geo & est

- o matko, co się wam stało? - spytała, odrobinę zaniepokojona. - czy może mam coś dziwnego na twarzy? nie obrazisz się, esti, że użyłam twojego mleczka do twarzy? i chantelle, skarbie, jak miło cię widzieć.

- w porządku, głupio pytasz - powiedziała, szturchając ją między żeberkami.

- hej,nie mozesz sie denerwowac. - w koncu dbanie o zdrowie i dobra kondycje psychiczna to podstawa i ktos musi sie tym zajac. klapnęła na sofce miekkiej i gniotła poduszkę,taki tik jak ją coś niepokoi.

- tak, no stress, kochanie. przynieść ci czekoladkę? - zaproponowała cicho, może nawet bardziej uprzejmie niż zwykle. poprawiła koszulkę fabiena, od której czuła nadal jego perfumy.

- o kej - powiedziała unosząc obie brwi i usiadła gdzieś na kanapie, pytając się przy okazji dziewczyn, czy może nie mogłyby się czegoś napić. - możesz przynieść - rzuciła również do esti.

cieszyła się,że renee jest posłuszna,jezu to zabrzmiało jak z tej kroniki o kanibalach. brrr. pogłaskała renee po główce i czekała na titanika.
teraz przyszła pora na... [ciekawostka z życia gabi] nigdy nie oglądałam titanika.[/ciekawostka].

wstała i poszła do kuchni po czekoladkę dla renee.
- proszę. co chcecie pić? - nie siadała, żeby pójść jeszcze po piecie.

- dziękuję. mam chcicę na margaritę - westchnęła, rozpakowując czeko ze sreberka. - albo coś w ten deseń..? lubię chodzić do szkoły z kacem.

estelle spojrzała na chentelle bardzo wymownie, nie wiedząc co ma powiedzieć. jasne, że miała margaritę, ale nie chciała zabić dziecka przyjaciółki!

- a moze tak wieczor bez alko? ja moze sprajta z cytryną,okej bejb? - miała nadzieję,że i renka się złamie w koncu.

- ja naprawdę nie wiem o co wam chodzi, jak nie chcecie mi dawać alkoholu, to pewnie, zadowolę się sprajtem - mruknęła, czując, że koleżanki już jej nie lubią, albo żałują dla niej alko!

- to teeeeraz - powiedziała, wracające ze sprajtem. dała dziewczynom i sobie wzięła jedną szklankę - porozmawiajmy o facetach. chentelle, ty pierwsza, ty pierwsza!
opadła na podłodze, opierając ramię o kanapę.

- a,nic konkretnie,tylko jakiś kelnerzyna z lit lounge,byłam zbyt wypluta więc zaraz po kazałam się zawiesc do domu. - powiedziała krótko,żeby nie przedłużac,chyba zaczaiła plan estelki. - a ty,estie?

- kelnerzy to napaleńcy - stwierdziła na koniec monologu chentelle, uśmiechnęła się drapiac po płaskim brzuszku - no ja, hm jestem z fabienem, mogłyście go wczoraj zobaczyć w lit lounge. i chyba jest mi z nim dobrze.

- łał. kto będzie pierwszą druhną? - spytała, ziewając. - to teraz moja kolej, taa? - spytała, opierając ręce na kolanach chantelle, przysuwając nos do jej szyi. - ładnie pachniesz. gdybym był facetem, mogłabym cię przelecieć.

- możecie być wszystkie, dopóki mnie nie zdradzi, dużo seksownych tyłków i pachnących szyi - ta myśl jednak ją smuciła.

- renee,suczko - powiedziała pieszczotliwie. - zawsze mogę sie zoperowac. - to był oczywiscie żarcik na rozluznienie atmosfery,szturchnęła letko acz konkretnie renkę,przypominając,że to jej kolej.

- a ja nie mam chłopaka, jeśli o to wam chodzi. i tak, pieprzyłamsięzmarkizemwczorajwklubie - wyznała, dosyć szybko, do szyi chantelle, która była najwygodniejsza do przytulania się.

i usła, bo ja idę, buziaczki.

- okej,okej. - nie chciała już dłużej męczyc swojej kole,więc zapuściła titanika żeby ten temat się skończył i sięgła po swego sprajcika.

- chce mi się siku - wyznała, opadając dla odmiany na poduszkę. - ale nie chce mi się wstawać. co teraz? - spytała, dźgając stopą z pomalowanymi na czerwono paznokciami estelkę.

- bliżej masz na balkon. - to generalnie bardzo dobry pomysł był,nikt by się dziwnie na nią nie patrzył no nie. - byłabys gwiazdą potinsów,si?

/kobiety w ciąży sikają jak dziurawa beczka

- nie, nie, chyba jednak wytrzymam - ziewnęła, stwierdzając, że chętnie pozbyłaby się szlafroka, ale jednak się wstydziła, głupi króliczek. - powiedz, kiedy będą się całować.

- oni chyba umrą. - przejęła się,ale tylko na chwile,bo w sumie nie lubiła leo dikaprio. - ciekawsza akcja jest w tym szoł tili tekili. - potem powiedziała,bo póki co nudy,jakiś statek,pierdy takie.

