martini & vodka. vodka & martini

duże i fajne. tak właśnie.

____

marti siedziała na kanapie i malowała paznokcie u nóg na wiśniowy odcień czerwieni, bo to moja nowa miłość. miała na sobie jedynie wyciągnięty tiszert z garfieldem w rozmiarze XL, który zsuwał jej się z ramienia.

więc rufus przylazł, trzymając pod pachą czerwone wino i w lewej dłoni bukiet czerwonych róż, które osobiście uważał za cholernie pretensjonalne. cóż, ale specjalnie stwarzał pozory romantyczności, bo martini to rozczulało, zresztą jak każdą dziewczynę marzącą o rycerzy na białym ośle czy też rumaku. więc zadzwonił i czekał.

-zaraz! cholera.. - krzyknęła i tak śmiesznie, stając na piętach ruszyła do drzwi, otwierając je z impetem - o, rufus - cofnęła się aż, uśmiechając nieznacznie - jak miło.

- to dla ciebie. - wyszczerzył, wyciągając przed siebie wino i róże! najpierw kwiaty. - stęskniłem się. - powiedział, włażąc i w przelocie całując ją w usta. jak już wszedł, stwierdził, że się nic nie zmieniło.
pełna kulturka, słowem.

-hm, ja też rufus - mruknęła nieco skołowana i obciągnęła koszulkę na majtki w kwiatki, o tyle o ile to możliwe kiedy trzyma się wino i kwiaty. obstawiam, że ręką z winem. patrząc na tyłek rufusa, który bezceremonialnie ruszył do salonu, udała się do kuchni, żeby wstawić róże do wazonu i zorganizować kieliszki na wino - skąd ten nagły nalot? nie żebym miała coś przeciwko. po prostu to dziwne - zawołała z kuchni właśnie.

- bywa i tak. - odkrzyknął, bo to taka oczywista odpowiedź była. poza tym, ginger wyjechała karmić dzieci w algierii. więc opadł na kanapę, uprzednio sprawdzając, czy nie siada na butelkę wódki, bo martini trzymała butelki wszędzie. - co nowego u ciebie? - zawołał, żeby go słyszała. ona, nie brón boże sąsiadka, xd.

sąsiadka i tak słyszy wszystko. powiem ci w tajemnicy, że martini i vodka mieszkają w tym samym apartamentowcu co niegdyś rai/gaspar co idzie za tym sąsiadka, która wszystko słyszy to żona mięśniaka od kota. ha! i tu cię mam kotku.
wracając do tematu jednak, martini nic już nie mówiąc wróciła z dwoma kieliszkami i butelką wina pod pachą do salonu, gdzie usiadła na kanapie, podwijając nogę. jedną. lakier chyba już wysechł, a jeśli nie to trudno. będzie miała ślady na tyłku. huh. jednak wysechł. ah ja i moje beznadziejne posty, buź :*.

objął ją ramieniem, badawczo na nią patrząc, z uniesioną brwią. zapytał, czy wszystko okej, przykładając, bo przyciskając kojarzy mi się ze zbyt dużym naciskiem, usta do jej skroni.

-wszystko okej, jak najbardziej - odpowiedziała automatycznie, aczkolwiek naprawdę wszystko według niej było okej, pomijając wczorajszą imprezę, którą uznała za beznadziejną. zapytała przy okazji, dlaczego go na niej nie było, kończąc wypowiedź muśnięciem jego warg.

- zawaliłem egzaminy, matka mnie wyklnęła, miałem poprawkę, a moja siostra przypomina kościotrupa. - wyrzucił, nieco zrezygnowany, odchylając głowę. przesunął swoją dłoń niżej, obejmując ją aktualnie w talii. podniósł głowę i przesunął nosem bo jej szyi, mrucząc, że znowu fajnie pachnie. zacieśnił uścisk.

-idiota - mruknęła pocierając nosem o jego nos. odsunęła się minimalnie i spojrzała na niego mrużąc oczy - to znaczy, jak mogłeś się tak - uniosła brew, szukając odpowiedniego słowa - zaniedbać. no wiesz.

