tesco.

rozglądała się dookoła w poszukiwaniu czegoś, na co miałaby ochotę.
- nate, kupmy czekolade, nie jadłam czekolady chyba z milion lat - zwierzyła mu się, ze swojego problemu. kocham wczorajszą plo <3 tak z serii ciekawostek, cnie. wzięła nate'a pod rękę i oparła głowę, a raczej policzek na jego ramieniu - co dziś robiłeeeeś? byłeś na uczelni?

muszę ten odcinek obejrzeć raz jeszcze na neciku, bo go nie pamiętam.
- byłem, ale mieliśmy krótsze zajęcia - wyjaśnił. tak naprawdę to zerwali się wcześniej z wykładów, żeby pójść do parku, powylegiwać się. przecież trzeba korzystać z ostatnich promieni słonecznych! - czekoladę, jaką chcesz? gorzką?

- ja miałam dziś filozofię, ten koleś mnie nienawidzi, ja go też. w ogóle to dziwne, że zaliczyłam tamten rok, byłam pewna, że przez to, że nie pojechałam do atlanty będę musiała zdawać we wrześniu. no, ale ma szczęście - przewróciła oczami, łapiac pastę do zębów, bo miała ładne opakowanie, a tamta, co mieli w domu, już się kończyła - gorzką. aaaalbo nie, nie będę jadła czekolady bo będę gruba. aha, skoro już o tym mówimy, moja matka przyjeżdża do paryża w przyszłym tygodniu i chce się z nami spotkać.
zrobiła w tym momencie tak -,-, wiemy dlaczego.

- jezu, samer, wiesz, że jak będziesz gruba, a nie będziesz, bo czekolada jest zdrowa i jak zjesz kawałek to nie przybędzie ci od razu dziesięć kilo, to i tak będę cię kochał - mruknął, mając szczerze dosyć jej gadania o tyciu, bo sam popadnie w kompleksy. - twoja matka, huh? spotkamy się raz, jakoś to będzie.. - miał nadzieję.

- mam nadzieję. ją powinni zamknąć w jakimś zakładzie dla psychicznie chorych, ostatnio zrobiła mi awanturę o to, że blair i mitchell wrócili do sydney, jakby była to moja wina - nie to, żeby nie była, ale spoczko :3 - to co jeszcze kupujemy?

- hmm, nie wiem - nie lubił zakupów, nie orientował się co do ich stanu lodówki. - może jakieś owoce? zjadłbym melonaaaa. - nate pewnie jest w ciąży, wciąż jest głodny. - a matką się nie przejmuj, najwyżej powiem jej,żeby spierdalała, jak będzie niemiła.

- i tak lubi bardziej ciebie, niż mnie, nate. ona lubi wszystkich bardziej ode mnie. nie wiem dlaczego. ciągle mi wypomina, że po moich wybrykach w liceum z ojcem przez milion lat musieli naprawiać dobrą reputację rodziny, sratatata - przewróciła cięzko oczami, bo to naprawdę jej sie nie podobało. podrapała się po zupełnie płaskim brzuchu - kupmy jeszcze kiwi i winogrona. iiiii jakieś warzywa, to zrobię sałatkę, nie wiem jaką, ale była taka fajna w tej książce, którą kupiłam.

- nie przejmuj się tę suką, samer - poprosił i pogłaskał ją po ramionku, prawie upuszczając koszyk. znalazł dział z owocami i warzywami i spytał, czy samer może podawać, wrzucać, czy cokolwiek.

- okeej, nie będę - uśmiechnęła się do niego, może trochę z wdzięcznością i poprawiła włosy, które ciągle opadały jej na czoło. nie wiedziała co jest potrzebne do sałatki, więc wszystko po kolei wrzucała do koszyka, mając nadzieję, że się przyda, a jak nie to trudno.

najwyżej oddadzą dla tych bezdomnych psów, co się plączą za oknem. - hej, i zaraz wracamy do domu, huh? - spytał, woląc nie patrzeć na to, co samer bierze, odwrócil się i oglądał ceny orzechów.

pokiwała głową, ale dopiero potem zdała sobie sprawę z tego, że nate na nią nie patrzy, więc postukała go w ramię.
- tak, chyba, że chcesz jeszcze gdzieś iść, hm? weźmy brzoskwinie w puszce - powiedziała, naprawdę miała na nie ochotę, nie pomijając faktu, że na ananasy i suszone figi również, ale nie mogła się obiadać, kiedy za kilka dni miała przyjechać adelaide. włożyła prawą rękę do prawej, tylnej kieszeni w spodniach nate'a.

