franklina apartament

więc przyszli. delano zamówił dla nich szampana, tego najlepszego, conie i usiadł na jednym z foteli, wyciągając papierosy.

cecilie usiadła na parapecie, machając nogami, butki ściągnęła, żeby nie stłuc nimi żadnego szkła. - hoho, wieki nie byłam w ritzu. - znaczy nie była od kiedy ostatnio go odwiedziła, nie bywała w takich ekskluzywnych miejscach, bo i po co.

- ja też nie - powiedział, kręcąc głową - poza tym nigdy więcej nie będę latał samolotem moich rodziców. chyba nie mam zaufania do ich pilota.
i w tym momencie rozległo się stukanie do drzwi, więc wstał, podpalając papierosa. zabrał jakiemuś kelnerowi srebrną tackę z trunkiem i dwoma, wysokimi kieliszkami by za chwilę postawić całość na stole.

- czemu nie? jeju, te kieliszki naprawdę tak lśnią, czy to moje oczy? - spytała, zsuwając się z parapetu, żeby obejrzeć dokładniej szkło. jej szklanki i kieliszki zawsze były nie tak błyszczące, jakby cecilie tego chciała, ale już się przyzwyczaiła do mlecznych naczyń, fuj.

przyjrzał się uważnie kieliszkom.
- chyba tak, nie wiem. pewnie ci w kuchni myją każdy kieliszek z pięć razy i polerują dwa razy więcej - zamachał do niej wesoło brwiami i nachylił się by otworzyć szampana. nawet mu się to udało, bez rozlewania i nalał jej i sobie. podał cecilie jeden z kieliszków i stuknął go - za nas.

- dokladnie - przytaknęła. miała ochotę wrzucić do kieliszka gumę do żucia, albo coś innego, żeby sprawdzić co się stanie, ale po prostu się napiła, odrobinę, stwierdzając na głos, że to naprawdę dobry szampan, i że pewnie w sklepie na rogu wąskich uliczek nie ma takich dobrych alkoholi.

- w ritz mają duzo naprawdę dobrych alkoholi. możemy im ukraść trochę - powiedział, siadając. przyciągnął ją na swoje kolanko i pomacał jej udo, odstawiając wcześniej kieliszek z szampanem na stolik.

szkoda, że u cecilie praktycznie nie ma co macać :<.
- okej, dzisiaj w nocy? - spytała, przesuwając nosem po jego szyi, pachnącej bardzo ładnie, ale nie mówiła mu o tym, co mu będzie pochlebiać! zwłaszcza kiedy może zostawić sobie to dla siebie. - nigdy nie napadałam na hotel. ani na bank. ani kawiarnię. ani sklep. w ogóle!

- serio? naprawdę byłbym wstanie spodziewać się tego po tobie - uśmiechnął się do jej ucha, którego płatek zaraz lekko przygryzł. odgarnął ceciliowe włosy, muskając teraz jej szyję i wsunął zimną dłoń pod sukienkę, mru, po wewnętrznej stronie uda.

sapnęła mu do ucha, dawno nie odbywała stosunku, ;x! więc się teraz trochę zdążyła napalić, jego dotyk, zapach, naprawdę to wszystko na nią cholernie działało, odchyliła głowę trochę do tyłu, mając nadzieję, że nie ma za nią nic, w co mogłaby wyjebać. nie było :3.

przesunął nosem wzdłużej jej ramienia, później przedramienia, by na koniec, musnąć ustami małą dłoń. uśmiechnął się i wziął ją na ręce, by zaraz oboje znaleźli się przy łóżku, na którym położył cecilie.

co za niespodzianka, sprężyny, tak jak i same łóżko, nie skrzypiały, a cecilie po raz kolejny tego dnia pociągnęła do siebie delano za kołnierzyk, przy którym zaraz zaczęła rozpinać guziczki, raczej niespiesznie.

delano za to, wsunął tera z boku dłonie pod sukienkę cecilie, podciągając ją tym samym w górę i głaskał najpierw płaski brzuch c, a potem piersi, bo nie miała stanika, co stwierdził z zadowoleniem. w tym czasie, obcałowywał ją zupełnie namiętnie, bo naprawdę tęsknił za jej pocałunkami ;c

jakoś udało jej się ściągnąć jego koszulkę, z pewnym trudem, bo nie mogła się oderwać od jego pocałunków, papierosowo-pizzowo-szampańskich, co jej wydało się zupełnie fajne. mruknęła coś o tym, że pościel ładnie pachnie, bo dawno nic nie mówiła, a musiała mówić! zmierzwiła jego włosy, zaraz przesuwając dłoń na jego kark, drugą siłując się z jego rozporkiem, tym razem już trochę bardziej niecierpliwie.

teraz już w zasadzie nie mógł sie powstrzymać i odrywając się na chwilę od jej ust, zsunął sukienkę w kropki, rzucając ją gdzieś na odległy koniec z łóżka. złapał cecilie w pasie i podsunął do góry, coby zaraz nie spadli i zajmował się teraz lizaniem jej szyi, a potem sutków, prawego i lewego.

