fantiiine.

.

przybył więc dean, metrem, nie lubił autobusów, a pieszo mu się nie uśmiechało (samochodu też brak, bo miał tylko kartę rowerową). poza tym metro jest fajne. w każdym razie wyjął słuchawki z uszu i wsadził do tylnej kieszeni, spadających z jego tyłka żinsów, by stwierdzić, że chyba nawet trafił. zapukał kilkakrotnie, chcąc mieć pewność, ze fantine usłyszy.

karty rowerowe i chlopcy na rowerach sa seksowni. ale na takich miejskich rowerach. fantine rzeczywiscie uslyszala i nawet otworzyla, poprawiajac jeszcze dekolt-serek niebieskiego sweterka. - czesc. - usmiechnela sie i otworzyla drzwi szerzej. - czekaj, tylko ogarne wlosy. - powiedziala jeszcze i poszla do lazienki, zosstawiajac go chwilowo samego w przedpokoju.

dean oparł się ramieniem o pobliską ścianę, odprowadzając fantine wzrokiem do łazienki, w której to zaraz zniknęła. rozejrzał się po przedpokoju, badał teren i tak dalej.
- mam dla ciebie łyżwy! - oznajmił, bo własnie sobie przypomniał o plecaku nike, który zawiesił na jednym ramieniu. buty miał też nike, tak myślę, widziałam takie zajebiste męskie najki pod kolumnami!!!!!, bo moim zdaniem mieszanie nike&reebok&adidas&coś tam, jest niefajne.

-juhu! - zawolala aczkolwiek jak juz wyszla. - jaki rozmiar? - to wazne. ja na przyklad mam az 41, ale mam dlugasne rece, a wszyscy wiemy, ze reka od nadgarstka do lokcia=dlugosc stopy.

ja mam trzydzieści siedem :d. kupiłam takie baletki trzydzieści osiem, bo trzydzieści siedem nie było i mi teraz spadają.
jakby się nad tym zastanowić, to dean nawet nie miał pojęcia. położył plecak na komodzie i wyjął jedną z łyżew, by uważnie ją obejrzeć.
- nie wiem - rzekł, zgodnie z prawdą, wyciągając łyżwę w stronę fantine - sama sprawdź może, hm? jeśli będą za małe, to mogę ci pożyczyć moje, to jest bodajże czterdzieści cztery - zajrzał do plecaka znów, by upewnić się, czy zabrał swoje hokejówki. zabrał.

zadzwonił tata, ze mama jest w szpitalu, to dean poszedł i obiecał, że potem się odezwie.

aha, więc przyszedł dean. nie przewrócił się na schodach ani nic z tych rzeczy, toteż cało dotarł na piętro fantine. poprawił jeszcze spodnie, zmierzwił włosy, sprawiając tym samym, że miał na głowie jeszcze większy bałagan niż wcześniej i zapukał!

otworzyla mu drzwi ubrana w to co w ee, seciku, bo nie miala zbyt wiele czasu zeby sie ubrac, zreszta i tak nie wiedziala, po co i dlaczego ma sie ubierac, w koncu byla u siebie i miala fajne nogi. i ogolone. - czesc, dean. - przywitala sie milo, obdarzajac go szerokim usmiechem i przesunela sie, zeby mogl wejsc do srodka. przy okazji zmierzyla jego tylek ;c - jak leci?

dean zwrócił uwagę na długie i ogolone nogi fantine, bo był też tylko facetem, a oni zawsze zwracają uwagę na takie szczegóły. uśmiechnął się, już nie do nóg, a ich właścicielki.
- cześć fantine. f-fajnie wyglądasz - powiedział, zsuwając ze stóp buty. miał nadzieję, że fantine go zaraz nie wyrzuci, bo trochę marzł w drodze i mial zimne, zimne dłonie.

-ahm, dzieki. - zarumienila sie, ale zaraz musiala zamknac za nim drzwi na zamek tez i zdolala jakos ukryc ten rumieniec. podrapala sie po policzku, ktory juz jej nie palil i usmiechnela sie jakos tak niesmialo. - napijesz sie czegos? te lyzwy, hm, sa.. gdzies sa. zaraz znajde.

- hm, herbaty? z cytryną, jeśli masz - poprosił, przechodząc dalej. trafił nawet do kuchni, tak myślę, opierając teraz tyłek o pobliską szafkę - co słychać? w ogóle, takie głupie pytanie, ale studiujesz? - bo głupio mu było zapytać o wiek, kiedyś w gazecie evan, wyczytał, że kobiet się o takie rzeczy nie pyta, a tak było bezpiecznie. poza tym wyglądała całkiem dojrzale, więc miał podstawy ku temu.

