From: butterfly@gmail.com Knock,
Wydawało mi się, że jeszcze nie wysyłałam do ciebie e-maili, kiedyś musi być ten pierwszy raz. Możesz miec mnie za tchórza, że nie dzwonię - może się bałam, że się rozkleję i z jakiejkolwiek rozmowy nic by nie wyszło. A, do cholery, SMSy są zbyt krótkie.
Po pierwsze, mam nadzieję, że wszystko w porządku. Pewnie i tak się przeziębiłeś. Pij dużo herbaty z miodem i cytryną, tata mi to zawsze wciskał, jak miałam grypę. Poza tym, przeklinam sie po stokroć, że odzywam się dopiero teraz i tak dalej.
Szczerze mówiąc, jestem w rozsypce, Del się na mnie obraziła, Toulouse się równiez nie odzywa. Co więcej, mama wczoraj dzwoniła, myślałam, że wypłacze sobie oczy, czy mózg, cokolwiek, chociaż to pewnie niemożliwe, nie wiem. W każdym razie, dzwoniła, by powiedzieć, że znaleźli z ojcem nową gosposię - poprzednia zwinęła mamie co najmniej dwie pary butów - niby wszystko świetnie, tyle, że wczoraj rano rozsypała babcię. To znaczy, jej prochy, jezu, strąciła tę głupią urnę, co stała na kominku, jak w jakimś durnym filmie. To znaczy, tak było w bodajże poznaj mojego tatę, a to był zupełnie miły film. Nieważne. W każdym razie, to przygnębiające i komiczne zarazem.
Znowu wychodzi na to, że użalam się nad sobą i nie myśle o innych - przepraszam.
Hm, nie jedziemy z dziewczynami do Nowego Jorku, więc chyba sama bedę musiała się gdzieś wyrwać, bo Paryż mnie ostatnio naprawdę nieznośnie przygnębia, jakaś Kanada albo Meksyk dobrze mi zrobi.
Już ani słowa o mnie.
Pamiętasz, jak na początku nam było miło? Wcale nie myślałam o nas - jezu, jezu - jak o jakichś znajomych od seksu, czy jakkolwiek to tam sobie chcesz nazwać.
I nigdy nie uważałam cię za żadnego żigolo, po prostu było mi smutno, że nie spędzamy, że nie widujemy się codziennie, nie budzimy się obok siebie i nie kłócimy o takie błahostki, jak kubki w zmywarce. Brzmię jak czterdziestoletnia stara panna.
Huh, przepraszam raz jeszcze, już naprawdę kończę,
BF.
PS: Kocham cię, mozesz mnie wychłostać.