eglise-st-germain-des-pres

najstarszy kościół w paryżu.

okej, siedziała na ławce na przeciwko tego kościoła, bo był ładny, fajny i w ogóle architektura jest spoko, cnie. i czytała elle, które wczoraj zakupiła.

a breth wracał z uczelni i nadal był raczej przybity; rodzice chcieli odnowić przysięgę małżeńską, a jemu raczej się to nie podobało. usiadł koło chitrinee, która ma zjebane imię trochę, sori, by wyjąc papierosy i jednego właśnie zapalić.

wiem, że zjebane, ale co ona na to poradzi. spojrzała na niego i założyła nogę na nogę. przez chwilę przeglądała gazetę, a potem zauważyła, że jak wyjmował re papierosky, wypadłu mu jakieś klucze czy coś.
- hej, wypadły ci klcuze! - powiedziała, bo jakby nie powiedziała pewnie nie wszedłby do domu i byłby bezdomny.

ej sori ale on poszedł.

okej, ona też.

generalnie to kwitnął na ławce przed kościołem co gryzło się nieco z jego koszulką w teletubisie. a jak wiadomo teletubisie to pedały+kościół jest przeciwny=satanistyczna koszulka. nogi miał zgięte w kolanach i szeroko rozłożone, ale zapewne nie był to szpagat i cóż ja mogę dodać jeszcze, może że jadł popkorn.
tada.

effy przechodziła tędy lekkim krokiem nucąc pod nosem jakąś tylko sobie znaną melodię, spojrzała na endru i uśmiechnęła się do niego i jego popcornu również.

zaznaczę że popkorn był kupowany bo w domowym bylo zbyt wiele % zawartości oleju i był zbyt tuczący. zerknął na stojącą nad nim małą i chudą sylwetkę i zmrużył oczy bo zaraz nad jej głową była latarnia co wiąże się z przysłowiem że pod latarnią jest najciemniej w związku z czym nie widział jej twarzy, ale się domyślił, bo był mądrym chłopcem, że to efeeej, ale z drugiej storny coś mu mówiło że to niemożliwe bo ostatni raz kiedy ją widział miała jakąś śmieszną hm zapaść.
zapytał więc nieśmiało coś na kształt 'elizabef?' ;d

-oh, łał ten popcorn jest strasznie, strasznie, strasznie tuczący, wiesz? - zapytała uśmiechając się i przygryzając wargę. przyjrzała się dokładniej właścicielowi owego jego popcornu całego i rozpoznała w nim endru, który zrobił dla niej coś miłego - andrew!

-właśnie, to jaa-i moja przestrzeń, podniósł się z ławki, notabene nie połamał tyłka ani ne jęczał bo nie miał żadnych śmiesznych zakwasów i złapał ją za chudziutkie ramionka i obrócił twarzą do siebie, górował nad nią znacznie i w zasadzie to chyba trochę się krepował, ale to endi-jezu, efej, ale dawno cię nie widziałem.

spuściła wzrok. zapewne nie widzieli się przez to, że przez ostatni czas siedziała zamknięta w klinice, gdzie usiłowali ją utuczyć. bezskutecznie. ale przecież mu tego nie powie. to endi, byłoby mu z tego powodu przykro. uśmiechnęła się ponownie, patrząc na niego zadowolona ze spotkania.
-byłam tu i tam - powoli przechyliła głowę na bok.

-taa, pomiędzy 'nieopodal' i 'gdzieniegdzie'-westchnął cięzko bo podczas ich znajomości która trwała jakieś powiedzmy dwa miesiące i urwała się tak gwałtownie jak zaczęła zdążył zauważyć że efej jest raczej z tych którzy chodza własnymi drogami. przeczesał smukłymi palcami niesforne i przydługie kosmyki i zaraz przygryzł dolną wargę, przyglądając jej się całkiem uważnie i w zamyśleniu głębokim-hej, myślę, że powinniśmy jakoś uczcić nasze spotkanie...-tak, to endru, frajer {tzn nie aż taki żeby rzucać się z 11 piętra}-nie wiem, dałabyś się zaprosić na ee, kawę?

xd! cicho
-o tej porze? - zapytała, otwierając szerzej oczy. poprawiła szarą sukienkę i zakołysała się na boki, bynajmniej nie pod wpływem alkoholu. po prostu taka już była - to chyba nie najlepszy pomysł - nie dodała nic na temat ilości kalorii zawartych w kawie. a przecież musiała jeszcze trochę schudnąć!

-nie,nie, nie tt-t-t-twierdze że teraz-haha, lepiej się jąkać. speszył się chłopiec i odruchowo zrobił mały tiptopek do tyłu niczym sama apsi dejzi.

-oh, łał - patrzyła na niego uśmiechnięta typowo dla hannah/cassie pozdro i kołysała się na boki, trzymając pasek swojej torby z wielką różową kokardą. poczuła się zmęczona toteż po chwili podeszła do ławki, położyła się na niej i zasnęła, bo chyba nie mam na nią weny o tej porze xd.

szedł.





a raczej okrążał już po raz trzeci kościół, mrucząc pod nosem od rzeczy, kopiąc pojedyncze kamyczki, które przeszkadzały mu w iściu.
myślał o clarise : <

clarise jechała autkiem, pewnie był to najnowszy model audi! myślała o alanie, usiłowała jakos przeklinać go w myślach, ale cóż miała począć i zrobić z tym, skoro była w nim po uszy zakochana... tak zakochana, że go potrąciła ;3.

więc alana przetransportowali do szpitala oceniając jego stan zdrowia jako bardzo ciężki : o

tradycyjnie poszła się przejść bo nie miała nic lepszego do roboty, było zimno ale Gee jest optymistką i cieszy sie zę chociaż nie leje. staneła zeby obejrzeć stary kościół przeżegnała się bo tak trzeba i usiadła gdzieś w okolicy