chanel

Rozejrzała się niepewnie po sklepowej witrynie. Nie znała się za bardzo na tego typu przybytkach. Zerknęła na Damona z wyraźną niewiedzą w oczach. - To wchodzimy, tak?

spojrzał się na wystawę i na sarę. a potem znów na wystawę. i złapał sarę za rękę i wciągnął ją do sklepu. - jasne, że idziemy. a teraz kochaj i rób co chcesz. wskazał jej ręką wieszaki z ubraniami, na których ceny go conajmniej śmieszyły, a nie przerażały.

Cofnęła się o krok, przyglądając owym cenom. - No tak, zapomniałam, że... - Wyciągnęła portfel, i uważnie przejrzała własne koszty. - Dobra, niech będzie. Ale przypominam, że się na tym wszystkim nie znam. - Podeszła do jednego z wieszaków. - Rany, kto chodzi w czymś podobnym? - Mruknęła z obrzydzeniem.

spojrzał się na garnitury, przydał by mu się jeden. - paatrz. tutajh masz kapelusz z marynarskim wzorem. i założył go na głowę, parodiując popeya. zdjąl go z głowy i założył go sarze. - świetnie Ci pasuje. powiedział przyglądając się jej. - a o kasę się nie martw. ja moge Ci kilka rzeczy zafundować. powiedział, przygladajac się znowu garniturom.

Jego zachowanie doprowadziło ją do sporego śmiechu. Chichotała tak przez chwilę, a później zdjęła kapelusz, i przyjrzała się, wciąż uśmiechając. - Wiesz co? Jak masz dobry humor to jesteś stanowczo lepszy. I tu już nie chodzi o fundowanie jakichkolwiek rzeczy. Chociaż - fakt, tak powinni robić wszyscy kochani wujkowie! - Jej wzrok podążył za jego. - Chcesz jakiś garnitur, tak?

spojrzał się na sarę i wybrał garnitur od chanelle. - wezmę ten. akurat mój rozmiar. no widzisz, dobrze mi zrobiła ta ucieczka z zajęć o jakiejś beznadziejnej historii prawa międzynarodowego i z pracy. powiedziałem że jesteem chory i że mi się nie chce przyjść. a co do kapelusza, to bierzemy. bezapelacyjnie. powiedział, zabierając kapelusz ze sobą i ciągnąc sarę w dalsze wieszaki, tym razem z bluzkami, spodniami itp. rzeczami. - wyybieraj. powiedział wskazując wieszaki.

- To idiotyczne, że musicie mieć takie drętwe, i żmudne zajęcia. - Powiedziała z prawdziwą niechęcią w głosie. Spojrzała na garnitur, jaki wybrał. - Podoba mi się. Nie mam wielkiego doświadczenia, ale tak, podoba mi się. - Posłała mu miły uśmiech, by zaraz zająć wyszukiwaniem odpowiednich ubrań. Po dłuższej chwili miała ich całkiem sporo zarzuconych na ramię.

spojrzał się na sarę z uśmiechem. nie pierwszy raz widział kobietę w szale zakupów, w końcu miał swoją ukochaną siostrę. on miał jak na razie tylko kilka krawatów, spinki do mankietów, garnitur i kapelusz sary. - noo, nawet nie wiesz jak ja się tam nudzę. raz nawet zasnąłem na jednym z egzaminów. ale jakimś cudem zdałeeem. powiedział przypatrując się sarze. i o dziwo, tylko sarze, bo dzisiaj postanowił, że nie będzie się patrzył na panie ekspedientki, które i tak już go tutaj znały.

- Wiesz, zaczynam podejrzewać, że w większości wyniki Twoich egzaminów zależą od Twojego uroku osobistego! - Zaśmiała się perliście. Uznała, że póki co, starczy tego dobrego, i, co rusz poprawiając spadające ubrania, zapytała: - Ej, tu jest jakaś przymierzalnia czy coś?

zaśmiał się i pokiwał głową. - możeee trochę. a co do przymierzalni, to tam. i pociągnął ja za rękę, już po raz 3744374, do przymierzalni. uśmiechnął się do jakiejś pani, która się zapytała, czy pomóc jego córce, wskazując sare. a on grzecznie odpowiedział, że to jego siostrzenica. no bo cóż miał biedny powiedzieć. - wchoodź. wskazał jej jakąś przebieralnię. - poczeeekam na ciebie. powiedział i oparł się o ścianę.

