metropolis

więc przyszli. marvelle wcale nie starała się o zachowanie względnie przyzwoitej odległości między nimi, tylko nawet dotykała go swoim nagim ramionkiem. w metropolis naturalnie wszyscy ją znali. od ochroniarzy, którzy zawsze bezczelnie obserwowali jej biust, mieli przyjemność widywać go nawet bez tej cienkiej bluzeczki, wszyscy wiemy dlaczego, po kelnerów, barmanów i sprzątaczy, którzy ją ubóstwiali. a ona tylko wszystkim kiwała i uśmiechała się, prowadząc fyodora do baru.

zastanawiał się,co on, przykład indywidualisty i intelektualisty, robi w tym królestwie rozpusty, w którym już o tej porze kłębiły się tłumy kurewek bez staników, biznesmenów chcących się rozerwać (a może i rozebrać) po ciężkim dniu pracy, zanim będą zmuszeni wrócić do domu, żeby wysłuchiwać marudzeń swoich żonek, małolatów z dobrych domów, mających nadzieję, że nabiorą się na ich podrobione dowody, które działały bez zarzutów.
spytał, czy siadają przy barze i pochwalił lokal, chociaż nie do końca szczerze. szkoda, że nie potrafił kłamać.

ale ona nie dostrzegała jego nieszczerości, była bardziej zajęta bajerowaniem tego przystojnego latynoskiego kelnera, którego uwagę zajmował jej dekolt. miała już okazję pieprzyć się z nim ze dwa czy trzy razy, ale razem pracowali to była miła, co pewnie można było zauważyć jej perlistym śmiechem & uprzejmością w głosie. w końcu, wziąwszy swoje martini ice, bo kelner wiedział co ona lubi, powiedziała:
- ahaaaa, dla kolegi jeszcze coś - kelner za to spojrzał dziwnie, mówiąc o tym, że ona nieczęsto przyprowadza kolegów, co zbyła tylko śmiechem.

poczuł się odrobinę skrępowany jej 'obyciem' i pewnością siebie dźwięczącą z jej seksownego głosu, którym się delektował i zapisywał w głowie każdy frazes przez nią wypowiedziany.
zamówił whisky, nieświadomie zmieniając swój ton głosu na bardziej suchy i nieprzyjemny, niechcący dotykając jej uda, za co ją przeprosił, oho.

a ona nadal dyskutowała z barmanem, więc dopiero jak oświadczył jej, że właśnie skończyła się jego zmiana, obkręciła w stronę fyodora. był blisko, na tyle blisko, że widziała każdą jego niedoskonałość na twarzy, których było raczej brak. zupełnie podobały jej się te perfumy, którymi pachniał, ale to nie robiło szczególnego wrażenia, więc upijając trunku, odchrząknęła, czuła, że fyodor to raczej cipa, co jej się nie podobało.
- hm, więc ja tu pracuję taaak - wróciła do tematu - ale na tym zakończmy temat mojej kariery zawodowej. powiedz, czym ty się zajmujesz, to pewnie jakieś bardziej twórcze zajęcie.
jasne, jej zajęcie też było zajebiście twórcze, kiedy musiała wymyślać coraz to nowe ruchy machania tyłkiem przed napalonymi niehot 40.

kiwnął się do przodu i do tyłu, ale stwierdził, że może to wyglądać trochę idiotycznie, więc nie powtórzył tego ruchu tylko odchrząknął, zastanawiając się, co by tu wymyślić dla siebie za karierę. ale stwierdził, że nie ma co jej oszukiwać, bo potem się poplącze i co wtedy. - studiuję - wyznał. - studiuję filozofię. nie wiem czy to specjalnie twórcze, może cię tym zawiodłem, albo coś..

- studia - powiedziała przeciągle, dopijając martini - studia - powtórzyła - to musi być cholernie nudne zajęcie - stwierdziła. nie to, żeby kiedykolwiek studiowała, ale miała znajomych studentów i niespecjalnie byli uszczęśliwieni faktem nauki.
skoro barman już poszedł, uklęknęła czy uklękła? na swoim stołku, na wysokiej nodze nawet, wystawiając w jego stronę kształtne pośladki, wcale nie po to żeby wylizał xd tylko nachyliła się za bar po papierosy, które zawsze gdzieś tam leżały i nawet je znalazła.

spaduwam, dokończymy później, albo jutro jutro jutrooooo! bo pewnie pójdę zaraz spać, xdd. buziiiiiiiii.

buziaczky.

chwilowo zaczepił wzrok na jej tyłku (moja pani od fizyki zawsze zamiast pyłki mówi tyłki, xdddd), który chciałby dokładnie zmacać, ale niestety, nie posiadał aż takiej odwagi, pewności siebie i całej reszty, żeby to zrobić! jednak zdołał się otrząsnąć, stwierdzając, że te pytanie bylo skierowane do niego; barman i cała reszta nie zdawali się być studentami.
- niee, czemu.. to znaczy, czasami te chodzenie na wykłady, przesiadywanie na uczelni i w bibliotece bywa monotonne, ale już się do tego przyzwyczaaaaiłem - machnął ręką i stwierdził, że teraz już na pewno widzi go jako jakiegoś powalonego mola książkowego, który tylko się uczy.

- w zasadzie to nie chodzę do biblioteki. czasami tylko chodzę do akademika do znajomych na imprezy. mieszkasz w akademiku? - zapytała, wracając na swoje miejsce. założyła nogę na nogę, głaszcząc swoje nagie udo. uśmiechnęła się do jego szerokich barków. lubiła facetów z szerokimi barkami. odgarnęła wlosy z czoła, zapalajac papierosa.

