kusmi tea shop

TUTAJ!

sklep z herbatą;
56 rue de Seine.

eleonore lubiła herbatę. ale tym razem zapomniała portfela, więc tylko opierała się o sklepową szybę, na zewnątrz, za co w każdej chwili mogła ją okrzyczeć sklepowa, ale niespecjalnie się tym przejmowała, z papierosem w prawym kąciku ust i dłoniami w kieszeniach swojej przyjemnej sukieneczki, grzecznej, lecz nad kolano, zakupionej w jakimś bardzo bardzo alternatywnym sklepiku.

a on wyszedł właśnie z reklamówką, w której miał trzy rodzaje herbaty i czytał smsa, więc przypadkiem, naprawdę przypadkiem na nią wpadł.
- ups, sorry - powiedział, zupełnie angielsko, bo francuski mimo wieloletniej nauki i tak nie był dla niego najłatwiejszy. radził sobie, ale wolał swój narodowy język, ja też wolę. że angielski niż francuski.

przez niego uderzyła łokciem w sklepową szybę i mruknęła pod nosem coś w stylu 'cholera', mrużąc oczy. podniosła na niego wzrok, znad, albo spod, swoich dużych okularów w kolorych oprawkach. zerówki, ale lubiła chodzić w okularach.
- nie ma sprawy, pewnie połamałeś mi z pięć kości - powiedziała, lecz wcale nie gniewnie. uśmiechnęła się do niego nawet,przyjemnie.

i on sie uśmiechnął, zawijając siatkę w rulonik i wkładając ją pod pachę.
- naprawdę przepraszam - powiedział wesoło, stając jakoś tak bliżej niej, sprzedawczyni patrzyła na nich gniewnie za szybą, ale on uśmiechnął się i do niej, dziś dzień dzieci szczęścia - ale masz fajne okulary, to trochę jak mój profesor od public relations.

- prawda,że fajne? - uśmiechnęła się, gasząc papierosa o sklepową szybę, chociaż to nieładnie, ale eleonore nie miała nic innego pod ręką. - mogę ci pożczyć. mam w domu dużo. eleonore - przedstawiła się, nie mogąc wciąż wymyślić żadnego miłego zdrobnienia ;x

- o dżizys, moja mama to eleonore - zwierzył jej się, nadal uśmiechając zupełnie szeroko - jestem robbie. robbie, rob, jak sobie życzysz. więc hm, eli - tak mówili na jego mamę! - może dasz zaprosić się na herbatkę? kupiłem arbuzową, awokado i śliwkę, ponoć dobre, a w domu prawdziwego anglika herbata to obowiązek, prawie jak obywatelski.

- oho, anglik? - skrzyżowała ręce na swojej nikłej piersi, a wcześniej podrapała się po nosie, zadartym. - dam się zaprosić. potraktuję to jako swojego rodzaju rekompensatę za poturbowanie mnie - zaśmiała się, odsuwając, w końcu, od szyby.

- okej w porządku, kupięc ci jeszcze dużą tabliczkę cadbury albo te cukierki takie cadbury, ostro czekoladowe. hm? - wystawił w jej stronę ramię, te pod którym nie trzymał siatki z herbatką, patrząc na nią spod półprzymrużonych powiek.

obciągnęła sukienkę, schylając się trochę w tym celu. wsunęła okulary bardziej na nos, bo wiecznie jej się zsuwały. - w porządku. lubię czekoladę - wyznała mu. bo eleonore należała do tych szczęśliwców, którzy odchudzać sie nie muszą bo i tak są cholernie chudzi. - więc rob, prowadź. - złapała się jego ramienia, poszli, hoho? zacznij :3

rozglądał się z herbatą o smaku daktyli, bo miał na ową ochotę, a w anglii pijał ją z rodzicami, na spotkaniach w ich ogrodzie.

Przyszła sobie i stanęła obok niego, szukając tak jakby herbaty.

ona natomiast szukała płynu do podłóg, chyba źle trafiła. przechadzała się właśnie obok półki z herbatami egoztycznymi jakimiś, kiedy wpadła na m.

- hej, hej spokojnie - złapał ją za ramiona, uśmiechając się całkiem sympatycznie, bo ładnie pachniała, jak i wyglądała, więc mógł wydobyć z siebie krztę zadowolenia, przynajmniej ogólnego. trzymał jeszcze chwile ją tak, głaszcząc nawet kciukiem jej nagie, aha tak, ramię.

Jak kupiła to co chciała, poszła sobie z powrotem na spacer.

- och, przepraszam - odsunęła się od niego, nieco speszona. - zagapiłam się na herbaty - była to najgłupsza rzecz, jaką w tym momencie mogła powiedzieć, ale cóżżżżż.

- o tak, herbaty są najbardziej pasjonujące na świecie, prawda? - uśmiechnął się trochę drwiąco. znalazł w końcu swoją herbatę - przepraszam, skarbie, ale kierowca czeka - skinął głową na długą, białą limuzynę za oknem i ruszył do kasy.

- jezus maria! - zdezorientowana pokręciła głową i chwyciła za jakąś herbatę rumiankową.

a on wyjął swoją kartę american express, bo on wszędzie płaci kartą i wyszczerzył dwa rzędy idealnie prostych zębów w uśmiechu, w stronę blanki.

stanęła za nim w kasie ze swoją wymarzoną herbatą. milczała, bo nie umiała zawierać nowych znajomości, kątem oka zauważyła jedynie, że m. ma niezły tyłek.

jasne, że niezły. odwrócił się na pięcie i nadal uśmiechając, raczej szeroko wyszedł ze sklepu. wyjął skręta z kieszeni spodni i opierając tyłek na masce samochodu, zapalił.

zapłaciła, po czym również wyszła, chowając herbatę do kieszeni. na zewnątrz było trochę zimno, a ona miała bluzkę z odkrytymi plecami, na których pojawiła sie gęsia skórka.

