sniegu bylo duzo na jego karczyhoo.

valerie opierała się plecami o futrynę i ze skrzyżowanymi rękami na piersiach, obserwowała gowena.
- więc, napijesz się czegoś? - zapytała, jakoś koślawo poruszając w stronę kuchni, bo im wiecej ruchow wykonywala miednicą, tym bardziej bolało. pociągnęła chyba też za sobą gowena, bo stanie w przedpokoju jest głupie, choć walerja i tata mieli miły przedpokoj.

-nie przejmuj sie. co z twoja koscia? czy czyms tam. - skrzyzowal rece na piersiach, mial mokra reke prawa, a val miala snieg na dywanie. ciagle jej imie kojarzy mi sie z val kilmerem : D

dałaby mu ręczniczek, ale to oznaczałoby kolejną walkę z miednicą w drodze do łazienki, a wolała nie ryzykować. oparła się więc o stół, uprzednio dając gowenowi tylko ręcznik papierowy :d.
- hm, boli, nie chcę nawet na to patrzeć - pokręciła głową - i w ogóle sory, że cię tu ściągałam i tak dalej, ale ojcu nie pokażę, bo po pierwsze on jeszcze nic o tym nie wie, po drugie pewnie nie wróci wcześniej niż jutro rano.....

-pokaaaz. to moze byc niebezpieczne dla ciebie i najblizszego otoczenia :c - opwiedzial troche zmartwiony, ale tylko troche, w koncu nie znali sie zbyt dlugo. oblizal wargi i dotknal jej ramienia. - zaufaj mi xd

omg, jak jakiś lekarz :d. valerie bała się lekarzy również, ale w porządku, pokiwała głową i ruszyła do salonu, dosyć przestronnego. stanęla gdześ nie wiem koło stołu i rozsunęła rozporek spodni, bo jakoś trzeba się dostać do kości biodrowej i w ogóle. chyba nawet się trochę krępowała!!!!!! ale to nic, odchyliła materiał majtek ck i pokazała mu swój opatrunek. a sama odwróciła głowę do tyłu. fuj, nie lubię tatuaży.

w stadium poczatkowym tez nie przepadam... - uu, niezbyt ladnie to wyglada.- skrzywil sie, ale chyba nie widziala. oblizal tez usta znowu, bo mu wysychaly od oblizywania jeszcze bardziej i zlapal opatrunek, a raczej brzeg w dwa palce i nieco odsunal. - ty, a nie kazali ci przyjsc na jakas, ee, kontrole? czy cos? =d

- nie wiem, nie słuchałam ich, bardziej byłam zajęta w ogóle przezywaniem tego wszystkiego!!!!! - rzuciła drżącym głosem, bo jeszcze ją wystraszył, pewnie teraz umrze, a potem jej tata za nią i wszyscy inni również. okej, nie mieli innej rodziny, a przynajmniej nie utrzymywali z nimi kontaktów. spoglądała gdzieś daleko za okno na oświetlone latarniami ulice.

-no dobra, masz jakas wode utleniona? wiesz, to jest strasznie usyfione. moge oderwac opatrunek? to w ogole nie ma zadnego dostepu powietrza, tak mysle. - patrz, ale sie madrze<3, chociaz mam z biologii 3. ale moge sobie przez chwile powkrecac, ze jestem fajna.

ja poki co z biologii mam gołą jedynkę, którą od trzech tygodni planukę poprawić. no, nieważne, biologia nie interesuje mnie wcale, akurat. pokiwała delikatnie głową, co znaczyło, ze może zerwać opatrunek. z nerwów zrobiło jej się już strasznie zimno, pewnie zaraz umrze na serce.
- mhm, woooda też gdzieś jest, zaraz przyniosę - i zasłoniła sobie oczy dłonią, pewnie zaraz uderzy w jakieś do połowy otwarte drzwi czy coś takiego : D

-ja przyniosee. mozesz sie czuc jak kleopatra, czy cos, ale wachlowac cie ne bede, mam delikatne dlonie i moge poranic o bambusowe liscie. - wyszczerzyl sie i wstal. - gdzie wiec?

zachichotała i wróciła do poprzedniej pozycji, chyba nawet opadła na kanapę w pozycji półleżącej i zamknęła oczy. co nie oznaczało, ze ktoś m ją wachlować.
- hm w kuchni, po prawej stronie, trzecia szafka na górze jest takiii koszyk i tam są leki i woda utleniona też - wyjaśniła gowenowi, myślę, że całkiem umiejętnie, ja nienawidzę czegoś komus tłumaczyć.