- Taa, 'trochę'. - Następny moment uznała za wybitnie zabawny, więc zajmując jedną z przymierzalni śmiała się, jak wariatka. W ogóle - dużo się śmiała dziś. W końcu wyszła w pierwszej lepszej sukience, jaką dorwała, i modnych ostatnio okularach przeciwsłonecznych. - I jak wyglądam? - Zapytała, wdzięcząc się, niczym gwiazda.

spojrzał się na nią i udawał że się na tym zna. oparł jedną rękę na biodrze i uniósł jedną brew, przypuśćmy że prawą i powiedział, udając glos profesjonalisty. - wyglądasz, zajebiście, modnie, super. jak profesjonalna modelka. powiedział, trochę zaczynając się już śmiać, bo to go zaczęło wszystko baawić. a szczególnie, że sara przed chwilą została jego siostrzenicą.

- Nie patrz tak na mnie, bo coś sobie pomyślę. - Zrobiła kilka gwiazdorskich, pełnych przepychu ruchów, po czym przebrała się w swoje ubrania, i ponownie wyszła. - Nie chce mi się w nie ubierać teraz. Zrobię Ci profesjonalny pokaz u mnie w domu! - Zaproponowała, akurat w chwili, gdy usłyszała dźwięk pagera. - Oj. - Wyciągnęła owy. - Chyba muszę lecieć. Tata wzywa.

uśmiechnąl się do nie, tak jak wujek chyba nie powinien uśmiechać się do siostrzenicy, ale miał to gdzieś w tej chwili. propozycja pokazu bardzo mu się podobała. - mmm, pokaz, chętnie wpadnę. i przyciągnąl ja do siebie, ażeby ją pocałować, bo miał akurat ochotę. - szkoda, że musisz już iść. chodź, zapłacimy za to wszystko. i pociągnął ją w stronę kas.

- Hej, to ja Cię chciałam pocałować! Ukradłeś mi pomysł! - Fuknęła, niby złośliwie mrużąc oczy, po czym, jak mówiła, tak zrobiła. No, pocałowała go. Krótko, i szybko, ale zawsze. - Napiszę Ci, o której ojciec wyjdzie z domu, i wtedy wpadniesz. - Wyjęła portfel, i zajęła się dobieraniem odpowiednich banknotów.

zapłacił za garnitur i całą resztę. - oczywiście, z chęcią wpadnę. puścił jej oczko, i odebrał swoją torbe z rzeczami. a, i nagle zadzwonił mu telefon, siostra dzwoniła, że natychmiast musi przyjść do niej, bo coś tam coś tam. - widzisz, ja tez muszę lecieć. pocałował ją namiętnie na pożegnanie i wyszedł ze sklepu, bo idęęę. paa.

Również zapłaciła za swoje zakupy. Pomachała mu, urzeczona jego zachowaniem, i całym nim, po czym w podskokach ruszyła do domu.

/i ja też idę, paa.

mój boże, trzeba zrobić sklepy z ciuchami, bo prawie żadnych nie ma, xd.
przyszły w takim razie do chanel, torebek na złotym łańcuszku nigdy za wiele. - sukienki zawsze się przydadzą, lubię chodzić w sukienkach - wyznała jej, kręcąc się w kółko, by móc się dobrze rozejrzeć po sklepie, co z tego, że jakiś szop asistęt się jej przyglądał z politowaniem.

- ja też, ale teraz jest cholernie zimno na to. wczoraj zmokłam, czekałam na zbawienie w muzeum erotyki, ale się nie doczekałam - wyznała butterfly, siadając gdzieś, gdzie można było usiąść. bo sądzę, że tam można gdzieś usiąść, ale nie wiem, nie byłam nigdy w szanel.

nie byłaś? ;////////// ja też nie.
- ale dzisiaj już jest ładniej. mogłam założyć znów sukienkę! - westchnęła, grzebiąc w jakiejś torebce z wystawy, czemu zaniepokojone inne klientki się przyglądały. ale bf miała tutaj fory, jej mama była stałą klientką chanel i tak dalej i tak dalej.

