pokój na górze.

number 1

przyprowadził latisz do pokoju, obejmując ją w talii. rozejrzał się i uśmiechnął do barku stojącego po przekątnej. czy jakoś tak.
-afterka!

wyswobodziła się z jego objęć, z wielką niechęcią właściwie i rzuciła się na łóżku, uprzednio zdejmując buty. - mhm - mruknęła jeszcze, między jednym przewróceniem na bok, a drugim. - napijemy się? - spytała, retorycznie całkiem.

-czekaj, sprawdzam co tu w ogóle jest - mruknął, przesuwając butelki - wino, szampan czy whisky? - zapytał, odwracając głowę przez ramię. uśmiechnął się lekko.

a ona, w odpowiedzi na uśmiech posłała mu buziaka w powietrzu. - szampan? - spytała, przygładzając dłonią sukienkę, która odkrywała dużo. dużo za dużo.

-niech będzie - dzisiaj dłajt był uległy, bo w końcu dawno się nie widzieli tyryryry. wyjął więc butelkę z wiaderka z lodem i ruszył w kierunku łóżka, ostatecznie wskakując na nie w butach, nie wiem jakich nawet. przyknął jej butelkę do odkrytych pleców -tssss.

- auć, zimne! - odwróciła się więc jakoś inaczej, nie wiem jak, śmiejąc się do niego. przejechała palcem wskazującym po jego tułowiu. - hm, właściwie ja też się stęskniłam, dwight.

-innej odpowiedzi bym nie zaakceptował - zaśmiał się, zsuwając buty z nóg. nie śmierdziały! tak tylko zaznaczam, no wiesz. rozpiął koszulę i rzucił ją obok łóżka. ziewnął - będziesz bardzo zła jeśli powiem ci, że dzisiaj nici z seksu?

- no wiesz, biorąc pod uwagę fakt, iż mam dzisiaj dobry dzień i stopy mnie bolą w tych pieprzonych butach, to nie - uśmiechając się, położyła mu głowę na torsie.

-chyba się starzeję, co latisz? - zapytał, chowajac twarz w jej włosach i obejmując gdzieś w okolicach talii.

- chyba tak - mruknęła, robiąc palcem kółka wokół jego pępka. - ale to chyba dobrze, hm - pocałowała go jakoś w sam środek klatki piersiowej, ot co.

-tak sądzisz? - uśmiechnął się, bo miał łaskotki i jej smyranko go łaskotało właśnie - hm, zapomniałem o szampanie - dodał, szczerząc się dłajtowo, co było jednoznaczne z tym, że jednak się nie starzeje. strzelił korkiem w sufit, chyba go nie dewastując i podsunął butelkę latiszji. chyba trochę się zalała, ale nie wiem.

usiadła więc, zatykając uprzednio uszy, bo bała się otwierania szampana strasznie. ulżyło jej, kiedy korek wyskoczył i przeżyli nawet, dlatego też uśmiechnęła się wdzięcznie, pijąc z butelki. - no to na zdrowie - mruknęła, wycierając usta dłonią i podając szampana dłajtowi właśnie.

-nasze zdrowie! - poprawił ją dłajt, przejmując butelkę i ciągnąc z niej solidnego łyka. oddał szampana latisz, a sam położył się na wznak i kontemplował sufit. był dzisiaj wyjątkowo otępiały. moze to przez tę trawkę.

zasnęła, przytulona do niego właśnie, mrucząc coś, że chce do domu. bo idęęę.

to on też zasnął, obejmując ją i coś tam.