geo & est

wcale nie les, tyyyylko sis, conie : 3
takie jak bi w plo.

siedziała, w swoich szortach i koszulce, którą ukradła fabienowi, na schodach i pisała esmeski, czekając na czarli.

czarli przypełzła w przenośni jak najbardziej, w związanych w kucyka włosach i z wodą w dłoni, dresów nie miała, a szkoda. i zapukała, tą wolną dłonią.

podniosła się, raczej niechętnie, dopiero przypowniwszy sobie o charlie, przyśpieszyła kroku, obijając się o jakiś stolik. zaklęła, głośno i otworzyła na oścież drzwi.
- charlie, cześć! - zawołała, siląc się na jak najbardziej entuzjastyczny głos. cmoknęła przyjaciółkę w prawy policzek i za rękę wciągnęła do środka.

weszła więc i o mało co nie przewróciła się o dywanik. pewnie z kota. ale nie zaklęła, bo była bardziej wychowana, a raczej lepiej, niż przyjaciółka. żarcik taki.
-jezu, esti, chcesz mnie zabić? i czemu tak klniesz, jak ide, słyszałam - wcale się nie obraziła i dla beki (xd) założyła ręce na biodra, dłonie właściwie.

- matka gee, nastawiała tutaj za dużo stolików, jak urządzała. i się uderzyłam, o tu, zobacz - odchyliła trochę materiał spodenek, żeby pokazać przyjaciółce miejsce uderzenia - na pewno będę miała siniaka!

-krwiaka. na pewno masz poważne obrażenia wewnętrzne, właśnie umierasz i wcale o tym nie wiesz - wlazła do aneksu kuchennego i wstawiła swoją wodę do lodówki, a esti zabrała jakąś inną, szklankę też złapała i wróciła, usiadła na kanapie - gdzie gurls?

- tak myślisz? - zapytała, kładąc się na drugim boku, coby nie zaszkodzić ranie. popatrzyła chwilę na swoje biodro, zmartwiona. zaraz jednak, zabrała wode czarli i odkręciła, rzucając w nią korkiem. upiła duży łyk - renee zaraz będzie, szant nic nie odpisała. georgia jest w hiszpanii, z ojcem.

-w hiszpanii? po co tak daleko? - poza tym przecież jutro i dzisiaj szkoła, więc nie bardzo jej się mieściło to w głlowie, nie w sensie, że była głupia, skąd.

wbiła, znaczy zapukała, trzy razy, lecz nie starała się tworzyć z tego jakichś specjalnych melodii.

przestraszyła się.... i podskoczyła.... ale był wysoki sufit.... więc spoko..

- nie wiem. ojciec w interesach, ona u znajomych. kiedyś miała tam chłopaka, ale niewiele o tym wiem, bo wtedy jeszcze się nie lubiłyśmy. fabiena też nie ma, to cholernie głupie. obejrzyjmy śniadanie u tiffany'ego, albo titanica po raz milionowy, czy któryś tam - zgubiła się po trzecim, lubiła titanica, śniadanie też - albo seks w wielkim mieście, mamy wszystkie odcinki z georgią!
poprawiła się do pozycji siedzącej.
- oho, to pewnie renee - uśmiechnęła się i podeszła do drzwi, by otworzyć je z rozmachem. owe drzwi uderzyły o najbliższą ścianę robiąc huk - hejka, hejka.

-aha! - zawołała za nią, przypuszczając, że stała przy drzwiach wraz z renee, a charlie nie chciało się ruszać tyłka z kanapy, to tylko machnęła dłonią, ręką całąnawet - częś er!

powinna sobie sprawić taki door stopper, żeby nic nie huczało.
- czeeeeść, dziewczynki - uśmiechnęła się szeroko zupełnie, pozwalając sobie wejść do mieszkania; cmoknęła po drodze esti w policzek, a zaraz doskoczyła do charlie, żeby złapać ją za policzek i stwierdzić głośno, że chyba jeszcze schudła. chciała jakoś jej schlebić, zeby zatuszować te całe nie odzywanie się.

