parking

płatne cztery euro za pół godziny.

Wyszedł z Marion i Claire i zobaczył samochód Jacka. Wsadził bagaże do bagaznika i pojechali

przyjechał taksówką, więc teraz ze swoją vuittonową walizką czekał przed terminalem, przy ałtomacie koka koli na brooklyn, z którą właśnie tutaj się umówił.

brooklyn w końcu dotarła na lotnisko, pieprzone korki! stukała butami, ciągnąc za sobą swoją walizkę, która była o wiele za ciężka, pewnie dostanie jej się za nadbagaż, nie chciała prosić taksówkarza o pomoc, bo tamten się już wystarczająco wkurwiał. znalazła noasia i się ucieszyła! - noooaaah!

- brooklyn - on również się ucieszył, schylił nawet głowę by pocałować ją w policzek. zabrał jej walizkę, stwierdzając, że jest ciężka - cieszę się, że cię widzę. i że w ogóle spędzimy ten tydzień sami z dala od sida i innych.

- w zasadzie to trochę głupio mi było go zostawiać, wiesz, on ma teraz dziecko i chyba niespecjalnie sobie z tym radzi, a ja mu praktycznie nie pomagałam... ale nieważne, teraz nie czas na zmartwienia, mam nadzieję, że nie czekałeś na mnie zbyt długo, co? - spytała, uśmiechając się szeroko, zaraz też przytuliła się do jego ramienia. - stęskniłam się za tobą. co z mamą? i siostrą?

- no z mamą lepiej, małej nie dają zbyt wielu szans - westchnął cięzko. szklane drzwi rozsunęły się przed nimi, w terminalu było na szczęście ciepło, więc no cóż, dalszy ciąg w terminalu!

przyjechał sebek, a jak wiemy degol jest oddalony od centrum, więc trochę to trwało, ale teraz zatrzasnął drzwi czarnego BMW może, poprawił kołnierz koszuli, bo nie chciało mu się wyciągać marynarki z samochodu i ruszył w stronę terminalu, szukając tam tiiu.

no więc adrien przyjechał swoją beemką po odet i zaparkował, doszukując się jej w tłumie przechodniów, bo załóżmy iż że albowiem umówili się, że wyjdzie na parking, a on po nią podjedzie.

a odette w skąpej, czarnej spódnicy i dopasowanej do tego błękitnej koszuli wyszła z budynku terminalu, gasząc woga mentolowego w najbliższej popielnicy. odszukała adrję wzrokiem i ruszyła w jego stronę stukając obcasami.

wcisnął klakson, żeby na nią zatrąbić i przechylił się przez całą szerokość auta, by otworzyć jej drzwi, ale tak od wewnątrz, no wiesz jak, bo nie chciało mu się wychodzić, pewnie było zimno na zewnątrz, wystarczył mu już widok jej odzianych jedynie w pończochy nóg, wyjątkowo długich i podniecających.

więc wsiadła, zakładając nogę na nogę. było jej piekielnie zimno, choć przeszła tylko kawałek, ale ten dzien nie nalezal do najcieplejszych. nachyliła się, by musnąć ustami policzek adrję i poinformować go, że i tak jest zła, bo musiała wracać sama do domu.

- tym rzem nie musisz - uśmiechnął się, położył jedną dłoń na kierownicy, drugą na skrzyni biegów, by pomajstrować przy niej chwilę, ułożyć dłoń potem na jej kolanie i pojechali i mogę nawet zacząć u niej.

no.

więc diego i mariette przyjechali na lotnisko, bo zaskoczę cię, ale on od razu wiedział, ze się mariette zgodzi, więc kupił dwa bilety na samolot do berna. zaparkował na long stay'u, chociaż we francji to pewnie inaczej, no nieważne i nachylił się nad mariette, żeby ją pocalować. lewą rękę, umieścił gdzieś na siedzeniu, przy drzwiach od strony pasażera, czyli praktycznie przylegał do niej całym ciałem.....biegi wbijały mi się w biodro, ale był gotów się poświęcić.
- mamy jeszcze dużo czasu - wychrypiał, swoim seksownie chrapliwym głosem, odchylając marjetowy stanik plus bluzkę, by ugryźć ją w sutka.

przez chwilę przemknęło jej przez głowę, ile dziewczyn już przeleciał na tylnym siedzeniu, ale nic nie zrobiła w kierunku odepchnięcia go od siebie, zamiast tego uśmiechnęła się kokieteryjnie i raczej słabo, bo serio sutki jej stanęły, yeah.
- a nie będzi ci niewygodnie? - uniosła jedną brew do góry, oczywiście, jedynie się z nim drażniła.

