suzi.

xddddddddddddddd
okej, dżony się przeraził trochę tym jej smsem, chociaż miał nadzieję, że dostala po prostu okres i panikuje :c zadzwonił do drzwi, całkiem gwałtownie, bo nie wiedział cosiędzieje! i mrużył oczy z tego wszystkiego.

susannah przez chwilę bawiła się swoją skórą, choć to trochę dziwne, bo dziewczyny z reguły brzydzą się krwi. ale ona się nie brzydziła, w końcu nie raz i nie dwa miała okres.
- otwarteeeeeeeee - zawołała, po raz kolejny uciąć plaster, ale wpadł jej do krwi. biedna, biedna sus, załamała ręce.

jezu, ona się pocięła tasakiem? będzie potrzebne szycie? :c
wszedł do środka i od razu zauważył susą!
- jezu, coś ty zrobiła. - zapytał, kucając przy niej i widząc palec/palce we krwi. chwycił jakieś ręczniki papierowe, stojące na blacie i szybko wytarł podłogę. - kurwa. - powiedział głośno, widząc ranę. nigdy nie lubił krwi xd

biedny :c!
- hm, próbowałam pokroić pomidora i coooo oo oś mi nie wyszło - zachichotała, bo była raczej napita. może nie najebana, do nieprzytomności i w ogóle, ale nieszczególnie panowała nad swoimi ruchami, toteż oparła czoło na ramieniu johnny'ego, nadal chichocząc. no cóż, to było z jej strony trochę głupie, ale przez cały dzień dręczył ją fatalny humor.

- no i jesteś pijana, gratulacje sus. - nie żeby mu się nie zdarzało, ale nie byłby zły, gdyby nie ta krew! stwierdził, że nie jest to jakaś głęboka rana, więc podniósł sus i zmusił do pojscia do łazienki, gdzie usadził ją na krawędzi wanny i wetknął jej dłoń w zimną wodę. pocałował ją w skroń, bo się bał, że będzie krzyczeć, a wolał nie oglądać jej sąsiadów przekonanych, że chciał ją zabić xd

- wcaleee e e nie, auuua - nie protestowała już dalej, bo zimna woda plus jej rozcięte dwa palce piekły. przymknęła nawet oczy, opierając głowę o ramię johnny'ego. kiedy była pod wpływem alkoholu, jego zapach był chyba z milion raz intensywniejszy, a to raczej niedobrze jeśli wziąć pod uwagę, że człowiek po procentach staje się bardziej odwazny.

ale gdyby nie procenty, nie podbiłabym do holendra ! :ddd pozdro dla smirnoffa.
więc się skupmy. dżony skitrał jakiś ręcznik, nie za duży, nie za mały, lecz w sam raz i owinąl nic palec susany, które przestał krwawić. a nawet jeśli krwawił, to już nie tak intensywnie. oparł nos o jej policzek, pytając, czy da radę dojść do sypialni. bo stwierdził, że to najlepsze miejsce dla niej teraz xd

- mhm, przecież mówiłam, że nic nie piłam - tak, ja też się zawsze wypieram, że nic nie piłam :d nawet podniosła się i chciała zrobić krok w przód, ale nieszczególnie jej wyszło, bo wszystko w głowie jej zawirowała. złapała dżonego za ramię, coby nie wpaść do wanny, bo jeszcze by sobie rozbiła głowę, czy coś takiego- wszystko okej - powiedziała, kiedy udało jej się opanować miriady czarnych kropeczek przed oczami.

- hm, widzę właśnie. - oja oja, jaki on super, chwycił ją za kolana i w talii i zaniósł do sypialni. chyba nawet zaczęła przysypiać na jego ramieniu xd i położył ją na łóżko, układając najpierw stos poduszek taktak. - jesteś głupia sus. - dodał, ale nie ze złosliwym wydźwiękiem, to chyba było urocze i miłe. myślę. bo musisz w sobie moc młody skajłokerze odnaleźć.

- heeeeeeej, wygoń cynamonaaaaaa - powiedziała, by za chwilę przeturlać się na prawą stronę łóżka i z tego łóżka spierdolić. chyba nawet trochę oprzytomniała, po zderzeniu pierwszego stopnia jej głowy z szafką nocną - kurwa - stwierdziła na głos, zamykając oczy. chciała tylko położyć komórkę na szafce nocnej i jej nie wyszło, no cóż.

