schody

tak, schodyyy. długie, duże cokolwiek.

Usiadła na schodach przed liceum jak się dowiedziała z tabliczki na budynku. Wyciągnęła miętowe slimy, zapaliła jednego i zaciągnęła się drażniącym dymem. po chwili wypuściła go i spojrzała na zegarek. Było późno ale gdziekolwiek się pojawiała i tak była sama więc po co miała wracać do domu? żeby być samemu i w dodatku w czterech ścianach, nie ma mowy.
-Jestem Hilary - powiedziała do siebie, żeby nie zapomnieć języka.

roześmiała się głośno, matko jak nisko upadła, żeby gadać sama do siebie, poczuła napływające do oczu łzy, o nie nie rozpłacze się, wstała, rzuciła niedopalonego papierosa i zadeptała butem, odeszła

Usiadła na schodach, chociaż była niedziela schody były zapełnione ludźmi, zapaliła papierosa i gapiła się w chmury próbując zobaczyć w nich jakiś kształt

schodził po schodach, był bardzo zamyślony, bo akurat wracał z uczelni i się głowił nad tymi takimi różnymi. nie zauważył jej, potknął się o nią i się przewrócił.

papieros zleciał jej na spodnie, spojrzała gniewnie na niezdarę i otrzepała sie, wstala i popatrzyła na niego, przecież nie była aż taka wredna
-Wszystko ok? - zapytała

- w porządku - odpowiedział, wstając. nieważne, że pobrudził sobie spodnie i upuścił laptopa. - jeny, przepraszam - mruknął, nieco rozrażniony. - nie wiedziałem, że ktoś tu siedzi.

-Zniszczyłeś mi spodnie - warknęła patrząc na wypaloną dziurę

zerknął niepewnie na jej spodnie i zakłopotany podrapał się po ręce. zmarszczył brwi, nie do końca wiedząc, co robi się z takimi zdenerowanymi przypadkami jak ona xd
- przepraszam - powtórzył - mogę ci odkupić.

popatrzyła na niego z rozdziawiona buzią, ta jasne, kupi jej spodnie, nigdy
-Dobra, nie trzeba może zapoczątkuję nową modę na przypalone ciuchy - odparła ze smiechem

ucieszył się, że jednak się uspokoiła i pozbierał szcżatki swojego laptopa do kupy. ze smutkiem zauważył, że monitor odpadł od klawiatury.
- ja pierdolę - mruknął do siebie, po czym dodał już nieco głośnej - ja jednak bym ci je odkupił. albo, no nie wiem, oddał kasę.

-no nie wiem, lepiej odłóż sobie na nowego laptopa, ten już się chyba nie nadaje do użytku - odparła i popatrzyła na jego komputer

- chyba masz rację - westchnął, zły na siebie. to nie był najlepszy początek znajomości, prawda? - to może chociaż dasz się zaprosić na kawę? - zapytał, bojąc się jej odpowiedzi.

spojrzała na niego, była zła, ale żal jej go było , nie dość że niezdara to jeszcze zniszczyl sobie komputer, a co jej tam przecież i tak nie miała wiele do roboty
-Niech będzie - odparła

- to świetnie - zaoferował jej swoje ramię.

i zaczynajjjj.

skorzystała z jego ramienia i poszli

siedziała sobie na schodach i paliła papierosa.

przechodzila kolo schodow jak zwykle szperajac w torebce, zauwazyla jakas dziewczyne i podeszla -hey masz ognia? w tej torebce nigdy nie moge niczego znalezc-wyciagnela jednego papierosa z paczki trzymanej w reku

-mam mam - odparła i podała jej zapalniczkę

wziela zapalila papierosa i usiadla obok-uff od razu lepiej. codziennie sobie mowie ze rzuce-powiedziala patrzac na dym rozchodzacy sie w powietrzu

-a ja sobie mówię że nie jestem uzależniona - mruknęła - gówno prawda - dodała po chwili - A tak w ogóle, Lee - przewstawiła się, papierosa wsadziła w lewa rękę a prawą podała dziewczynie

-hehe pierwszelata tez tak sobie wmawialam, Alishia-uscisnela reke z usmiechem. stuknela obcasami o schodki-co tu wlasciwie robisz?-zapytala

-szwędam się. właśnie się przeprowadziłam ale nie mam ochoty iść do nowego domu - odparła i zaciągnęła się papierosem

wypuscila dym z ust -z daleka sie przeprowadzilas? ja z los angeles. malo kogo tu znam. ale miasto swietne. a skoro ani tobie ani mi nie chce sie isc do domu to pojdziemy na spacer? drinka?

- z Bostonu i chyba mogę iść na spacer - odparła, wstała i podala rękę Alishii

wstala z pomoca hehe -to gdzie idziemy?

