margot.

szasiyhaskdjhiuadjjsj iodGJHGD I9AU iosfdsjhdf hal900 90 09asdhuhasas.

przyszli z bobim, pod rękę powiedzmy, bo przed wyjściem z domu wypiła dwa głębsze i teraz na swoim 12 centymetrowych szpilkach miała maleńkie problemy z utrzymaniem równowagi,ale myślała dość trzeźwo! otworzyła drzwi i wpuściła go na klatkę, wchodząc lekko chwiejnie ale także filmowo po schodach.

chłopak nie skomentował jej stanu, nie stanowiło to dla niego bowiem większej różnicy. przygryzł wargę, powstrzymując się od rozbawionego uśmiechu, pomagając jej pokonać schody.

prawdziwy samiec!
-z czego się śmiejesz?-odwróciła się do niego przez ramię, docierając w końcu do drzwi. to znaczy nie śmiał się, ale widziała, że jeszcze trochę, a parsknie. to znaczy śmiechem, ale nie chciałam się powtarzac-nie ma się z czego śmiać-wzruszyła ramionami-lepiej mnie pocałuj!

ajak. troche był zaskocozny że dziewczyna wspominiała całowanie zanim wogóle przekroczyli próg domu. w sumie jej klatka wyglądała na dobre miejsce do seksu, przynajmniej później miałby o czym opowiadać. jako że był grzecznym chłopcem, posłusznie pocałował dziewczyne, musząc się troche schylić by to zrobić.

no, te urocze dziesięć centymetrów zrobiło swoje. co zabawne miała na sobie szpilki, więc może osiem, żeby nie wyszła na karła!
-grzeczny chłopiec-szepnęła mu do ucha, zawadiacko się doń uśmiechając i wydobyła klucze ze swojej mini torebki, by zaraz otworzyć drzwi i wciągnąć go do środka. zawsze mógł być mordercą gwałcicielem, ale to była margot w końcu, nie myślała w ten sposób!

no i znowu, tym razem jednak mam wymówke.
ano i zapomniałem o szpilkach. chłopak został brutalnie wciągnięty do środka, nie protestował jednak, wręcz przeciwnie: wyglądał jakby ten wieczór coraz bardziej mu się podobał. i że też pomyśleć ile korzyści można wyciągnąć ze zwykłych wagarów?

prawda? wagary powinny zostać wpisane na jakąś listę cudów świata, czy coś takiego. zrzuciła płaszcz, zaraz prawie się na nim potyklając, ale to nic, bo bardziej skupiła się na, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi, badaniu podniebienia bobbyego własnym językiem ,uhh!

chłopak poleciał i podniósł dziewczyne do góry, opierając ją na swoim torsie. za chwilę jednak przypomniał sobie o czymś. - którędy do sypialni?

zapomniała xd.
żartuję.
-w lewo. i korytarzem do fioletowych drzwi-rzekła, obejmując go nogami w pasie. szczęście całe, że była raczej drobna!

- no dobra, spróbujemy znaleźć. - mruknął chłopak i zaczął krążyć po domu. było to dosyć trudne bo widok zasłaniała mu dziewczyna, którą okazjonalnie obdarowywał pocałunkami, bo inaczej nie wypadało. w końcu jednak znaleźli się w sypialni, co dziewczyna odczuła na własnym zdrowiu, bowiem runeła , z impetem, na swoim własnym łożku. no i pod chłopakiem, oczywiście.

świetnie.
-ała!-jęknęła, chociaż w zasadzie nie zgniótł jej miednicy albo nie wbił żeber w serce. biedna margot, taka już jej natura że lubiła kaprysić nawet bez powodu. w zasadzie było jej głupio, bo zapowiadało się na seks z drugim facetem w ciągu trzech godzin, ale zaraz odpędziła to uczucie i ściągnęła mu koszulkę w przypływie weny twórczej!

chłopak oczywiście nie wiedział że miał poprzednika tego wieczoru, chociaż pewnie i tak by się tym nie przejął. bobi też zabrał się za rozbieranie dziewczyny, pozbawiając jej właściwie tego czego mógł, jak najszybciej.

i mógł się przekonać, he he, że nie zdecydowała się ani na tiule, ani na koronki i może było to przerażające, ale chyba zapomniała majtek, jeśli wiesz, co mam na myśli! czytam za dużo kosmo, a ty baśka przyznaj się, że właśnie śledzisz tok wydarzeń ; *
soribobi!
objęła go nogą, jakoś,hmhmhm, na wysokości bioder?