- hm, może lepiej tak leż. - dodał xd, patrząc na kota, który go pewnie chce zagryźć. no ale trudno. jakoś go złapał, cynamon notabene podrapał jego nadgarstki i wywalił kota na balkon xd, żeby móc się swobodnie poruszać po mieszkaniu, tak w razie czego. wrócił do susą i znowu wsadził ją do łóżka, uważając na palec! i usiadł na skraju łóżka, żeby się znowu nie spierdoliła. - jezu, czemu się upilaś.
xd

przymknęła oczy, zastanawiając się, czy cynamonowi nie będzie zimno, ale zaraz oprzytomniała; co tam cynamon, skoro miała johnny'ego całkiem blisko. złapała jego rękę i delikatnie przejechała opuszkami palców po zadrapaniach.
- jezu, przepraszam cię za niego - stwierdziła, całkiem poważnie i już nie chichotała, bo pewnie będzie miała guza :c - boli? hm, dlaczego się upiłam......rodzice powiedzieli mi dzisiaj, że jestem nieudana, bo nie płaciłam żadnych rachunków. skąd ja miałam wiedzieć, że to się płaci, jezu, nigdy nie mieszkałam sama, w domu wszystkim zajmowała się nanette, nasza gosposia, a ja nawet nie miałam pojęcia, serio...jezu wiem, że to głupie, ale nie mów, że jestem nieudana, bo już to dzisiaj słyszałam.

pogładził ją po głowie, podarował sobie uwagę na temat płacenia rachunków, w gruncie rzeczy ta jej nieświadomość była całkiem urocza i ignorując fakt, że jest pijana, pocałował ją w wilgotne usta, szampan! brawo dla szerloka, wie co piła. ale powiedzmy, że go to tak bardzo nie zajęło.

cieszyła się, że nie robił jej wyrzutów, jak juz połowa rodziny, która zdązyła do niej zadzwonić; kolejno mama, tata, babcia z dziadkiem, nawet ciotka z florydy! więc ona dzisiaj czuła się taka trochę zagubiona, musiała sobie jakoś ulżyć. a teraz, no cóż, przesunęła prawą rękę w kierunki karku dżonego, na tyle, na ile to było możliwe, bo on nadal był w pozycji jakiejś takie dziwnej półsiedzącej. biedny, będą go bolały plecki :c. delikatnie przesuwając paznokciem po górnych kręgach dżonego, odwzajemniła pocałunek.

kurwa, właśnie miał rozterki, co nie przeszkodziło mu jej całować :c bo ona była pijana i fogle, nje? mogła nie wiedzieć, co robi. a on wolał nie oberwać jutro w twarz. więc powiedział, że 'może lepiej nie sus'. i chyba nawet poinformuje o swoim super zachowaniu noasia pózniej.

będzie z niego dumny. cały słupsk też jest, jezu cała wiara mi zawraca dupe na padu, bo usłyszeli od sopla, że 'jakaś laska z warszawy' bedzie na imprezie xd
okej, susannah grzecznie pokiwała głową i nawet podniosła się na łokcie, z przymrużonymi powiekami, stwierdzając, że chyba powinna wziąć prysznic, bo ona nigdy się nie kładzie spać bez mycia... ... . .....a potem i tak pewnie będzie miała traumę, bo poczuła się trochę odtrącona, bo to tylko susannah. i wstała, nachylając się nad komodą, bo przeszukiwała teraz szuflady, w poszukiwaniu piżamy.

hihi, nasza sławna tju.
dżony, nieco przybity i zmarnowany, siedział na łóżku, obserwując chwiejącą się sus. i jak poszła do łazienki, to znalazł chwilę, żeby napisać noasznemu smsa.

susannah poszła, ale wróciła tez, w pełnym umundurowaniu to jest koszulce i majtkach. no cóż, ja też tak sypiam, to chyba nawet była koszulka jej byłego, ale nosiła ją tylko ze względu na wygodę. opadła z powrotem na łóżko, drżąc nieco z zimna, bo skoro dopiero wyszła spod prysznica. oparła brode o kolano, pytając czy dżony zostaje. zlustrowała go uważnie wzrokiem.

koszulki byłych są zawsze najwygodniejsze, ale z serii dygresji ja ukradłam ojcu stare bokserki xd
patrząc na susanę, pożałował swojej decyzji, serio. bo miała uroczo potargane włosy i alabastrową skórę. od razu uświadomił sobie, że chyba niestety to była dobra decyzja, bo nie znał jej na tyle, by wiedziec, jak zareaguje, a poza tym, nie zamierzał uprawiać z nią seks i zerwać wszelkie kontakty, jak zazwyczaj robił. więc chyba nie miał innego wyboru, niestety. odparł, że zostaje. znaczy jeśli może.

