łyljamowy syf.

czyli kilka regałów na krzyż, dużo książek, pies śpiący pod łóżkiem, dobry labrador imieniem fiodor, wygodne łóżko i zapach kawy.

..!
wszedł po schodach, sprężystym jak na późny wieczór i zmęczenie krokiem, otworzył drzwi pośpiesznie całkiem i zapalił światło łokciem.
-fioooooodor! wróciłem.

i w tym momencie zza rogu wybiegł fiodor, który skoczył na dominik i popchnął ją na łiljama. cudem utrzymała równowagę i ukucnęła, żeby podrapać fiodora za uchem. wydała jakiś odgłos, zbliżony do cmokania.

pijackiego cmokania.
-no, to wy już się znacie-rzekł i zrzucił kurtkę na szafkę stojącą w przedpokoju w taki sposób, że przejście przezeń było prawie niemożliwe.-napijesz się czegoś? kawy, herbaty, soku? wódki?-przeszedł do kuchni i otworzył okno na oścież, prawież wywracając tym samym niewinny kwiatek stojący na parapecie.

- wody. - odpowiedziała, rozgladając się dookoła; w zasadzie poszła za łiljamem i usiadła na blacie, w otwartym oknie. za dobrze to nie brzmi, ale wiesz o co chodzi. zsunęła ze stóp szpilki i oparła się o obramowanie okna? coś takiego w każdym bądź razie. obserwowała łiljama kątem oka; przejechała palcem po swoich wargach, rozmazując nieco szminkę.

nalał jej wody do szklanki, zupełnie zimnej, znaczy wody, nie szklanki, bo cały dzień ją mroził w lodówce. nie, żeby lodówka była wyjątkowo nowoczesna. uciekł od arystokracji i chciał żyć jak prostu lud, którym babcia straszyła go w dzieciństwie. nasypał fiodorowi żarcia do miski stojącej w kącie i złapał jabłko, a potem usiadł na wysokim taborecie via a vis dominiki i wgryzł się w owoc.

napiła się wody i oblizała usta, najpierw obserwując ogon i tyłek fiodora, xd, a potem spojrzała na łiljego i oparła stopę, dość delikatnie, na jego kolanie. powiedziała, że ma fajny widok z okna.

a on przeciągnął wierzchem dłoni po jej smukłej kostce i uśmiechnął się do siebie pod nosem. nie był jeszcze na tyle spaczony, żeby masować jej stopy. hm.
-opowiedz mi coś o sobie, dominique. to zawsze daje większą pewność, że gość nie jest złodziejem amatorem bądź, co gorsza, mordercą sadomasochistą.

- uwielbiam woody'ego allena i kermita. ostatnio oglądam almodovara i jem żelki o smaku coca coli. i, jak już wspomniałam, jestem najbardziej reprezentacyjną cząstką mojej rodziny! - dodała dumnie i szeroko się uśmiechnęła, opierając wargi na krawędzi szklanki. - i nie zdarza mi się aż tak często lądować w mieszkaniu facetów, który widzę drugi raz w życiu. - zgięła nogę i przeciągnęła stopą po jego łydce.

-więc najwyraźniej jestem tym wyjątkowym facetem, jednym ze szczęśliwców, tak?-uniósł brew i juz po chwili stał nieopodal niej. w zasadzie bardzo nieopodal, bo opierając dłonie po obu stronach jej bioder, z brodą w okolicy jej ramienia.

- poniekąd tak właśnie. - odpowiedziała unosząc nieco swój własny podbródek, bo palcem przejechała po jego podbródku. patrzyła, nieco wyzywająco, w jego oczy.