-ano mam. to jest twoj szczesliwy dzien. - stwierdzila zupelnie powaznie i troche sie zdziwila jego pytaniem o studia. zmarszczyla nawet brwi, bo nie wiedziala, czy jest dla niego za mloda i on to juz wyczail, czy o co chodzi. - nie. jestem w ostatniej klasie liceum. - wzruszyla ramionami, bo to nie byl big dil i wlaczyla czajnik, opierajac sie o ktoras z szafek. - a ty?

zastanowił się nad tym chwilę, bo pierwsze co mu na myśl przyszło było to, że studiuje. a przecież nie studiował, o co rodzice nieustannie mieli pretensje. opuścił ręce, bo wcześniej miał skrzyżowane na piersiach, by spojrzeć na fantine.
- naprawdę? łał, ja bym powiedział, ze jesteś starsza. a masz już jakieś plany? ja...no cóż, nie studiuję. gram w zespole - i to byłoby na tyle, bo zapewne nie znała zespołu deana.

-o. - stwierdzila tylko krotko, otwierajac na chwile usta. nie wiem, czy dlatego, ze byla pod wrazeniem, czy ze byla tak zaskoczona. w sumie sama ne wiedziala. zreszta nie robilo to wielkiej roznicy, bo szybko sie zreflektowala i zalala mu herbate. - to fajnie. w zasadzie. amm, nie mam planow. ani troche. to beznadziejne, jestem w ostatniej klasie. - przewrocila oczyma. - dlatego fajnie, ze masz jakies tam zainteresowania, ja wcale.

- hm, jakies masz na pewno, każdy chyba ma. no nie wiem, imprezyy, mogłabyś być barmanką. albo i nie, to chyba średnio pasjonujące zajęcie. to nie wiem. ale masz jeszcze pół roku, coś wymyślisz. ja do tej pory nie wymyśliłem, ale się nie załamuję, choć rodzice nalegają, no wiesz, jak jest - miał ndzieję, że rodzice fantine żyją i tak dalej, bo to mogłoby być z jego strony mało taktowne. podrapał się po czole i sięgnął herbatkę, którą przygotowała dla niego f - dzięki - za herbatę, conie.

-prosze. polecam sie na przyszlosc. - oblizala swoje pelne i ladne usta i oparla dlonie o biodra, przygladajac mu sie z zainteresowaniem. - dawno nie bylam na dobrej imprezie. - poskarzyla mu sie.

- hm, ja w zasadzie też. to znaczy zawsze po koncertach - uśmiechnął się jednokącikowo ponad swoją herbatką, na myśl o tych występach dla kilkudziesięciu ludzi. ale to zawsze coś, najważniejsze, że on kochał grać - chodzimy z chłopakami do jakichś pubów, ale bardziej w celu pogadania, omówienia występu i tak dalej. możemy się kiedyś wybrać do jakiegoś klubu, hm - to tylko taka luźna propozycja. przez chwilę przyglądał się twarzy fantine, ale potem stwierdził, że to trochę głupio tak ciągle patrzeć i spuścił wzrok na ciepłą herbatkę, chwiejącą się w jego kubku.

-nic na sile - odpowiedziala tak troche nie na temat i usmiechnela sie unoszac prawy kacik w gore [w zwiazku z czym na prawym policzku stworzyl sie jej uroczy dolek] jakos tak nieobecnie tez. - jak sie nazywa twoj zespol? - zapytala, w razie czego bedzie miala czym sie chwalic. w razie czego: czytaj gdyby zostali slawnymi muzykami, o.

- ale co nie na silę? - bo nie załapał, ja chyba też nie, do czego już powinnaś się przyzwyczaić i w ogóle. pytanie o zespole zignorował, to znaczy zapomniał, bo nie zrozumiał pierwszego. może nie był jakoś specjalnie głupi i niepojętny, ale czasem trochę nieobecny. tym bardziej, kiedy koncentrował się na miłych wargach fantine, póki co tych normalnych, mając ochotę je pocałować. nie, jezu stop, wcale tak nie pomyślał, ani trochę.

lepse to,niz gdyby na przyklad mial ochote rozdeptac jej twarz. - nic. niewazne. - zasmiala sie i wychylila, zeby otworzyc nieco okno. - sam mieszkasz, wiec?

