gayclub

Dla pań chcących znaleźć dobrego przyjaciela [geje podobno są najlepsi], lub dla panów... myślących inaczej.

przyszły tutaj, w ramach depresji, czy czegoś w tym rodzaju.
- baccardiiiiii - pisnęła do kelnera esti, starając się przekrzyczec muzykę.

- ja też, ja też - kiwnęła, ciągnąc est do jakiegoś stoliczka w rogu, bo lubiła przebywać sam na sam z koleżankami..

żeby je wykorzystać. estelle zapadła się w jakiejś miłej kanapie przy stoliku, starając się nie wylać breezera.
- renee, pijemy dziś za siebie, bo faceci to dupy - a nie powinna tego mówić, w klubie, pełnym facetów.

- zamknij się, est, bo cię pobiją - kopnęła ją pod stoliczkiem w piszczel, czy coś równie fajnego, szczerząc się do niej. - ale tak, nasze zdrowie, kochanie!

upiła, większy niż duży łyk, krztusząc się przy tym odrobinę.
- to bolało - zmarszczyła brwi do renee, ale zaraz powiedziała, że muszą zatanczyć, bo leci sextasy, a ona miała lekką fazę, bo coś tam jeszcze piła w hotelu.

- pewnie, poderwijmy jakąś parę gejów, możemy robić za lesbijkiiiiiiii - zaproponowała dosyć chętnie, bo miewała problemy z odnalezieniem się, jeśli chodzi o orientacje :c

- okej - przytaknęła energicznie, wychodząc z ich loży, w miami są loże. złapała ją nawet za rękę, coby były bardziej wiarygodne i pociągnęła do gejków na parkiet - taaaaaaaaaaacz maj es, renee.

- nie podepcz mnie, ani żadnego pudziana, proszę - poprosiła, niemal błagalnie, starając się nie potknąć o żadnego z facecików w obcisłych strojach, liczyła na striptiz.

- umiem tanczyć, nie depczę na nikogo - krzyczała do niej, kręcąc się dookoła jak po jakiejś ekstazie, nawet obijała się o wszystkich, totalnie zapominając się.

chciało jej się śmiać, potem płakać, ale w końcu stwierdziła, że może już tańczyć, więc wczuła się i w ogóle, zamykając oczy miała nadzieję, że nikt jej nie zabije, i vice versa.

i cos tam, bo ja ide spaciuuuu. buziexy.

no pa.