la cocotte

Cytat :

The brainchild of former art director Andrea Weiner and culinary stylist Rachel Khoo, the most delicious store in Paris was born from their delight in mixing things up. La Cocotte stocks a range of carefully selected books about taste for gourmets or gluttons, but you’re just as likely to find a novel or a Japanese manga as a cook book. And then there’s their bright range of exclusive objects for the kitchen, including sexy tea towels. Tired? Sit down over a cup of tea or coffee, and browse some great international magazines while you nibble on a homemade shortbread. Kids are welcome too.

:3




bardzo, bardzo przyjemne miejsce, o ile nie jest oblegane przez masy fanatyków.
sklepik z różnościami i kawiarnia? wszystko czego dusza zapragnie.

MORE!

kupował te różności w takim razie.

przyszła po sól relaksacyjną do kąpieli i nawet nie zauważyła ajrona, dopiero teraz, ciekawe czemu i stanęła obok, nic nie mówiąc, schyliła się obok niego i grzebała tam gdzieś, ;d

- cześć maluchu - połaskotał ją nieco po brzuchu, lewą ręką i schylił się.

-sawana - poprawiła z tak zwanym naciskiem i nieco dziecinnie, ale nieważne. odgarnęła włosy do tyłu i obejrzała się na niego. - czego tu szukasz?

- ciebie - puścił jej oczko i poprawił krawat, bo właśnie wracał z pracy, więc miał na sobie garnitur.

-to twój szczęśliwy dzień. grasz w totka? - zagwizdała, wyjmując duży, plastikowy sloik zielonej soli i wstała znów.

- nie, nie gram - odpowiedział spokojnie, opierając się o jakiś stolik, ladę cokolwiek i przyglądając jej z zaciekawieniem.

odwróciła się do niego na podeszwach butów samych, bo tak jest fajnie i porysowała chyba podłogę, bo miała te dziwne szkolne pantofelki, jeszcze się nie przebrała z mundurka.
-kupujesz coś, czy się wynosimy, co.

- idziemyyy - powiedział, bo już nawet zapomniał co miał kupić. wziął tylko swoją teczkę xd z jakiejś tam półki i objął sawanę ramieniem, był od niej dużo wyższy tak myślę - gdzie chcesz iść?

-zabierz mnie w jakieś fajne miejsce. tylko nie do restauracji - bo ostatnio jak się wybierali to w końcu się nie wybrali i teraz nie chciała xd poprawiła mu krawat.

przytaknął i zacznę :3

przyszła tu, tak po drodze miała chyba. kupowała coś, aloe nie wiedziała po co jej to.

Przechodziła obok, sklep wydał się ciekawy. W zasadzie to weszła bo nie wiedziała co mają na wystawie, a ciekawa była.

grzebała gdzieś pomiędzy pierdołkami do kuchni.

Oglądała różowy czajnik, a może to był imbryk, w każdym bądź razie zrobiła krok w tył i uderzyła jakąś dziewczynę.
-Przepraszam- powiedziała odstawiając ostrożnie porcelanowe cacko, które trzymała w dłoniach - Mam nadzieję, ze ic Ci nie zrobiłam? - spytała

-Nie, nic mi nie ma-sprawdziła, czy jej gdzieś nie leci krew i schowała się gdzieś, bo to szok dla niej był.

- Hej, gdzie pędzisz?- spytała dziewczynę widząc jej dziwne zachowanie. Ale jej już nie było. Rozejrzała się i zauważyła rąbek jej spódnicy za jakąś ladą. Dziewczyna kucała zakrywając twarz rękoma. Vi zrobiło się głupio. Ukucnęła obok.
-Naprawdę nie chciałam. - powiedziała- Przestraszyłam Cię, przepraszam.- i przytuliła nieznajomą

-Wiem zachowuje sie dziwnie, ale jestem w nowym mieście i uciekłam przed rodzicami, faszystmi.

- To zasługujesz na dużą kawę.- roześmiała się. - długa rozmowę.

-Ale tu mnie nie znajdą prawda?-próbowała przestać sie tak zachowywać.

-Nie, nie znajdą.- powiedziała spokojnie. - Violett.- przedstawiła się. - A ty jak masz na imię?

-Franczeska-przedstawiła sie i wyszła z ukrycia.

- No to Franczesko, spokojnie idziemy na kawę, a na miejscu opowiesz mi o swoich faszystowskich rodzicach i pomyślimy jak Cię przed nimi schować w wielkim Paryżu. Dobrze? - Czuła sie troszkę, jak opiekunka do dzieci albo starsza siostra, którą nigdy nie była.

-Dobrze, to prowadz tam-rozejrzała się i wyszły.

[cafe de paris]

przed sklepem palił papierosa ;c

przeszła obok niego i zauważyła że pali a że akurat zapomniała zapalniczki podeszła
-masz ognia? - zapytała wyciągając papierosa z torebki

zmierzył ją, aha. bo to kretyn właściwie jest. - mam! hej. - i podpalił jej papierosa, którego pewnie między wargami już miała x3

tak tak miała. a ona się zaciągnęła i oparła się o ścianę sklepu o!
-dzieki - mruknęła bo miala usta zatkane papierosem

-kim jesteś? - zapytał i niedbale poprawił kołnierzyk koszuli. bo koszule są lowe. ;3

taa low są koszule xD
- wybacz. jestem Lee - odparła gdy już wyciągnęła papierosa z ust - A ty?

-a ja, e, nie. - zmarszczył nos i przyjrzał się jej miłym ustoooom. - pascal, miło mi. - zgasił papierosa o ścianę budynku i wyciągnął w jej stronę rękę.

ej, a potem poszedł, bo muszę lecieć.

i ona też sobie poszła. bo co miala robić