cecilie

bla, bla, małe i zapchane różnymi starociami.

siedziała na kanapie z nogami podciągniętymi pod brodę i popijała soczek pomarańczowy ze szklanki przez słomkę. no i czekała na delano.

a delano zjawił się, miał dla cecilie stokrotki :c nie wiem skąd je wytrzasnął o tej porze roku, ale ważne, że miał, prawda? prawda. zapukał, bo oczywiście trafił bez problemu przewracając drobne w kieszeni rurek.

nie zwlekała z otwieraniem, ale również niespecjalnie czaiła się pod drzwiami, by otworzyć, bo to cecilie a nie żadna podniecona nastolatka. przeczesała palcami włosy no i otworzyła, witając go uśmiechem i krótkim 'cześć'.

a delano uśmiechnął się promiennie, bo widok cecilie był zdecydowanie lepszy niż matki. choć obie były do siebie bardzo podobne, jego mama też nosiła sukienki plus kapelusze :c
- cześć - przywitał się, nachylając by cmoknąć cecilie w kącik ust. prawy - dla ciebie - wysunął w jej stronę bukiecik, uśmiechając się nietrzeźwo, bo całą noc uczył się filozofii.....

- stokrotki! skąd je wytrzasnąłeś w taką pogodę? - spytała. stwierdziła, że może delano ma jakąś hodowlę stokrotek na balkonie w doniczce, czy coś w ten deseń, uśmiechnęła się szeroko, wąchając stokrotki. - hmm, to wstawię je i idziemy, tak? chyba, że zmieniłeś plany? - bo delano bywał nieprzewidywalny.....

- tajemnica - uśmiechnął się jednokącikowo, nawet nie wchodząc, bo niestety nie zmienił planów. całą drogę rozmyślał o tym, jak z cecilie byli ostatnie w zoo i stwierdził, że muszą to powtórzyć - idziemy, idziemy......

błyskawicznie załatwiła wazonik na stokrotki, które postawiła na honorowym miejscu na stoliczku przy kanapie, by potem wrócić do delano, po drodze wkładając czerwone buty i płaszczyk. potem wsunęła swoją dłon we franklinową i poszli, możesz zacząć!

wiec cecilie i delano przyjechali, pomogl jej wniesc na gore walizke, a tu zonk, bo neil z bukiecikiem niezapominajek (przywiozl na pewno z taiti), stal przed jej drzwami. delano sie wsciekl i chyba chcial mu wykurwic, ale powiedzial, ze juz pojdzie i poszedl faktycznie. a neil usmiechnal sie do cecilie, oznajmiajac jej, ze przyjechal ja przeprosic (choc liczyl na cos wiecej).

westchnęła ciężko, zamykając oczy, i z zamkniętymi policzyła w myślach do dziesięciu, liczyła na to, że jak otworzy oczy, to neila już nie będzie,ale się myliła, więc pokręciła głową zrezygnowana.
- te kwiatki wyglądają na cholernie wymęczone - mruknęła, grzebiąc w torebce chloe swojej w poszukiwaniu kluczy od domu, których teraz, jak na złość, znaleźć nie mogła.

okej juz zyje.
- przejechaly cala droge z taiti. jezu, cecilie, ja nie moglem tak tego zostawic. moze porozmawiam z tym twoim facetem i powiem, ze to wszystko moja wina, wiesz jakas tabletka gwaltu czy cos w tym rodzaju......- bo on byl gotow to zrobic, bo zdawal sobie sprawe, ze troche namieszal w zwiazku sesil & delano.

skrzyżowała ręce na piersi i odwróciła się w jego stronę. - mój boże, ale po co? przecież ty w niczym nie zawiniłeś, neil. i nie mam pojęcia po kiego grzyba targałeś te kwiatki do paryża razem ze sobą. ba, nie wiem po co ty w ogóle tutaj przyjechałeś! - aż tupnęła, bo się wkurzyła. może i neil był seksownym serferem, ale to nie znaczyło, że mógł robić różne dziwne rzeczy, a te całe przybywanie do paryża jej zdaniem było rzeczą raczej dziwną. otworzyła drzwi mieszkania swojego, wciągnęła do niego walizkę i zaprosiła neila, przecież go nie wygoni.

wszedl wiec, nawet dosyc niesmialo, pocierajac prawa dlonia o lewa. bylo mu tak cholernie zimno, mial na sobie tylko bluze, bo nie spodziewal sie, ze w paryżu temperatura bedzie ak niska.
- chcialem cie przeprosic cecilie. gdybym tylko wiedzial, ze on i ty......- to na pewno by jej nie przelecial!

