APTEKA.

u pani marzenki ; ))))
ryan stał w kolejce, za siedmioma starszymi kobietami, ale jakoś mu to nie przeszkadzało. esemesował z anastazją, a jego wspomnenia z nią, były o wiele przyjemniejsze niż z gwen. nie oglądał się za siebie, bo się bał, że to kolejna starsza pani, która go zmusi, do przepuszczenia w kolejce, a przecież on też chciał coś kupić.

/sikam z pani marzenkiiiii xdddd
no i właśnie, pech chciał, że tea stała właśnie za nim, stukając lewym obcasem o kafelki, bo ów stanie w kolejce doprowadzało ją do większego szaleństwa. w końcu przyjechała tutaj zaszaleć, a nie solidaryzować się z siedmioma staruszkami i jednym dziadkiem, xd.

ryan, za każdym tupnięciem obcasa tea, czuł jak głowa mu pulsuje. puk puk puk, stuk stuk stuk. i prawdę mówiąc, to doprowadzało go do furii. zdusił w sobie ryknięcie, bo przecież nie chciał, by ta starsza kobiecina dostała zawału, by za chwilę odwrócić się wokół własnej osi i wesprzeć ręce na kościach biodrowych, w przypadku rajancza, zupełnie wystających.
- mogłabyś przestać? to strasznie wkurza..... .. - rzekł, o wiele łagodniej niż się spodziewał, pewnie dlatego, że tea miała zupełnie miłe perfumy.

- rozpatrzę twoją decyzję - rzuciła gdzieś w przestrzeń, byle na niego nie patrzeć, bo nawet zrobiło jej się stosunkowo głupio, wcześniej myśląc, że rajan to jakiś emerytowany dziadek. - chociaż jak mnie przepuścisz - złapała za jakąś pobliską ulotkę, udając trzęsącą się staruszkę. hrhr.

parsknął śmiechem, ale na szczęście jej nie opluł. myślę jednak, że gdyby teraz pił, to poplułby się sokiem jak harry w czwartej części. to nieważne. nic takiego nie miało miejsca, toteż pokręcił głową, nachylając się nad tea, by odgarnąć kosmyk jej włosów za ucho i wyszeptać do niego:
- widzisz tamte trzy panie przede mną? je też przepuściłem - poinformował ją, dosyć dobitnie, a to miało znaczyć, że nie zamierza przepuścić i jej.

- och - westchnęła, przewracając oczami, nadal bawiąc się w jakąś śmieszną starszą babcię. uśmiechnęła się nawet do jednej z nich, kiedy ta popatrzyła na nich conajmniej dziwnie. - drogie dziecko, na pewno nie poitrzebujesz tyle lekarstw ile ja - wysiliła się na jakiś uśmiech, znów przechodząc z nogi na nogę i stukając tym samym niemiłosiernie głośno :d

- oh, tak z pewnośćią. założę się nawet, że jesteś młodsza ode mnie - uśmiechnął się podstępnie, bo tea wyglądała tak na około dwadzieścia, ale przecież nie mógł być pewien, si? przesunął się bliżej, bo pani wykłócająca się o lek z dofinansowaniem, w końcu odeszła z kolejki.

- kobiet się o wiek nie pyta - ucięła urażona, wcale się nie przesuwając w przód, wręcz przeciwnie; stała nadal, stukając obcasami i mrucząc coś pod nosem. przesunęła się jednak, kiedy kolejna babcia do kolekcji weszła do apteki i stanęła za nią. - jezu, błagam cię, zrób coś, żebyśmy tutaj nie stali aż tak długo, cholera - wyszeptała mu wprost do ucha, chorym i lekko ochrypłym głosem.