/spadaj xd

^^'

chłopak w reakcji na brak majtek dziewczyny, uśmiechnął się tylko głupio. w sumie dziewczyna szła mu na ręke na każdym kroku. przejechał ręką po jej udzie i zacisnął lekko palce, bo w sypialni bywał niegrzeczny. mama by nie pochwaliła.

/sama się zbadaj!!!!!!!!!

hej, to fajne.
zmarszczykla brwi, dochodząc do wniosku, że chyba brakuje jej w łóżku rozważań o werterze i jego śmierci, ale skupiała się teraz na innych rzeczach, na przykład na,hm, szar widzę, że na nas patrzysz!!!!!, masowaniu jego głowy. nie dobra, tego nie było! na całowaniu jego obojczyków, to lepsze.

/ big brada is łoczin' ja, dzióbki. ; *
haha, obojczyki! natala, to już podpada pod masowe zboczenie, xd

/sratala, ty nie masz takich ładnych!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

przekręcił się z dziewczyną na łóżku, tak że teraz ona na nim leżała. pozwalając sobie na chwilę lenistwa, założył ręce za głowe, pozwalając jej działać.

/ ha, zazdrościsz mi moich! xd to całkiem słodkie <3
dobra, wielki brat już nie komentuje.




/ja tu musze zaprowadzic porzadek ; ////////////////////////////// *zarzucam cztery liny na ver*

-leń!-parsknęła, bo to faktycznie może rozleniwić, jak tak wszystkie są do usług, tylko dlatego, że jesteś brytyjskim blondaskiem! zresztą nie wiem, nigdy nie byłam facetem. nie, żebym żałowała. teraz całowała już jego brzuch, nie wiem co dalej, sori, zasypiam trochę!

czekaj, pogubiłem się. nie wiem co jest dialogiem a co akcją. =o
Bobby zaśmiał się głośno, odchylając głowe do tyłu. - trudno, musze z tym żyć. - powiedział, jakby mówił o nieuleczalnej chorobie. za chwilę jednak zamilkł, skupiając się na odbieraniu przyjemności.

zupełnie wprawnie&zgrabnie rozpieła jego pasek, bo margot nie należała, nie wiem czy na szczęście czy też niestety do grona tych sierotek maryś, które udawały naiwne i słodkie nie mogąc sobie poradzić z paskiem faceta. więc rozpiła go, a zaraz potem spodnie, zagryzając wargę w zupełnie nonszalancki sposób!

/cztery to są litery!!!!!

/ej, bez wycieczek osobistych z tym paskiem, dobra?xp
i w ogóle mnie nurtuje, dlaczego cztery.

widząc że dziewczyna miała wprawę w tym co robiła, ucieszył się. nikt tak naprawde nie lubi słodkich naiwniątek. prawda? prawda?

prawda.
i było eloeloseks, a potem poszli spać. wczoraj odkryłyśmy podstawówkę mamy na nk i nie dała mi odpisać xd.
w każdym razie teraz margot wstała i nie wiem dokładnie, co zrobiła, w każdym razie odezwie się w sobotę bo ja jadę ę ęęę.

w zasadzie właśnie wróciła z wigilii u rodziców, z torbą wypakowaną prezentami i różnymi niepraktycznymi rzeczami, które dostała masowo od grona niekoniecznie dobrze przez nią pamiętanych ciotek, żeby tylko owinąć się grubym śliwkowym swetrem i paść na kanapę z książką i kotem na kolanach, popijając herbatkę z cytryną z dużego kubka. to tyle co do niej, chyba tęskniła.

jim ze śniegiem w potarganych włosach zatrzymał się przed drzwiami mieszkania margot, które były pierwszym miejscem w jakie można powiedzieć nogi poniosły go same, kiedy wyszedł z więzienia. niestety, jedynie na przepustkę. czuł się dziwnie stojąc tu w znoszonej skórzanej kurtce, cały ociekający wodą jednak wiedział że nigdzie indziej pójść po prostu nie może. zapukał po zdaje się wieczności zwlekania. czekał teraz z głośno bijącym sercem. obwiał się, że zaraz zza drzwi obok wychyli się głowa jakiejś sąsiadki, proszącej go żeby uciszył cholerne serce, omatko pieprzę od rzeczy.

