dżony.

nie takie małe i brudne, bo francesca sprząta w każdy czwartek.

dżony leżał w łóżku, w sumie odkryty, więc sąsiadka mogła przez okno podziwiać jego szare kalwinowe bokserki. przyjął strategiczną pozycją, z głową skierowaną ku drzwiom, oczekując na tuluzę.

okej, więc toulouse z jakimiś bagietkami i dżemikami truskawkowymi plus malinowymi, w szeleszczących siatkach przyszła. zastukała ze dwa razy, bo dopiero po chwili przypomniała sobie, że miała wejść, toteż nacisnęła na klamkę.
- ooookej, jestem - poinformowała dżonego, swoim biednym ochrypłym głosem, bo dziś cały dzień płakała przez del : ///////////////// i jadła tabletki, duże i kolorowe, na ból gardła. uśmiechnęła się do j, by teraz zsunąć buty!

co zrobiła del? :c
- ej, naprawdę to zrobiłaś. - zdziwił się, ale był zadowolony, miał wygodne łóżko, to poniekąd przez to, może tuluza kiedyś wypróbuje :d przez chwilę obserwowała ruch jej dłoni, gdy ściągała buty, tak sobie myślę, że muszę mu wymyślić jakiś fetysz, może to będą stopy? hałewa, leżał ciągle na tym łóżku, nawet zrobił jej miejsce obok!

była niemiła............nienawidzę jak del jest niemiła dla t, to prawie jak ruda dla mnie. ale ruda dzisiaj była milutka, to pewnie przez to, że przez ostatnie dwa tygodnie wcale się nie widziałyśmy plus to, że przez następne dziesięć dni też się nie zobaczymy ;d. i nawet zrobiła mi secik!!!! koniec offtopa.
- co zrobiłam? - zapytała, bo toulouse to taki trochę głuptak, więc nie wiedziała o co mu chodzi. wsunęła okulary do torebki, by zaraz położyć ją koło zakupów i przejść dalej, to znaczy, że do sypialni j - wiesz to w sumie głupio, że ty tak cały dzień leżysz i nic nie robisz, a ja musiałam iść do szkoły - poprawiła jeszcze białe rurki na tyłku, by opaść obok niego i oprzeć przy okazji łokieć o jego brzuch.

położył się na boku, bo tuluz niechcący zahaczyła? łokciem o jego brzuch. więc teraz mogła podziwiać jego seksowną klatę w całości, jezu xd jakoś tak chwycił ją dłonią za łokieć, ale wiesz, tak miło.
- no kupiłaś mi jedzenie. oddam ci potem pieniądze, jeśli masz rachunek . - wyszczerzył się, w jego opinii to było zabawne, nie wiem. - mi się nie chciało, poza tym późno się położyłem, bo kończyłem rysunki i takie tam. - dodał, jeżdżąc palcem po jej ramieniu. hej, może on studiuje architekturę, albo coś takiego.

- nienawidzę bretha za to, ze się wyprowadził, ale tylko trochę, bo cały czas widziałam w lustrze tę dziewczynę z ring, no wiesz ta co tak czesała włosy, omatko. no i skończyło się na tym, że wstałam dopiero na trzecią lekcję, pokłóciłam się z del w szkole iiii nic poza tym? kupiłam dżem, bo tak ładnie wyglądał - no tak, a toulouse była raczej eee wzrokowcem, więc te wszystkie kolorowe etykietki zawsze ją naciągały. podrapała dżonego po brzuchu teraz, stwierdzając, że ma seksowną klatę, xd ale tylko w myślach, nie. zaznacze, że miała raczej długie paznokcie, ale nie tipsy.

więc z założenia drapanie miało być całkiem przyjemne, ale nie powstrzymało to dżonego to powiedzenia:
- au. - chociaż bardziej to zabrzmiało jakby miauczał, czy coś. - to była samara. - rada numer jeden. - a o co poszło z del? - pytanie numer dwa. - kupilaś malinowy? - zakończył pytaniem numero trez. albo coś takiego.
jakoś podejrzanie dobrze czuł się z tuluzową na jego łóżku.

