krisa

więc przyprowadził ją tutaj, czując się całkiem fajnie, gdyż szli przez miasto.
- więc - powiedział, prowadząc renee gdzieś do salonu - czego się napijesz?

- martini? - spojrzała na niego pytająco, bo może miał na myśli coś bezalkoholowego, soczek marchewkowy, czy coś takiego. usadowiła się na kanapie, poprawiając sukienkę, żeby nie było widać nic za dużo. - jesteś bratem estelle? kuzynem? w zasadzie nie mam pojęcia o jej rodzinie - westchnęła, uznając, że to dosyć smutne.

- kuzynem - odpowiedział podchodząc do barku. nalał jej martini, sobie łyski z kolą i lodem, miał klimatyzację w domu, pozdro, czyli nie było gorąco. przysiadł gdzies obok renee, zatrzymując wzrok na jej dekolcie i uśmiechnął się do niego, po tem do jej twarzy - właściwie wcześniej się nie widywaliśmy, nasze matki niespecjalnie się lubiły, teraz dopiero. proszę - podał jej martini, które nalał do wysokiego kieliszka.

- lubię mamę esti - wyznała mu, może trochę nie na temat, ale często jej się to zdarzało (ma to po mnie, cnie), ściskając kieliszek, z którego zaraz upiła łyk martini, odgarniając włosy, pachnące wciąż fryzjerem, za ucho. - no ale siostry często za sobą nie przepadają.. bo wasze matki są w takim razie siostrami, prawda? - spytała, marszcząc nieznacznie nos, co robiła często, kiedy myślała.

zastanowił się nad jej słowami, bo nie mógł się skupić przez te perfumy & zapach fryzjera & nią samą.
- tak, są siostrami - odpowiedział w końcu, opierając głowę na oparcu (ale zdanie..........) - a ty, masz siostrę? ja nie mam, to dobrze, lubię być jedynakiem.

- jedynacy są podobno cholernie rozpieszczeni. to znaczy, ja się z tym niekoniecznie zgadza, znam wielu jedynaków.. mam brata, przyrodniego - wyznała mu, nawijając kosmyk włosów na palec, zastanawiając się, czy jego usta smakują tak samo miło, jak wyglądają. ale nie, nie, nie rozmarzała się długo.

- możliwe. nie wiem, to znaczy, czy jestem rozpieszczony. przyrodnie rodzeństwo jest w porządku? - zapytał, dotykając nosem jej ramienia, niby niechącący, które pachniało kokosami.

- taak, sam jest w porządku - przytaknęła, mrużąc oczy. - dolejesz mi, hm? - spytała, bo chciała się pozbyć tego przyjemnego mrowienia w ramieniu, kiedy chris dotknął nosem owego. wcisnęła mu kieliszek i spytała, czy teraz ma już dobre kontakty z kuzynką.

wstał aż, choć niechętnie, jej zapach go bardzo fascynował. nalał martini i wrócił na kanapę, by dopiero wtedy zacząć mówić.
- tak, rozmawiamy ze sobą, a to już coś. ale nie znam jej nawet, pewnie znasz ją lepiej. przyjaźnicie się? - oparł rekę na oparciu, tak nad jej karkiem, szyją i całą resztą. nie miał plam potu pod pachami, spoko.

pewnie używał rexony for teens...xd
pokiwała powoli głową, wcale się nie bojąc, że chris zaraz skoczy jej na głowę, zza kanapy. - chyba tak, chyba się przyjaźnimy. to znaczy wiesz.. były wakacje, nie było jakoś okazji na rozmowy i w ogóle. - miała w związku z tym cholerne wyrzuty sumienia. do esti jeszcze wysłała kilka esemesów, jedną kartkę, ale do reszty? nu nu.

nu nu.
- no tak, wakacje. co robiłaś? my z kolegami cały czas siedzieliśmy w mieście, turystki z wielkiej brytanii i niemiec są okropne. dobrze, że chociaż francuski prezentują się świetnie - uśmiechnął się do niej znacząco, upijając łyskej.