- gdybym chciała ci powiedzieć, że ja i on... - zrobiła teatralną przerwę, niegorszą niż on, odwieszając swój płaszczyk na wieszak. przeczesała palcami włosy (buty, jasne) i nieznacznie się uśmiechnęła. - to z pewnością bym ci o tym powiedziała. matko, nieważne. chcesz się czegoś napić? herbaty? - wyglądał mizernie, pewnie długo stał tam na klatce schodowej...xd

jasne, jakies szesc godzin, ale nie mógł przepuścić momentu przyjścia cecilie ;<. nie zdejmował bluzy, ale buty i owszem, by teraz przejść za cecilie do kuchni. miała miłe mieszkanie, jak zdążył zauważyć, domyślał się, że mieszkała tutaj, zanim zerwała z delano.
- czyli, to już koniec, między wami, tak? - musiał się upewnić, czy będzie mógł teraz do niej startować. usiadł nieśmiało na skrzypiącym krześle - tak, herbaty, chętnie.

- owszem. ale chyba nie muszę się tobie z tego wyspowiadać, co? - spytała, nieco zniecierpliwiona. owszem, cecilie potrzebowała kogoś, komu mogłaby się wygadać, wypłakać, ale na pewno nie mogła za tego kogoś wziąć sobie neila, żałowała, że nie ma żadnych bliskich koleżanek; w zasadzie było jej z tego powodu cholernie smutno i samotnie, wolała nie myśleć o tym, jak będzie teraz, może znów będzie musiała przesiadywać w drugo- i trzeciorzędnych klubach, gdzie mogłaby sprzedawać swoje ciało za pieniądze i kokainę? miała nadzieję, że nie. wyciągnęła dwa kubki w paski z szafki, którą zamknęła potem łokciem i spytała, czy neil słodzi, włączając czajnik elektryczny.

powiedzial, ze tak, bo na taiti wszyscy slodza. okej, moze nie wszyscy, ale on tak! wyciagnal przed siebie nogi, rozkoszujac sie ciepłem, jakie panoało w kuchni.
- w porządku, już nie wypytuję. jak ci minęła podróż? - bo jemu fatalnie, trzy razy wpadli w obszar turbulencji, a to nigdy nie jest przyjemne. podrapał się po nosie i myślę, że możemy zaprzyjaźnić july i cecilie, to znaczy mogą się znać z lpp.

- beznadziejnie. nienawidzę samolotów. - głównie dlatego, że swój pierwszy lot odbyła raczej niedawno, bo wcześniej nie mogła się przełamać, samoloty ją przerażały, a dokładniej wizja samolotu spadającego do morza, albo oceanu. zrobiła herbatę, sratatata, postawiła przed nim kubek, drugi trzymając w obu dłoniach, usiadła i założyła nogę na nogę. - maz gdzie spać, neil?

- jasne, znalazlem jakis pensjonat w wersalu, bo w paryżu bylo za drogo. poza tym musze znaleźć prace i zarobic na bilet powrotny na taiti - westchnal ciezko, bo mimo obecnosci cecilie, zaczynal powoli tesknic za temperatura, rodzina, znajomymi, nawet sheratonem i w koncu sama temperaturą. obserwował szczupłe biodra cecilie, myśląc o tym, jak milo bylo tamtej nocy ;<.

- matko, neil - westchnęła ciężko, chowając się za tym kubkiem, który był całkiem spory, upiła trochę herbaty, gorącej, poparzyła sobie język i trochę górną wargę, co skwitowała jakąś krótką 'kurwą' czy inną dziwką. podrapała się po kolanie, chętnie wlazłaby do wanny i wzięła długą, przyjemną kąpiel, już tęskniła za tę czaderską wanną z hydromasażem u delano :<. i za wspólnymi kąpielami też. - możesz spać na mojej kanapie. znaczy dopóki nie uzbierasz na bilet powrotny.. - miała dobre serce, no patrz.

