ałto manola

- a wyglądasz jak jakiś alfonso - mruknęła, rozcierając dłonią swoje ramię, bo było trochę obolałe, od tego ciągłego popychania i całej reszcie. - więc, powiesz mi, gdzie jedziemy? aha, jestem nanette.

- nie wiem, jak najdalej stąd, póki co. chyba, że wolisz żeby cię złapali i zabili, za to, że nie powiesz im prawdy - odjechał z piskiem opon - to znaczy, ty nawet nic o mnie nie wiesz, ale oni ci nie uwierzą.

- a co niby według (weglud, xddddddd) nich mialabym wiedzieć, hm? jesteś przemytnikiem, seryjnym mordercą, gwałcicielem? - uniosła oba kąciki ust, opierając się przedramionami o oparcie fotela obok kierowcy.

- nie mówmy o mnie - pokręcił głową, włączając radio xd żeby było przyjemniej. skręcił na autostradę - milion? półtora? na ile twoi rodzice są wypłacalni? ;3

- chcesz mnie porwać, eeeee? - spytała, bo stwierdziła, że mogła się wszystkiego po nim spodziewać, trochę się przestraszyła, bo nie pamiętała numeru do rodziców, w razie czegooo, xd.

a on miał jej torebkę, haha, zonk.
zastanowił się chwilę. nacisnął guzik, który wskazywał zamknięcie wszystkich drzwi.
- nanette, bardzo mi przykro, ale to nie ode mnie zależy. zostałaś porwana : 3- oświadczył jej spokojnie. chciał być miły. on wcale by jej nie porwał, on miał ją tylko pilnować, to jego szef.

zrobiła tak zwane 'wtf' i zamrugała.
- ty chyba sobie żartujesz, hm? - spytała spokojnie, aczkolwiek jej głos mógł odrobinę zadrżeć. - to takie mamy cię, hm?
okej, zaczynała wierzyć w jego słowa i opadła bezsilnie na te tylne siedzenie.

- niestety - wzruszył powoli ramionami, przyśpieszając. musiał jak najszybciej wywieźć ją za francusko - hiszpańską granicę, tak żeby mafia się nie zorientowała, huh.

to prawie jak w od zmierzchu do świtu <333333333333 zróbmy wampiry, xd.
- wypuść mnie, manolo - poprosiła, cicho, zamykając oczy. i wcale nie było tak, że chciało jej się siku. policzyła do dziesięciu, zanim z powrotem otworzyła oczky, popatrzyła do lusterka, ale było wyłamane, xd. - albo przynajmniej otwórz okno, do choleryyy.

- chcesz uciec przez okno? - zapytał, uchylając jej, drugim guziczkiem pół mm, matma pozdro, szyby. poprawił swoją marynarkę i rozsiadł się wygodniej, ściszając radio, bo prawie jej nie słyszał.

- jasne. nie jestem taka głupia, zeby uciekać z jadącego samochodu. - powstrzymała się od dodania jakiegoś 'idioto', bo na filmach widziała, że nie wolno zadzierać z ciemnymi chłopcyma :c. bo oglądała wczoraj pulp fiction, on pewnie ma broń, jeszcze przez przypadek odstrzeli jej głowę ;x

- wcale nie powiedziałem, że jesteś głupia - powiedział powoli, nudziło mu się, bo jechaliii i jechaliiiiii.

- ooo oo okej. może wydam ci się nudna, ale gdzie mnie wywozisz i kiedy tam będziemy? nie powinieneś mi zakleić oczu? ust? jeszcze zobaczę którędy jedziesz, oj! - zachichotała i podciągnęła nogi pod siebie, nie lubiła jeździć samochodem. - swoją drogą, jestem głodna.

zatrzymał samochód na poboczu, bo go wkurwiała.
- nie pouczaj mnie, jestem raczej profesjonalistą. chcę cię traktować ludzko, ale jak będziesz klepać głupoty to ci zakleję, zwiążę nogi i ręce również. zaraz pojedziemy do jakiegos burger kinga, tudzież mcdonalda, jak wolisz - spojrzał na nią groźnie, z góry, bo był większy.

- fuj - stwierdziła, marszcząc czoło. wcale się już go nie bała, strach przerodził się w swojego rodzaju rozbawienie. ale nie marudziła już. - w porządku. będę cicho, będę grzeczna. - zawsze była grzeczna, chciałaby tym razem nie być, ale jednak wolała mu nie podpadać!

okej, wzięłam kartkę i wymyślam postaci.
ruszył znów, pomiędzy jakimiś innymi samochodami, zaraz zjeżdżając na stację benzynową. zatrzymał się na parkingu.
- chcesz do łazienki? kupię ci batoniki - poinformował ją, wyjmując kluczyk ze stacyjki.

- nie chcę. lubię tłiksy. masz, weź tę nieszczęsną komórkę <3 - wręczyła mu telefon, bo on chyba zapomniał go od niej wziąć :c. a ona nie chciała oszukiwać i poprosiła jeszcze tylko, żeby nie wyłał radia.