- okej, kupię dziś torebkę, a o sukienkę będę się martwić, jak zdecyduje, że idę na imprezę - powiedziała, wstając znów. zmierzyła parę czternastolatek, nie wiedząc co one tutaj szukają - może ta? - pokazała jej jedną z kopertówek, oglądając całkiem. w środku też.

- czy ja wiem. mam całą masę takich torebek, ale skoro czujesz taką potrzebę.. - trochę ściemniała, bo chętnie też by ją kupiła, ale nie będzie kupywała takiej samej, co toulouse, bo to tandetne i wcale nie fajne. - dzisiaj środa? czyli do piątku mało czasu.. - stwierdziła, marszcząc czoło, opierając się o manekina, który niebezpiecznie się zachwiał.

- ja wszystko powiem knockowi. powiem mu, że lecisz na manekiny u szanel, bf - wykrzywiła usta, zaraz jednak wybuchnęła śmiechem. nie załapała jednak pierwszej wypowiedzi butterfly i oznajmiła jej, że chyba weźmie właśnie tę.

- proszę bardzo, możesz mu powiedzieć - wzruszyła ramionami i tym razem to ona usiadła, stwierdzając, że nie jest w nastroju do zakupów, nie wiem czemu. zamiast przeglądać rzeczy, wyciągnęła z torebki błyszczyk bezbarwny, którym pociągnęła usta. - bierz, będzie ci pasowała. - wcale nie była zazdrosna, wcale.

zastanawiała się jeszcze chwilę, po czym wygrzebała ze swojej raczej dużej torebki portfel. zapłaciła, więc teraz opadła obok bf.
- del ma chyba zły humor, pisze jakoś tak dziwnie - powiedziała, opierajac głowę o jej ramię. ale wcale jej to nie podniecało.

mnie by podniecało.
- może elliot nie chciał jej przelecieć? albo właśnie chciał? hm, del miewa swoje humory. - ona się do nich już całkowicie przyzwyczaiła. objęła ramieniem toulouse, wzdychając ciężko. - w każdym razie.. bierzesz tę torebkę, tak?

przeciez już kupiła xd mnie tylko podnieca jak dziewczyna głaska mnie po włosach, nic więcej mnie ze strony dziewczyn nie podnieca. ale generalnie uwielbiam jak ktoś się bawi moimi włosami, to wiesz.
- mhm - odpowiedziała, zupełnie lakonicznie - on chyba jest straszy, na pewno chciał ją przelecieć. trochę jej w sumie współczuję, że mieszka z mamą, no wiesz nie może nigdzie wychodzić. to znaczy breth też się zawsze przyczepia jak wracam późno do domu, ale kto by się przejmował zdaniem starszego brata.

sory, nie myślę, xd.
- ha, ha, a mnie się nikt nie czepia! - i była w związku z tym wyjątkowo zadowolona, mogła chodzić gdzie chciała, z kim chciała i kiedy chciała, i nikt nie mógł jej za to okrzyczeć, zwłaszcza, że rodzice byli na innym kontynencie i ich kontakt z córką ograniczał się do sporadycznych telefonów oraz oczywiście zapewniania funduszy. - dawno nie widziałam twojego brata. - pamiętała tylko, że był przystojny. więc może to lepiej, że go nie widziała.

- to dooobrze, mówiłam ci już, że breth jest nudny. z tymi swoimi kazaniami za późno wracasz do domu, coś ci się mogło stać, sratatata - powieziała, naśladując prawie niepodobnie głos brata - ale ostatnio ma dużo koleżanek, poza tym brzydką dziewczynę. nie mam pojęcia jakiego ona szamponu używa, ale ma cholernie napuszone włosy, jak jakiś byk. nie lubię jej.
nie to żeby byki miały napuszone włosy.

jak byk, xd.
- zabij ją, albo wygoń, cokolwiek, przecież nie chcesz mieć paskudnej bratowej, co? mogę ci pomóc, jak coś wymyślisz - zaofiarowała się, przymykając oczy, w zasadzie to wcale nie chciało jej się wstawać i mogłaby już tak zostać, cały dzień siedzieć i przeszkadzać ludziom, którzy i tak nie mogliby jej przegonić, bo miała plik kart kredytowych i ładny portfel.