- nołłoriz, damy radę - oduśmiechnął się do niej, by całkiem zedrzeć bluzkę, w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo porwał ją w szwach. no trudno, jak będzie trzeba to odkupi jej milion takich samych, to w tym momencie, kiedy przemieszczał się nad mariette, nie było ważne. wplótł obie dłonie w jej miękkie (jak jedwab) włosy i wpił się w jej usta, zupełnie namiętnie, bo dlaczego miałby sobie żałować. aha i zaznaczę, że wcale jej nie rozgniótł, tylko tak krejzolsko, ze zgiętymi nogami po obu stronach jej bioder wisiał.

- oczywiście, że damy radę - mruknęła, zsuwając z jego ramion marynarkę, by następnie pozbawić go koszulki i ujrzeć dobrze już znajomą klatkę piersiową razem z brzuchem. wodziła przez chwilę opuszkami palców po jego drabince, delektując się jego ciałem i tak dalej. dopóki nie zjechała niżej, by rozpiąc jego pasek. aha, no i oczywiście całowała teraz jego jabłuszko adama.

diego, przez moment delektował się jej dotykiem, by chwilę później, pozbyć się marjetowego stanika i obcałować jej piersi. był dziś nawet wyjątkowo delikatny, więc jeśli dodać to, że w radio leciała jakaś nie wiem wanesaparadis, to było całkiem romantycznie jak na nich. podniósł głowę wyżej i wyżej, aż do ust mariette, by teraz złożyć na nich żarliwy pocałunek. jego prawa ręka już zajmowała się krążeniem wokół łechtaczki mariette, a lewa siłowała się z rozporkiem.

odwzajemniła pocałunek z zapałem, smyrając go trochę po karku, zanim nie przejechała dłonią niżej, po jego plecach, wzdłuż kręgosłupa, w jego spodnie od tyłu, w jego bokserki, gdzie pomacała go po pośladku, drugą ręką rozpinając jego rozporek plus guzik, by wreszcie je zsunąć, stwierdziła, że gdyby nie ta pozycja, mogłaby mu w sumie zrobić loda, ale było jej i tak dziwnie niewygodnie, tak więc nic nie robiła w związku z tym.

a diego, pośpiesznie nałożył gumkę na swojego członka, zsunął majtki mariette plus spodnie, ale niedużo, bo już nie chciał czekać, by za chwilę wejść w nią tak mocno, że aż siedzenie się odsunęło, dobrze, że nie wyskoczyły poduszki powietrzne :d. w każdym razie, posuwał mariette tym razem zupełnie brutalnie, z rękami po obu stronach jej głowy.

tak mi się zdaje, że marjet przez chwilę serio nie mogła złapać oddechu, bo nie była przygotowana na tak ostrą jazdę, w związku z tym, że był taki delikatny, no dobra, może niezupełnie delikatny, ale delikatniejszy niż zazwyczaj, a teraz zaprezentował jej coś takiego. dlatego nieszczególnie mogła za nim nadążać, aczkolwiek pojękiwała sobie, bo nie zawsze trzeba mieć orgazm.

nie bardzo rozumiem o co chodzi w twoim poście, ale okej zakończył sprawę i wyszedł z niej. och, jakie to płytkie. wszedł, posuwał, wyszedł. no nieważne. rozmawiam właśnie z vasilem na skype, dlatego tak zamulam.
- ohm, chodźmy już lepiej - wydukał, nadal sapiąc jakoś tak wyjątkowo płytko. pierdolnął się w głowę, kiedy przechodził na swoje miejsce i podciągnął bokserki.