-ehe, może trochę - mruknełą tak jakoś nieprzekonująco, po prostu chyba czuła się nieco nieswojo przy renee, tym bardziej, że ta nie odzywała się wcale przez dwa miesiące. z wzajemnością. - to może titanika lepiej.

- niech będzie titanic - zaświergotała, idąc za renee do salonu - mogę przynieść czipsy, ale mam tylko tuczące, jakieś paprykowe i serowe, a sam powiedział dziś, że jestem gruba.

-i dobrze, masz zaokrągląny tyłek. i większe cycki - i żartowała, ale cóż, więcej dla niej i renee.

- sam wszystkim mówi, że są grubi - mruknęła, rozsiadając się przed kanapą na miękkim, pewnie perskim, dywanie. - mam ochotę na czekoladę - westchnęła, opierając głowę o kanapę właśnie, przyglądając się sufitowi.

pokiwała głową, było jej przykro, xd okej wcale nie, poszła do kuchni po czipsy i jakąś miskę na nie, było jej zimno w stopy od kafelek, więc szybko wskoczyła na kanapę.
- o nie, zapomniałam o tym titanicu - mruknęła, wstając znów.

-hej, wiem, kto to sam? - skąd miała wiedzieć, że mówią o tym dziwnym chłopcu, z którym nigy nie rozmawiała, bo w zasadzie sypiał z każdym wokół, i z tego powodu chyba właśnie nie miała ochoty. nie wiedziała nawet, że on się zwie sam. no, mniej więcej tak to było.

- jej brat, przyrodni - zawołała do czarli, ze schodów, bo właśnie wspinała się po nich do sypialni. skoczyła na miękkie, dwuosobowe łóżko i zajrzała pod nie, wysuwajac jakiś karton - slip ołwer, krosrołds - mówiła do siebie przeglądając filmy - maaaam cię - uśmiechnęła się do titanica.

- wiecie co, nigdy nawet nie lubiłam titanika - wyznała im, drapiąc się po łydce, z twarzą tym razem odwróconą w stronę esti i charlie.

I nagle penkła gumka...

wróciła, z titanicem pod pachą. ześlizgnęła się po barierce, łapiąc pilot od diwidi. wcale nie umiała tego obsługiwać.
- ty niiiic nie lubisz renee, może prócz seksu i alkoholu. właśnie, co tam u markiza? - zapytała, odwracając głowę w jej stronę.

-hej, ja nic nie wiem - obraziła się trochę, no bo sori, nikt jej nic nie mówi, skrzyżowała dłonie na piersiach i obsunęła w dół, patrząc na ti-wi.

- niby skąd mam wiedzieć - przesunęła językiem po swojej dolnej wardze i stwierdziła, że ma zupełnie ładne paznokcie, kiedy się im przyglądała. - chyba dobrze - wzruszyła ramionami, chociaż dobrze wiedziała, ze ta psita estelle już wie za dużo i te sprawy.

- chyba udało mi się wczoraj kopnąć cię pod stołem. poza tym nie jestem idiotką, renee - powiedziała, marszcząc czoło. włączyła w końcu i z pilotem poczołgała się w stronę charlie na podłodze - zaliczyła wczoraj markiza - wyjaśniła jej krótko, cmokając w stronę renee.

-tego geja? - zakrztusiła się. a raczej by się zakrztusiła, gdyby coś jadła/ piła. aha i już się przyzwyczaiła że rene ją ignoruje ><

- to ON jest gejem? - zapytała, zupełnie tym faktem zaskoczona. złapała tę wodę, ze stolika, obserwując ekran, a potem przeniosła pytające spojrzenie na renee.

- ja nie wiem co wy pierdolicie, idę zapalić! - mruknęła, zrywając się z podłogi, stwierdzając, że wcale jej się to wszystko nie podoba. potykając się o nogę od stołu, dotarła raczej w całości do łazienki, bo po drodze zmieniła zdanie, a raczej zdała sobie z tego sprawę, że nie wie, gdzie jest balkon, hihi.

