sklep z ubraniami ciążowymi.

okej, przyszły z cintio. samer niechętnie przyglądała się ciężarnym manekinom, za szybą.

ciężarne manekinyyyyyyyyyyyyy, xxxxddddd. spytała summer, czy wchodzą, drapiąc się po brzuchu, ciesząc się niezmiernie, że nie jest w ciąży <3. i liczyła po cichu swoje koleżanki, które zaciążyły ;d. póki co znalazła dwie, razem z samer.

zaciążyły xd
- będę taka gruba? - zapytała machając ręką w stronę ciężarnego manekina, najbardziej z prawej strony.

- tak, chyba że będziesz miała bliźniaki, to będziesz grubsza - poklepała ją po plecach, pocieszająco :3.

- to okropne, nie chcę tak wyglądac - oparła się o sklepową szybę - nie kupuję nic, będę chodzić nago.

- a potem, jak będziesz miała rozstępyyyy? - spytała, wyciągając papierosy z kieszenia swojego krótkiego płaszczyka dwurzędowego, ale zaraz je schowała, przypominając sobie, że nie można palić przy osobach w ciąży. - niektóre rzeczy nie są takie złe, sam - wpatrzyła sie w wystawę, ale jednak nie mogła znaleźć nic ładnego, xd.

już jej się zepsuł humor, także nie miała zamiaru nic kupić.
- ja chcę zapalić, chcę się napić, czuję się jak w więzieniu - spojrzała na swój brzuch - wyyyypieprzaj ze mnie!!!!!!!! xd

- summer, nie możesz winić dzieckaa za to, że nie możesz korzystać z życia jak kieeeeedyś - pokręciła oczyma, uśmiechając się lekko. nie mówiła już, że jeśli summer ma kogoś winić, to tylko siebieee, xd.

TAK NAJLEPIEJ ZWALIĆ CAŁĄ WINĘ NA SUMMER, BO PEWNIE SAMA SIEBIE ZAPŁODNIŁA, CONIE??!?!?!11?!?! xd
westchnęła cięzko, opadając na murek, krawężnik cokolwiek.
- heeej, tam jest blair, ta suka no wiesz, czytałaś celebrrrrr, chodźmy do niej - to ten ona zaraz pójdzie i jo samochut potrąci.

no przecież, że cotak!!!111111!1
- okej, to ty idź, a ja zawiążę buta.....xd - bo przecież cintii nie może nic już potrącić ;_;. nachyliła się, bo przecież nie zawiąże go siłą woli. co z tego, że miała szpilki ;d

cintia nosi szpilki, bo nie umie wiązać sznurówek.
więc summer, machając torebką, szybkim krokiem, a raczej biegiem, również szybkim xd ruszyła w stronę blair i wcale się nie rozglądając, wlazła na ulicę. wcale nawet nie zauważyła samochodu, dopiero poczuła przy uderzeniu i koniec, straciła przytomność, to tak jak ruda, uderzyła głową o szybę i upadła na krawężnik, ale summer brzuchem, nie tak jak ruda szyją. i teraz ruda jest krzywa. w każdym razie straciła przytomność, to raczej normalne.

to be honest, ja nie potrafię wiązać i robię dziwne kokardki.
cintia udawała, że wiąże swoje szpilki i jak tylko podniosła wzrok, zeby sprawdzić o co tyle krzyku, jakiś łup, sratata, nie mogła się powstrzymać, żeby nie rozdziawić pyszczka ;o - kurwaaaaaa, sameeeeeer! - rzekła, pod nosem, ale zaraz również głośno, szybkim krokiem (wcale nie marszem naszego prezydenta, xd) skierowała się w stronę summer, szukając swojego telefonu. oczywiście, kiedy potrzebny, to nigdy nie można znaleźć. - CHOLERAAAAA.
hej, i ktoś zadzwonił po karetkę, lec sej soł?

no nie wiem i chodźmy do szpitala.

sam nie wiedział, w jaki sposób się tutaj znalazł. może to kwestia tego, że natura nie odbarzyła go dobrą orietnacją w terenie i zwyczajnie się zgubił, ale przy okazji uznał też, że całkiem ładne są te ciuchy dla ciężarnych ;x.

cintia już po raz drugi tego dnia zagościła w okolicach tego miłego sklepiku. tym razem sama, paląc swojego cienkiego papierosa mentolowego, z dużymi okularami na nosie, bo słońce wciąż zupełnie miło świeciło. przyszła sprawdzić czy summer nie zgubiła jednego, czy dwóch zębów? nie, chyba nie. ciągnęło ją do ciuchów, nawet takich ;c więc, przed sklepem stanęła, a raczej usiadła na schodkach, najwyżej dostanie jej się za zagradzanie drogi.

sorry że tak późno, ale starsza siostra chciała kompa.

rozejrzał się niepewnie, kątem oka wyhaczył sylwetkę c. gdzieś na schodach i uśmiechnął się do niej nieśmiało, no bo w końcu widok faceta w sklepie dla ciężarnych to niecodzienny widok.
- tu się chyba nie pali, no wiesz, ciężarne - powiedział, siadając obok niej na schodkach.

podniosła na niego wzrok, nieco sennie, bo nie zdążyła wypić swojej wieczornej kawy, bez której zazwyczaj nie radziła sobie z życiem. nie żeby sobie ogólnie radziła.
- ale ja nie jestem w ciąży. ty jesteś? - spytała, zerkając na jego brzuch. - czytałam o facecie w ciąży. i był ten taki film, z arnoldem, pamiętasz? - wszyscy chyba to oglądali ;d.