-do lasku bulońskiego. zawsze chciałam go zobaczyć - uśmiechnęła się i poszły

zacznij w lasku bulońskim

lubimy udawać inteligentnych, derek również. okej, on czasami nie musiał udawać, bo miewał przebłyski nagłego geniuszu i całej reszty, że nawet przychodził na sorbonę po zajęciach, by się dopytać o coś wykładowców (fraier), ale teraz siedział na schodkach, zaznaczając jakieś wyjątkowo ważne daty kwiatuszkami, w kalendarzyku oczywiście, nie na swoich spodniach!

chujowo trochę z imieniem mojej siostry, xd. aczkolwiek patrycja wychodziła z zajęć, bo studiowała medycynę i sekcje zwłok robili zazwyczaj po zajęciach, he i rozglądała się po ludziach, których bylo mało, ale dużo na swój sposób, bo i tak nie zauważyła dereka. dopiero gdy usiadła obok niego, to się zorientowała, że to on i nawet jeżeli ten post nie należy do zbyt inteligentnych to należy chociaż zauważyć moje chęci. niech będą parąąąą z problemami, nie wiem, niech derek ma pociąg do zwierząt, alkoholu, innych kobiet albo vanessy hudgens. - cześć, derek. - mruknęła tylko, bo była zła na niego niczym lisatte na mego oliviera gdy chciał ją odbić dla tego kolesia, co go miała kim, ;c bo rano się pokłóćili, powiedzmy xd.

to on też przecież studiował medycynę, co za okoliczności zbieg!!1
zamknął błyskawicznie organizer, czy tam kalendarz, by patryszja nie miała okazji zobaczyć jego super tajnych notatek, których szczerze mówiąc się wstydził, bo w większości dotyczyły jej i tego gorącego wykładowcy, którego przez przypadek potrącił wczoraj na uczelni, a potem chodził cały dzień rozkojarzony. no ale nieważne.
- patricia, kochanie - powiedział, jakoś tak od niechcenia, bo czuł do niej autentyczną niechęć, bo rano dostał od niej patelnią po łbie. - jak ci sie wiedzie? ;/

haha, a nie czytałam jego wizytówki xd. madaaaa-na. tiktoktiktok./' okej ona była na medycynie sądowej, będzie patologiem, a on? w każdym razie zrobiło jej się autentycznie przykro i przygryzła dolną wargę, żeby powstrzymać jej drżenie [mwhahaha;3 aj fil lajk spermodeling eling ing ing e e e e] bo jej się tutaj związek sypie, a on się pyta, jak jej się wiedzie, no wjesz. - hm, w porządku, jestem zmęczona, kroiliśmy znowu jakąś starą prókwę [tudzież prukwę], ktora się całą sypała iiii... jezu, nieważne, a tobie jak minął dzień? - hm, okej, przynajmniej się starała! haha, jest glupia, aż ją lubię.

a on nie wiem, tym od dzieci. jak on miał,,
nie lubił słuchać o jej zajęciach, bo go to obrzydzało, chyba nawet bardziej niż trochę, więc za każdym razem, gdy coś o tym wspominała, to włączał swój tryb piosenkowy i śpiewał, w swojej głowie tylko i wyłącznie!, różne, dziwne piosenki, z killing me softly na miejscu pierwszym, a rockin' around the x-mas tree na drugim, <3. - mi, mi? wspaniale, kupiłem nowy zegarek, pewnie nie widziałaś. - bo on się próbował wykazać, kupował nowe stare meble w antykwariacie,a ona tego nie zauważała ;/
a, pediatrą.

chciałam ci już odpowiedzieć, a tu taki ząk. - zegarek? na rękę? - zerknęła na jego śródręcze więc [synonimy.pl xdddddddddd] w poszukiwaniu zegarka, ale skoro miał jakąś marynarkę tudzież cokolwiek w ten deseń, to nie wiedziała, czy ma, czy nie, i chociaż miała ogromną ochotę go dotknąć [!] to się bała, przecież są pokłóceni, a on ją bił. dobra, nie, to nie wanilka xd, ząrtowałam.

pokręcił głową przecząco i zwilżył jezykiem swoje spierzchnięte usta, oblizał czyli. - nie, nie na rękę, na kominek. - teraz będzie musiał jeszcze sprawić kominek, co nie będzie proste, bo musiałby pewnie dostać podpisy od wszystkich sąsiadów, jak keri. drapiąc się za uchem zerknął na jej prawą łydkę, bo musiał sprawdzić, czy przypadkiem jej nie złamała, gdy ją popchnął na ziemię poprzednim razem :c.

nie, chociaż było blisko, obtłukła za to rękę. he, jaka patologia. - ach, tak. - nie miała już zamiaru wspominać nic o tym, że nie mają kominka, ani nawet telewizora, odkąd ostatnim razem dereks wyrzucił przez okno. daj znać gdy będę przesadzać. objęła kolana rękoma i położyła na nich głowę, w taki cwany krzywy sposób, że widziałą go dobrze. - długo tu siedzisz, reks?

- długo - przytaknął. tyłek zdążył mu przymarznąć do schodów, czy przynajmniej się z nimi zrosnąć, bo chyba nie było aż tak zimno, to dopiero wrzesień. żałował, że nie ma aż tak długich rzęs jak dave z sześć stóp pod ziemią, by móc spoglądać na nią ukradkiem. ale stwierdził, że skoro są razem, mimo tego, że wywalił jej raz śmietnik na głowę, to może sie na nią gapić bezkarnie ile tylko chce! - bardzo długo i chyba chciałbym wracać do domu. idziesz ze mną?

- mhm. - przytaknęła i ona, famili konekszyn z trisz tak zwane. i zacznę.