- ona jest jakaś dziwna - stwierdziła estelle i wydęła wargi. poprawiła swoje szorty i oparła głowę na ramieniu charlie - aaaale ładnie pachniesz, kochanie - powiedziała jej, sprawdzając miejsce, w którym się uderzyła - hej, to boli.

-może ma okres. a może właśnie - szturchnęła ją znacząco - nie ma okresu? jeżeli wiesz, co mam na myśli!

poszła się kąpać do fajnej wanny esti, bo znalazła krejzolskie płyny do kąpieli, a ja muszę się chwilę pouczyć biologii, zw.

/ opgadywaczki ; ////

- no tak, tak. coooo?! - zrozumiała dopiero po chwili, drapiac się po skroni - to znaczy, że jest w ciąży? omatko, to bardzo możliwe, nie sądzę żeby się zabezpieczali. będę ciocią, ale fajnie. a może nie.

-jezu, ciąża w tym wieku, przeciez ona zmarnuje sobie życie... może penkła im gumka. - zastanowiła się, zniżyła głos tak w ogóle.

okej więc wychodząc ze swojego apartamentosa złapała najszybszą taksi w miescie i po osmiu sekundach juz sciagala szpilki w holu u esti. - co z renee? - wżasneła,bo była zaniepokojona,wcale nie oschłum.

- jest w ciąży - odpowiedziała, ciszej, biorąc przykład z charlie -przynajmniej tak podejrzewamy. hej, wiesz coś o tym, że markiz jest gejem?

-ej, czekajcie, to jeszcze bardziej przerąbane. no wiecie, zajść w ciążę z gejem - zmartwiła się o los koleżanki!

- co? - prawie aż pisnęła,nie umiała cicho mówic,tak samo jak ja. w każdym razie z wrażenia usiadła na podłodze,ze zmęczenia też bo winda się zjebała i biegła po schodach. - ale że co,że z markizem? nie wiem,ale wiesz,on w koncu siedzi z teddim.

- no tak, pewnie się zakochali, albocoś. biedna renee - posmutniała aż z tego wszystkiego i zapomniała o titanicu.

- a gdzie ona jest? biedactwo. - szczerze wspolczula kolezance. - nie chce nic wiecej powiedziec?

-no właśnie! myślicie, że oni są parą? moze nie powinnyśmy tego nikomu mówić, teddy miałby złamane serce - przygryzła dolną wargę, biedna.

- na balkonie. albo w łazience. może się rzuciła za barierkę, albo utopiła? w wannie, albo kiblu...... - to był taki żarcik, ale wcale jej nie było do śmiechu. myślała sobie, że biedna renee - nie mówmy, niech to zostanie tajemnicą. jeszcze tylko gee, no wiecie. chociaż ona musi wiedzieć, przyjaźnią się z tedim!

-to zadzwońmy do niego - przyklasnęła w obie ręce - na konfę!

- jak nic renee nie powie,to sie zorganizuje jakies spotkanko z theo. - to w sumie moglby byc dobry plan,bo jak sie go opije to wyspiewa wszystko,z takim ryzykiem,ze nie bedzie wiadomo czy to prawda czy jego wymysly. - ej,a jak oni coś tam pod ławką...? - zapytała i się skrzywiła lekko,dopiero po chwili dluzej uznala,ze to moze nawet normalne byc.

- tak, zadzwońmy. miaaaałam gdzieś tutaj telefon, o jest - złapała komórkę, szukając w niej numeru teosia.

wyszła z łazienki w szlafroku esti i nic nie podejrzewała, że tak o niej gadają, więc spytała wesoło, czy oglądają ten film, czy nie.

- renee,skarbie. - rzekła,bo teraz sie trzeba o nią troszczyc. - już zaraz esti włączy,tylko musi hmm,pogadac przez telefon.

- taaaaaaaaak - pokiwała głową, uśmiechając się jednokącikowo - siadaj też. jak chcesz czekolade to jest w kuchni, nad mikrofalówką.