- taaak, na szczęście. rodzice próbowali mi wprosić evan, ale ona jest gorsza, od wszystkich pięciolatków razem wziętych. nie mógłbym z nią mieszkać, a co gorsza odpowiadać za to co robi - pokręcił oczami, dmuchając w herbatkę, która chyba już nieco wystygła, ale to profilaktycznie - a ty? moim zdaniem mieszkanie samemu jest najprzyjemniejsze. to znaczy jeśli mówimy o kwestii mama, tata, siostra, babcia, dziadek i tak dalej, a nie chłopach czy dziewczyna - bo to jak najbardziej, w jego mniemaniu wchodziło w grę.

-w takim razie myslimy tak samo. swoja droga to mile. zreszta jestes calkiem mily. nie jest ci zimno? - skinela podbrodkiem na otwarte okno i objela sie ramionami, na ktorych miala gesia skorke, chociaz sama otworzyla te okno. - ile evan ma lat?

zapewne dean zaproponowałby jej swoją bluzę, gdyby nie byli w jej domu. teraz najprościej w świecie mogła sobie wziąć swoją, ale odstawił pusty już kubek, bo ile można pić herbatę i podszedł do fantine, by musnąć delikatnie jej nagie ramionko, które swoją drogą pachniało ładnym balsamem.
- evan? - zapytał, zastanawiając się nad tym przez długą chwilę - osiemnaście? taa, jest ode mnie dwa lata młodsza, czyli pewnie osiemnaście.

-mhm - stwierdzila tylko bo nazbyt zdekoncetrowana czy zdezorientowana byla kiedy byl az tak blisko, kiedy owianal ja jego zapach i tak dalej. czyli hyhy, generalnie to stanela na palcach, bo mimo wszystko byl wyzszy, i musnela jego usta swoimi. i tyle.

ale ładny awatar <3 w każdym razie dean nie bardzo lubił mówić o evan. nie to, ze jej nie kochał, pewnie podświadomie i na swój sposób tak, ale wolał inaczej spędzić czas z fantine, niż opowiadać jej o evan. w związku z tym, chyba nawet się uśmiechnął do ust fantine i teraz nachylił do jej pachnącej szyi, by musnąć delikatnie, kilka razy od strony prawej. i na głos stwierdził, że ładnie pachnie.

a ona grzecznie podziekowala. chyba nawet nieco zachrypla, zawsze chrypiala, kiedy musiala znizac glos, coz. w ogole lubila szeptac, wszyscy chyba lubia, oprocz kuby moze, bo kuba zamiast szeptac na lekcjach to normalnie gada na glos, hm. oparla dlon na jego kosci biodrowej lewej i usmiechnela sie delikatnie, unoszac brew.

ustalił, ze jutro idą do kina i poszedł, bo miał wenę i tak dalej, uprzednio całując fantine w czoło!!1

dean i fantine przyszli, a jeśli nie miala jakichś wielkich problemów z odkluczaniem, to teraz znajdowali się w środku rozbierając. ale myślę, ze rozbierali tylko z kurtek, butów, szaliczków i czapeczek, bo co za dużo to nie zdrowo. dean zapytał, czy fantine ma dla niego jakąś szczoteczkę może nieużywaną, bo jeśli nie to on się załamie, biedny, uwielbiał myć zeby, ja też uwielbiam, więc razem myjemy kilka razy dziennie. zapalił światło w łazience, ale wcześniej pocałował fantine w ramię, mówiąc, że dobrze na niego wpływa, bo go natchnęła i w koncu ziomale z zespouu nie będą się wkurzać. okej, użył słowa koledzy, ni ziomale.

aha to umyli zeby i poszli spać : D

oja generalnie fantine siedziala w salonie a raczej saloniku z laptopem na kolanach i w sumie rozkminiala jakies niusy.

a dean przyszedł tutaj, marznąc niesamowicie, aczkolwiek chciał zobaczyć fantine. wczoraj go wkurwiła, tak myślę. napił się jak nigdy i nie pamiętał nawet jak dotarl do domu. ale obudził się w swoim łóżku, to już coś. poprawił teraz szaliczek, zastanawiając się, co fantine szalenie ciekawego robiła wczoraj, że też nie mogła odpisać. zapukał w każdym razie, chyba nie był już obrażony, hihi.

sori, nie chciala go wkurwiac :c odlozyla laptopa na podloge gdzies z boku kanapy i pobiegla praktycznie otworzyc drzwi, ale nie robila zadnego halasu ani nic, bo byla boso i w ogole. poprawila jeszcze wlosy, spiete teraz w jakiegos KUCYKA, smieszy mnie ta nazwa, i otworzyla drzwi wreszcie. - dean, czeesc! - ucieszyla sie konkretnie i prawie ze rzucila mu sie w ramiona xd glupia.