pokiwała głową, przymykając na chwilę oczy, bo światło latarni ulicznej, nie pozwalało jej się skupić na myśleniu.
- tylko wezmę cynamona do salonu, bo zamarznie na balkonie - a ona kochała swojego kota, wbrew wszystkiemu więc wstała, może już się nawet aż tak nie chwiejąc ruszyła na balkon. było jej szkoda cynamona, mi też w sumie go trochę szkoda, więc pogłaskała go po grzbiecie - dziś śpisz tutaj - powiedziała, układając go na kanapie w salonie i zanim zdazył się zorientować zamknęła drzwi, by wrócić do sypialni.

było mu gorzej jak głupio. okej, w gruncie rzeczy czuł się jak debil, bo przecież mógł ją przelecieć i mieć nadzieję, że nic nie będzie pamiętała. zawsze tak robił. czemu teraz jakoś nie mógł? no czemu? no właśnie. nie wiem ;x
- lepiej się czujesz? a jak palec? - zapytał, siedząc jak taki wyrzutek na łóżku i patrząc na nią, chyba go ignorowała.

- co? - zapytała, wyrwana z zamyślenia - ohm, palec w porządku. i lepiej się czuję też - w zasadzie, to nie dość, że zaczynała się faza KAC (pozdro stanley, a już w czwartek impreska <3), to jeszcze czuła się jakoś tak dziwnie; rodzice mieli ją za nieudacznicę, za dużo sobie myślała o tym, co było między nią a johnnym, jeśli w ogóle coś było i teraz, no cóż, było jej po prostu smutno. ale przecież mogła udawać, toteż uśmiechnęła się teatralnie, wbijając pod kołderkę - będziesz spał w ubraniach? - zapytała, bo to ważne!!!1 :d

a ja czuję wódkę :c w sensie od takiego starego żula fuuuj xd
- i na podłodze na dodatek. - dodał, wstając ściągając tiszerta i rurki, więc mogła się ponapalać na jego klatkę piersiową, koncert życzeń. patrzył na nią, z uniesioną brwią (on potrafi, pozdro) i chyba czekał, aż przyjmie jakąś pozycję w łóżku, żeby wiedział gdzie się ma położyć.
a teraz.............
.
...
.
........
wjebmy kebaba


no i poszli spać.

jak mniemam to wstała, przykryła johnny'ego kołderką i uśmiechnęła się, bo wyglądał bynajmniej uroczo, kiedy spał. sama skierowała się do kuchni, po drodze zabierając cynamona, który podrapał jej pół ręki. pewnie ją też będzie nienawidził, przez johnny'ego. trudno. usiadła przy stole i upiła łyk kawy, którą wcześniej zrobiła. czuła się CHUJOWO.

dżony, nie wiedząc gdzie się podziała sus, robił w kuchnii chińszczyznę! z ekspresowym makaronem tao tao i dużą ilością kurczaka z ananasem w sosie sojowym. szczęśliwie znalazł wszystko w kuchennych zapasach s. podrapał się po tyłku, na który miał niechlujnie wciągnięte rurki. koszulki nie mógł znależć :c

sori, już odżyłam : )
susannah właśnie wróciła, bo musiała popłacić te wszystkie rachunki i była wykończona psychicznie. weszła i zdjęła buty (za chwilę zrobię secik), zaglądając teraz do kuchni.
- czeeeść - uśmiechnęła się, bo johnny przyjemnie wyglądał, kiedy spał, a w nocy, dzięki temu, że był obok, było jej ciepło! - chyba sie wyspałeś, co?
bo kiedy ona wychodziła o szesnastej, on nadal spał.

- jezu, zdecydowanie susą. nie wiem, kiedy ostatnio mi się tak dobrze spało. nawet na swoim łóżku nie mogę się wyspać. ostatnio. - dodał, chwilowo ignorując chińszczyznę, która się dusiła, bo ostatnio robiłam :d śmiało, ale po dżoniastemu, objął ją w talii, przyciągając do siebie i na razie pytając, jak jej minął dzień. i gdzie była jak się obudził. pocałowal ją w górna wargę, bo chciał. serjo.

susannah uśmiechnęła się do ust johnny'ego, które przyjemnie smakowały, chyba nawet pastą, by ułożyć ręce ne jego nerkach.
- możesz tutaj częściej wpadać - zaoferowała, mówiąc coś o tym, że jej się lepiej śpi koło niego, niż koło kota, ze spuszczoną głową, bo to tylko susannah, ona się nawet trochę go boi, a raczej tego wszystkiego co ich poniekąd łączy.