kurwa, kurwa, kurwa, kurwa wyłączył mi się na chwilę internet i nie wysłało posta, zajebiście.
- ale jesteś delikatny - zachichotała, dla odmiany klepiąc johnny'ego po torsie, ale de li ka tnie - tak, samara. matko, nie powinnam oglądac horrorów, teraz będę się bała nawet chodzić wieczorem po mieszkaniu. to znaczy jak się ściemni. z del, uch - zastanowiła się nad tym pytaniem chwilę, przygryzając dolną wargę - chyba chodzi jej o to, że tak długo się nie widziałyśmy, ale przecież chciałam się z nią spotykać, to ona wiecznie nie mogła. naprawdę nie wiem co się z nią dzieje. albo to ze mną jest coś nie tak - w zasadzie zaczęła tę opcję rozważać, skoro nagle sid i del przestali się do niej odzywać - aha, malinowy, kupiłam. kocham maliny - to tak z serii tuluza i ciekawostki. a ona jakoś podejrzanie dobrze czuła się na łóżku dżonego, uuhu?

- najlepszy jest ten taki malinowy jogurt, w granatowym opakowaniu. - dżony był raczej wzrokowcem i nie miał pojęcia, jak się nazywa ten jogurt :c w każdym bądź razie zawsze stał w tym samym miejscu w sklepie niedaleko jego mieszkania, co zdecydowanie ułatwiało sprawę. - może del ma jakieś problemy, kto ją wie. - zastanowił się i usiadł na łóżku obok tuluzy, przygładzając nieco sterczące włosy. spojrzał na nią, tak jakby znad własnego wystającego obojczyka i uniósł lewy kącik warg. - z tobą jest chyba wszystko okej, więc się nie przejmuj na zapas. - zmierzwił jej włosy.

- skoro tak mówisz - t uśmiechnęła się do dżonego pogodnie, by teraz opaść własnie na łóżku, to znaczy tylko plecami bo stopy nadal pozostawiła na podłodze - nie wiem jaki jogurt, w sumie z jogurtów to jadam tylko naturalne - powiedziała, przymykając powieki, bo było jej przyjemnie; wszystko pachniało dzonym, czyli jak najbardziej fajnie, a ona była zmęczona.

- hej, t, zmęczona jesteś? - zapytał, przejeżdżając palcem po jej chudym brzuchu. patrzył na nią z góry, bo siedział, w ogóle wystawał mu kręgosłup, bo ja lubię takie wychudzone gnidy. - bo jak kupiłaś ser, to gdzieś znajdę wino i nie wiem, może się odprężymy. odprężysz, ja w sumie jestem wypoczęty. - dodał, obecnie wpatrując się w ruch swojego palcach, krążącego po jej żebrach.

- hej, to łaskocze - zachichotała, po raz kolejny, jak tak patrzę, ale nieważne, bo podniosła się na łokcie, by spojrzeć inteligentnym wzrokiem, swoich niebieskich oczu - wino może być, ser kupiłam, ale nie jestem głodna, bo odechciało mi się jedzenia na cały tydzień, jak zobaczyłam to, czym karmią dzieciaki w naszej szkole i poszłam do szafki po jabłko - tak, bo toulouse tak jak ja zbiera w szafce różne rzeczy, jak buty kolegów, jabłka, 47383753 butelek wody i tak dalej.
haha, dżony mówi hej, t mówi hej, to jak hej, hej, heeeeeeeej sokoły! <3;d

- to ja zjem, ciebie tylko upijemy. - powiedział, stojąc nad nią, a potem szykając jakiś szaroczarnych diesle'i i szarego tiszerta z jakims oczojebnym napisem. tak więc się ubrał, posmyrał tuluz po kolanie i poszedł do kuchnii, wyciągnął bagietkę z foliowych siatek przytarganych przez tuluz i urwał kawałek, prawie jak jakiś zdobywca, conan barzbarzyńca czy samiec alfa, xd. otworzył lodówkę i wyciągnął otwarte wczoraj albo przedwczoraj wino.
- chcesz kieliszek? - zawołał. osobiście preferował pić prosto z butelki.