- pamiętam - poczochrał się po włosach i zrobił minę pt "wszystko wiem i sałatę nawet zjem xd", bo naprawdę pamiętał. - ale nie, nie jestem w ciąży, po prostu jakoś tu zaszedłem - wytłumaczył się skwapliwie, krzywiąc się od zapachu papierosów, ponieważ nie palił. - a ty co tutaj robisz, skoro nie jesteś w ciąży? może masz jakieś przyszłościowe zamiary?

- pfu, nie śpieszy mi się do tego - machnęła ręką, tę z papierosem, nie zwracając nawet uwagi na to, że trochę popiołu spadło na jej prawie nowe dżinsy guessa. - i w zasadzie miejsce to jest tak samo dobre jak jakikolwiek inne, żeby zapalić i podumać. - jasne, dumająca cintia, uwaga bo uwierzę.

strzepnął ten popiuł z jej spodni, dobrze się złożyło, że mógł podotykać sobie jej kolan, nawet nie kościstych.
- więc chyba lubisz filozofię, skoro tak zawzięcie dumasz? - seria głupich pytań sergia właśnie się rozpoczęła.

popiuł <3.
- nie znoszę filozofii, szczerze mówiąc - podrapała się pod okiem. powstrzymała się od powiedzenia mu, że nie lubi myśleć, bo nie chciała się pogrążać, xd. - no ale. jestem cintia.
jestem cintia i lubię banany.

popiuł jest seksy, to przez moją koleżankę dyslektyczkę, z którą mam właśnie okazję pisywać na giegie.
- a ja jestem, hm, sergio - wyciągnął rękę w jej stronę, kiedy przypomniał sobie kazania swojej babci o tych wszystkich dobrych manierach.

bardzo seksy, ja potrafię napisać tóryści, na przykład. albo bapcia :3.
- sergio! tak nazywał się mój nauczyciel od hiszpańskiego, xdddd - powiedziała, bo ona to ja, a ja to ona, to magia, hary. - jesteś latynosem, hm? - spytała.

- nie, przyjechałem z finlandii - pokręcił głową, śmiejąc się pod nosem. - jestem w paryżu dopiero od półtorej miesiąca i tak właściwie prawie nikogo tu nie znam ;c - wyznał smótno barco.

- ja jestem w paryżu już, hoho, jakiś rok, a na chwilę obecną nie ma tu prawie żadnych moich znajomych - stwierdziła, kręcąc kosmyk włosów na palcu wskazującym. - wszyscy powyjeżdżali, albo poumierali ;d. finlandia, tam są pingwiny?

- nie spotkałem żadnego, ale jak chcesz, to mogę cię kiedyś zabrać do finlandii - wyszczerzył zęby i pogłaskał ją po ramieniu, bo lubił dotykać dziewczyny, które mu się podobały, nawet tak nieznacznie. ja też lubię, ale robię tak z chłopakami xd.

- och, naprawdę? kiedyś byłam w szwecji, to chyba dosyć niedaleko, prawda? - uśmiechnęła się niepewnie; cintia z geografii leżała, niestety. - a tak swoją drogą, to nie przepadam za pingwinami, chociaż podobno mają fajne futerko. hm, albo to były misie panda, xd. - zgasiła papierosa o schodek i oparła głowę o sergiowe ramię.

- eh, sam nie wiem - chciał wzruszyć ramionami, ale wzruszył tylko jednym, no bo cóż, nie chciał jej zniechęcić. jej włosy załaskotały go delikatnie w szyję, pozwolił sobie więc objąć ją ramieniem. - naprawdę czuję się samotnie i z nikim dawno nie... yyyy, rozmawiałem - dodał, uprzedno gryząc się w język.

- ja tak samo, i czuję się samotnie, i z nikim dawno nie rozmawiałam! możesz mnie z tej okazji zaprosić na lampkę wina, czy szampana, zależnie od tego, czym dysponujesz w swoim pałacyku - nieśmiało! położyła rękę na jego kolanie ;c wyszła z wprawy.

- jasne - mrugnął do niej porozumiewawczo, wstał i pociągnął ją w górę za rękę, po czym poszli na prawo, może lewo, nie wiem, ale na pewno w stronę akademików.
i zacznęęęę.