poczuła sie wyjątkowo niefajnie, jak lalka do ruchania, własnie tak o sobie pomyślała, kiedy wsunęła spodnie razem ze stringami na swoje miejsce, ubrała stanik, wciągnęła na siebie bluzkę i wyszła, trzaskając drzwiami z impetem, bo najwyraźniej nie zamierzał jej okazać choćby krztyny czułości, czego ona tolerować nie potrafiła.

westchnął ciężko, nie wiem, czy zamierzał ją przeprosić, czy co, póki co wyszedł, zabrał swoją walizkę i jej również z bagażnika, by zamknąć auto i ruszyć za mariette.
- czekaj, kurwa - bo sori, ale nie chcialo mu sie biegać.

zamiast zaczekać, jedynie przyspieszyła, poprawiając włosy i uśmiechając się dzielnie do jakiegoś posiwiałego starca, idącego zapewne do swojego auta. jeśli diego miał zamiar tak to załatwiać cały weekend, to ona nie zamierzała mu na to pozwolić, w końcu jej potrzeby też powinny być w tej chwili dla niego ważne, jeśli chce z nią spędzić mile ten weekend!

pierdolnął te walizki, a chuj nawet niech je ktoś przejedzie, w tym momencie nic go to nie obchodziło. dogonił mariette dopiero przy prowizorycznym przejściu, samochodów na szczęście wiele nie jeździło. złapał ją za nadgarstek i silnym ruchem odwrócił w swoją stronę.
- o co chodzi? chyba możemy być ze sobą szczerzy, hm? - zapytał, unosząc jedną brew do góry, no właśnie szczerość w łóżku xd

- mam być szczera, tak? - warknęła, obrzucając go chłodnym spojrzeniem. - posuwasz mnie jak pierdoloną dziwkę i pytasz się jeszcze, do cholery jasnej, o co mi chodzi?! - wyrwała swój nadgarstek z jego uścisku, cofając się o krok, także wpadła własnie na jakąś panią ze szminką rozmazaną na brodzie aż, ale nie bardzo ją to obeszło.

- mariette - pokręcił głową, wzdychając ciężko. oparł tyłek o jakiś słupek, krzyżując ręce na piersiach - myślałem, że ci się to podoba, znam wiele dziewczyn, którym tylko na tym zależy. skoro nie, to nie musimy jechać do jakiejś tam szwajcarii, pożegnamy się grzecznie, odwiozę cię i koniec, tak?

- och, jesteś głupi, nie chodzi mi o to, że mnie pieprzysz, tylko o to, w jaki sposób to robisz - pokręciła głową, stwierdzając, że diego kompletnie nic nie rozumie i najwyraźniej nie widzi problemu w tym, że nie dostarczał jej przyjemności, tylko bólu.

- więc mi powiedz, w jaki sposób mam to robić, bo nie jestem jakimś pierdolonym medium i nie wiem co ci siedzi w głowie, mariette, sorry - przewrócił zniecierpliwiony oczami, by jeszcze raz rzucić okiem w jej dekolt, musiał się uspokoić. no stress i te sprawy.

- no więc mówię, że posuwasz mnie jak pierdoloną dziwkę - powtórzyła, z pozoru spokojnie, chociaż w środku niej wszystko aż wrzało, mógł przynajmniej postarać się domyślić, a nie zachowywać jak pan i władca w jednym, tak sobie myślała właśnie, kiedy odwróciła się na pięcie i pomaszerowała do bagazów, zastanawiając się czy diego zrobi coś, aby ją przekonać do tego, żeby jednak z nim leciała.