- nie, o ile nie masz żadnych chorób przenoszonych drogą, no tą, że śliną - bo toulouse pewnie miała dwa z biologii, jak ja, więc skąd miała wiedziec, jakże ta droga się nazywa. podniosła się na chwilę, by podrapać po łopatce, której swędzenie nie dawało jej spokoju, od jakichś huh dziesięciu sekund, by zaraz znów opaść na miłe poduszki dżonego i przyciągnąć kołdrę, do której tylko się przytuliła, zaciągając zapachem, bo nie było jej zimno. raczej.

póki co wnioskuję, że tuluz miała ze wszystkim problemy i była ciężko kapująca, xd.
dżony wrócił, żując bagietkę, ale nie w ordynarny sposób, więc tuluz nie musiała podziwiać jego midgałków. w dłoni trzymał butelkę wina, już bez korka. usiadł obok niej, podtykając jej pod nos. jednak się położył obok niej, tak, że stykali się głowami.
- eeej, tuluz, opowiedz mi coś.

- uhu, co mam ci opowiedzieć? - zapytała, obkręcając przez chwilę kosmyk włosów wokół palca wskazującego, by zaraz upić łyk wina. pochwaliła je na głos, by oblizac wargi czubkiem języka i podać butelkę dżonemu. na szczęście nie narozlewała, co ja mam w nawyku, ale tulus na szczęście nie jest mną. zmierzwiła mu włosy, bo przecież i tak były nieułożone.

- obojętnie co. jak to się wyydało, że sid ma dziecko? - poruszył drażliwy i 'nietego' temat, ale był ciekawy w sumie. i martwił się o tuluzową, wjadomo. chwycił od niej wino, ale na razie nie czuł zbytniego pragnienia, jedynie oblizał swoje spierzchnięte wargi i potarł dłonią o swędzący nos. czekając na odpowiedź wziął łyk wina. na ślepo próbowała potargać tuluz, ale chyba zmiażdżył jej nos, xd.

w zasadzie na chwilę udało jej się zapomnieć o sidzie, o dziecku, o sida eks i o tym wszystkim co na ogół ją przytłaczało i miała ochotę zabić dżonego. póki co, nic z tego nie robiła, tylko podciągnęła nogi pod brodę, wcześniej siadając, by oprzeć tę właśnie brodę na jednym z kolanek.
- hm, sam mi to napisał. nie rozmawialiśmy od zeszłego weekendu, w środku tygodnia oznajmił mi, że ma dziecko, jakby to była conajmniej prognoza pogody i kazał mi się pierdolić. i w sumie nie wiem czy to 'pierdol się', mam uznać za to, że nie jesteśmy już razem, skoro się nie odzywa - zabrała mu butelkę, ale póki co stukała w nią tylko paznokciem i spod półprzymrużonych powiek spoglądała za okno, zastanawiając się co robi sidney.

nie wiem skąd, ale domyślił się, że nieco przegiął, więc usiadł i objął ją ramieniem i pocałował w głowę. wyglądała jak jakaś sierota, nie sierotka i zrobiło mu się tuluzowej żal. pogładził ją po karku i milczał, oja?

za wszelką cenę chciała się nie rozpłakać, bo przecież ile mogła wylewać łzy za jednym facetem, który w dodatku ją ignorował, więc z głośnym westchnieniem zamrugała powiekami, uśmiechając się blado. przesunęła policzkiem, o nieco szorstki policzek johnny'ego. był taki ciepły, że znów zrobiło jej się przyjemnie, ale wolała zmienić temat, więc zapytała, czy dżony idzie jutro na uczelnię, bo ona do szkoły nie, skoro w środy nie chodzą.