waliło tak głośno? to dziwne, ona nic nie słyszała, nic a nic, zbyt była zajęta jakimiś historycznymi rozprawami na niekoniecznie znany mi temat, może o kapłankach z miasta-ula, które zjadały co roku świętego króla i wybierały nowego, pozdro dla jadwigi żylińskiej oraz jej książek i ich wpływu na moją skrzywioną już i tak psychikę. w końcu jednak przez wrzaski świętego króla i mruczenie kota przebiło się pukanie, a może aż bicie jego serca, wreszcie jednak zwlokła się z kanapy podejrzewając, że to kolędnicy albo jakiś spóźniony gość, ciotka, która chciała odberać jej skarpetki, a może trzej królowie, jezu, byleby tylko nie trzej królowie, gdzie ona ich pomiesci?!
w kazdym razie poprawiła kołnierz swetra i otworzyła, żeby zaraz zastygnąć w miejscu.

-margo - mruknął bardziej do swoich butów niż do niej, bo czuł się po tych wszystkich przejściach w ostatnim czasie wyjątkowo sponiewierany i wymięty. chyba nawet bał się spojrzeć jej w oczy, ale nie mam pojęcia dlaczego. pewnie z powodu seksu analnego z jakimś przywódcą więziennej szajki, który dopadł go w toalecie o pierwszej w nocy. miął w dłoniach gołębioszarą koszulę, której rąbek wystawał spod kurtki - mogę wejść?

jezu, tylko nie seks analny, nienawidzę tego przez skazanych i i i efekt motyla xd.
margo przemknęło przez myśl, że chyba jednak jest cioś z tych bajek, które jej wmawiali w dzieciństwie, że w wigilię spełniają się marzenia. bo ona naprawdę martwiła się o żima, szczególnie, że ostatnimi czasy nie dawał nawet najmniejszego znaku życia; skąd miała wiedzieć, że siedzi!
-żimi!-jęknęła, gdy w końcu zaciśnięte przed chwilą jeszcze gardło choć odrobinę jej się rozluźniło-żimi, wchodź, oczywiście, żim, co się stało?
nie mogła się oprzeć, żeby nie chwycić go za dłoń; upewnić się, że naprawdę jest, że to on, a nie zimny grincz w przebraniu.

albo żimmy zombie. no właśnie z tym analnym wzorowałam się na efekcie motyla, taka wesoła twórczość. jim tymczasem ściskając dłoń margot, co sprawiało mu niewyobrażalną radość. w więzieniu raczej nie miał kogo ściskać w ten sposób, zastanawiał się co i jak jej powiedzieć. nawet nie wiedział ile czasu upłynęło. była wigilia, tego dowiedział się z telewizorów w sklepach rtv i rozmów ludzi. no dobra z tych cholernych ozdóbek naokoło też. przede wszystkim zapewne.
-margo - mruknął ponownie, ujmując jej drugą dłoń i stojąc jak ostatnia ofiara vis a vis niej, kompletnie nie mogąc tego powiedzieć - ja..

-żimi-jęknęła po raz kolejny tego wieczora, szczególnie, że jego imię wypowiadała w myślach już parę razy, zaklinając go, żeby dał znać, dwa słowa, jak w teledysku avril l, jakieś 'jest ok', albo choćby 'żyję', w sumie mógł się zaćpać albo zrobić coś równie strasznego-żimi-wspięła się na palce, żeby zaraz objąć go kurczowo za szyję i zamknąć oczy-żimi, nic nie mów, nic nie mów, kochanie.
tego słowa użyła wobec niego chyba pierwszy raz w historii świata, ouu, cóż za wzniosła chwila.

w związku z tym żołądek żima momentalnie skurczył się i wrócił do normalnych rozmiarów, czy coś równie magicznego jak i absurdalnego. zrobiło mu się przyjemnie w związku z bliskością margot, jej dłońmi na jego chłodnym karku i tym jak go nazwała. ulżyło mu także z powodu jej prośby o to, żeby milczał. zdecydowanie było to najbezpieczniejsze wyjście. w tym momencie nie zastanawiał się nad tym co będzie kiedy skończy się jego świąteczne przepustka. westchnał w jej włosy, muskając spierzchniętymi wargami ucho margot.
-jestem tu - doniu jestem tu.......xd tak mi się przypomniało.