- naprawdę? - zapytał z nadzieją, że mówiła prawdę. oblizał usta, kiedy już upił łyk herbaty i przyglądał jej się badawczo. czuł się trochę głupio, ze względu na to, że zawraca jej głowę - jeśli nie sprawi ci to kłopotu, to a chętnie, obiecuję, że wyjadę jak tylko zarobię jakieś pieniądze.

- mam taką nadzieję. to znaczy, żaden to problem, sfiksowałabym bez towarzystwa - wzruszyła ramionami. pewnie tak właśnie by było, nie byłoby dziwne, gdyby za tydzień leżała na podłodze pomiędzy pustymi butelkami (zwrotnymi :3) zamroczona jakimiś dziwnymi tabletkami (środki uspokajające. dla koni.) o nazwie trudniejszej do wymówienia niż sławny stół z powyłamywanymi nogami. uśmiechnęła się nieznacznie, neilowe włosy ładnie się świeciły w blasku lampy kuchennej.

- a ja chętnie ci go dotrzymam. w zasadzie nic o sobie nie wiemy, jutro pójdę poszukać pracy, a potem ci coś ugotuję, typowo tajskiego - powiedzial, usmiechając się nieznacznie, bo zbytnich powodów o śmiechu nie miał. przejechał dla niej pół świata, w zasadzie bezcelowo, chociaż nie tracił nadziei!

- matko. nie chcę żadnych marynowanych szczurów. - nie miała pojecia co jadano tam tam, bo żywiła się w hotelu, gdzie restauracja była raczej międzynarodowa. dopiła herbatę, by odstawić potem kubek do zlewu, nie opłacało jej się urachamiać zmywarki przecież, i ziewnęła.

- hm, chyba będę się zbierał. jutro załatwię tam całe wymeldowanie w pensjonatu i się z tobą skontaktuję, okay? - zapytał, wstając i pocierając dłońmi o uda, junoł.

i poszedl -,-

przyszedł, ze swoją niewielką torbą podróżną. napisałam podrużną ;_;. miał a sobie jakieś wytarte, opuszczone na biodrach żinsy i przyluźną bluzę, ale to nie zmienia faktu, że wyglądał seksownie. zapukał dwa razy, pocierającdłonią prawą, o lewą, a potem poprawił torbę, na ramieniu. w vabbi ostatnioo widziałam seksy torbę, ale ja nic nie trenuję, xd.

vabbi fajny w toruniu jest.
cecilie w żinsowych szortach (napisałam żinsach, pozdro) i koszulce w kolorze białym jakiejś zwyczajnej otworzyła neilowi, odgarniając spod drzwi stertę butów, które zdążyła już porozrzucać po domu; miała włosy związane w koński kucyk gumką do włosów z heloł kiti, a ty zazdrościsz. - czeeść, wchodź - i go wpuściła, nie?

si chyba, bo wszedł, nie potrącając przy tym cecilie torbą, nie zrzucając niczego z pobliskiej szafki, ani nie zabijając się o własne nogi. zmierzwił sobie włosy, bo patrząc w lustro, stwierdził, że są zbyt przylizane. obrócił się do cecilie, by uśmiechnąć, jakoś tak wyjątkowo promiennie, bo niedaleko była stacja metra, toteż tak bardzo nie zmarzł.
- dziś jest chyba ciee e e e plej, niż wczoraj - powiedział, zsuwaając ze stóp buty. nie śmierdziały mu; ani buty, ani stopy.