- cynamon wczoraj podrapał mi nadgarstki. do krwi. - skrzywił się na wspomnienie tamtego momentu, uczucie kocich pazurów wbijających się w jego skórę nie należało do najprzyjemniejszych. muskając ustami jej skroń, szepnął, że jutro wyjeżdża do rodziców, do londynu.

ujęła jego rękę, caaałkiem podrapaną, faktycznie.
- jezu, przepraszam cię za niego. ale mnie też już nie lubi, jeśli cię to pocieszy - dla odmiany, pokazała mu swoje całkiem podrapane przedramię, które momentami nadal dawało się we znaki - i jezu, przepraszam cię za wczoraj, głupia jestem, z reguły daję sobie radę ze wszystkim - JASNE, nadal była w rozsypce, ale nie dawała po sobie tego poznać! :c - pozdrów ich ode mnie. na ile?

- plus minus 2 tygodnie. - odpowiedział, ujmując jej dłoń i głaszcząc po wierzchu. - przekażę, pewnie i tak będą o ciebie pytać. - uśmiechnął się. obejrzał jej palce, stwierdzając, że trochę się zagoiły. pocałował ją w opuszek zranionego palca, drugą dłoń zsuwając nieco niżej.

- ojeeeej, to długo - stwierdziła, przygryzając nerwowo dolną wargę, kiedy głaskała johnny'ego nosem po klatce piersiowej, bo już zdjęła te cholerne obcasy i była raczej niższa. i hm, nie wiem chyba zrobiło jej się trochę smutno, że jedna z niewielu osób, z którymi spotyka się w paryżu, wyjedzie na tak długo, ale postanowiła, że da radę! czy damy radę? tak damy radę. bob budowniczy, lowe.

- muszę trochę mamie pomóc. i odciążyć tatę z jej zrzędzenia. - zaśmiał się i pocałował ją w głowę. nawinął kosmyk jej włosów na palec i po raz enty dokładnie się jej przyglądał, z takim oh i ah zawadiackim uśmiechem.

okej, dodałam secik.
susannah, trochę męcząc się z burzą uczuć, która zawładnęła jej umysłem, uśmiechnęła się i podniosła wzrok, by pogłaskać johnny'ego po policzku.
- w porządku, rozumiem - powiedziała w końcu, nieco zachrypniętym głosem, bo miała tylko jakąś piździulkę, a to przecież listopad, no i kafelki w kuchni były raczej zimne. no wiesz - ja może pojadę na weekend do dublina, dziadkowie mnie męczą już od dawna żebym przyjechała.

- to wpadnij na parę dni do londynu. - chyba zabrzmiało to nieco niezobowiązująco, ale pewnie gdyby ich rodzice spotkali ich razem, to dopiero by się zaczęło! :c oparł dłonie na jej biodrach, uprzednio nieco podwijając jej ten śmieszny top </3 - pewnie nic nie będę tam ciekawego robił, spotkam starych znajomych i będę robić projekty w domu. i spędzę pijaną noc w hyde park, to taki gratisowy standart. - pocałował ją w szyję.

jezu, przez majlsa moje postaci będą miały traumę, co do alkoholu. no nieważne, susannah takowej traumy nie miała, tym bardziej nie mogła nicmówić, po swoim wczorajszym zachowaniu, prawda?
- nie powinnam chyba zawalać uczelni - powiedziała, chyba nawet trochę spięta, bo johnny, pewnie nie zdając sobie z tego sprawy, był czasami cholernie niemiły. no cóż.

- prześlesz im zwolnienie z londynu, mam kuzyna lekarza :c - odparł, ciągle całując ją po szyi, mrucząc, że zajebiście pachnie. on chyba czasami ma coś z sebka xd i był gotowy ją przelecieć, co pewnie dzisiaj wyjątkowo się jej nie godziło i fogle. ale on nie chciał być niemiły! po prostu nie chciał się wiązać, bo chyba nie wierzył, że tego nie spieprzy. teraz było jakoś łatwiej utrzymywać z nią znajomość. aha, i chyba jednak jej tego nie powiedział, noah byłby zawiedziony.

on nosi to samo ubranie, od 9347474 dni.
- zobaczymy - moja mama tak mówi i zawsze mnie to irytuje, ale ona nie miała na celu irytowania johnny'ego tylko wibrowała jej komórka w kieszeni, więc przeprosiła go na chwilę, bo dzwonił tata </3 więc podeszła do okna mówiąc 'taaak?'.

ma wiele takich samych koszulek :d nie chce mi się secików robić.
dżony przypomniał sobie o chińszczyźnie! nie przypalił, nie przypalił. szybko ją przemieszał, konczył smażenie z makaronem tao tao i zdjął patelnię z kuchenki, szukając jakich talerzy i czekając, aż sus wróci, że zapytać ją, czy ma ochotę. hm, zauważyl, że zachowanie się wobec niego CO NAJMNIEJ zachowawczo.