-spokaczento. zaraz wracam, nie umieraj. - poszedl wiec, i grzebiac w jej szafce zapytal tez, unoszac glos, jak wskazywaly rozne znaki na niebie i ziemii - w ogole to sama mieszkasz? - przypuszczal, ze tak. nie widzial zadnych meskich gadzetow. wrocil z woda utleniona i jakimis kuwa wacikami i znowu usiadl obok niej.

- to znaczy to jest mieszkanie moje i taty, ale on mieszka chwilowo ze swoją...kobietą - nie wiedziała czy powinna nazywac dziewczyną o cztery lata od siebie starszą kobietą, ale skoro jednak starsza była, to nawet wypadało - a ty? w ogóle daleko stąd mieszkasz? - otworzyla nawet oczy, bo czuła się mało komfortowo, nie patrząc na kogoś w trakcie rozmowy.

-aha, to chyba dobrze. masz spokoj i tak dalej. nie przejmowalbym sie kobietami ojca, to jest zarezerwowane dla mlodych blizniaczek olsen w tych ich glupiutkich filmach. - powiedzial zgodnie z prawda i przemilczal jej pytanie, bo to taki typ. a potem raz a dobrze oderwal zakrwawiony : D opatrunek. ała?

zasinęła dłonie na oparciu kanapy, bo akurat w tamtym miejscu się znalazły i ugryzła się w język, bo to szybko było tak szybko, ze nie zdążyla na nic więcej.
- o cholera - syknęła i odetchnęła głośno - dlaczego...ja...się...na...to...zgodziłam...- wydukała, mrugając energicznie powiekami, bo generalnie wiedziała, ze jeszcze dlugo i bardzo będzie wszystko co z jednym, głupim tatuażem przeżywać.

-nie sadze zebys umarla. - pocieszyl ja, nadal sie usmiechajac, taki sadystyczny doktorek. a potem polal woda utleniona na jej ranie, pienilo sie ze hoho:)

- nie chcę juuuż - jęknęła głośno i zacisnęła usta, powieki, nogi, ręce, wszystko co się dało, cała była zaciśnięta, bo woda utleniona jest straszna, toteż strasznie bolało. nienawidziła siebie bardzo w tym momencie, chyba z powodu tego, że nie słuchała wcześniej tych wszystkich mądrych ludzi dookoła, którzy mówili 'vaaal daj sobie spokój, z tatuażem...'

-skończyłem już. - powiedzmy że może nawet założył jej nowy opatrunek i tak dalej i generalnie on też udawał że jest fajny. - w porządku? będziezs umierać, mdleć? musisz iść do lekarza, tak swoją drogą, ja nie jestem profesjonalistą. - nachylił się tez i odgarnął jej włosy z czoła, uśmiechajac się ładnie.

- to jest jakiś koszmar - stwierdziła, nabierając powietrza w płuca, ale zaraz wypuściła. patrzyła na gowena z wdzięcznością, bo pewnie gdyby nie on to za kilka dni by umarła - hm, dzięki i w ogóle, umarłabym bez ciebie. teraz już nie umrę, tak? - skąd ona mogła wiedzieć, nigdy nie miała dobrych ocen z biologii. nie lubiła szkoły, jeśli w ogóle już jesteśmy w tym temacie.

-pewnie, ze umrzesz. mimo wszystko woda utleniona to n ie jest lekarstwo niesmiertelnosci : D - poglaskal ja czule po policzku i zgarnal wszystkie smieci na bok,a sam objal ja ramieniem, w sensie podtrzymywal, poza tym sie wczul w przytulna atmosfere jej mieszkania.

z racji takiej, a nie innej, valerji było całkiem miło, że ktoś się nią zaopiekował i tak dalej, bo to jest fajne, jeśli nie staje się namolne.
- okej, może zmieńmy temat mojej śmierci. nie lubię w ogóle rozmawiać o śmierci, więc nie wiem....opowiedz mi co dziś robiłeś - bo ona cały dzień leżała i ma kolejne godziny nieusprawiedliwione, a to raczej źle.

