coulée verte

w romantycznych, bo nie ma nic bardziej zbliżającego ludzi niż wspólne chowanie się pod mostem, wśród padłych szczurów i ćpunów. a tak serio to ławki są bardzo czyste, bo zawsze kręci się paru ekologów, którzy mają pistolety na wodę i pilnują takich spraw, więc raczej nie śmiećcie.

tu jest seksy, więc szli sobie, szli, a eleonore pewnie ględziła mu o tym, jak to lubi słońce.

ale milutko.
a on tak jakoś obejmował ją w talii, czując hm, gorąco? nie był przyzwyczajony do wysokich temperatur, przynajmniej nie aż takich, klimat w londynie był raczej umiarkowany, o czym zaraz jej powiedział.

Hayden nie miała co robić,więc wybrała się na spacer po Paryżu.

szedł trochę zdenerwowany i dobił do hajdę
-sorry - mruknął i podniósł głowę, olśnienie - znaczy przepraaszam - odparł nieco przyjaźniej

A Hayden z lekka się zachwiała,bo za wysokie szpilki miała.Znowu.
-Gdybym powiedziała,że nic się nie stało,to bym skłamała,ale ja lubię kłamać więc skłamię.Nic się nie stało.

-na pewno? - zapytał udając zainteresowanie jej stanem zdrowia, właściwie bardziej zainteresował go jej stan poduszek powietrznych xD

zaśmiał się pod nosem, to był 'ciężki przypadek' - co mnie interesuje? prawie staranowałem piękną kobietę, wolałbym żeby nic jej się nie stało - odparł biorąc się na łatwy podryw


/ patrz jakie zaproszenie dostałam na naszej klasie :
https://2img.net/h/oi31.tinypic.com/330qrgy.jpg

-Posłuchaj kolego,jeżeli masz ochotę na szybki numerek to ze mną zawsze,tylko nie dzisiaj.Idź sobie do jakiejś agencji,nawet za ciebie zapłacę. - mruknęła,oparła się o barierkę i westchnęła.


/haha o ja xDDD emo-gaye xD/

-ej , ej zaraz moja droga, po pierwsze jaki numerek - udawał zaskoczonego - po drugie jestem Ryan, a po trzecie, co się stało - zapytał, tym razem na prawdę chciał wiedzieć dlaczego ona na niego nie leci, i dlaczego akurat dziś

-Po pierwsze- dobrze znam takich jak ty,bo już z niejednym podobnym spałam.- powiedziała unosząc brew. -Po drugie,a ja Hayden i po trzecie Paryż jest do-du-py.

zaśmiał się ponownie, nie wiedział że aż tak bardzo widać że jest podrywaczem, podrapał się po głowie i przeciągnął - paryż do dupy? no nie wiem, może pokażesz mi jak bardzo jest do dupy, jestem tu pierwszy dzień

-Przecież samo spotkanie takiej jak ja wystarczy by stwierdzić,że Paryż jest miejscem do dupy. - oświadczyła wystawiając twarz do słońca. -A więc panie Ryanie,skąd przybywasz?

-oj no nie przesadzaj , w sumie, jesteś jedyną dobrą .. 'rzeczą' jaka mnie spotkała w paryżu - odparł i stwierdził że głupio to zabrzmiało - jestem z Nowego Jorku , a Ty? - zapytał

Hayden uśmiechnęła się do siebie na dźwięk słowa ,,Nowy Jork''.W końcu jakiś swojski facet.
-Ja też.Kocham Nowy Jork! - odparła. -I nie przesadzam,wiem,że jestem wredną suką,która wyjątkowo dzisiaj nie da się przelecieć,a szkoda. ;d

-taak, nowy jork jest .. wyjątkowy - musiał znaleźć odpowiednie słowa - nie przejmuj się, mogę poczekać do jutra - odparł i zaśmiał się

-Gdybyś zjawił się wczoraj wieczorem miałbyś dużo łatwiejsze pole do popisu,bo byłam kompletnie pijana. - uśmiechnęła się do niego. -No,jest wyjątkowy,bo mój. <3

zaśmiał się - mam zasadę, nie sypiam z pijanymi dziewczynami, taką swinią nie jestem - skłamał

-A ja mam zasadę że nie rozmawiam z nieznajomymi. ^^ - uśmiechnęła się słodko.

- przecież my już się znamy - uśmiechnął się szeroko do hajdę, bo spodobał mu się jej uśmiech

-Nieprawda,nie znamy się.A wiedziałeś,że nienawidzę mrożonek? - pokazała mu język.