- hej, hej poczekaj - ruszył za mariette, by cwaniacko stanąć przed nią - mam być delikatniejszy, tak? będzie jak zechcesz, księżniczko - uśmiechnął się wyrozumiale, poprawiając kołnierz swojej koszulki.

odwzajemniła uśmiech, ale tak jakoś koślawo, jednak zawsze jakoś.
- no dobra, chodźmy już na tę odprawę, bo muszę pójść do toalety i w ogóle - mruknęła, wzięła swoją torbę, która była na kółkach, więc elegancko pociągnęła ją za sobą i poszli, wysikali się xd, polecieli, amen.

diego i marjet <3
czekał przed, ze swoją walizką, może nawet samsonite, davidoffem w dłoni i w fioletowych konwersach, w dodatku rozwiazanych, które najprawdopodobniej nie pasowały mu do zielono-bialego polo w paski i dżinsowych rurek. nie mniej jednak, wyglądał seksownie i mało pruderyjnie.

przyszła, razem z dość małą torbą podróżną, bo głen nie potrzebowała aż tak dużo do życia, swoją deską, zapakowaną gdzieś tam gdzieś i ze swoją głową, której na szczęście nie niosła pod pachą. w tłumie ludzi wyłoniła wzrokiem rajana, który wydał jej się w tym momencie tak niesamowicie seksowny, że napaliła się na niego z miejsca, ale zaraz uspokoiła swoją żądzę, gdyż albowiem mieli przecież tylko sobie jeździć po stoku, a nie uprawiać na nim seks. przywołała na usta jeden ze swoich uwodzicielskich uśmiechów, po czym podeszła do niego, upuściła wszystko na ziemię i zarzuciła mu ręce na szyję, by wspiąć się na palcach i pocałować go tylko i wyłącznie namiętnie, także pocałunek ten na pewno nie manifestował żadnej tam miłości.

uśmiechnął się do ust gwen, zastanawiając nad ich smakiem. rozważał maliny i truskawki, ale nie był pewien, gdyż pochłaniało go penetrowanie językiem jej podniebienia i okolic. przy okazji zdążył stwierdzić, że g ma zupełnie gładziutkie zęby, a to dobrze współgrało z tym, że były wiecznie białe; pewnie tak jak on sam, chodziła na comiesięczne wybielanie, do doktora karlosa. ale okej, kiedy ją był w stanie się od niej odessać, skrzyżował dłonie na jej łopatkach, uśmiechając się łobuzersko. chyba trochę kręciło mu się w głowie, która btw strasznie go dziś tak zwanie napierdalała.
- cześć - rzucił schylając się po jej torbę i deskę.

jemu zawsze głowa napierdala, z tego co widzę. odrzuciła włosy na plecy, uśmiechając się do siebie i chyba też do jego tyłka. zastanawiała się, kiedy wreszcie uda jej się zaciągnąć go do łóżka, bo już powoli nudziły ją te uczucia. albowiem głen w głowie miała zakodowaną zasadę pt: każdy facet prócz rajana nadaje się do tworzenia związku i nie dziwmy się jej, skoro wciąż wydawał jej się tak samo niepoważny jak kiedyś tam.
- cześć - wydyszała, bo jego język stanowił dla niej źródło tylko i wyłącznie przyjemności, tak więc wciąż nie mogła wyrównać oddechu. zastanawiała się czy uda jej się go nakłonić do wynajmu pokoju na tą noc czy jednak będzie chciał wracać do paryża.

a ryan nie mógł uwierzyć w to, że żywił do niej tak gorące uczucia. i nie dotyczyło to tylko tego, że coś mu wyraźnie sztywniało w bokserkach, kiedy była obok. ale to też, owszem. warto jednak wspomnieć, że uwielbiał ją jako osobe i mial nadzieję, że ona też do tego w ten sposób podchodzi.
- chodź, idziemy, bo nam zwieje samolot - a przecież nie będą w stanie go dogonić - lecimy do szwajcarii, hm? myślałem o austrii, ale szwajcaria wydaje się lepsza, nie sądzisz? - oczywiście, że liczył się z jej zdaniem.

- mi to obojętne, byleby z tobą - odpowiedziała słodkim głosikiem, uśmiechając sie do niego niewinnie. za tym uśmiechem i pozorami nie kryło się jednak nic niewinnego, wprost przeciwnie, bo to przecież była cała głen. - chodźmy już - zadecydowała, po czym polecieli do szwajcarii i zacznij.

Wyszla na parking i wsiadla do pierwszej lepszej taksowki.Chciala byc jaknajszybciej w domu.