- jasne, że nie. już wolałam jak breth i carine całowali się na moich oczach, kiedy ja byłam sama, niż przyprowadza teraz do domu to coś. matko.............. zaproszę ją na wieczór, jak będziecie u mnie z del, powiesimy ją na lampie i będziemy tańczyć po hebrajski. jakkolwiek się to tańczy - obserowała właśnie grube nogi jakiejś kobiety, która przyglądała się sukience z tysiąc rozmiarów na nią za małej. zachichotała. okej, akurat z figurą nigdy nie miała problemu, łaaał nutka optymizmu - paaatrz, bf marzę żeby być taką grubą - szepnęła kole na ucho. bo ucho miała blisko, a nie chciała żeby tamtej kobiecie zrobiło się przykro.

- żartujesz, prawda? - spytała, marszcząc czoło. - za nic nie chciałabym być taka gruba jak ona. - kiwnęła w stronę kobieciny, nie mówiąc pewnie dostatecznie cicho, jak nakazuje dobre wychowanie, którego wbrew pozorom nie była pozbawiona. poprawiła nogawkę swoich spodni i westchnęła. - nie chciałabym iść potem do więzienia, jakbyśmy ją zabiły. może po prostu pokaż jej zdjęcia breetha z dzieciństwa? - tak, to też był świetny pomysł.

- pokazałam. ale chyba jej to nie odstraszyło. była zachwycona. pokażę jej zdjęcie jak brethowi ciekną gile z nosa. mój ojciec lubił fotografować bretha w każdej sytuacji - spojrzała po raz kolejny na kobietę, zaraz jednak zakryła oczy dłońmi - co? jezu jasne, że nie. i jeszcze raz nawet nie, nie załapałaś mojej ironii, bf.

- sory, jestem chyba trochę rozkojarzona. - pewnie przez te słońce, za dużo go jak na jej przyzwyczajenia co do jesiennej pogody, potarła dłonią o skroń. - idźmy już stąd, zrobiło mi się niedobrze od tych twoich gilów z nosa. i duszno tu, dusznooo, dusznooooo - a by udowodnić t, że serio jej się tu nie podoba już, zaczęła się wachlować dłonią, co zbyt wiele nie dawało.

- okej, chodźmy może coś zjeśc, w zasadzie to zgłodniałam, cooo? - zamrugała do niej powiekami, wstając. udało jej się nawet nie przewrócić jakiegoś stojaczka obok, była z siebie dumna. ja też jestem!

- w porządku! - nie była głodna, ale zacznij!

przyszła tutaj sobie i zapaliła papierosa. oparła się o ścianę a potem postanowiła, ze popatrzy na wystawę, więc sobie patrzyła. i powoli wypalała papierosa.

przyszedł, jak zawsze spóźniony, ale tym razem nie ze swojej winy. prawie się potknął o krawężniku, rozwinął zatrważająco dużą prędkość i zatrzymał przy martinique/
-cześć!-wyszczerzył się zaraz zupełnie miło i nachylił, to chyba oczywiste, że była od niego nieco niższa skoro on miał 192 centymetry wzrostu,nie?, żeby ucałować ją w policzek-martinique, przepraszam za spóźnienie, ktoś rzucił się pod metro i musiałem się przesiadać, no wiesz.

- nie szkodzi. zgasiła papierosa i się uśmiechnęła. - mówiłeś coś o zakupach. to jak, zaczynamy ? zapytała i poprawiła swoja torebkę od chanelle, bo ona i tak często tutaj przychodziła. dobrze, e nie założyła obcasów, z resztą i tak by nie mogła, bo ostatnie była w szpitalu i jej noga zupełnie nie nadawała się na szpilki. a poza tym było zimno.