; ddd<3.
wtuliła twarz w jego szyję, to znaczy w to moejsce między szyją a ramieniem, no wiesz, obejmując go wyjątkowo kurczowo, ciągle jakoś nie mogła uwierzyć, że to on, że wrócił i że generalnie 'tu jest'. bo w zasadzie czemu nie, może jej się to śniło, może wcale nie miał tak ciepłej skóry i chłodnych ust, może wcale nie miał karku i włosów mokrych od roztopionego śniegu. może to był grincz w przebraniu!

jakby swoim szóstym zmysłem wyuczonym na prywatnych sesjach z brusem łilisem wyczuł jej wątpliwości, bo zgarbił się nieznacznie i ujął twarz margot w dłonie, masując kciukami jej delikatne policzki. chwilę patrzył jej w oczy, czego grincz na pewno by nie zrobił i pocałował ją delikatnie jak na niego. to wręcz niewyobrażalne. dopiero teraz uświadomił sobie jak bardzo za nią tęsknił. nie miał pojęcia dlaczego i kiedy doszedł do tak przełomowego wniosku, ale tak po prostu było. tęsknił za nią niewyobrażalnie mocno.
-tęskniłem - żeby nie było, że trzyma to wszystko dla siebie, no.

bo był zakochany, okej? ona też była zakochana, cholernie zakochana, pierwszy raz w życiu naprawdę, naprawdę zakochana w tym oto wyżej postawionym żimie, nie pamiętam jego nazwiska, tak więc właśnie, jak to czynią ludzie zakochani, starała się opanować motyle w żołądku i całe mnóstwo innych dodatków charakterystycznych dla tegoż oto stanu ducha! i doszła do wniosku, że to niemożliwe, żeby żim przyznał się, że tęsknił, ale trudno, przecież i tak wiedziała.
zaznaczę też, że przylgnęła swoimi biodrami do jego, ale jeszcze nie z tym niezwykle erotycznym wydźwiękiem, raczej w,hmhm, objawie zupełnego oddania i tak dalej, wyobraź sobie, czy coś; d.
-ja też tęskniłam, żimi, mój żimi.
to prawie jak 'rilla, ma rilla!'. pozdro baśa.

nie chciał psuć nastroju tego wieczoru, toteż ostatecznie rozmyślił się z zamiaru informowania margot o tym, że właściwie teraz jego miejscem zamieszkania jest więzienie. dzięki bogu, że nie alcatras. przynajmniej nie był od niej aż tak daleko, hyhy. w ucieczce z alcatras grał szon konery? bo nie pamiętam, czy to to. jim gładził margot po plecach, wciągając zapach jej szamponu. to było lepsze niż koka! no dobra, wcale nie. i w tym samym momencie, wybacz mi, odezwały się z nim te gorsze nawyki czy jak je inaczej nazwać. popędy może.
-masz jakiś towar, margo?

uwielbiam cię czasami xd.
-co?-zupełnie ją tym wyrwał ze słodkiego zamyślenia, w którym trwała już dłuższą chwilę, ale fakt, nic co dobre nie trwa wiecznie i tak dalej, a wszystko co dobre szybko się kończy, w zasadzie masło maślane te dwie jakże magiczne sentencje, pieprzyć. w każdym razie odchyliła się gwałtownie do tyłu i spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, podkrążonymi i z rozmazanym tuszem, to znaczy przy lewym. wydawało jej się, że to jakiś koszmar, jeden z sennych, które nachodziły ją ostatnimi czasy. i chyba złudzenia zaczęły pryskać w tamtejże właśnie chwili.

-nooo - dłubał czubkiem swojego czerwonego conversa w podłodze - towar, margot. jestem na pieprzonym głodzie - mruknął, spoglądając na nią spod grzywki, chyba opadającej na oczy. ale nie był emo. nic z tych rzeczy. czuł się trochę głupio i niezręcznie, bo mogła pomyśleć teraz że przyszedł tu tylko dlatego, a przecież bóg mu świadkiem że tak nie było. ale skąd ona mogła o tym wiedzieć? przestąpił z nogi na nogę i wypuścił powietrze z płuc.

no dobra. tak pomyślała. autentycznie tak pomyślała, wzięła go teraz za pieprzonego ćpuna, znowu złamał jej cholerne serce, pieprzony żim, kurwa, pieprzony żim. zadrżała na całym ciele i spojrzała na niego gniewnie, potem spuściła wzrok, zacisnęła pięści i trwała tak przez chwilę, zastanawiając się, jak mogła być tak głupia, żeby pomyśleć, że przyszedł dla niej, że przyszedł, żeby być z nią, nie z jej prochami, których i tak, jaka szkoda, nie posiadała. wzruszyła ramionami i odskoczyła od niego niemalże.
-kurwa.