oddychała już naprawdę nierówno, jak astma kid, z tym że jej wydolność oddechowa była z zasady zupełnie w porządku, mruknęła do delano, że nie brała tabletek, przecież ostatnimi czasy wcale nie miała takiej potrzeby, i zaraz zsunęła jego spodnie, wraz z bokserkami.

a on powiedział, że nie ma gumek, bo spodziewał się, że raczej nie będzie chciała się z nim spotykać. nie dodał już, że te z portfela wykorzystał, czyli skifa.

jęknęła, że trudno i że mogą się kochać nawet bez gumek, bo ona chce juuu uuu u uż!

to bardzo mu się spodobało i chociaż nie chciał zostać ojcem, naprawdę przestał się teraz przejmować, bo właśnie zsunął bokserki z tyłka i wszedł w nią, zupełnie ostro & mocno.

- delanooo ooch! - pozwoliła sobie krzyknąć, wbijając paznokcie prawej ręki gdzieś nad jego łopatką, drugą dłonią łapiąc się kurczowo kołdry.

a franklin nie mówił nic, tylko sapał głośno w jej włosy, potem szyję, potem biust, rżnąc xd ją ostro & boleśnie może nawet trochę, hehs.

nie miała z tego powodu zamiaru marudzić, wręcz przeciwnie, bo właśnie miała kolejny już orgazm, jęknęła więc gdzieś w jego szyję, po której przesunęła ustami, spierzchniętymi.

on z wrażenia ogólnoorgazmowego, ugryzł ją w dolną wargę, którą chciał pocałować, dochodząc zaraz. opadł potem obok, z ręką na płaskim brzuchu cecilie sapiąc teraz w wielką poduszkę.

aż mi się przypomniało 'the feeling of rust against my salad fingers is almost orgasmic' <3.
starała się uspokoić swój oddech, położyła swoją dłoń na jego, żeby zaraz spleść z nim palce, hał kjut.

bardzo kjut, napisałam fjut xddddddddddddddddddddddddddd nawet. przysunął się do niej, opierajac policzek na jej chudym ramionku, by zaraz musnąć je spierzchniętymi wargami. okej, teraz stwierdził, że następnym razem nigdzie bez cecilie się nie rusza, nawet jeśli miałby płynąć do ameryki tratwą, bo pamiętał, że ona nie przepada za samolotami i zaraz podzielił się z nią tą myślą.

uśmiechnęła się do sufitu, zaraz jednak się przewróciła, przekulała kulululu, w jego stronę, żeby pocałować go w nos.
- ale ja marudzę przy podróży, delano - mruknęła cicho. była jak osioł ze szreka, przynajmniej jeśli chodzi o podróżowanie właśnie.

- to zbuduję sobie skrzydła jak dedal & ikar - to z serii tego, że zajęłam pierwsze miejsce na konku mitologicznym xd - i polecimy, dobra? czy jakkolwiek chcesz, albo może w ogóle nie będę wyjeżdżał.

- i spadniemy, jak ikar. skrzydła to nie jest dobry pomysł. nie wyjeżdżaj, tak będzie najlepiej - westchnęła, gładząc go po torsie, licząc sutki, xd. nie, nie, cicho.

okurwa xd własnie mnie rozpierdoliłaś xd licząc sutki xd omatko. delano uśmiechnął się i pocałował ją w dolną, a potem górną, by na koniec w obie, wargi i przyciągnął do siebie, mówiąc, że za godzinę idą na tą kolację z nikolasem i karlą, a wcale mu się nie chce, bo mógłby do smierci leżeć z nią w łóżku.

przepraszam :<
ona powiedziała, że leżenie szybko by się jej znudziło i musiałby się z nią bawić w piratów, bo to jej ulubiona zabawa. - hoho, godzina to niedużo czasu, może powinniśmy sie zacząć zbierać? - spytała i rozpłaszczyła sie z głową na jego brzuchu, bo tak było jej wygodniej, sesese.

przemyślał to, ogarniając cecilie wzrokiem. naprawdę lubił jej ciało i cieszył się, że nie jest jedną z tych otyłych amerykanek. pogłaskał ją po włosach.
- możemy sie ubrać, zaraz wyciągnę z walizki jakieś koszule i zaniosę na dół, może jak im zapłacę, to mi wyprasują, nie mogę pójść w pogniecionej przecież - oświadczył wszem i wobec.