- tak sądzisz? ja tam nie wiem, nie wychodziłam praktycznie z domu, jak chciałam wyrzucić śmieci, to sąsiad z góry zaoferował mi pomoc, jak to miło mieć miłych sąsiadów. - miłych i momentami nadgorliwych, ale o tym nie wspomniała, tylko ściągnęła ze swoich włosów gumkę, bo w zasadzie nie lubiła kucyków... - hm, chcesz czegoś ciepłego? - stwierdziła, że mógłby ją pochwalic za to, jaki ładny prawieporządek zrobiła w mieszkaniu, ale nie domagała się jakoś specjalnie by bił jej brawo; dzisiaj ogólnie starała się być znośna. ciekawe dla kogo, skoro siedziała w domu sama.

schylił się, by odstawić buty na bok; a co jeśli cecilie lunatykuje w nocy, zahaczy o jego pumy, przewróci się i rozbije głowę o kant szafki? trzeba być zapobiegawczym. kiedy już podniósł się do pionu, strzepnął grzywkę z opalonego czoła i przeszedł do kuchni, bo przecie zapamiętał drogę.
- hm, chętnie, może kawy? trochę się dziś nie wyspałem, ale będę pracował w ritzu - uśmiechnął się szeroko, siadając przy stole. przez chwilę bawił się pustą solniczką, by zaraz ją też odstawić na miejsce.

- uprawiałeś seks z kierowniczką ritza całą noc, by załatwić sobie tę pracę, czy czemu się nie wyspałeś? - spytała,unosząc nieznacznie prawy kącik ust, majstrując przy ekspresie, pojawiła się nawet jakaś wiadomośc z serii 'dolac wody', wiec cecilie dolała wody i w końcu zrobiła kawę dla neila, ona nie piła już dzisiaj nic, bo jechała na chyba dziewięciu filiżankach kawy. ale usiadła naprzeciw niego, zakładając nogę na nogę, postawiła gdzieś kawę tam mu i cieszyła się niezmiernie, że w mieszkaniu było ciepło.

- no co ty, to nawet nie kierowniczka, a kierownik, a nie bawię się w homoseksualizm - jeszcze, pewnie gdyby był do tego zmuszony, czytaj praca, zacząłby się bawić, si? tymczasem jednak złapał filiżankę, by upić łyk kawy i przymknąć na chwilę oczy. to było bardzo przyjemne, jego zdaniem; siedzenie w kuchni z kobietą marzeń i beztroskie popijanie kawki - dlaczego nie poszłaś dziś na uczelnię? - zaciekawił się i zanim zdążył jakoś na tym zapanować, ugryzł w język ;< - au.

- bo mi się nie chciało - wzruszyła ramionami, przyglądając mu się zupełnie badawczo. nie zwróciła uwagi większej na te jego skomlenie xd znaczy 'au', więc nie pobiegła go pocieszać jak dobra matka, przecież nie była dobrą matką, nie? wcale nie była matką, bogu dzięki. - poza tym, nie wywalą mnie, bo delano ich zajebie. - a przynajmniej miała taką nadzieję, że nawet jesli nie są już razem, to on dopilnuje tego wszystkiego tam. . .

- więc wróciliście do siebie? - zapytał, wyraźnie tym faktem zdziwiony, no bo cóż, żywił nadzieje, że może, jeśli trochę pomieszka u cecilie ich relacje staną się bardziej gorące. spuścił wzrok na ciemną, gorącą ciecz, która wesoło bujała się w jego filiżance, pod wpływem ruchów, niezbyt gwałtownych jakie wykonywał, trzymając ją w obu dłoniach.

- nie, nie.. - pokręciła głową, chcąc dodać jakieś 'niestety', ale całe szczęście się powsstrzymała, przygryzając przy okazji swoją dolną wargę niemal do krwi. podrapała się po chudym, gołym kolanku. - ale to dobry chłopak, załatwił mi ponowne przyjęcie na sorbonę i tak dalej, ale nieważne. od jutra zaczynasz pracę? jeśli tak, to proszę, nie budź mnie przed dziewiątą.. - cecilie zawsze lubiła długo spać, nawet jeśli miała przez to spóźnić się na uczelnię.

pokiwał głową, oblizując swoje usta, smakujące kawą. zastanawiał się, jak to jest pocałować cecilie, bo już zdążył zapomnieć ;<! tymczasem, przemieścił się tak, by odstawić kubek do zlewu i uh, uwaga, wymyć go. był dobrym chłopcem, nauczonym do pracy, wiecie rozumiecie. wrócił na krzesełko.
- tak, od jutra. mam pierwszą zmianę, czyli będę w okolicach pierwszej. a ty? o której kończysz? może coś dla nas ugotuję? - zaproponował, bo gotowanie, było jego drugą pasją, obok serfowania, za którym cholernie tęsknił.