-mam nadzieję, że nie poczuję się później wykorzystany-mruknął, a zaraz potem ją całował, wcale nie delikatnie, raczej namiętnie, aczkolwiek miło. bardzo miło? tak właśnie. miał ten miły zwyczaj zamykania oczu w trakcie pocałunku.

ponoć to świadczy o czerpaniu przyjemności.
odwzajemniając jego pocałunek, położyła zarazem dłoń na jego karku i też przymknęła oczy. przypuszczalnie przez to wino, przeszły ją dreszcze spowodowane pocałunkiem z łiljamem.

objąl ją całkiem subtelnie, jednocześnie podciągając nieco jej sukienkę do góry poprzez położenie dłoni na jej udzie. zabrzmiało to trochę mechanicznie, czyz nie? w każdym razie delektował się jej miękką i gładką skórą uda, które właśnie pozwolił sobie, na przyzwoitej wysokości, gładzić.

ona za to objęła stopami jego uda, czyli mniej-więcej jej nogi naturalnie zwisały i nie bawiła się w jakiegoś wygimnastykowanego chińczyka. jedną dłoń wplotła w jego włosy, od karku i powoli przebiegała palcami po skórze jego głowy. musnęła ustami jego wargi.

westchnął w jej ramię i doszedł do wniosku, że, cokolwiek to jest, pogoda czy podniecenia, a może jedno i drugie, jest mu niesamowicie gorąco. prawie tak bardzo jak mnie teraz. zmarszczył brwi, dotykając opuszkami palców jej ramienia, w skupieniu badając ustami każdy milimetr jej szyi. w efekcjie zaczął zsuwać powoli ramiączko jej sukienki, odkryte miejsca muskając ustami. ooo.

pustynia welkam tu.
jej było gorąco i miała przyjemne dreszcze. wsunęła dłonie pod jego tiszercik i kooperując? się z łilim ściągnęła go z niego. wszyscy wiedzą o co chodzi yyy. na jego ramionach zauważyła 3 pieprzyki, po których najpierw przesunęła palcem, a potem pocałowała, bo ja też mam pieprzykowy fetysz. zsunęła dłon po jego klatce piersiowej i brzuchu.
a fiodor patrzy! xd

ojoj, dobrze, że mówić nie potrafił.
-dominique...-szepnął-chodźmy spać.
tak. seks na blacie kuchennym, na szybko, z,mimo wszystko, przysypiającym łilim, a co gorsze, z przysypiającą mną, nie był chyba najlepszym pomysłem, nie? toteż zasnęli, błagam, bo zasypiam i ja.
szalom:*

szalom, padam i ja ;*

patrzył na swoje beznadziejne w jego mniemaniu szkice, porozrzucane po pokoju i jadł truskawki oraz melona, popijając odgazowanego szampana z gwinta. balkon był otwarty na oścież. czyli jeden z przeciętnych wieczorów łyljama.

przyszła tutaj z butelką szampana w dłoni. oparła się o futrynę i zadzwoniła do drzwi, czekając aż on jej otworzy.

dowlókł się więc do drzwi, które tak swoją drogą już nieco obłaziły z białej farby, którą nałożył jeszcze pewnie poprzedni właściciel. albo i jego poprzednik. w każdym razie już stojąc przed drzwiami poprawił kołnierzyk koszuli i pociągnął za klamkę. oczywiście wcześniej ją naciskając. aż tak głupi nie był.
-maximeee.

uśmiechnęła się szeroko kiedy go zobaczyła. poprawiła ramiączko od sukienki. - wiil. dawno się nie widzieliśmy. pocałowala go w policzek i weszła do środka.

-faktycznie-odparł uśmiechem i przyparł ją do ściany w przedpokoju, jednocześnie zamykając drzwi wejściowe zdecydowanym kopniakiem-zdążyłem się stęsknić-mruknął, z ustami zawieszonymi mniej więcej na wysokości jej kości policzkowych. swoją drogą wyjątkowo ładnie zarysowanych.

postawiła gdzieś obok butelkę szampana i przewiesiła swoje ręce przez jego szyję. - też się stęskniłam i to bardzo. uśmiechnęła się seksownie. - jakie mamy plany na wieczór ? zapytala bezczelnie się usmiechając.

-myślę, że jedynym problemem jest fakt, że trudno będzie nam,hm, wysnuć zwycięzcę zakładu-uniósł brew, bezczelnie zsuwając obie dłonie na jej, mówiąc niekoniecznie poetycko, tyłek.

przygryzła dolną wargę. - mhm, ale ja nadal twierdzę że nie wejdziesz ze mną do tej toalety. wyszeptała mu to bardzo seksownym tonem do ucha.

