Parfumerie.

czyli, że perfumeria.
estelle przybiegła tutaj, stukajac strasznie obcasami szpilek, z torebką i generalnie rozwianymi włosami. czekała na fabiena przed.

przyjechał zaraz po niej, z szoferem, który podwiózł go samochodem ojca, co pewnie nie bardzo mu się spodoba, ale kto by się tym przejmował. wysiadł, rozpromieniony bardzo, poprawiając swoje idealnie wyprasowane polo lacoste. koloru różowego, ku małej ścisłości. podszedł do niej, aż oczy mu zabłysły na jej widok, te rozwiane włosy na niego tak działały. a może nadal jest tak samo zakochanyyyyyy. - hej kochanie - szepnął, całując ją delikatnie w dolną wargę.

esti była napalona, okej wcale nie, ale klepnęła go nawet w tyłek, nie zwracając uwagi na to, że 'ludzie patrzą'. wyszczerzyła zęby w uśmiechu, ale nie jak jakiś głupek, tylko jak esti i wciągnęła go za rękę do środka.
- mamyyyy tylko godzinę, a ja musze się przyszykować - powiedziała.

złapał ją w talii, mrucząc coś, o tym, że wcale nie musi się szykować, bo i tak jest piękna, do jej intynsywnie pachnących włosów. - hilton są złe? - zapytał, kiedy już przystanęli przy różowych buteleczkach. i <3 paris.

- mooogą być - skinęła powoli głową, lustrując wzrokiem flakoniki - bierzemy - dodała, ruszając zaraz w stronę lakosty, mru <3

- okej, nigdy nie jestem dobry w wyborze perfum - wzruszył ramionami, idąc za nią. właściwie to nie lubił escady, bardziej podobały mu się perfumy paris, toteż spojrzał nerwowo na zegarek.

a ona zastanawiając się wcale niedługą chwilę, stwierdziła, że skoro ostatnio miała pour famme, to teraz weźmie dream of pink, bo touch średnio jej sie podobał i powiedziała, że mogą iść do kasy.

złapał ją za rękę, drugą natomiast wziął perfumik eskady i oznajmił jej i wszystkim wkoło, że właściwie to on zapłaci za nią. i prezent dla gee.

- nieeeeee, ja zapłacę sama - zaprotestowała szybko, bo w zasadzie czuła się niezręcznie /ja się czułam niezręcznie z michałem, jak on mi wszystko stawiał w londą......../, a przecież miała pieniądze w tej cholernej torebce.

- daj spokój - mruknął tylko i uśmiechając się do eskspedientki, wyłożył perfumy na ladę. wyciągnął nawet złotą kartę swojego ojca, czyli fajnie. znów spojrzał nerwowo na zegarek. - cholera, spóźnimy się.

obraziła się, bo nie lubiła, kiedy nią ktoś rządził ;d i nienawidziła go teraz za rządzenie, więc ze skrzyzowanymi rękami stała, opierajać się biodrem o ladę & mierząc przy tym ekspedientkę, bo patrzyła na fabiena dziwnym wzrokiem, a jej wcale się to nie podobało.

- nie obrażaj się, do widzenia - rzucił, kiedy już mieli wychodzić. właściwie to wydał mniej, niż chciał i czuł się z tego powodu źle bardzo, ale cóż. złapał esti mocno za rękę. - naprawdę, wiesz, że tego mnie lubię. i hej, serio już jesteśmy spóźnieni.

- przecież sie nie obrażam - odpowiedziała powoli, siląc się na spokój. podreptała za nim, niechętnie, bo w zasadzie to nie miała już humoru na imprezy.

- estelle - mruknął tylko potrząsając głową & poszli.