- ja nic nigdy nie prasuję - wyznała mu, może przez to ucieknie od niej z krzykiem ;x. - chodzę w pogniecionych, chociaż jak zanoszę rzeczy do pralni to i tak tam prasują chyba - ziewnęła i podniosła się do pozycji siedzącej, mrużąc oczy, stwierdzając, że jej koszulka nawet nie jest jakoś specjalnie daleko.

miała na sobie sukienkę, cin xd delano założył tylko bokserki i wstał, niechętnie, przelotnie ją całując, by podejść do walizek i znaleźć w nich, jakąś koszulę. zadzwonił na obsługę, powiedzieli, że wyprasują i ktoś zaraz przyjdzie. rzucił telefon na szafkę, pytając cecilie, który krawat ma założyć i zaprezentował jej kilkanaście.

no właśnie wiem, to miałam na myśli, cicho xd.
- do diaska, nie znam się na krawatach, idioto - uświadomiła go, kręcąc oczyma, kiedy wkładała przez głowę sukienkę, pozostało jej tylko znaleźć majtki, to już jest pewne wyzwanie, zw. tak, idę szukać jej majtek.. .

nie podobał mu się ten idiota, to znaczy to, że tak do niego powiedziała i poszedł zanieść koszulę miłej pani, która zapukała do drzwi. powiedział, że chce ją widzieć w takim samym stanie i wrócił do krawatów, bo miał teraz dylemat : / ale wybrał pasujący do koszuli.

- tak sobie myślę, że się teraz odpicujesz, a i tak będziesz zakurzony, bo musimy iść do mnie, żebym się przebrała, khaaa haa - zauważyła, dopijając resztkę szampana z butelki, nie fatygując się z kieliszkami.

- odpicuję się? to znaczy, że co jestem jakimś metroseksualistą, tak? - zaśmiał się, zakładając koszulę, którą wcześniej zwróciła pani genovefine. zaraz zapiął wszystkie guziczki, choć tego najbardziej nie lubił i wziął się za zawiązywanie krawatu i zapytał cecilie, czy ona też umie.

- nie, nie miałam tego na myśli.. - nie do końca. - krawaty wiązać uczyli nas w szkole, kiedyś, dawno dawno temu, więc już nie pamiętam jak to się robiło. ale nie jest mi to potrzebne, prawda? - zauważyła. przecież skoro on umie sam sobie wiązać, to ona do niczego przy krawatach potrzebna nie była.

- no nie wiem, może kiedyś będziesz jakąś biznesłumen i będziesz musiała sobie wiązać krawaty - zamachał do niej, a raczej do swojego odbicia lustrzanego brwiami, zawiązując dobrze krawat, miał już wprawę. poprawił kołnieżyk i założył spodnie.

- nie będę żadną biznesłumn, możesz mi wierzyć - zapewniła go, odgarniając włosy z czoła, chyba powinna je przyciąć, zazwyczaj obcinała je sobie sama, przed łazienkowym lustrem, nie ufała fryzjerom, ale chyba tym razem się wybierze.

- skoro tak mówisz - wzruszył ramionami - za dziesięc ma podjechać pod hotel kierowca nikolasa, także mamy jeszcze dwadzieścia minut.

- ale do diaska, co ze mną, muszę się przebrać - przypomniała mu i zamachała rękoma jak kura skrzydlami, wcale nie napisałam kurwa, szukając swoich butów pod łóżkiem.

- to teeeeeeeen, idziemy do ciebie? - zapytał, w sumie stwierdził, że cecilie mogłaby pójśc nago i też byłoby fajnie, ale zaraz się rozmyślił, dobra reputa i te sprawy.

- chyba, że ty masz jakieś damskie ciuchy? - szczerze w to wątpiła, delano nie wyglądał aż tak na transwestytę, o czym go powiadomiła, drapiąc się po karku.

- jasne, ubieram sukienki na uczelnię - spojrzał na nią conajmniej dziwnie i zapytał, czy nie może iść tak, przeciesz karla i nikolas to nie bogowie, czy coś takiego.

- okej, w porządku, mogę iść tak - westchnęła ulegle i powiedziała, że idzie się odświeżyć do łazienki. wcale nie, okej, powiedziała po prostu, że idzie siku i tyle. i poszła.

a on zapalił sobie papierosa i potem popsikał sie calvinem kleinem, którego ostatnio kupił.

okej wróciła, uczesała się nawet, co z tego, że palcami, przemyła twarz i była jak nowonarodzona, uśmiechnęła się szeroko do delano, mówiąc, że jest w zasadzie w porządku, chociaż ona wcale nie jest głodna i spytała, czy będzie musiała coś jeść.

uśmiechnął się, zdając sobie sprawę z tego, że przecież nie zmusi cecilie do jedzenia.
- nie, nie będziesz musiała. powiesz karli, że jesteś na diecie, to będzie zachwycona, sama wygląda jakby miała się zaraz rozsypać, taka jest chuda - pokręcił głową. okej, może amerykanki były za grube, ale karla bruni, przesadni chuda.

stwierdziła, że to wcale nie fajne, lubiła być najchudsza w towarzystwie, a jeśli karla będzie chudsza od niej, to cecilie będzie trochę speszona, nie mając się czym chwalić i w ogóle.
- w porządku - pokiwała głową, opierając się o ścianę, żeby poprawić buta, schylając się.