-chodzilem po miescie, patrzylem na tecze i rozmawialem ze wszystkimi sprzedawcami hotdogow, ile dalem rady, pisze felieton. cos musze robic, mimo wszystko. a ty? boli jeszcze? - zmartwil sie, znaczy ciagle sie martwil, przesuwajac delikatnie dlonia po jej opatrunku. =o

valerie generalnie była troszkę rozproszona samą obecnością gowena, zdarzeniami z kilku poprzednich godzin i tym, że jednak nadal ją bolało. uśmiechnęła się, ale nie jakoś wybitnie szeroko, na szczęście, bo pamiętajmy, że miała szparkę, której nienawidziła.
- mhm, trochęę - odpowiedziała spokojnie, zastanawiając się, czy gowen jej mówił co studiuje/czy studiuje, czy nie. wolała nie pytać, żeby jej nie wyśmiał.

-okej. pojde juz, hm. mam jeszcze pare rzeczy do zrobienia. - tajemniczych............. wstal z kanapy i sie przecagnal, bo ide zaraz na 'chce ci cos powiedziec' .

- hm, jasne - przytaknęła i wstała również, choć nadal ją bolało, chyba już nie tak bardzo. zapięła rozporek, xd i poprawiła włosy, bo chyba z tego wszystkiego to jej się roztrzepały.

no i poszet ;o mowiac ze jutro sie odezwiee.

a walerja spaciu ; d

ojaa wbił. to znaczy stanął przed drzwiami i walczył z kołnierzykiem, a raczej kołnierzykami, bo się poplątały razem z szalikiem, a potem zapukał parasolką.

valerie poruszyła się niespokojnie na swoim łóżku, bo własnie leżała i oglądała jakąś gazetę. w zasadzie otworzenie drzwi, było jedyną motywacją do tego, by się podnieść. nie włożyła nawet do zmywarki naczyń, które wczoraj wybrudziły z koleżanką. poprawiła jeszcze włosy, przyglądając się sobie w lusterku, podciągnęła rurki, które spadały z jej tyłka i otworzyla drzwi, uśmiechając się delikatnie.
- cześć, wchooodź - tym razem nie miał we włosach śniegu, choć tak sobie myślę, że musiał wyglądać wtedy uroczo. w każdym razie val pociągnęła gowena za nadgarstek i zamknęła drzwi.

wydala sie mroczna tajemnica, valerie nie czyta gazet, tylko je oglada :c val kilmer xddd no nie moge xd xddd niewazne :c xd - wchoodze - odpowiedzial wcale nie zlosliwie tylko raczej on taki byl i rzeczywiscie wszedl, calujac ja przelotnie w policzek, znaczy tak na ekhm xd wpol przelotnie, bo musial sie schylic. cale szczescie nic mu nie strzyknelo w kregoslupie ani nie wypadl dysk. podal jej swoj pol plaszcz xd i wlazl do salonu.

bo nie umie czytać może, :c. val klimer lowe, xddd
valerie wzięła więc pół płaszcz gowena i ruszyła z nim do sypialni. rzuciła na fotelu, bo przecież nie na kołdrę, jeszcze by jej się pobrudziła!!!! i z głośnym westchnieniem wróciła do salonu, siadając teraz w fotelu. chyba nawet zglodniała, bo przypomniało jej się, ze cały dzień nic nie tknęła. ale nie burczało jej w brzuchu, jak soplowi <3.
- jezu, oparzyłam się dzisiaj jakąś głupią herbatą i nie czuję języka - okej, herbata wcale nie była głupia, bo cytrynowa-jej ulubiona, ale sam fakt!!!