- nie, mam mieszkanko w wąskich uliczkach - pochwalił się, chociaż dobrze wiemy, że w wąskich uliczkach mieszkali wszyscy, więc mówiąc o samym mieszkaniu pewnie by się domyśliła. - czyli nie studiujesz, tak? - zagadnął, opierając się łokciem o bar.

pokręciła głową. tym samym włosy musnęły jej nagie ramiona. potarła o nie rękami, wzdychając. fyodor był z całkiem innej galaktyki, ale był miły i nie zamierzał jej przerżnąć, brawo dla niego.
- nigdy nie lubiłam się uczyć. no i rodzice się do mnie z tego powodu nie odzywają, to znaczy, że nie studiuję. ale mniejsza - mruknęła niemrawo, wypuszczając dym prosto w jego twarz. uśmiechnęłą się nawet.

uśmiechnął się jednokącikowo, nie lubił się uśmiechać. wydało mu się to zabawne, jej rodzice nie odzywali się do niej z zupełnie innego powodu, niż do niego; w jego wypadku rodzice stwierdzili, że fyodor zaniedbuje obowiązku rodzinne, nie może należeć na takich warunkach do ich grona!
- ale pracujesz, tak? - zauważył. żadna praca nie hańbi, nawet w takim klubie. rozejrzał się dookoła, zmarszczył nieznacznie nos.

nie zamierzała wcale mu się zwierzać, że macha nagim tyłkiem przed napalonymi facetami, bo wiedziała, że wtedy najprawdopodobniej sobie pójdzie, a ona, ugawa, nie chciała żeby poszedł.
- pracuję - przytaknęła więc krótko, uśmiechając się do barmana, który przyszedł na drugą zmianę.

- też muszę rozejrzeć się za pracą - pokiwał głową. oczywiście, jego idealna praca byłaby w księgarni, bibliotece, czy czymś jeszcze innym. hej, ale co zrobić, on to lubił. upił łyk swojego czegoś, nie pamiętam czego, i zapatrzył się na jej ramiona, a raczej prawe ramię, które zaraz potem potarł swoją ciepłą, ale nie spoconą, dłonią, jakoś tak odruchowo, a może mimowolnie.

spojrzała kątem oka na jego rękę, na swoim ramieniu i uśmiechnęła się do niej. miała już coś powiedzieć, ale całkiem straciła wątek, więc opuściła nogę na podłogę, stukając obcasem w podłogę. musnęła lekko wargami jego rękę, bo miał ładną, więc podobał jej się ten gest. miała miłe wargi, pełne!

jej wargi jego zdaniem były lepsze niż usta wenus z milo i całej reszty, miał ochotę całować je, wyobrażał sobie ich miękkość na swoich ustach, szyi. uśmiechnął się, nieobecnie i spytał, czy może marvelle nie zechciałaby z nim zatańczyć, obiecał też, że jej nie podepcze.

akurat z tańcem, jakimkolwiek, marvelle radziła sobie dobrze, ma to po mnie, mru, wpadnij kiedyś do nas na rozkminkę, to cię sebastian przeszkoli ;d w każdym razie uśmiechnęła się i zdjęła okulary z głowy. położyła je gdzieś za barem i powiedziała do barmana, żeby pilnował. puściła mu całusa i zasmiała perliście.
- okaay, zatańczmy - powiedziała do fyodora.

nie lubię tańca, tańczyć i w ogóle.
już się nie uśmiechał, bo stwierdził, że na pewno nie umie tańczyć jak te krejzole na parkiecie, ale już za późno, by się wycofać, ruszył więc w stronę tłumu, mając nadzieję, że nikt marvelle nie porwie, czy też m się nie zgubi.

marvelle uśmiechała się do znajomych krejzoli. bo znała większość. do metropolis przychodzi dużo znajomych twarzy. i leciałoo o fred from desire <3 co się bardzo jej podobało, więc tejjjjj tanczyła.

fyodor starał się podpatrzeć jakieś dzikie ruchy u innych tańczących, ale nie nadążał. anyway, tańczył jak umiał, starając się przy okazji złapać zapach marvelle i jej włosów. poza tym rozmyślał o zapotrzebowaniu czystej wody na świecie, tak o tym tez miałam obrazki na speakingu. .. ...

oboże, ale on miał problemyyyy. marvelle za to przypomniała sobie, że na noc umówiła się z tym prawnikiem, którego żona chodziła z nią do kosmetyczki i westchnęła, odrzucając włosy do tyłu. i włąąąączyli nie wiem neli furtado sejitrajt, bo to zawsze dają na wolne w klubach.

aghr, przyciągnął ją w związku z tym do siebie, lekko, chociaż dosyć stanowczo, mruknął jej do ucha coś tym, że porusza się jak jakaś nimfa i to tyle, omatko, chyba idę zaraz oglądać jakiś film -,-

;c
marvelle oparła podbródek na jego ramieniu, które, jak zdążyła zauważyć, ładnie pachniało. westchnęła, raczej ciężko. gdyby tylko wiedział kim naprawdę jest, co naprawdę robi, jak zarabia na życie.................. na pewno by już go tutaj nie było. obciągnęła koszulkę, zamykajac oczy.

już się nie odzywał, stwierdzając, że marvelle nie jest dziewczyną, na której robią wrażenie tego typu komplementy, przesunął dłonią wzdłuż jej kręgosłupa, żeby zaraz umiejscowić ją na marvellowej talii i idę, buziaczki.