-margo, nie wygłupiaj się. cholera, to nie tak. przyszedłem tu dla ciebie. chcę z tobą być. ja po prostu.. - podrapał się po przedramieniu i zawahał chwilę - ja po prostu muszę wziąć, margot. chociaż raz. teraz, póki mam jako taką możliwość. siedzę w pierdlu, okej? pilnują mnie jak rodziny królewskiej, a jeśli tak dalej pójdzie chyba kurwa umrę - wyrzucił z siebie wszystko jak z karabinu maszynowego, pozdrawiam pana bertranta. podszedł do niej i złapał za ręce, ściskając je mocno, ale nie aż tak żeby odciąć jej dopływ krwi, czy coś. nie bądźmy sadystkami.

ty już i tak jesteś, obrzydliwy babsztylu bez serca, margot jest teraz naprawdę zraniona, zupełnie jak gołąbek ze strzałą w skrzydle, czy czymś takim, na przykład nabojem ołowianym!
-kurwa, żimi, wypierdalaj mi stąd.-parsknęła, szarpiąc dłońmi. w zasadzie wcale nie chciała tego powiedzieć, ale teraz jedyne co jej pozostało to brnąć w to dalej, bo margo nigdy nie przepraszała i tym razem nie miała zamiaru. jak mógł, kurwa, miało być tak pięknie, tymczasem yyy no wiesz, on wszystko spieprzył, naprawdę-i nie pokazuj mi się więcej na oczy.

odsunął się od niej i zrobiło mu się po prostu przykro. tak jest jemu, wielkiemu maczo i ćpunowi. ale wiesz, rozumiesz w dzieciństwie często słyszał takie zwroty pod swoim adresem, a z ust margot były one najmniej spodziewane, toteż ugodziły go jeszcze mocniej niż stałoby się to gdyby na przykład w ten sposób odezwała się do niego matka. namieszałam, nie krzycz. toteż cofnął ręce i jakgdyby skurczył się w sobie, mrucząc coś na temat tego, że nie ma sprawy i w znikaniu z czyjegoś życia ma już wprawę i w ogóle. odwrócił się do niej tyłem i nacisnał klamkę. emo jim! no ale przecież nie będzie się teraz miotał i płaszczył, mówiąc jej over and over again

dobra, więc jednak przypomniała sobie, że w dolnej szufladzie komody stojącej w salonie, gdzieś na dnie, pomiędzy pudełkiem z biżuterią, a awaryjnym na niespodziewane wizyty rodziny pudełkiem eleganckich serwetek ma jeszcze, schowany na czarną godzinę, maleńki woreczek wypełniony kokainą. pieprzyć cholernego żima, niech się zaćpa, niech da jej spokój. w mgnieniu oka doskoczyła do szuflady i wydobyła woreczek, by zaraz tylko zastąpić żimowi drogę i rzucić mu cholerny magiczny biały proszek w zasadzie prosto w twarz.
i okrążyła go szybko, stając przy oknie. niech się kurwa zaćpa, wesołych świąt.

stał jak ostatnia sierota, którą zapewne był na środku korytarza w przedpkoju mnąc woreczek w dłoniach. zastanawiał się czy wziąć i zaprzepaścić wszystko z margot, ale pozbyć się tego niemiłego uczucia związanego z pieprzonym głodem. w końcu zdecydował się na pierwsze. w końcu był tylko facetem, prawda? potem jej wszystko wyjaśni. pospiesznie rozpinał teraz swój skórzany pasek od spodni, drżącymi rękami. szukał po kieszeniach swojej beznadziejnie brudnej strzykawki, która okazała się być w kieszeni jego kurtki.

nie wiem co zrobiła, naprawdę nie wiem, podejrzewam, że opadła na kanapę i chyba nie miała nawet siły płakać, tylko patrzyła w tlące się na choince lampki choinkowe i ich ciepłe światło odbijające się w kolorowych ozdobach. nienawidziła świąt w tej chwili prawie tak bardzo jak żima, a żima nienawidziła prawie tak bardzo jak siebie.
;c

spojrzał na nią mętnym wzrokiem, kiedy wstrzykiwał sobie kokainę w żyłę, czy coś jestem twoją kokainą, pieprzę się z twoją dziewczyną... sialala. osunął się nieznacznie po ścianie i po raz pierwszy od momentu, kiedy zamknięto za nim kraty poczuł się dobrze.
-przepraszam za to kim jestem, margot. ale do cholery teraz nie bardzo mam jak to zmienić - omatko!