- nie wiem, kończę koło szesnastej, ale chyba powinnam iść na jakieś zakupy, czyli hmm nie sądzę, bym była w domu przed dziewiętnastą. ale pewnie, możesz coś ugotować, ale lepiej nie w jakichś kosmicznych ilościach, nie jem dużo - ostrzegła go, bo może neil zazwyczaj robił wszystko w pięciolitrowych garnkach. podrapała się po karku i przyglądała się chwilę neilowej twarzy, ale potem uznała, że ona jest zbyt ładna, by się na nią tak bezkarnie patrzeć.

neil pokiwał głową, przeszukując w myślach, wszystkie szufladki z przepisami, no wiesz, mirek każe nam szufladkować wiedzę, lol. pomyślał, że ugotuje sjhffjf, bo ja się nie znam na jedzeniu.
- okej, coś wymyślę - powiedział, nie przestając się uśmiechać, a to był naprawdę szczery uśmiech, bo w zasadzie podobał mu się fakt, spędzenia najbliższych dni, na mieszkaniu z sesil.

- świetnie! jezu, czy to tylko mi jest tak zimno? - wzdrygnęła się aż, marząc o jakimś ciepłym, najlepiej ręcznie robionym, sweterku w renifery ze świętym mikołajem, szkoda, że to tylko delano takie miał (prezenty od babć, których nie wypadało oddawać). szkoda, że żadnego mu nie zwinęła :< jednak nie zamartwiała się nad tym jakoś specjalnie długo, bo zaraz wsstała i przeciągnęła się. - boli mnie gardło. chyba jestem hipochondryczką, wiesz?

- naprawdę? to ciekawe, wiesz. zawsze zastanawiają mnie takie choroby. w zasadzie chciałbym tutaj zostać. nie, TUTAJ, tylko ogólnie w paryżu, to nie tak, że chcę ci zawracać głowę cecilie, po prostu chciałbym zacząć studia! - oznajmił jej , przygrzając nerwowo policzki od środka, bo trochę się stresował, tym co ona na to - oczywiście nie teraz, muszę znaleźć jakąś dobrze pracą u siebie na taiti. strasznie tęsknię za słońcem, serfowaniem.... ... .

- po co ci studia? skoro nie chcesz zaczynać ich teraz, to kiedy? w wieku trzydziestu lat? podstarzali studenci wcale nie są tacy seksowni, chociaż czasami faktycznie młodsze koleżanki z roku lecą na takich.. - zmrużyła oczy, przypominając sobie swojego seksownego wykładowcę od xyz, z którym nawet się macała w schowku na miotły, ale przyłapała ich sprzątaczka to do niczego więcej nie doszło. ... . no ale koniec wspomnień. - zresztą rób jak chcesz. jak będziesz mi bardzo przeszkadzał,to wywalę cię na bruk. ale jak będziesz dobrym współlokatorem - podkreśliła te słowo, by wiedział, że cecilie nie ma zamiaru w jakikolwiek wracać do tego, co było na wyspie; zdecydowanie miała w planach niespanie z neilem, ale czy z tego cokolwiek wyjdzie? - to będziesz mógł zostać ile chcesz! ugh, namieszałam.

a on nadal żywił nadzieje, związane z tym, że cecilie da mu szanę. przecież nie była już z delano, prawda? chociaż facet wyglądał mu na zaborczego, w tym śmiesznym garniturku. już jego strój do pracy w sheratonie, na taiti, lepiej się prezentował. dla niego nie liczyły się takie marki jak gucci czy armani (pewnie dlatego, że najzwyczajniej w świecie nie było go na takie coś stać).
- będę dobrym wspóllokatorem - rzekł obiecująco, szczerząc zęby w uśmiechu - i oczywiście dołożę się do czynszu i innych, tego typu opłat.
no jasne, to akurat było dla niego oczywiste.