- zimno ci - stwierdził rzeczowo, wydmuchując dym ponad ich głowy. zaciągnął się znów, przyglądając blance spod półprzymrużonych powiek.

- nieeee ee - skłamała, ale kłamać nie potrafiła, mowa ciała i te sprawy. odgarnęła włosy na ramiona, czując się obserwowana.

- kłamiesz - mruknął, ziewając - podwieźć cię gdziesz, czy wolisz podróżować autobusem? - zapytał, to oczywiste przecież ;ddddddddd

- a skąd mam wiedzieć, czy nie jesteś jakimś zawodowym gwałcicielem? - zapytała, bynajmniej nie retorycznie.

- ojezu, nie to nie - wzruszyła ramionami, bo męszester nie należał do ludzi, którzy o cokolwiek się prosili, zgasił skręta i już nawet wsiadał do limuzynky.

- może chyba jednak nie jesteś;c - mruknęła, trochę z żalem xd. - więęęc, hm, twoja propozycja nadal jest akutalna?

otworzył przed nią szeroko drzwi i uśmiechnął się, bardzo szeroko.
- madmłazel, ,,,., - skłonił się przed nią nienisko xd

roześmiała się, wsiadając do limuzyny. trochę bała się, że jeszcze coś pobrudzi i m. na nią nakrzyczy, ale miała nadzieję, że tego nie widać.
- z góry dzięki za podwiezienie - powiedziała, również się uśmiechając.

- więc, gdzie? - zapytał, wsiadając obok niej. rzucił swój zakup na drugą kanapę i nalał im szampana, bo to krejzi :3

podała mu adres, bo mi się nie chce wymyślać, w ogóle to nie wiem, czy blanca ma swój apartament.
- jak ci się odwdzięczę, co? - zapytała, oblizując wilgotne od szmapana wargi.

- możesz dac się zaprosić nie wiem, na kolację. do mojego hotelu - mruknął, bo to serio by ł jego hotel.

- mogę się w sumie daaaać - odparła po chwili głębszego zastanowienia i usadowiła się wygodniej na siedzeniu, rozprostowując nogi, bo w końcu było tutaj tyle miejsca, że czemu by nie.

upił duży, raczej duzy, łyk szampana, stukając chwilę kieliszkiem o zęby, ale stwierdził, że to nie jest hot i rozłożył się wygodniej, jak jakiś mozart, no dobra mozart to nikt ważny, może król.
- to świetnie - powiedział entuzjastycznie, bardziej entuzjastycznie niż wcześniej w każdym razie i przysunął się do niej.

- to znaczy wiesz, dać, w sensie, że zaprosić na kolację - dodała, żeby nie było wątpliwości. wypiła trochę szampana i rozluźniła się nieco.

nie był na tyle głupi przecież, ale faktycznie przeszło mu przez myśl, że da mu dupy. uśmiechnął się, po raz 687656.
- no tak, a o czym ty myślałaś? - zapytał głupkowato.

- o niczym, po prostu starałam się uprzedzić twoje myśli - odparła zaskakująco błyskotliwie jak na nią i wylała na siebie całego szampana, kiedy limuzyna ruszyła, chyba że ruszyła już dawno, nie wiem ;c

- uhuuu, - zagwizdał tylko, oblizał usta, odstawił swojego szampana i zbliżył się do niej. powąchał ją nawet - musisz uważać - rozesmiał się, obejmując ją ramieniem. ja bym sikała z niej, serio xd

xddd jesteś niedobra.
nie wylała na siebie wprawdzie aż tak wiele, pociekło jej tylko po dekolcie, seksy.
- może masz jakąś chusteczkę? - zapytała, krzywiąc się lekko na myśl o głupim szampanie.

- nie e - miał. pokręcił jednak głową - ale znam lepsze sposoby - uśmiechnął się zadowolony z siebie, mając nadzieję, że mu nie wyjebie jakiegoś lepa.

rzeczywiście miała na to ochotę, tzn. na wyjebanie mu ślepia, może nawet dwóch, ale zanim to zrobiła, postanowiła się jeszcze upewnić.
- tak, a jakie sposoby? - uniosła jedną brew do góry, very sjugestif.

- no wiesz mogę wytrzeć, wylizać - hej, niech on ją zgwałci xd

ołkej, robimy gwałt xd. tzn. ty go robisz!
skrzywiła się nieznacznie, odsuwając od niego.
- emm, nie, chyba wolę, żeby samo wyparowało - odpowiedziała, trochę się bojąc jego zamiarów xd.

nachylił się nad nią i przyparł rękami do fotela, by wyliać szampana z jej dekoltu.

- co robisz? - zapytała, nieźle wystraszona, nie mniej podniecona, ale nie, chyba w końcu bardziej się wystraszyła, skoro miała zostać przyszłą ofiarą gwałtu. próbowała wyrwać ręce, bezskutecznie(?!)

on więc zaczął ją całować zupełnie żarliwie, bo był napalony, dawno się nie bzykał, to już dwa dni i przy okazji rozpinał jej rozporek.

próbowała kopnąć go kolanem w jego mięskość albo nie wiem co, wierzgała nogami, wszystko na nic, bo jego język wciąż był tam, gdzie wcześniej. nagle wpadła na pomysł ugryzienia go w język, więc to zrobiła ;x.

i dokończymy jutro, bo idę, może pogodzę się z marzeno. buziexy : *

oderwał się od niej na chwilę, bo bolało, ale zaraz już zabierał się za jej rozporek mruuu.