-skąd ta pewność?-uśmiechnął się unosząc jedynie jeden, lewy kącik ust i nie spuszczając z niej wzroku.

oblizała seksownie usta. - wieesz, a jesteś az taki odważny, żeby zrobić ze mną co chcesz ? uśmiechnęła się zawadiacko.

-wyglądam jakbym sie bał?-oczywiście miał świadomość, jak to uczyli ich w podstawówce, że pytaniem na pytanie się nie odpowiada. trudno, spłonie w piekle.

- hmm, nie. ale wiesz, czasami mogę przerazać. przyciągnęła go do siebie i namiętnie zaczęła go całować. kiedy skończyła, popatrzyła mu seksownie w oczka i milczała.

-nie wydajesz się-odparł, wsuwając sprytnie dłonie pod jej koszulkę. koszulkę,tak? w każdym razie był zdolnym chłopcem i właśnie bładził dłońmi owymi, swoją droga chłodnymi dość, aczkolwiek przyjemnie, po części lędźwiowej jej pleców.

zamruczała tylko odchylając lekko szyję. - może pokazesz mi swoje mieszkanie ? zapytała z zawadiackim uśmiechem.

-niewiele tu do oprowadzania-wsunął dłonie nieco wyżej, tym samym sprawiając, że koszuloka maxime podjechała w górę-możesz jedynie poznać mojego psa. o ile wydaje ci się to fascynujące.
fiodor, jego owczarek niemiecki spał w posłaniu pod, wyjątkowo wysoko umieszczonym kaloryferem.

uśmiechnęła się szeroko i zaczęła go po prostu namiętnie całować, próbując mu rozpiąć koszulę. pociągneła go wgłąb mieszkania rozglądając się za jakąś miękką kanapą, a kiedy już znalazła, popchnęła go na nią.

roześmiał się do siebie samego pod nosem, patrząc na nią z ukosa. cholera, przyprowadził sobie do domu seksualną bestię.
oczywiście nie, żeby on, ze swoim typowo samczym testosteronowym mózgiem, który teraz wręcz kipiał, miał cokolwiek przeciwko temu.

oblizała usta i rozpieła mu koszulę, zdjęła ją i rzuciła gdzieś w kąt. wpiła się w jego szyję i wymruczała mu coś w rodzaju : - wiesz, ja bardzo lubię takie przytulne kanapy. uśmiechnęła się seksownie, ale on tego nie widział bo smiała się do jego szyi.

zgrabnie podsadził ją nieco wyżej, pomagając jej pośpiesznie pozbyć się koszulki. warto zaznaczyć, że will nie należał do tych zamulonych brytyjskich chłopców z klubu szachowego, z którymi kiedyś uczęszczał do prywatnej szkoły. jednej z tych przypominających zamki, z czerwonej cegły, z wielkimi, wykuszowymi oknami i ogromnymi zielonymi trawnikami ciągnącymi się przez całe hektary, na których to po lekcjach tłum wylegiwał się i czytał mądre książki. otóż podczas, gdy jego szkolni koledzy zgłębiali tajemnice fizyki, on wolał przeglądac tomiki poezji bądź dobierać się do skrętów i swoich szkolnych koleżanek w kraciastych spódniczkach gdzieś za szkołą albo w schowku woźnego johna.
wracając do akcji, odchylił lekko głowę, wsuwając dłoń w tylną kieszeń jej przylegających dżinsów.

Maxime spojrzała na zegarek wiszący na scianie. szybko chwyciła swoją koszulkę i wybiegła. wychodząc powiedziała Mu ze napisze jeszcze smsa.

roześmiał się już totalnie i opadł na poduszki. po chwili dzierżyl w dloni butelkę. uf, przynajmniej przyniosła szampana, więc nie został samotny!
teraz śmiał się już w głos.

przyszła tutaj tym razem z butelką wina czerwonego. oparła się znowu o framugę i zadzwoniła do drzwi, i czekała aż will jej otworzy.