- byłaaam u mamy w mediolanie, dwa tygodnie w cannes, trochę w pradze.. dalej nie pamiętam. - uśmiechnęła się do niego, niemal przymilnie, i spytała, czy mogliby wyjść na jakiś balkon, zapalić. - w zasadzie nie palę, ale dzisiaj ma chcicę. - na papierosy, oczywiście.

- na co masz chcicę? - zapytał, wstając. odsunął firankę, która pachniała mieszanką haszu & wódki, to pewnie po jakiejś imprezie jego ojca i otworzył balkon - to chodź.

- na papierosy. głównie na papierosy. - hm, bo przecież nie wypada wspominać o jego tyłku, prawda? ze swoim martini w garści poszła do balkonu, wcześniej przejrzała się w szybie, na tyle, na ile było to możliwe, stwierdziła, że wygląda znośnie.

oparł łokcie na barierce. miał ładny widok z balkonu, lubił swój balkon. miał tylko dużo sąsiadów, którzy go podglądali, o czym zaraz zwierzył się renee.

- a mają co podglądać? - spytała, zerkając na jego tyłek ukradkiem. oparła się o barierkę również, ale tyłem do owej, no wiesz jak.

- nie wiem. śpię na przykład naaago i niespecjalnie się przejmuję ubraniem, jak już wstanę. poza tym, to na klatce zawsze stoją jakieś małe dziewczynki, trzynaście dwanaście lat i ich łysi chłopacy. chyba przeprowadzę się do wąskich uliczek - powiedział, obserwując ją uważnie, kątem oka. a dokładniej jej biust obserwował.

- mieszkam w wąskich uliczkach - wyznała mu, chociaż pewnie wiedział, bo tam mieszkali wszyscy. i mógł to potraktować jako propozycję odwiedzin, ona lubiła gości. - mnie też czasami podglądają. przyłapałam już jednego z lornetką. to znaczy, on był z lornetką. ja się opalałam. - topless, że pozwolę zauważyć.

- no wiesz, to zalezy jak się opalałaś - właśnie o to topless mu chodziło. przekręcił się, by teraz oprzeć się plecami i zabrał jej martini, bo swojego łyski nie wziął z pokoju.

- lubię opalać się topless. hej, oddaj - poprosiła, marszcząc czółko jak zatroskane dziecko, opierając prawą dłoń o jego koszulkę, gdzieś na wysokości brzucha.

odstawił martini na bok, bo uznał, że to dobra chwila na chwilę zapomnienia? a był troszkę najarany, ale tylko troszkę, więc położył prawą rękę na jej talii i przyciągnął, by zaraz pocałować, lekko w dolną wargę.

ułożyła rękę na jego karku, uśmiechnęła się, zaraz odwzajemniając pocałunek, równie delikatnie i trochę nieśmiało; zaraz jednak sobie uświadomiła, że chyba jednak nie nie nie i brzydka niedobra renee, więc odsunęła się od chrisa i powiedziała, że chyba musi iść.

było mu raczej niefajnie z tego powodu, stwierdził, że zapyta esti, czy renee jest dziewicą i odprowadził ją do wyjścia.

wcisnęła mu swój numer, a raczej ładną wizytówkę w kolorze limonkowym, cmoknęła go w policzek i przeprosiła ładnie, że tak nagle, ale zupa się gotuje u niej w pałacu! pozdro hermiona. i poszła, co nie.

więc z ann, przyszli. kris ustawił ładnie klimatyzację, żeby było chłodno i wrzucił te bokserki ze snupim, do szafy.

ściągnęła adidaski z nóżek i rzuciła gdzieś w kąt, a stopy wcale jej nie śmierdziały! rozglądnęła się już w wejściu, na szczęście kris utrzymywał porządek, jeśli to tak można nazwać, choć u ann zawsze panował burdel, dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, do usług!
- nienawidzę upałów - jęknęła, obciągając bluzkę w dół, bo ciągle jej się podwijała, a przy tym dekolt też zjechał jej w dół, czym kompletnie się nie przejęła, choć była cnotliwą dziewicą... jeszcze (!)

