markis do gingy :seksy:

błąkał się po paryżewie aż nagłe przysiadł pod dziwnie opustoszałą ejflową wieżą i stamtąd wybrał numer gingeruwy. dryyyń. dryyyń. nudziło mu się bo nie miała włączonego 'grania na czekanie'. ;_; hee.

odebrała, przebiegając przez ulicę na czerwonym świetle. ktoś na nią zatrąbił, więc zamiast powiedzieć 'czeeść, kto mówi', zaklęła głośno. sori?

- co za miłe powitanie. - powiedział,ale jakoś nie sakrastycznie ani nic,bo miał dobry humor w miare,w sensie miał obok siebie kubek z pyszną kawą i pączki lowe <3. - gdzie jesteś?

nikt dzisiaj nie miał ochoty na kawę i nie mogłam wypić, bo samemu nie smakuje już tak samo dobrze.
-markiz - mruknęła przepraszająco, przy okazji odgarniając włosy z twarzy i pokazując środkowy palec do kierowcy różowego volvo, który na nią trąbił - pod sakre ker - odpowiedziała, uprzednio analizując okolicę - a ty? coś się stało? - chyba nie dzwonili do siebie zbyt często.

- hm,bo wiesz,w sumie musze ci cos powiedziec - rzekł,machając nogą bo jak mówiłam siedział. - wydaje mi sie ze cos przede mna ukrywasz,ta sprawa z nikolasem nie daje mi spokoju. - usłyszał jakies krzyki na wiezy,pewnie dziedziaki sie bawio.

albo ktoś postanowił skoczyć. pamiętam jak grałam bjankom z sanderem, to spadła na jasia fasole. pozdro sander
-nikolas? - ginger przez chwilę nie wiedziała o kim mówi, a początek zapowiadał się nieciekawie. zrobiło jej się gorąco i przełożyła telefon do drugiej ręki, myśląc że odkrył co robiła z rufusem - markis, nie wygłupiaj się. ledwo pamiętam jak wygląda.

- eh nie wiem,dziwne to wszystko :c - usiadł sobie po turecku na ławce,co się będzie ograniczał. - nie wiem. - powtórzył,bo chyba musiał się skupic a to generalnie wymagało dosc konkretnej chwili zamyslenia.

-gdzie jesteś markis? - zapytała po chwili milczenia, no dobra nie do końca, bo ciągle było słychać trąbienie i jakiś odległy sygnał karetki. przepychała się zatłoczonymi chodnikami. nawet nie wiedziała gdzie konkretnie idzie. ale postanowiła gorączkowo, że powie mu o rufusie. jakkolwiek nie zareaguje. ojej.

- jestem pod wieżą - odparł na to,troche zamyślony był,wpatrywał się w dziedziaków na górze ejfla i pił wciąż gorącą kawę,słychac pewnie przez tele było jak pije.

-zaraz będę - rozłączyła się wrzucając telefon do sporej torby.