- moja droga, co mam zrobić? - podniósł rękaw kurtki, by spojrzeć na roleksa - za pół godziny jestem umówiony, więc jeśli myślisz, że stanie w kolejce sprawia mi przyjemność, to się mylisz. ale poczekaj - uśmiechnął się szeroko i podszedł do kobiet, stojących przed nim. trochę sapiąc, wytłumaczył im, że pilnie potrzebuje leków, bo ma astmę i bezproblemowo go przepuściły, mówiąc coś, o bied\nym, biednym młodym mężczyźnie. przywołał wzrokiem tea - a a a a to, moja dziewczyna - dodał, uśmiechając się przygłupawo. to tylko rajan, sori?

- kochanie, wszystko w porządku? - pobiegła do niego na swoich szpilkach, przytulając się do jego prawego ramienia i mówiąc szybko aptekarce (skąd mam wiedzieć jak nazywa się ta co sprzedaje w aptece :d), czego osbiście potrzebowała, szrurchając rajana w prawy bok, żeby też dorzucił swój koncert życzeń i zaśmiała się nawet, usłyszawszy rozmowę starszych pań, które co jakiś czas przeżywały stan zdrowia rajana.

ryan nachylił się nad okienkiem, mówiąc do FARMACEUTKI, że potrzebuje tabletek na gardło i kropli do nosa. udawał nawet, że podaje jej receptę, bo te leki od astmy, są na receptę właśnie. potem objął tea ramieniem, szczerząc się do tych wszystkich kobiet w kolejce.
- jestem rajan - wyszeptał jej do ucha.

pogłaskała go po policzku, szczerząc się dość głupio. pewnie głupio, bo całkiem udawanie, no ale cóż, złapała siatkę z lekami głównie na zbicie gorączki i kaszel, prowadząc go w stronę wyjścia. podziękowała też grzecznie starszym paniom, które kazały jej uważać na narzeczonego. puściłą go kiedy tylko wyszli z apteki, oddychając głęboko i próbując powstrzymać smiech. - tea, to było niezłe, jezu!

a ryan przycupnął na jakimś murku, wyciągając papierosy z kieszeni spodni. paczka była trochę pomięta, ale na szczęście papierosy nie. wyciągął sobie jednego, by wysunąć całość w stronę tea.
- tea, hm - zastanowił się chwilę nad tym imieniem, bo nie wszyscy nazywają się herbata - chcesz. jestem rajan.

przykucnęła zaraz obok, wyciągając jednego papierosa i wkładając go sobie między usta; właściwie to czekała aż rajan ją ładnie obsłuży, mrucząc coś o ogniu właśnie. - właściwie to palę tylko okazyjnie, jesteś umówiony, nie minęło już pół godziny?

- huh, minęło, ale to nieważne - puścił jej perskie oko, by wyjąć zippo, taką jak darkowi kupiliśmy na uro, z napisem jack daniels, by odpalić tea papierosa. sobie chwilę później, bądź co bądź był dżentelmenem - i masz rację, dziewczynie nie przystoi. palić. oczywiście od czasu do czasu każdemu się zdarza - usiadł obok tea, opierając policzek o bok jej głowy - masz ładny szampon, wiesz?

no więc zaciągnęła się, poprawiając włosy za ucho, coby mieć lepszą widoczność na profil rajana. - huh, wiem, głpku - roześmiała się, klepiąc go po policzku właśnie, skoro już raz to zrobiła, dlaczego nie może i drugi. tea to tea :d

pokiwał głową, przymykając na chwilę powieki. chyba powinien napisać do anastazji, że nie przyjdzie, przecież był chory, si? chory i w dodatku swędział go karczek, biedny, malutki rajancio.
- hm, pooooodrap - poprosił, wyrzucając dopalonego papierosa na ziemię i przydeptując go czubkiem swojego seksy bossa. sam wyjął sajdkika, zastanawiając się, co też ma napisać do a.

- gdzie? - roześmiała się, wypuszczając dym z ust, aby zaraz też przydusić papierosa obcasem swojego lałbutę. - hm, właściwie to już idę, dzięki za wszystko i miłego spotkanie - mrugnęła do niego na pożegnanieeee i nawet dała mu swój numer, po czym poszła, kołysząc biodrami, jął :d