dokończyła rozmowę, mówiąc 'ja pierdolę', kiedy już zamknęła sidekicka i wróciła do johnny'ego, siadając przy stole, z głowę podpartą na ręce.
- jezu, jak ja ich nienawidzę. będą mi to wypominać, chyba do końca życia. powiedzieli chyba całej rodzinie, jak to sobie nie radzę, sratatata, niedługo pójdą do prezydenta, żeby mu oznajmić, jaka to ich córka susannah jest jebnięta, oghrr - wydała z siebie dziwny dźwięk, który miał oznaczać niemałe wkurzenie.

- powiedz, że to moja wina susą. chyba mi łatwiej wybaczą, jeszcze pomyślą, że my coś razem, więc zapomną o tych rachunkach. - wzruszył ramionami. patrząc na nią, doszedł do wniosku, że wcale nie jest mu kurewsko obojętna i miał ochotę ją pocałować. żeby tylko pocałować! tylko, że wyjątkowo, nie miał jakiś chorych erotycznych wizji, jak mu się zdarzało wcześniej. nawet jeśli miał, to się mieściły w granicach normy.

- no tak, oni wolą ciebie ode mnie. oh, boże dlaczego ja nie mogę mieć normalnych rodziców? - pokręciła oczami, oddychając głośno i licząc w myślach do dziesięciu. wstała jednak, wspinając się na palce, by zajrzeć johnny'emu przez ramię - co tam gotujesz? tak w zasadzie to chyba dzisiaj nic nie jadłam.
ale i tak nie mogła jeść, bo już po jedenastej, a ona miała dziwną przemianę materii. nie mogła sobie pozwolić, by znów przytyć, za to mogła sobie pozwolić na to, by potrzymać się bioder johnny'ego, bo zaraz pewnie by się przewróciła, czy coś takiego.

- chińszczyznę. jedyne 'danie', jakie potrawię przygotować. - przytrzymał ją, opierając dłonie w okolicy jej nerek, pamiętał, że nie miał koszulki! :d - moi też nie są normalni, przypominam. - hoho, odgarnął włosy z jej szyi i trudno, znowu spróbował, muskając ustami jej szyję.

ona i tak nie była głodna, ale nie wiem ile jeszcze jestem, to no seks, no condoms :d.
- lepsi od moich, twój tata przynajmniej ze mną normalnie rozmawia, a ten idiota tylko się wydziera - pokręciła głową, muskając dżonego w skroń i uciekła do łazienki, bo to mój przedostatni post susą, powiedziała, że idzie się myć, to jutro odprowadzi j na lotnisko!

okej, więc powiedział, że da jej znać co i jak, znalazł cudem koszulkę i poszedł do siebie, bo babcia miała dzwonić!

a ona poszla spać!

przyszedł więc w swojej kurtce, RURKACH (nie skejtach), zielonej, zwykłej koszulce i okularach przeciwsłonecznych, bo sobie akurat kupił nowe i chciał się nimi pochwalić, co z tego, że nie świeciło słońce i okulary nie mogły spełniać swojej podstawowej funkcji. zadzwonił do drzwi, po czym oparł sie tyłkiem o framugę, uświadamiając sobie, jak dawno ją widział. i chyba trochę tęsknił, i co z tego, że ledwo ją znał, to nie zmieniało przecież faktu, że miała niezły tyłek, nogi i twarz.

susannah właśnie robiła torcik, a przynajmniej imitacje torciku z azdy. oblizała więc palec z toffi, którym cała była już ubrudzona, by ruszyć do drzwi.
- oh, martin, cześć - no tak, już zdążyła zapomnieć, że martin miał przyjść. uśmiechnęła się i przesunęła na bok, by kolega mógł wejść. dawno nie był w jej mieszkaniu żaden facet, a generalnie nadal chciało jej się płakać, za dżonym </3.

- ładnie pachnie, pieczesz coś dla mnie? - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, posłusznie wchodząc do środka, bo przecież nie będzie stał na korytarzu. zsunął conversy ze stóp rozmiar 45, po czym odwiesił kurtkę na wieszak nazywany haczykiem, czyż nie.

haczyk, nazywany wieszakiem, to było tak :d
- robię torcik, ale nie sądżę by coś z tego wyszło. przykro mi? - uśmiechnęła się jednokącikowo, odgarniając włosy za plecy, jednym aczkolwiek stanowczym ruchem i pociągnęła martina do kuchni. martin kojarzy mi się z martinem jordanem, szefem mojego taty, a tatą sophie :d.