-to zle. jezyka tez nie bedziesz miala :c- posmutnial z tej okazji bo to mogloby byc zle gdyby na przyklad mieli byc malzenstwem. tez jestem glodna </3 - pokaz jezyk.

chodź na mocce, xd
wysunęła lekko język, spoglądając na niego w dół, ale nie dostrzegła, bo nos jej zasłaniał, choć w gruncie rzeczy nie miała dużego nosa. no cóż. podrapała się po kolanku.
- niedługo pewnie całkiem się rozpadnę i będzie trzeba mnie pochować na części :c - ostatnio zbyt często mówiła o swojej śmierci/pogrzebie, a to był najgorszy temat, bo śmierci w zasadzie się bała, pogrzebów nie lubiła, cmentarza również.

generalnie to siedziała i udawała, że ogląda telewizję, choć była wkurwiona na ojca, bo powiedział, ze nie może pojechac na ee tydzien mody do nowego jorku i wylaczyla telefon, bo sie na niego obrazila. czekala na gowena, w sumie.

to przyszedl co nie, po drodze zakupil sobie kole w puszcze zwykla kole lajt i zapukal w drzwi i ee to byloby tyle.

w zasadzie to nie chciało jej się podnosić tyłka, ale motywacją był gowen, toteż owinęła się szczelnie kołderką i pomaszerowała do przedpokoju. otworzyła mu drzwi i uśmiechnęła się sennie, bo dziś rano dostała okres i czuła się w związku z tym źle.
- tak zimno, a ty jeszcze kolę pijesz!!!! - nakrzyczała na niego, wtulając policzek w kołderkę, koloru różowego, tak wyszło.

-co za roznica? - wszedl wiec do srodka na samym wejsciu zrzucajac buty i kurtke na nie tak wybitnie niedbale i wepchal sie zaraz do pokoju glownego zwanego tez salonem, gdzie rozwalil sie ze tak powiem na kanapie i przygladal sie jej.

- no jest różnica, ale....dobra niewazne. co tam? - zapytała i usiadła po turecku na stole, poprawiając przy tym kołdrę, która ciągle w jakimś miejscu się osuwała. masowała się po brzuszku, choć to wcale nie pomaga, najlepiej by było gdyby zrobiła jakieś brzuszki, czy coś, ale teraz to juz jej sie odechciało.

-nic konkretnego. robilas ciasto? - zmarszczyl czolo i weszyl. chbya jednak tylko mu sie wydawalo, biedny. - jestem nudziarzem. u ciebie jak?

on wcale nie ma zgrabnego nosa jak tak patrzę.
- to zrob cos szalonego, nie wiem skocz z wiezy, czy co tam robią szaleńscy - wzruszyła ramionami, wzdychając głosno, bo gowen zachowywal sie tak, jakby wcale nic ostatnio sie nie stało i juz slyszala glos swojej kole z ławki na angielskim 'a nie mowilam.....'. - no co ty, nie umiem gotować w zasadzie, a co dopiero piec. może kupie sobie ksiazke kucharska. a moze nie jednak. nic, nie byłam w szkole drugi dzien i tak dalej i jutro też nie ide, ale moze w koncu spotkam sie z fan.

no bo pewnie duzo sie bil.
-skoczysz ze mna? pytam powaznie - naprawde powaznie, dla niej mogl w sumie umrzec na zgon. okej moze troche przesadzam i wcale nie dla niej, tylko dla zasady, bo sam uwazal ze jest archetypem odwaznosci. jeje - ja umiem gotowac. jestem fajny?

- a wygladam na psychicznie chorą? - miała nadzieję, że nie wygląda, choć dziś tylko trochę się pomalowała, w sensie ze masakrą, bo na więcej jakoś niespecjalnie miała energię - tak jesteś fajny, ale juz chyba o to pytałeś. albo to nie ty - bo te głuptaki z jej klasy też ciagle chcieli zeby mowic im ze sa fajni. oskar na przyklad pyta mnie codziennie czy go kocham, ale ja na niego patrze/

ale ty na niego patrzysz. - aha, no dobra. jestse niesympatyczna. cos nie tak? - zainteresowal sie. moze bedzie mogl opracowac na podstawie jej psychiki swoja prace magisterska.. czy cos.

hm zastanawiam sie o co mi chodzilo, chyba o to, ze tylko na niego patrze. no nieważne.
- jestem niesympatyczna? - zapytała zaskoczona,, wzdychając ciężko. chciało jej sie plakać przez to wszystko, bo ja też mam stany nerwicowe w okres, jak bruk z mody na sukces : D - przepraszam, mam dzisiaj humor do dupy i wszystko jest do dupy - schowała się w kołdrze.

powiedzial ze jest i poszli spac