- zdarza się, mart. nie wszyscy są tak ułożeni jak ty. - oczywiście była to kpina, bo martini wcale takowa nie była. mówiąc to, bawił się guzikiem, który miała wszyty w połączeniu miseczek stanika i który łatwo wyczuł przez koszulkę. i który dobrze znał bynajmniej. - a co u vodki i dżonego? - zapytał, z grzeczności, bo bardziej zajmowała go jej szyja i okazjonalnie, dekolt.

tylko wzruszyła ramionami i mruknęła, że vodki nie widziała już z milion lat i czasem ma wrażenie, że w ogóle nie mieszkają razem. jakby ją to jakoś szczególnie obeszło, aha. mówiąc to przesunęła kciukiem po lewej brwi rufusa i pocałowała ją po stronie skroni, prawda - co do dżonego - dodała - irytuje mnie ostatnio. :3

- dlaczego? zazwyczaj bywał miły. - wymruczał, opierając dłonie na jej wystających, ale tak miło, kościach biodrowych i coraz bardziej angażując się w całowanie jej szyi :c

-czepia się - stwierdziła tylko, siadając okrakiem na rufusie - że nie jestem jak bohaterka książek austen i nie czekam na pana darsjego - skrzywiła się zabawnie, całując usta rufusa znacznie bardziej żarliwie niż uprzednio. przejechała językiem po jego bliźnie, bo to kolejny fetysz do mojej miłej fetyszowej górki.

huhu, a tytaj chrystian bejl lata z piłą mechaniczną! i wgryza się w jej łydkę, u.
- może warto czekać. - zauważył, kpiąc, ale nie tak, że ta się to wyczuć po jego głosie. można jedynie wywnioskować znając go. przesunął dłonią po jej kręgosłupie, powoli i zatrzymał palec na jej kości ogonowej, delikatnie wbijając palec, znaczy wiesz, wduszając? coś takiego, z tymże, nikt nie umarł. pocałował ją namiętnie. nie lubię tego określenia, y.

przereklamowane lekko.
w każdym razie (nadużywam tego stwierdzenia, trudno) martini odsunęła się od niego kawałeczek, tak że nadal mógł czuć jej oddech na ustach, świeży bo była fanką łynterfresza ekstra mint, i przechyliwszy głowę stwierdziła, że nie warto. od razu pytając, czy ma rację. lubiła mieć pewność. co do wszystkiego. chociaż jakby się zastanowić, może i gdzieś tam głęboko chciała znaleźć kogoś na stałe. aczkolwiek nie miała o tym pojęcia, albo nie chciała mieć. wybieraj.

opcja numero due.
przygryzł jej dolną wargę, wyciągając swoją szyję jak żółw. trzymał obie dłonie na jej pośladkach. huhu.

-wyglądasz jak żółw - zaśmiała się jak blejk, identycznie mrużąc oczy, bo w końcu ma wygląd blejk, hihi i objęła go za szyję, przygryzając płatek ucha. jego, nie swój to chyba oczywiste.

może żółwia?
rozbawiła go jej mina i pocałował ją tuż za uchem. ponoć ucho jest najbardziej erogenną strefą u człowieka. wsunął dłonie pod jej koszulkę na plecach.

żółw był gejem ;c
-rufus.. - jęknęła i mruknęła jednocześnie, nie wiem jak ten odgłos fachowo nazwać, wybacz i odsunęła go od siebie, patrząc gdzieś w bok.

- hej, co jest mała? - wszyscy lubim to określenie! spojrzał na nią nieco zdziwiony, bo to martini, reakcja zupełnie do niej niepodobna. więc patrzył na nią z wytrzeszczonymi oczyma.

-oh, nic - rzuciła szybko i niby to od niechcenia zmierzwiła jasne włosy, sięgając po butelkę wina i kieliszki - napijmy się. hmm...

- hm, nie? - powiedział, bo w ni chuja, nie wierzył, że jest okej. i nie wiedział o co cho. - powiesz mi o co chodzi? i czy jestem ostatnim dupkiem?

wzruszyła ramionami i wstała z kanapy, ostatecznie strącając jego dłonie ze swoich jakichś tam części ciała pod pretekstem udania się do toalety.

hm, rufus był nieco wytrącony, zdziwiony i w ogóle? odtrącony, o. wstał, bo nie chciał pałętać się jej pod nogami, a wiedział, że raczej mu się nie pozwierza.

no i nie wiem, w takim razie opłukała twarz zimną wodą i coś tam.

i huj. wyszedł, bo zepsułaś mi humor tą nowiną :<

sori? ;c

editexx

spakowała się i wyjechała w piździec i dalej.