odpowiedział, że w sumie nie wie, czy mu się będzie chciało wstać, chociaż powinien iść. zresztą fakt, że tuluzowa dzisiaj u niego śpi wydawał mu się oczywisty. oparł nos na jej skroni, lewej i coś tam mruczał kreatywnego. jezu, wszyscy coś ode mnie chcą -.-

- mogę zostać na noc? - :c zapytała, tak jakby pytała starszego brata, czy może dzisiaj z nim spać, bo naoglądała się horrorów i wydaje jej się, że pod jej łóżkiem jest jakiś wyjątkowo straszny potwór. przy okazji też głaskała dżonego po obojczyku, palcem wskazującym i środkowym lewej dłoni.

- jeśli nie przeszkadza ci moja ee pościel, to tak. - jakby się zdarzały takie, którym przeszkadzała :c wlaśnie wpatrywał się w pieprzyk tuluzy przy uchu. świat mnie kocha, a ja mam jutro wylądować skejtparku pod poznaniem, xd.

ja jutro ląduję w pracy, uhuuuu! po południu, o ile nie pójdę spać, to pewnie będę.
- twoja pościel jest chyba nawet lepsza od mojej, bo tak ładnie pachnie tobą - uśmiechnęła się, w końcu przechylając butelkę do ust i upijając łyk wina. josefin ma pod lewym uchem lowe pieprzyk <3.

mnie już nie będzie, bo potem jadę spać do kumpeli :c mama jeszcze nic nie wie xd
- szczerze powiedziawszy, tak bardzo tego nie czuję. - posmyrał ją za uchem.
wiesz, że mi się wydaje, że ja wysyłam te posty, ale coś nie bardzo? xd

- ale ja czuję, zwykle sypiam tylko ze swoją kołdrą - wcześniej była jeszcze kołdra sida i to tyle, bo teraz tulus się położyła z powrotem.

- to teraz będziesz sypiać z moją, żaden problem. - zmierzwił jej znowu włosy, lubił to robić, bo wtedy czuł jej kokosowy szampon ;d

- trzymam cię za słowo - wyszczerzyła zęby w uśmiechu i poszli spać!

zostawiła dżonemu karteczkę, żeby się do niej odezwał, bo ona teraz musi się przebrać, zrobić zakupy itd itp, lowe. że poszła.

okej, więc dżony otworzył drzwi, przepuścił susannę w drzwiach i zamknął drzwi. zdjął kurtkę, pomógł s. zdjąć jej płaszcz i przeczesując palce włosami, co było oznaką zmęczenia i kłopotów, zapytał, czy się czegoś napije. i przeprosił ją za bałagan, ale wczoraj wyszedł z domu jak najszybciej się dało. wszędzie walały się szkice, kalki, ołówki, otwarta i pusta butelka wina, bo gdy dżony rysował, to pił czerwone wino, jego okulary w czarnych oprawkach, jakiejś jego ciuchy. jedynie łóżko było zaścielone, co wyglądało raczej dziwnie. wchodząc do kuchnii, właściwie przechodząc do niej, bo była otwartym pomieszczeniem, wychodzącym na salon, szybko wsadził 2 samotnie stojące szklanki do zmywarki.

susannah więc poszła za dżonym, przy okazji oglądając jego tyłek. oh, jezu stop. jego ojciec był w szpitalu, a ona myślała o takich rzeczach. przeczesała palcami jasne kosmyki, opierając tyłek o blat. przyglądała się johnny'emu.
- uh, wody, wystarczy woda - pokiwała głową, krzyżując ręce na piersiach - johnny, nie wyglądasz najlepiej. może się położysz albo coś, ja ci tu posprzątam - haha, gdyby ona kiedykolwiek sprzątała, ale no cóż martwiła się!