była dziewicą? przyjrzał jej sie uważnie, od góry do dołu, zatrzymując wzrok na dekolcie. włączył nawet jakieś radio, muzykę, cokolwiek i wyciągnął rękę w jej stronę, wcale nie prosił do tańca.
- to kwestia przyzwyczajenia. w el ej jest ciepło zawsze.

byyyła, to oryginalne bardzo! a w związku z tym, że była, spojrzała na niego nieufnie i podała mu swoją rękę, nie nosiła tipsów, ale nie obgryzała też paznokci, czyli w porzo!
- mi zawsze jest gorąco, jeśli temperatura jest wyższa niż dwadzieścia stopni - powiedziała, mierząc jego sylwetkę wzrokiem i zatrzymując się końcowo na jego twarzy, a dokładniej to oczach. taak, miał ładne oczęta.

pociągnął ją w stronę fotela, bo miał miłe, skórzane i czarne fotele. posadził ją sobie nawet na prawym kolanku, wcale się do niej nie dobierając, nic z tych rzeczy. i przeprosił za to, że wczoraj zagadał się z żorżią.

- hm, nie ma sprawy - mruknęła całkiem pogodnie, jednak w głębi duszy czuła się urażona jego ignorancją i ogólnie wydał jej się trochę bezczelny, jednak wolała to przemilczeć. - zagadałam się z samuelem, fajny z niego... - tyłek? chciałoby się powiedzieć, ale kris to nie dziewczyna, więc szybko znalazła inne słowo.- gość.

- huuuh, ja go chyba nie poznałem - stwierdził, po chwili namysłu. a może zbyt był zajęty żorżią? może. pogłaskał annę po pleckach i rozłożył się wygodniej na fotelu.

- trudno - wzruszyła ramionami i spuściła wzrok na swoje kolana, które aktualnie uznała za grube. - nie zdrętwieje ci noga? - zapytała, nawiązując do tego, że na owej nodze siedziała i klepnęła go mocno, ale zaznaczam, że nie za mocno, w udo prawej giry.

/ giry to takie miłe słowo

podniósł ją ze dwa razy na swoim kolanie, jak na koniu, uśmiechając się szeroko. anne ładnie pachniała, ale nie wiedział co to, na pewno nie te okropne truskawkowe mgiełku ejwonu.
- jak zdrętwieje, to pomasujesz mi udo - powiedział, a słowo udo, kojarzyło mu się z psem, z podręcznika od niemieckiego, bo mi też się kojarzy.

/ mi się kojarzy z podręcznikiem od niemca z czwartej klasy, bo tam był udo.
- okej! - zgodziła się z ożywieniem, bo w grucnie rzeczy kris miał niezłe uda. oplotła lewą ręką jego szyję i poczochrała go po włosach, mięciutkich, bo pewnie używał szamponu z dodatkiem jedwabiu czy coś. - ale tylko jedno udo.
udoudoudododdodo.

- tylko jedno? - zapytał, unosząc prawą brew. wsunął rękę z tyłu pod jej bluzkę, by opuszkami palców, musnąć gładką skórę - no dobra. a tobie co pomasować, w ramach rekompensaty?

- plecki - powiedziała bez zastanowienia, sztywniejąc nieco, bo jak czuła te palce na swojej skórze to zaczynała żywić obawy co do tego, że zostanie dziewicą aż do ślubu. - w ogóle to skoro jesteśmy przy moich plecach, to mnie swędzą - poskrażyła się, choć wcale nie swędziały jej plecy.

/ a nathan miał plecy obdrapane po miszęl ;ccc.

- moga być i plecy, mi to wszystko jedno, lubię masować - uśmiechnął się, jednokącikowo, dmuchając w jej włosy, z boku - podrapać ci? - zapytał, posuwając rękę wyżej - o tu?


/ ;cccccccccccccccccccc [*]

- mhm - wydała z siebie jakieś niekontrolowane mruknięcie i obdarzyła go przelotnym spojrzeniem rozpalonych oczu. - tak jest dobrze - stwierdziła, fajnie, że trzymał rękę przy zapięciu jej stanika, chyba był pierwszym, któremu udało sie zabrnąć tak daleko.

podrapał więc ją w tamtym miejscu, potem wsuwając rękę pod jej zapięcie od stanika, ale nie ruszał go coby nie uciekła. już jak ją zobaczył, wiedział, że nie jest typem łatwej dziewczynki, jak esti, więc nie posuwał się za daleko. nie od razu.