-jak to nie, ty jesteś hajdę i jesteś z nowego jorku i nie lubisz mrożonek, a ja jestem rajan też z nowego jorku i nie lubię oliwek - odparł urażony

-Przecież oliwki są pyszne!Pizza z oliwkami. <3

zaśmiał się - jak co to zjesz moje

-Okej,a ja z mrożonek lubię tylko...hm,lody i mrożoną herbatę.I frytki. - dodała po chwili i znowu się uśmiechnęła. Eloel,chyba poprawił jej humor.

a ona jemu, bo był zły do czasu gdy ją spotkał, - skusisz się na jakąs kawę? - zapytał

-Na kawę i babeczkę. - odpowiedziała. -No to chodźmy.


napiszz pierwsiejsza.

okj

siedziała na murku tuż przed tunelem, tak właśnie i paliła mentolowego slima. na głowie miała duże słoneczne okulary, które jednak się nie przydały. trochę zmarzła w swojej gramatowej tunice i czarnych leginsach, bo nie oceniła pogody. a aa termometr się zepsuł.

majkel przebiegał akurat tędy, no wiesz, taki popołudniowy jogging i te sprawy. w końcu musiał dbać o swoją kondycje i to wszystko. więc przebiegł tunel i oparł się o murek zaraz za nim, dusząc dość głośno. nawet jej nie zauważył, choć siedziała nieopodal. to pewnie przez to zmęczenie.

-wody? - przysunęła się kawałek, tak więc znajdowała się vis a vis niego. dobrze, że nie miał nieświeżego oddechu, xd. wyjęła z dużej skórzanej torby butelkę evian i podsunęła mu - znowu się spotykamy, huh?

- huuuh, dzięki mała! - pocałował ją nawet w policzek, biorąc wodę. a wargi miał lekko wilgotne, tak baj de łej! xd - no właśnie, znowu - podrapał się po świeżo ogolonej brodzie, która nadal pachniała nivea for men xd - właściwie to nie rozumiałem, o co ci chodziło wczoraj, chanel.

-oh - machnęła ręką jakby chodziło o coś mało istotnego. właściwie tak było - po prostu myślałam, że no wiesz ustatkujesz się, czy coś - uśmiechnęła się kobieco i zagadkowo, poprawiając włosy. tak naprawdę lubiła, że grał ale cii. spojrzała na zegarek i wstała - przepraszam, mam ważne spotkanie. wpadaj na mnie częściej - dodała całując go na pożegnanie w usta. i poszła, bo ja idę więc ona też, conie.

poszedł, bo właściwie to nie mam pomysłu na coś więcej.

siedział pod mostem, jak na rasowego bezdomnego przystalo [chociaż nim nie był, ale cóż!], opierając się o ścianę i z wyciągniętymi nogami. miał tym większe szczęście, że nie jechały akurat żadne rowery, które mogłyby sprawić, że byłoby dwóch endru.

co nie byłoby takim złym rozwiązaniem ;3

a mimolette siedziała obok niego, znaczy parę metrów dalej, ale pod tym samym mostem, licząc, że spotka pod nim bezdomnego iwsa. ale nie spotkała, co zresztą nie wydało jej się aż tak straszne po tym, jak ją potraktował. więc tylko się kiwała trochę w wyciągniętym śliwkowym swetrze z grubej włóczki, pochylając się nad tomikiem verlaine'a, którego nie znosiła, ale chwyciła na szybko przed wyjściem z domu.

przykładając wierzchnią dłoń do nosa, pociągnął owym, co wcale nie oznacza, że wciągał kołkę czy coś z tej tematyki, tylko po prostu tak jest bardziej efektownie, hyyy. z racji braku towarzystwa przez ostatnie kilka dni spowodowanego niekoniecznie przeleniuchowanym kolokwium podszedł do mimolette i przycupnął [fajne słowo] obok, zaglądając jej przez ramię. a niech sobie o nim myśli co chce, wykrzyknik buntowniczy i anarchistyczny.

-verlaine-rzuciła, spoglądając na niego kątem oka. przewróciła stronę, miała dłonie umazane fioletową farbą, akwarelą nawet-nie lubię gnojka, nie znoszę. za to, co zrobił rimbaud'owi!-jęknęła. zawsze brała to wszystko na poważnie, prawie się utożsamiała z poetami przeklętymi. prawie robi dużą różnicę, choć w tym wypadku chyba nawet mniejszą niż byśmy wszyscy chcieli.

- ostatnio oglądałem film o rimbaudzie i verlainie, z dicaprio. - pochwalił się zupełnie niepoetycko i nieadekwatnie może też, skoro mim [?!] wyskakuje tutaj z rozmowami o poezji, a on o dicaprio. cóż poradzić, gdybyś była taka zmęczona jak on, to też byś tak powiedziała. - zresztą ja zawsze wolałem jeana rochepina.