kejdowe.

mała, zasyfiona kawalerka.

zapukała do drzwi w miarę kulturalnie, bo pamiętała iż obok mieszkała wyjątkowo upierdliwa starsza kobieta, hodująca karaluchy i inne tego typu paskudztwa i ostatnim razem usiłowała zabić bjankę mopem w kolorze musztardowym za rzekomo głośne łomotanie w drzwi. oparła się o chłodną ścianę i przymknęła oczy. chyba mam dzisiaj wenkę ;c.

nie widziałam mopów w innych kolorach. ;c
kejd był w trakcie popalania miłego papierosa miętowego na równie miłym, aczkolwiek nie tak bardzo miętowym balkonie, i chociaż wiatr był silny i porywisty niczym halny to pukanie usłyszał.
rzucił papierosa w dół, warto wspomnieć że to yy trzecie piętro z windą[!], najwyżej ktoś się poparzy, ale najwidoczniej nikt nie wylał benzyny bo nic się nie stało.
w każdym razie otworzył, i, jak to kejd, praktycznie wciągnął ją do środka, całując poniekąd a nawet nieponiekąd a rzeczywiście namiętnie.
jest takie słowo nieponiekąd czy pisze się oddzielnie, iksde?

nie mam pojęcia, ale to chyba mało istotne.
objęła go ramionami i lewą nogą również, mrucząc coś niewyraźnego i chyba mało istotnego w jego szyję. yy zadarła głowę i pocałowała go w usta, prawda, wsuwając palce w jego włosy. ktoś zamknął drzwi?

ktoś się przejmuje?
przytrzymując ją w talii zrobił magiczną sztuczkę polegającą na przeniesieniu ją przez próg korytarz-salon, albowiem nawet salon miał kejd, nawet nieco hm, ogarnięty i posadził ją na jakiejś szafce, albo może oparł o ścianę, ja nie wiem, i nadal trzymał ją w pasie, koniec.

poczytaj sobie carmen, xd.
uśmiechnęła się uroczo, czyli zupełnie bjankowo. właściwie jej powierzchowność nie zdradzała takiej namiętności jaką żywiła do kejda. nie wiem czy poprzednie zdanie miało jakikolwiek sens, nieważne. nerwowo/szybko rozpinała guziki jego białej koszuli, miał też sztruksy, zielone! (pozdro, trisz) jednocześnie całując go po całej twarzy, jak wyszło.

czytam na bieżąco właśnie, xd.
w takim razie, tak sobie mylę, skoro jej powierzchowność nie zdradzała, to gestykulacja przed chwilą właśnie może trochę.
pomyślał sobie nawet, zsuwając z jej ramion jakąś nie wiem, marynarkę czy coś, żakiety damskie bywają zupełnie ładne, że li nijako się ma do bianki i jej miękkich ust, zawsze smakujących tym samym błyszczykiem, a gdy żakiet wylądował na podłodze to przestał o tym myśleć, tylko, ojej, rozpiął jej rozporek i zsunął spodnie też.
złe, złe dziecko.

nie mogąc rozpiąc ostatniego guzika, szarpnęła koszulę, skutkiem czego guzik z miłym brzdękiem potoczył się po drewnianej dajmy na to podłodze. sama bjanka, była już w trakcie rozpinania paska czarnych rurek kejda. właściwie była zła na endru, za całokształt więc musiała odreagować, uła!

ojacię!
więc kejd, cóż, wcale nie mial zamiaru rozpaczać, zamiast tego rozpiął swój pasek do końca, możesz to nazwać przyjacielską pomocą i wessał się w jej dolną wargę, a potem ugryyzł, ale nie przegryzł, taką czerwoną.
aha, i trochę żałował, że nosiła bieliznę, ale i z tym sobie poradziłł.

oparła czoło na jego ramieniu i momentalnie stała cię bardziej wiotka. nie ma tak łatwo.
-nie mogę - mruknęła, niezależnie od siebie samej smyrając jego włosy, zakręcające się przy skroni.

westchnął w jej włosy, no przecież jej nie zgwałci.
- co się stało? - zapytał więc, cicho, puszczając ją też trochęę.

-endru - mruknęła, jakby to jedno słowo/imię było wyjaśnieniem wszystkiego. hm, w sumie było. nie przestawała go kurczowo obejmować natomiast. taki bonusik i zadośćuczynienie.

-jezukurwa - powiedział, po czym zaklął brzydko.
z racji, że jest nieco, hmm, gorącej w wodzie kąpany, to się zerwał i założył te nieszczęsne spodnie. a potem wygrzebał z nich papierosy i znowu wylazł na balkon.
ale się nie rzuuci xd

i zasnąłjakniedźwiedź

-kejd.. - jęknęła błagalnie, ruszając w kierunku balkonu, ale nie mogła wejśc do środka, bo drzwi się zacięły, xdxd.