boso była taka mała, że aż poczuł się męsko ;d. okej zawsze czul się męsko, tak myślę, ale lubił swoje metr dziewięćdziesiąt jeden? no powiedzmy. objął za to fantine w talii i pocałował w czoło. pachniała truskawkami albo miał tylko takie wrażenie. dziś monika przed wlefem jadła mandrynkę, a ja myślałam, że to buty mi śmierdzą mandarynkami ;d.
- miło cię widzieć, cześć. ale pizga!!! - stwierdził, wchodząc i zamykając za sobą drzwi. stawierdził w gwarze poznanskiej;d

-ze co sie robi? - nie zrozumiala zacnej gwary poznanskiej. zalowala, biedna. buty c i pizgaly mandarynkami... fantine zamknela za nim drzwi i czekala, az on sie ododzieje, czy cos.

Cytat :

zamykając za sobą drzwi.

widzisz jak mnie czytasz ;d
- że wieje bardzo, przyjechał do mnie kuzyn z polski i uczy mnie ich słów - wyszczerzył zęby w uśmiechu, zdejmując buty. odłożył szaliczek na komodę, a kurtkę odwiesił - ej zrobilabys jakas herbate, czy coś? spieprzyło mi metro, a nie chciałem czekac na nastepne to przyszedłem na piechote i zmarzłem - zrobił mniej więcej tak :c

no przyznaje sie ze niezbyt dokladnie xd - jaki kuzyn? - powstrzymala sie od pytania, czy przystojny, bo jeszcze by dostala jakis wpierdal. - jasne, wlasnie mialam proponowac. - powiedzmy, usmeichnela sie milo i wesolo i poszla do kuchni, w sumie miala kuchnie nieco dalej niz salon, wiec mogl isc za nia. koniec zwierzen. jeje.

- kuzyn michał, nie znasz - zapewnił ją, siadając przy lekko chwiejącym się stole. zmierzwił włosy, przyglądając się sobie w lodówce i stwierdził, że zimno mu w stopy najbardziej, bo mi chyba też w stopy jest zawsze najbardziej zimno - co tam? co wczoraj porabiałaś? - on może nie bedzie opowiadał, bo sie biedna wystraszy tak jak wanesa adriana, jak przyszla do nas na rejon ;d

michał anioł... albo ten michał cintii czy jak on ma... generalnie przeczytalam ze zmierzwil stopy.... .. . .
-mama - rzucila i to chyba cale wyjasnienie, bo w sumie powialo groza i tak dalej xd nastawila czajnik i zasypala nawet dwie herbaty, bo powiedzmy ze pila tylko prawdziwa z fusami, o. usiadla naprzeciwko niego i przyjrzala mu sie bez usmiechu juz. - bardzo zly jestes?

- już mi przeszło, ale wczoraj obiecalem sobie, ze wykasuje twoj numer i w ogóle. no i w koncu nie wykasowałem, bo nie wzialem telefonu na ten koncert, a rano za bardzo bolala mnie glowa - a rano dzis dla niego to bylo o siedemnastej, yo. czekał grzecznie ne herbatke i ruszał stopą w jakiś bliżej nieokreslony rytm.

-az tak bardzo zgrzeszylam?- wystraszyla sie i przejela tez, chociaz moze tego nie bylo widac bo na przyklad teraz tak najzwyczajniej w swiecie oparla podbrodek na dloni.

- troszke, ale juz ci wybaczyłem, bo masz fajne kolczyki - usmiechnal sie szeroko i poglaskal fantine po kolanku. miała chude kolanka, tak sadze, a jemu sie podobały bardzo. poza tym zrobiło sie cieplej, a w powietrzu unosil sie jej zapach, yo.

-wielkie dzieki wiec. jezu, mam juz dosc tej zimy. kiedy sa jakies smieszne ferie? naprawde mam ochote sie wyrwac gdzies - pozalila mu sie otwarcie : D je i w ogole, a potem wstala i zalala te nieszczesna herbate, stawiajac kubki oba na stole. malym, czarnym i kanciastym, sama wygrzebala w jakims sklepiku ze starociami. najs.

- to pojedźmy gdzieś jak bedziesz miała ferie, co? gdzieś gdzie jest ciepło? - zaproponował - i porobimy sobie fotki, to wstawie na majspejsa : D - znów się uśmiechnął sięgając herbatkę ze stołu - auć, kurwa, gorąca - odstawił kubek i dyndał przez chwilę stopą, a potem pociągnął fi na swoje kolenko i poklepał ją po udzie.

i poszli spac.