- jezu, s, nie ma mowy, nie kłopocz się, poza tym jutro to ogarnę. - wierzysz w to stary? spojrzał na salon i kuchnię. zapomnij. - wody? - zreflektował się, wyciągając szklankę i nalewając jej pellegrino, uprzednio wyjęte z lodówki. - lekarze mówią, że ojciec może z tego całkowicie wyjść. - podał jej szklankę i pogładził po głowie, taki gratis impuls

- mam nadzieję, że właśnie tak będzie. a jak twoja mama się trzyma? - zapytała, bo to też ważne wilżąc górną wargę w wodzie. na szczęście ślady po błyszczyku już dawno zniknęły, więc nie pobrudziła szklanki - na szczęście jutro sobota. jeśli nie masz żadnych planów, moglibyśmy coś porobić. cokolwiek.
bo siedzenie samemu w domu będzie dla niego najgorsze :C!

- mama? chyba kiepsko. znaczy wydawało się, że panuje nad sytuacją, ale idąc do toalety zobaczyłem że płacze, jezu. - jęknął, drapiąc się po ramieniu. - chyba siedzenie w domu nie jest najlepszym pomysłem. dzięki sus. nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne. - oblizał usta, uśmiechając sie do niej. ale wyjątkowo bez podtekstów, sori. ujął jej drobną dłoń i pogładził ją po wierzchniej części.

- johnny, nie powinieneś teraz siedzieć sam. w takich chwilach, kiedy nie masz towarzystwa, myślisz tylko o jednym, konkretnie tym co cię męczy i w pewien sposób sobie to wyolbrzymiasz - napisałam wyolbrzymiarz. uśmiechnęła się do dżonego, raczej przyjaźnie, właśnie wymyśliłam, że ona ma minusy i nosi soczewki. ale nołłoriz, soczewka jej nie wypadła. odstawiła tylko szklankę na bok, starała się by nie wylać i objęła johnny'ego. właśnie tak, to znaczy najpierw obciągnęła spódniczkę; nigdy za nimi nie przepadała. pogłaskała go też po włosach, delikatnie.

objął ją i chwilę pogładził po plecach, co, o dziwo, działało na niego kojąco. dawno nikt się tak o niego nie martwił.
- sus, zostaniesz ze mną? - trochę niezdarne pytanie, ale proszę pamiętać, że on w kiepskiej kondycji psychicznej jest. poczuł się swobodniej, a co ważne, susannah go nie zabiła. wtulił twarz w jej włosy i właśnie poczul jej szampon. przymknął oczy.

cytrusowy szampon.
- o ile cynamon cię za to nie zabije - zachichotała, bo przypomniało jej się, że kot niespecjalnie przepada za johnnym. wolną ręką, bo zajęta była zajęta (joł) głaskaniem johnny'ego dla odmiany po intensywnie ciepłym karczku - zostanę - odpowiedziała, po którkiej chwili milczenia, również zamykając oczy. kto by pomyślał, że będzie jej dobrze w roli pocieszycielki :c!

pocałował ją w czoło i objął, trochę jak taki niedźwiadek czy też misiu, tylko że dżony był z rodzaju niedożywionych gnid, bo to mój fetysz. fetish fetish. uśmiechnął się do niej, powiedzial, że jest jej wdzięczny do końca życia. głośno pomyślał, czy nie będzie musiał pojechać do londynu. i zapytał, uwaga!, czy pojedzie z nim, w razie czego. potem, w ramach przypływu optymizmu, roześmiał się, przypominając sobie, jak się plątał w zeznaniach z braku opalenizny xd

- jasne, dawno nie byłam w londynie. to znaczy musiałbyś mi wcześniej powiedzieć, żebym oddała wszystkie eseje na uczelnię. jak sobie pomyślę o tych wszystkich pracach, referatach. no nieważne. w zasadzie to cię podziwiam johnny za tę architekturę. ja nie umiem WCALE malować. wcale, nic, kompletnie - wzruszyła chudymi ramionkami, na tyle, na ile to było możliwe, w uścisku dżonego. i jak mniemam, tata johnny'ego się ucieszy, zawsze lubił sus. dla samej w sobie susannah, bliskość johnny'ego była czymś zupełnie nowym, czyjakolwiek bliskość. nie miała nawet ochoty na cięte riposty ani krzyczenie, wyglądał tak marnie :c.