- brzoskwinie, okej. nie chcę już nigdzie iść, tylko do domu, zgłoooooodniaaałem - jęknąl, łapiąc się za brzuch, zaraz nachylił się do samer, żeby pocałować ją lekko w usta, mówiąc coś, że pachnie ogórkami, a zaraz pociągnął ją do konserw.

powlokła się za nim, bolały ją już nogi.
- bierzemy ogórki? - zapytała, unosząc obie brwi do góry - idę na tenisa, to znaczy zamierzam iść, ale nie wiem co z tego wyjdzie, ale dłajt pytał czy idę z nim.

- aha, to jasne, idź z nim - machnął ręką, odwracając się do konserw, był trochę speniany, mógłby równie dobrze on sam z nią iść na tenisa, w końcu w liceum zdobywał jakieś nagrody i w ogóle. ale tym czasem powiedział, że nie chce ogórków, a brzoskwini nie ma.

- w ogóle, dłajt mieszkał w londynie, przez ostatni rok i obiecał, że mnie zabierze, ale i tak mu nie wierzę - pokręciła głową, bo znała dobrze dłajta i pewnie już zapomniał. oświadczyła nejtowi, że w takim razie mogą iść do kasy.

- świetnie - stwierdził i poszedł do kasy, nie czekając na samer, bo wcale nie lubił słuchać o jakichś jej kolegach, czy chłopakach, sesese.

poszła więc za nim, biorąc jeszcze czupaczupsy po drodze i oparła tyłek o tą ladę, gdzie idzie taka taśma, bo nate wypakowywał zakupy powiedzmy, więc przyglądała się swoim paznokciom.

- jakie wzięłaś? - spytał, mając na myśli owe czupaczupsy, bo chyba dla niego też wzięła co nie! wyciągnął już portfel, nie było kolejek, a kasjerka uśmiechała się do niego, pokazując swój brak jedynki.

summer właściwie sie przestraszył tą kasjerką, a zaraz powiedziała nejtowi, że wzięła wszystkie smaki, bo nie mogła się zdecydować i gdzieś za jego plecami, a w zasadzie opierając na nich czoło, wybuchnęła śmiechem, oczywiście z zęba, a raczej jego braku tej kobiety.

pokiwał głową i wytłumaczył kasjerce, że jego dziewczyna ma problemy z samozachowaniem i całą resztą, zapłacil i mruknął do samer, że mogą iść, tylko że on chce lizaczka na drogę.

dała mu jednego, uwieszając się na jego ramieniu i nadal chichocząc.
- hej, wcale nie mam żadnych problemów.

- jesteś głupia - powiedział i poszli i zacznij!

tesco jest 24/7? okej! więc szukał mleka, do kawy. na rano. xd

oja. siedziała przy dziele z miodami, i takimi tam innymi no. zastanawiała się dlaczego na każdym słoiczku pisze pszczeli.



;x

tak! to zupełnie zastanawiające! dlaczego tak jest właśnie napisane. ;c
on się na ten temat nie zastanawiał, za to ciekawił go fakt, dlaczego nikt nie może się oprzeć czirjos.

zatupała nawet nogami, dalej siedząc bo intrygował ją ten fakt, złapała jeden miód w rękę, i przeciskała się między ludźmy aż dotarła do działu z alkoholami! <3

i tam się spotkali! a on dalej się zastanawiał nad fenomenem ów płatków śniadaniowych, które promuje pszczółka. xdddddddddd - cześć, hej. - bo przeszedł obok niej z mlekiem w ręku.

- aha, dzień dobry. - mruknęła oglądając pomaranczową etykietke danielsa, nawet zastanawiała się czy nie wziąc dżonego łokera, albo szkockiej poprostu.

ale mu obiecała, że nie pije, już! ;ccccccc - kotku? co tu robisz? - rozejrzał się i przesunął wzrokiem po alkoholach. szkoda, że nie wziął koszyczka. w jednej ręce trzymał opakowanie płatków w drugiej mleko. na wino nie starczy rąk. ;c

zacisneła zęby w akcie desperacji. - o! bo to dla ciebie, na prezent. - wymyśliła szybko wręczając mu między płatki, a mleko danielsa. oczywiście miała nadzieje, że sie z nią podzieli.

-z jakiej okazji prezent? - zmarszczył czoło. wiedział, że kłamała, bo po pierwsze mówiła wybitnie szybko, a po drugie skrzydełka nosa jej się ruszały. ;c

- z żadnej icmy już co, jestem strasznie głodna. - wyszczerzyła sie, łapiąc go pod ramie, przecie za rękę nie mogła, a w ogóle to czuła iż domyśla sie o niewinnym kłamstweku.

i poszli do kasyyy, co on tam zapłacił. a potem do niego, bo miał krakersy w domu i chciał nakarmić biedną szandrę.
zacznę. xd