au to stop

anne stała gdzieś tam gdzieś, padał deszcz, mieszając się z jej łzami, a obok niej leżał poskładany namiot razem z torbą, hihi.

a on akurat jechał, nie mam pojęcia skąd, ale był poza miastem, kupić wino, w takiej zajebistej winiarni, bo miał ochotę się napić. znów. znalazł w każdym razie trzydziestoletnie i teraz leżało na nagrzanym siedzeniu pasażera. stukał palcami w kierownicę, w rytm jakiejś krejzolskiej piosenki, aż zauważył anne, stojącą na poboczu i zatrzymał się przy niej z piskiem opon, bo jechał naprawdę szybko. za pomocą guziczka, otworzył automatyczną szybę.
- pomóc ci? - zapytał, zdejmując okulary z nosa.

spojrzała na niego zdesperowana dość, już miała naprawdę gdzieś, czy okaże się zboczeńcem, nimfomanem czy kimkolwiek innym, skinęła tylko głową, na znak, że tak i odgarnęła mokre włosy z twarzy, cały makijaż spłynął jej na policzki i ogólnie nie wyglądała najlepiej, więc zdziwiła się, że ktokolwiek chce jej pomóc w czymkolwiek, przekonana o źle świata i takich tam rzeczach.

wyszedł więc, podciągając seksowne, czarne rurki na chudym tyłku. wziął jej bagaże i wrzucił do bagażnika. miał czarne ałdi a osiem, bo wszystkie moje postaciongi jeżdżą ałdi. objął ją ramieniem i zaprowadził na siedzenie pasażera, uprzednio zabierając stamtąd butelkę wina.

- hm, dzięki, naprawdę - postarała się uśmiechnąć, szczerze mówiąc, nie wyszło. czuła się okropnie z tym, że on pewnie też zaraz zmoknie nie gorzej niż ona i będzie miał w aucie pomoczone siedzenia, które były skórzane i full wypas. wygrzebała skądś chusteczki i starała się wytrzeć tusz od rzęs oraz łzy z policzków.

- w porządku. do paryża, tak? - wolał się upewnić. wsadził z powrotem kluczyki do stacyjki i ruszył, rozpędzając się do stu pięćdziesięciu może, bo nie chciał jej wystarszyć hehe.

- tak - kiwnęła głową, miała nieodparte wrażenie, że tylko i wyłącznie nią kiwa. i wcale nie bała się prędkości, w sumie była taka hardcorowa. zapięła pasy, pamiętając o zasadach bezpieczeństwa i takich tam, po czym oparła mokre dłonie na mokrych kolanach, miała także mokrą sukienkę i materiał przylepił się jej do ciała, żałowała, że miała na sobie górę od bikini.

- coś się stało? - zapytał niepewnie, trochę chrapliwym głosem, rozkładając się wygodniej. złożył swoje okulary, bo zapomniałam, że była brzydka pogoda, ale on jest jak hiszpanie i pokorabańcze nosi cały czas.

- nic, z wyjątkiem tego, że chłopak mnie zostawił na kempingu, uprzednio wyzywając od dziwek i ciot - uśmiechnęła się krzywo, dopasowując się plecami do wygodnego oparcia i krzyżując ręce na piersiach w ramach tego, że wszystko, ale to wszystko jej przebijało.

- uhu, to ten grubo. to znaczy średnio fajnie, ze strony twojego chłopaka - może trochę żałował, że ann ma chłopaka, ale nic na ten temat nie powiedział - aha, jestem matt.

- anne - powiedziała, kiedy już sobie przypomniała, jak ma na imię, to przez tą depresję, która ją ogarnęła. - i, hm, mój chłopak nie jest już moim chłopakiem - dodała, opierając dłonie na kolanach i odwracając wreszcie głowę w jego stronę, by lepiej mu się przyjrzeć i stwierdzić, że nie ma trzydziestu lat.

- to strasznie skomplikowane, anne - stwierdził, ale uśmiechnął się do niej, odwracajac głowę nawet, bo znudziło mu się patrzenie na drogę.

hoho, a wiesz, że oni jechali znad gopła aż do paryża? xd.
- drogi mattcie (czy też macie xd.), a co ty robisz, hm, tutaj? skąd jedziesz? - zapytała, uznając, że warto zainteresować się też nim i nie mówić tylko o sobie, w końcu nie ona jedna miała problemy.

a gdzie jest gopło?
- musiałem zaopatrzyć się w jakieś dobre wino, na południu są najlepsze - a jego auto było prawie jak samolot, to szybko.

w polsce, czyli na południu francji xddd.
- aha, jechałeś dla tego jedynego wina? - zdziwiła się, pozwalając sobie na chwycenie za ową butelkę leżącą gdzieś tam gdzieś i przyjrzenie się etykiecie, chyba musiało być to dobre wino, skoro miało aż tyle lat.

- odwiedziłem przy okazji znajomych, bo mieszkałem na południu. powieeedz mi, gdzie cię zawieźć dokładnie w paryżu, hm? - bo już w zasadzie wjechali na największy periferik.

podała więc mu dokładny adres, nie chce mi się zmyślać i złamała sobie paznokcie, kiedy usiłowała podrapać się po głowie, bo miała twardą czaszkę.
- rozumiem - westchnęła głęboko, choć nie rozumiała, nie miała znajomych na południu ani wampirów pod łóżkiem też nie.

- okej. to w zasadzie blisko mnie, ale nigdy cię nie widziałem. może dlatego, że mieszkam tutaj od przedwczoraj - pokręcił oczami z niezadowoleniem, wyprzedzając jakiś samochód.

- ja mieszkam tutaj od ledwie tygodnia - okej, w tym momencie już rozumiała, achoch, mieli podobne doznania. zapomniała już o tym, że miała powycierać sobie twarz, że była cała zasmarkana i że pewnie wygląda okropnie. - wyglądam okropnie - powiedziała, kiedy już sobie o tym przypomniała xd.

spojrzał na nią, znów, jak tak dalej pójdzie, to będą mieli wypadek, ale on o tym nie pomyślał, tylko się uśmiechnął.
- a już myslałem, że nie jesteś jedną z TYCH dziewczyn, których największym problemem, jest to jak wyglądają.

- nie przejmuję się poprawianiem włosów i tak już gorzej wyglądać nie można - powiedziała jakże optymistycznie, dziwnym określając fakt, że matt wuaśnie nie patrzy się na drogę, tylko na nią, na jej cycki, tak jej się zdawało.

- jestem głodny - stwierdził, drapiąc się po brzuchu, z fajnymi mięśniami zaznaczę - chcesz coś zjeść? tutaj po drodze jest jakaś piceria.

- jasne, że chcę, nie jadłam nic od rana - rzekła z wolna, a na dowód tego wnętrze jej żołądka ożywiło się, wydając z siebie głębokie westchnienie.

i ja idę, to znaczy nie idę jeszcze, ale muszę się szykować, buziexy.