nie spodziewał jej się aż tak szybko, chociaż nie, żeby się zmartwił jej przyjściem. wręcz przeciwnie. pośpiesznie zapiął guziki białej koszuli, w której krzątał się po domu. oczywiście nie samej, w towarzystwie czarnych rurek, bo to jest właśnie to, co tygryski lubią najbardziej,no nie? odgonił fiodora i otworzył okno, rozpędzając dłonią papierosowy dym.
-cześć, maxime-rzucił, otwierając jej drzwi. albo mu się wydawało, albo wygladała jeszcze lepiej niż poprzedniego wieczora.

uśmiechnęła się pod nosem. przed nosem zamachała mu butelką wina, i przy okazji poprawiła swoją szpilkę. - mam coś na poprawę nastroju. i weszła stukając obcasami wgłąb mieszkania szeroko się uśmiechając.

-mam dobry nastrój i bez tego-odparł, idąc za nią. wsunąwszy dłonie w kieszenie spodni oparł się o framugę drzwi oddzielających salon od przedpokoju. jego mieszkanie nie należało może do największych, aczkolwiek książki i stare obrazki impresjonistyczne nadawały mu miłego charakteru. nawet parę dziur po papierosach wypalonych w obiciu kanapy sprawiało wyłącznie miłe wrażenie.

ona postawiła butelkę wina gdzieś na blacie i obróciła się do niego, przyciągając go do siebie, zarzucając swoje ręce na jego szyi. - mhm, a kto jest sprawcą tego dobrego nastroju ? wyszeptała mu to do ucha.

-a, taka jedna-w zasadzie w dobry nastrój wprawiał się cały wieczór w towarzystwie butelki cioci sauzy, tequili, dla nieuświadomionych i tomiku poezji cadeau. na ogół wieczorami czytał preverta, ale nie tym razem. akurat potrzebował romantyzmu i odnalazł ów romantyzm właśnie na stronicach obitych w sztywną okładkę w nieco mdłym zielonym kolorze-wiesz, dziewczyna.
oh, oczywiście, że wiedziała. wsunął dłoń, załóżmy, że lewą, w tylną kieszeń jej spodny. albo spódnicy. albo, do cholery, czegokolwiek.

uśmiechnęła się seksownie. - mhm, dziewczyna. puściła do niego oczko. - napijmy się wina. pocałowała go namiętnie.

fakt. francuzi zawsze pili wino. do kolacji, do obiadu, do śniadania czasem. nocą zamiast mleka i na kaca, na urodzinach zamiast szampana i tak dalej. i ciągle nie mógł się nadziwić, jak te wszystkie francuzki to robiły, że piły wino jak oszalałe, a tyłki ciągle miały idealne. uh. on w swoim rodzinnym londynie albo na tych nudnych imprezkach rodzinnych w walii pił whisky, zawsze cholerne whisky. dziadek i cała męska część rodziny polowała na biedne, wypłoszowate jelenie, a potem chlała whisky.
-tak, napijmy się wina-to był zdecydowanie dobry pomysł. powlókł się, niechętnie wcześniej wypuszczając maxime z objęć, do kuchni i odnalazł dwa kieliszki, ostatnie, które się ostały i nie zostały zbite na którejś z imprez, po czym wrócił z nimi do salonu.

ona usiadła gdzieś na kanapie rozsiadając się na niej wygodnie. założyła nogę na nogę i przyglądała się williamowi z uśmiechem. oblizała usta, bo miała jakiś błyszczyk brzoskwiniowy. miała ochotę i na wino i na williama. - chodź tutaj. wyciągnęła do niego ręce, uśmiechając się szeroko.

a on przyszedł, od razu wpijając usta w jej szyję. zdążył jedynie upić łyk wina, aczkolwiek uznał, że perspektywa spędzenia większej ilości czasu z maxime, nawet za cenę odpuszczenia sobie trunku, jest wyjątkowo przyjemna.aaa.

uśmiechnęła się w myślach, i upiła łyk wina. wplotła swoją rękę w jego włosy i się nimi bawiła. po chwili już jednak odłożyła kieliszek wina, i przyciągnęła go so siebie, całując go najpierw delikatnie a potem coraz bardziej namiętniej. zaczęła rozpinać jego białą koszulę, a wino już przestało być dla niej takie baardzo ważne, bo teraz william był ważniejszy.