- w porządku, świetnie - pokiwała głową. w zasadzie to nie była pewna, co się działo z jej rachunkami, która przychodziły raz na jakiś czas, nie miała pojęcia, czy je płaci, czy nie, ale chyba jednak płaci, skoro nie było jeszcze tutaj komornika, telewizor stał na swoim miejscu. no ale nieważne, zapowiadało się jej zdaniem zupełnie miło, może neil będzie mógł robić za jej wszystkie, nieistniejące przyjaciółki? może będzie mogła się mu zwierzać? ach, w zasadzie teraz niespecjalnie będzie z czego...

a on chętnie byłby kimś więcej niż przyjaciółką, przyjacielem również. póki co, nic na ten temat nie mówił, tylko wstał i zapytał cecilie, czy może wziąć prysznic, bo w tym pensjonacie co był, nie mieli łazienek w pokojach, więc mył się pod zimnym natryskiem.
- cały dzień spędziłem na chodzeniu po mieście, po hotelach, no wiesz, strasznie tu u was zimno. jaka pogoda jest w wakacje? - zaciekawił się, bo na taiti w okresie lipiec, sierpień temperatura nie spadała poniżej trzydziestu stopni. okej, może czasem w nocy, ale to mało istotne.

- nie wiem, nie znam się na pogodzie. jest ciepło xd - wzruszyła ramionami, opierając się swoim tyłkiem o blat, odgarniając wcześniej włosy za ucho, bo jakoś zdziczały paskudnie. - i oczywiście, że możesz iść się umyć, mam nadzieję, że nie siedzisz w łazience dwie godziny, bo ja też muszę się umyć jeszcze.. - tak, musi spędzić najmniej pół godziny w gorącej wodzie, by być w pełni gotowa do spania. ja tez tak muszę. ..

- hm, okej, więc może najpierw pójdę po ręcznik - stwierdził, kiwając głową, jakby był w transie, ale nołłoriz, w porę się opamiętał. wyjął ze swojej torby biały ręcznik, by przejść do łazienki. prysznic, razem z myciem zębów i sikaniem, zajmował mu jedenaście minut, rano z goleniem osiemnaście, więc za chwilę wrócił, w samych bokserkach z misiami. oczywiście był seksownie opalony, bo zostało mu jeszcze z taiti i nie wyglądało to, jak jakaś perfidna solara. oprócz bokserek, miał powieszzony na szyi łańcuszek, z maryją, jako wisiorkiem, bo był wierzący, sori vol 4967395849?

a cecilie była antychrystem i co teraz... uśmiechnęła się, mimowolnie oblizując usta. o matko, czemu nie mogła się po prostu na niego rzucić, po kiego grzyba ustaliła sobie jakieś głupie zasady, że nie będzie z nim uprawiać seksu, całować się, czy chociażby macać.. musiałą teraz cierpieć ;_; - szybki jesteś - stwierdziła z pewnym podziwem, wstając z niewygodnego kuchennego stołka, na którym w międzyczasie trochę się pokręciła, bo to był taki obrotowy, no wjesz. - i wymyśliłam, że możemy iść na basen. wiesz, to prawie plaża! bo paryska plaża jest strasznie podrobiona. i nie ma morza. ale jest pełno turystów, hmm.

usiadł sobie przy kaloryferku, który był niespecjalnie ciepły, napisałam szczery, pocierając dłońmi o uda. nie miał spoconych dłoni, rzecz jasna, to był taki ruch, żeby się ogrzeć, wiecie, rozumiecie.
- wieeeem. macie plaże? - zdziwił się tym faktem, bo przecież od paryż, dosyć daleko do morza północnego, a już w ogóle śródziemnego, chyba, że niezbyt uważał na geografii - ale chętnie pójdę na basen. uwielbiam pływać i tak dalej. kiedyś, mam nadzieję, odwiedzisz mnie na taiti, to nauczę cię serfować. to naprawdę coś wspaniałego. na fali, czuję się jak w niebie.
nie żeby wiedział, jak jest w niebie ;_;

i pewnie się nie dowie ;szyderczy śmiech;
- to jutro jakoś się umówimy na ten basen, idę spać, neil. śpij gdzie chcesz xd - taka wolna wola i te ssprawy, poszła się myć a po stu latach, jak była już całkiem czysta, poszła spaciu do podusi.

a neil spał na kanapie, bo nie chciał przeginać.