-koniecznie-pokiwał głową-i liczę na twoją pomoc, ojcu chyba znudziły się krawaty, a mama ma dość tych samych kremów lancome. czas na zmiany!-pewnie, gdyby był troskliwym misiem, właśnie wyrzuciłby dłonie w gorę i brzmiał bardzo entuzjastycznie, ale nie był, dzięki bogu, więc tylko machnął ręką-chanel na rozgrzewkę?

- mhm, chodźmy. i weszła pewnym krokiem do środka. rozejrzała się w środku i było tutaj jak zwykle pełno zadziwiających kolekcji. z resztą, czego innego można było się spodziewać po chanel. na pierwszy ogień poszła kolekcja męska. - hmm, no, to co myślisz o tym ? zapytała wskazując jakąś koszulę.

-dla ojca?-uniósł obie brwi-mój ojciec jest hippisem. wszystko, co nie ma w sobie choć procenta lnu nie nadaje się według niego w ogóle do użytku. nawet jako ścierka-chwycił metkę w dwa palce-jest tu jakiś len? poza tym,hm, chyba nie zmieści mu się brzuch.

- hmm, to w takim razie będzie mi znacznie łatwiej. bo moi rodzice tez są hippisami. i jakoś ja też. tak mi się zostało. poszła więc dalej, w międzyczasie przeglądając koszule i metki. znalazła jakąś z lnem i to w znacznie większym rozmiarze. - a taa ? pokazała mu ją, podnosząc ją trochę do góry.

spojrzał też na cenę i trochę go przygasiło.
-obczajmy lepiej apaszki, okej?-uniósł brew, spoglądając to na martinique, to na koszulę-kurka wodna, to coś kosztuje tyle, ile połowa mojego miesięcznego czynszu!-może nie poszedł w ślady rodziców, ale trrochę mu tego nonkonformizmu pozostało, czyż nie?

podeszła więc do apaszek, sprawdzając tez trochę cen. rzeczywiście były dość drogie. ale znalazła taką, która mogła go zainteresować, tudzież jego mamę. i ją samą, też. - co myślisz o tej ? jest niedroga, ale i piękna i wytworna. pokazała mu apaszkę z bliska.

-woow-pokiwał głową. no dobra, w sumie, to jego dziewczyna mogłaby taką nosić. nigdy nie był może najlepszym dizajnerem czy kimś tam, i na ogół wystarczało mu to, co nie śmierdziało i nie było na tyle pogięte, że odwracało wzrok od jego twarzy xd. ale apaszka faktycznie była fajna!-tak, ta jest ładna!

- noo, to tą bierzemy. powiedziała z uśmiechem. - teraz coś dla ojca, taak ? zapytała się, i zachciało jej się palić, jak zwykle kiedy była w sklepie. a poza tym dawno nie paliła, bo była w tym szpitalu.

-chodź, pójdziemy gdzieś na kawę, czy coś-nienawidził zakupów, w końcu to facet,no nie? no tak, więc zawsze po jednym sklepie czuł się zmęczony. i musiał zapalić. oh, patrz, punkt wspólny.-wkurzają mnie wszystkie te bufoniaste ekspedientki, boże, ile można zjeżdżać klientów wzrokiem, że też nigdy im się to nie nudzi-zrobił minę w stylu: -.- i podążył do kasy, po drodze mierząc wzrokiem jakąś niebrzydką marynarkę-na szczęście do świąt i tak jest jeszcze sporo czasu.
prawda jest taka, że mimo, iż uwielbiał zimę, rodzinnymi świętami już rzygał, przez te wszystkie wrzeszczące dzieci, które zjeżdżały się wraz z innymi członkami rodziny. raz jakiś pieprzony dziesięciolatek prawie rozwalił mu gitarę.

no to poszła za nim, a przy okazji wzięła tez coś sobie. rękawiczki, które jej się akurat przydadzą. zapłaciła za nie jakieś dużo dużo pieniędzy i oparła się o blat stołu. czy tam kasy. - dobra, to chodźmy. no, cóż one dzięki temu wyglądają jak roboty i to z nich robi takie bufoniaste kobiety. odpowiedziała i założyła od razu te rękawiczki, bo zimno na zewnątrz. - to gdzie teraz zmierzamy ? zapytała już kierując się do wyjścia.