gabinet dyrektora

staraj się nie podpaść.
zaraz przy sekretariacie, jednak gabinet jest większy. dużo szafek z książkami, zazwyczaj takimi, których nikt nigdy nie otworzył.

przyprowadził obu i rzucił ich na biurko

dyrcio zdjął nogi z biurka i wysłuchał księdza, co i jak, potem zmarszczył czoło i kazał chłopcom usiąść i ich ob ser wo wał

martin usiadł, całkiem wkurzony, ale zarazem nieco zażenowany całą tą sytuacją. i tak nie zamierzał słuchać dyrcia!

(ksiądz <33333333 xd)

- dzieńdobry! - rzucił do pana dyrektora, salutując, przewracając sie niemal o dyrektorski dywanik, ale całe szczęśćie padł na fotel. a raczej krzesło.

-więc chłopcy - zaczął dyrcio, przyglądając się piersiom martina, bo chyba miał na sutku kolczyk, a to tylko gra światła, pokręcił głową i przyjrzał się jednak samowi - obaj dostajecie po minut pięćdziesiąt punktów z zachowania i wpis za odurzanie się na terenie szkoły. i na jutro tysiąc słó na temat szkodliwości marihuany

/wiem, <3

- o jezu - westchnął, po czym spojrzał na samuela znacząco i wywrócił oczami, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. - czy pan nigdy nie palił trawki?

- w porządku - pokiwał powoli głową i wyciągnął portfel. - ile to w przeliczeniu na euro :c? - bo nie był na tyle zdesperowany, żeby pisać jakieś bzdury o marihuanie. zerknął na dyretora zza swoich za długich włosów.

-hm, oczywiście.. że nie paliłem, panie herhey, takie odzywki to do znajomych na podwórku. kolejne dwadzieścia punktów - ale nie dla gryffindoru, tylko indywidualnie oczywiście. - co do kary dla pana, panie ragnou, od jutra jest pan skierowany na obowiązkowe uczęszczanie na koło matematyczne. OBOWIAZKOWE.

- nie harhey, tylko haryiene, panie DYREKTORZE - powiedział, odwracając wzrok w stronę okna i marząc o wyjściu na zewnątrz, śmierdziało tu kocimi sikami.

/bo dyrcio jest kotem.



-w porządku, wyjdźcie już, to znaczy - przewrócil oczyma - możecie już opuścić TEN GABINET, panie harley

/xd

- lubię matematykę! - mruknął, tylko na zlość dyrektorowi i stwierdził, że wcale nie jest kotem, znaczy dyr. wstał, rysując podłogę krzesłem!

przyszła po plan lekcji dla fabiena, bo on spał, to znaczy zaspał.

martin wstał, odwrócił się iiii wpadł prosto w ramiona esti, z których zaraz wyskoczył, przerażony sobą samym.
- o, hej - powiedział, dosuwając krzesło do biurka nogą.

pokiwał łapką do esti, bo ją znał pszeca, i poszedł do lit, hihi.

a martin nie poszedł do lit, tylko do domu, wolał pograć na skrzypcach, a ja wolę grać na jednego postaciąga.