wodyyy, wooddyy panie!
okej, dżony odparł, że on wcale nie rysuje jakoś super i że nie wie, skąd sobie wymyślił architekturę.
- aha, i zła wiadomość jest taka, że nasze matki czekają, aż ci się oświadczę.
hej, i pierwszy raz chyba pomyślał o susannie inaczej niż dotychczas. znaczy nie była tylko głupią dziewczyną, która przez całe dzieciństwo się w nim podkochiwała, czy też blondynką z fajnym tyłkiem.
jezu, zauroczyła go tą mentalną niezdarność.

- ojej, to może powiedz, że zmieniłeś orientację seksualną czy coś takiego. z drugiej strony - pozwoliła sobie zabrać głowę z jego klatki piersiowej i się uśmiechnąć - to głupie, że pojechaliśmy na dominikanę, a oni już niewiadomo co sobie myślą. mówiłam mamie, że to czysto przyjacielski wyjazd, ale pewnie wystarczył jeden telefon i obie, z twoją już zaczęły ustalać jakie dania będą na weselu - oblizała nerwowo usta, sama przez chwilę pomyślała o ewentualnym ślubie, ale zaraz przywołała się do porządku. to tylko dżony, a chwilowo służyła jego psycholog. drapała go po karczku i wyczuła pieprzyk (który kiedyś będzie musiała obejrzeć) więc posunęła dłonie niżej.

wyobraziłam sobie jakąś narośl a nie pieprzyk, fuj -,-
zapytał, czy nie ma nic przeciwko, że będą spać w jednym łóżku. jakiongrzeczny. ku jasności, wskazał na zagraconą kanapę.

- w porządku, chociaż ostatnio ciągle zabierałeś kołdrę - rzuciła oskarżycielsko, ale wcale nie miała mu tego za złe, toteż ciągle się uśmiechała - i mógłbyś mi pożyczyć coś do spania, hm? w tym raczej nie będzie wygodnie - w tym momencie nawet się odsunęła, obciągając swoją spódniczkę, która zdążyła się podwinąć!

znowu!
- chcesz bokserki i koszulkę? - zapytał idąc do sypialni, gdzie znajdowała się szafa. i wyciągnął koszulkę z logiem zespołu gaspara i granatowe bokserki bossa! ;d i zasypiam.

/pozdro gaspar xddd

a sus poszła za nim, by teraz uśmiechnąć się wdzięcznie i razem z tym powędrować do łazienki. na szczęście się nie utopiła, umyła zęby palcem, jak u mnie myje ruda, bo sopel ma nawet swoją szczoteczkę i wyszła, roztrzepując włosy.
- okej, juZ! - poinformowała go na dłuuugich, zgrabnych nogach kierując się w stronę łóżka.

/ muszę jutro zalożyc gasparowi elo stronkę! xd

okej, żeby zrobić Ci przyjemność spojrzał na jej nogi, uśmiechnął się, rozebrał i wpakował do łóżka.

i usli też.

dżony się obudził. właściwie nie spał już od dawna, jeśli można w ogóle nazwać jego przewracanie się z boku na bok snem. stał w kuchnii, wsparty o kuchenny blat i pił letnią kawę, co powinno świadczyć, jak długo już tak stoi. przetarł dłonią zaspane oczy, wyczuł twardy zarost na policzkach i znowu pomyślał o ojcu i matce. oja, drama. i ogólnie, to uważał, żeby nie obudzić sus. bo uroczo wyglądała jak spał, co jedynie odnotował, będąc obok niej. poza sypialnią nie miał do tego głowy.