- to może włączmy to to, ona i tak śpi - kiwnęła głową na esti, zastanawiając się, czy charlie żyje, ale nie martwiła się specjalnie o koleżankę, bo znalazła czipsy pod kanapą.

okej nie chce mi się przelogowywać ale czarli poszła sobie bo jej nikt nie lubi xd

- mhm. - mruknęła,chyba sama pójdzie też spac,bo ja muszę się biolo zając,ale skifa,wiem,co zrobic. - buzi. - powiedziała i zasła.

też poszła spać, bo jak wszyscy to wszyscy.

więc przyszli z martinem, wjeżdżając od razu windą do mieszkania, bo to jak u bi, w plo.
- rooozgość się, muszę się przebrać - poleciła mu, kiwajac głową na kanapy w salonie.

oklapnął więc na kanapie, zrzucając z siebie sweter i kładąc go gdzieś obok siebie. przymknął na chwilę powieki, bo go oczy piekły, to od dymu tytoniowego pewnie.

wspięła się na górę, po schodach, znajdując w garderobie swoją ulubioną koszulkę, która w zasadzie należała do fabiena. kiedyś należała, teraz własnie ona ją nosiła. zrobiło jej się w sumie smutno, kiedy czuła jego zapach, przy sobie, ale wzruszyłą tylko ramionami i zmieniła sukienkę, właśnie na nią, by zaraz zejść na dół. chwiała się na długich nogach, więc dla bezpieczeństwa trzymała barierki.
- napijesz się czegoś? - zapytała, odgarniając włosy z czoła.

- och nie, nie zawracaj sobie głowy piciem - powiedział, zauważając w duchu, że esti ma bardzo przyjemne dla oczu nogi, ale mimo wszystko i tak nie zmienia to faktu, że była pijaaaana, kiedyś pisałam piana. - w ogóle to hm, mam taką samą koszulkę gdzieś w szafie.

zeszła do końca i opadła na kanapie obok niego, zakładając nogi na jego nogi. zamknęła oczy.
- to nie moja - wyjasniła krótko, przeczesując palcami włosy.

podniósł jej stopę do swojego nosa i powąchał, tak na wszelki wypadek.
- fuuuj! - skrzywił się, smyrając ją fajnie palcem po pięcie. - domyślam się, że nie twoja.

- skoro fuj, to po co wąchasz? - zapytała, unosząc prawą brewch do góry, klepnęła go w udo, śmiejąc się perdliście. już chyba nawet powoli trzeźwiała i było jej o niebo cieplej - to dobrze się domyślasz.

- nie wiem, lubię kobiece stopy - wyznał, pasja godna szymka majewskiego. - koszulka fabiena, czyż nie? - zapytał, ale raczej tak retorycznie, zaraz też uszczypnął ją w łydkę, ogoloną, na szczęście jej i swoje.

pokiwała głową, podnosząc się na łokcie. zamachała palcami u stóp, miała ładny pedikir, z którego była w tym momencie dumna. na wspomnienie o fabienie robiło jej się jeszcze bardziej słabo.
- aha, jego - odpowiedziała po dłuższym zastanowieniu.

- ann zawsze podbiera moje koszulki do spania - powiedział, przylegając plecami do oparcia kanapy i już trochę przyspiając, to był doprawdy męczący dzień. - w ogóle to podbiera mi prawie wszystko, oprócz pianki do golenia chyba.

- lubię męską piankę do golenia. albo wąchać policzki fabiena, jak jest po goleniu, wtedy tak ładnie pachnie balsamem - hej, cały czas o nim mówiła i wcale jej się to nie podobało, tym bardziej, że on wcale się do niej nie odzywał.

- wąchasz jego policzki? - uniósł brew pytająco. - ja osobiście nienawidzę zapachu pianki do golenia, rzyyygać mi się dosłownie chce, gdy ją wącham, gdy mam ją na twarzy. ojezu - biedny martin, co dzień miał piankę do golenia na twarzy.

- to rób to bez. z teeego co wiem, fabien używa maszynki elektrycznej do golenia - tak jak wszyyyscy, faaajni. na przykład mój tata. podniosła się do pozycji siedzącej i oparła głowę na jego ramieniu, zauważając, że zupełnie ładnie pachnie.

- mam zbyt delikatne nerwy na maszynkę, uwierz mi, próbowałem - zwierzył się jej cierpiącym głosem, obejmując ją ramieniem i głasząc kciukiem gdzieś po obojczykach. - jeśli fabien używa maszynki, to po co mu pianka do golenia?

- nie mówiłam, że on używa pianki, tylko, że lubię zapach męskiej pianki - powiedziała, ostrożnie wdrapując sie na jego kolanka, ale zaraz wróciła na miejsce - sory, przecież mam duży tyłek.
tego mu nie zapomni. samowi też nie. ale uwielbiała tych swoich głuptaków, ja też uwielbiam.

- oj masz, maaaasz! - przytaknął, łapiąc ją za biodra i siłą wciągając na swoje kolana z powrotem. - ale to zaleta, moja droga. raczeeej - tutaj ziewnął dość głęboko w jej włosy.

aż zobacze, jaki tyłek ma anka.
- chce ci się spać? - zapytała troskliwie, jak żona męża, głaskając go po włosach, których było raczej niewiele.

- tak - odparł, uśmiechając się bardzo seeennie. - masz jakiś gościnny, czy mam spać na kanapie, czy gdzie? - zapytał, miał nadzieję, że najlepiej to ustapi mu łóżka.

- możesz spać w pokoju georgii - zaproponowała, uprzejmie. anne wisi jej dużego drinka i czekoladę, za przechowanie martina. wstała aż z tego wszystkiego - chcesz jakąś koszulkę, czy coś? mam jeszcze kilka, na okazje, kiedy fabien zjawia się bez zapowiedzi. albo w zasadzie zjawiał - opadła na szklany stolik, nagim tyłkiem bo miała stringi i ukryła twarz w dłoniach.

i poszedł spać, a esti na baletki.

pchnęła drzwi, aha to była winda, więc wyszli z windy do mieszkanka. chociaż to wcale nie takie znów mieszkanko. rzuciła torebkę na stolik, mając nadzieję, że martin serio sobie poszedł, rozpięła dwa górne guziczki polo, opierajac ręce na biodrach.
- więc, sam, czego się napijesz? - zapytała.