- tłiksy. okej - mruknął i wyszedł z samochodu, zamykając go. miał centralny zamek, tak dla twojej informacji. szklane drzwi, rozsunęły się przed nim. kupił cztery butelki koli i wody, wszystki tłiksy, trochę snikersów, on też musiał coś jeść i zaraz wrócił z zakupami. wrzucił jej wszystko na tylne siedzenie - masz.

- nie mówi się masz. dziękuję - podziękowała i powiedziała mu też, że bardzo się stęskniła za jego miłym nastawieniem do świata i rozpakowała tłiksa, w dwa palce wzięła jednego i ugryzła, zepsują jej się ząbki! ;x

- już niedaleko - poinformował jej, biorąc butelkę coca coli. odpalił silnik i ruszył, znudziła mu się ta jazda samochodem, ja lubię.

- niedaleko dokąd? - przewróciła oczyma, opierając czoło o okno, nie miała tłustego, xd. - nie sypiam w jakichś barakach, czy bunkrach, tak z góry mówię.

- to nie będziesz musiała spać - wzruszył ramionami - rozumiesz pojęcie porwanie? - znów się wkurzył, miał słabą psychę, jak moja ola : * - nie wybierasz sobie hotelu, skarbie.

- wybacz, ale nigdy nikt mnie nie brał i nie porywał, wiesz - poczwórne zaprzeczenie! :3. - to jest śmieszne, nie porywacie już dzieci gwiazd filmowych, hm? - spytała, nieco znużona. bo o tej porze dawno już spała............xd okej, nie.

- nie wiem jaki jest cel twojego porwania - odburknął, pożerając snikersa, bo zrobił się głodny. to wszystko przez nią - będziemy w barcelonie, mamy mieszkanie, to znaczy mój szef ma, kazał cię tam zabrać. nie spodziewaj się takich luksusów jak telefon, ale telewizor jest.

- tylko nie mów mi, że mamy tam dojechać dzisiaj - westchnął ciężko. nie znosiła długich podróży. - nie lepiej byłoby polecieć samolotem? albo popłynąć wpław? xd - przez paryskie morze, cnie... - ale nieważne, nieważne...

- dziś dojedziemy, spokojnie - jechali dwieście dziesięć na godzinę w tym momencie, a za nimi żandarmeria ;xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx więc przyśpieszył jeszcze - teraz uwaga, bo uciekamyy - poinformował ją.

- teeeee emocje! - stwierdziła, niezupełnie entuzjastycznie i zapięłaby pas, gdyby ten nie był przerwany ;x. więc skuliła się i wyglądała przez okno. - a jak zacznąąąą strzelać, mam wleźć pod siedzenie? ;d

- rób co chcesz - warknął na nią, raczej oschle i zjechał w pierwszy możliwy zjazd, by zaraz zniknąć za rogiem, na ulicę, gdzie znajdowały się miriady, wcale nie takich samych, bo to nie anglia </3 domków.,

- nie mogę robić co chcę, bo ZOSTAłAM PORWANA - zauważyła i nic poza tym nie powiedziała, bo jak wszyscy wiemy się bała. - zguubiłeś ich? - miala nadzieję, że tak. bo nie chciała skończyć rozpłaszczona na słupie.

- mhm, raczej tak - powiedział, spoglądając do tyłu. potem spojrzał na nią i uśmiechnął się - przygotuj się, zaraz wjeżdżamy do hiszpanii - nadal sie uśmiechając opadł na swój fotel i poprawił spodnie, bo wbiły mu się w krocze ;d

- nie mam paszportu, xd - zauważyła zupełnie błyskotliwie. - nie lubię siedzieć z tyłu, nie mogę obok ciebie, hum? - właśnie? tam są fajne schowki <3.

- dziewczyno orientujesz się chociaż trochę w tym co dzieje się na świecie? jesteśmy w unii europejskiej, układ schengen, mówi ci to coś? - to było do prawdy żałosne, więc poprawił sobie pasek, wzdychając - no to przechodź do przodu.

- ach, tak, wybacz, przecież to hiszpania. - bo ona myślała, że meksyk.... przeszła do przodu, machając, wcale nie celowo, tyłkiem przed jego nosem. - tu jest wygodniej! - uregulowała, tyruryru, siedzenia i całą resztę.

- no raczej - przytaknął, zjadając jej jednko tłiksa. tłiksnijmy się razem, czy jak to tam było - już niedaleko, mój samochód to prawie jak samolot - uśmiechnął się, jednokącikowo.

- to ty jesteś jak ci z tej kreskówki o wyścigach, co jeżdżą jak wariaciii. - szalony wyścig? coś tam, z tym co łapał gołębie. ej, będziesz po plo, nie? to wtedy będę pisała dłuższe pościki, bo teraz weńczy nie ma. ;d

będę chyba, to znaczy zobaczę, bo na plo będę udawać chorą xd
- nie oglądam kreskówek, nancy - powiedział spokojnie, uśmiechając się do niej i wykrzywiając głowę w bok.

powodzenia, xd.
- nie jestem nancy - powiedziała, odchylając głowę do tyłu, gramoląc się na fotelu, ale zaraz odwróciła się w jego stronę, oglądając jego profil. krzywy nos, pewnie był złamany!