- to teraz mam cię pomasować po tym nieszczęsnym udzie? - zapytała na wszelki wypadek, żeby się nie obraził. uśmiechnęła się nieznacznie, bo jednokącikowo do jego szyi, którą zaraz powąchała, stwierdzając na głos, że używa miłych perfum.

- no taaaak, muszę kupić nowe w zasadzie, ale jakoś nie ma kiedy - nie to, żeby miał tyle zajęć na głowie, że nie mógłby iść do perfumerii, noale. poprawił ją na swoim kolanku, nadal drapiąc po pleckach, choć teraz już pnął się w górę ręką, aż w końcu dotarł do jej ucha, bo sam lubił drapanie za uszkiem - nie musisz.

- w cannes były fajne perfumerie, miałam swoją ulubioną i dostawałam tam wszystko ze zniżką - powiedziała, obciągając bluzkę znów, bo ciągle podjeżdżała jej do góry. - w ogóle to nienawidzę przeprowadzek - pokręciła głową, przypominając sobie ten fajny festiwal, na którym była kilka razy i przejechała palcem wskazującym po jego karku w dół, aż za kołnierzyk jego polo.

to było miłe, nawet przez chwilę nic nie mówił, bo tęsknił za kobiecą czułością, odkąd dziewczyna go rzuciła. w końcu jednak, odchrząknowszy, zdobył się na jakieś słowa.
- o tak, ja też. byłem przyzwyczajony do los angeles. miałem tam znajomych i tak dalej. ale rodzice się uparli na tę przeprowadzkę, to chore. miała dużo znajomych w cannes? a może zostawiłaś tam hm, kawałek swojego serca? - uniósł prawą brew pytająco. choć przypomniał sobie, że ktoś kiedyś mówił, że to nie sercem się kocha, a mózgiem.

- można tak powiedzieć - stwierdziła cicho i wymijająco, pochmurniejąc nieco na wspomnienie swojego chłopaka, który co drugi dzień kupował jej kawiaty. - ale rozstałam się z nim, mimo wszystko.... związki na odległość są niefajne - powiedziała, smyrając go palcem po kręgosłupie [gręgosłupie xd].

- masz rację. to jakoś niespecjalnie fajne. ja mam o tyle dobrze, że dziewczyna zdradziła mnie z kumplem i chyba średnio za nią tęsknię - wzruszył ramionami, wsuwając teraz rękę w jej spodnie, z tyłu.

- to raczej generalnie niedobrze, że cię zdradziła - powiedziała, bo zdziwiły ją ogólnie jego słowa. złapała go za nadgarstek tej ręki, którą trzymał akutalnie w jej spodniach i spojrzała na niego wyczekująco, trochę speszona tym wszystkim, nie mniej podniecona.

nie zrozumiał o co jej chodzi, więc spojrzał na nią wyczekująco.
- no jasne, że niedobrze. ale nie chcę już do tego wracać.

stanowczym ruchem przesunęła jego rękę na swoje biodro, mamrocząc coś o tym, że nie lubi, kiedy się jej tak robi, bo anne była grzeczną katoliczką, praktykującą w dodatku, no dobra, żart taki. po prostu cnotliwa była.
- porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym - zaproponowała. lets tolk abołt seksi fink.

on ją chętnie rozcnotliwi, hihihi, ale nie powiedział tego na głos, tylko pogłaskał kciukiem po biodrze, może nawet trochę zarysowanym.
- o czym na przykład? - zapytał, całujac ją w ramionko.

- na przykład o tobie, kris - powiedziała, zastanawiając się nad tym, czy on nie ma żadnych zboczeń na punkcie kobiet i w ogóle to postanowiła zostać w tym momencie zakonnicą, jak narazie jednak jej to nie wychodziło. - masz jakieś zwierzątka? - zapytała, taki przedszkolowy standard.