skate park

noah odwrócił wzrok od komórki. oczywiście, że rozpoznał głos głę. uśmiechnął się nawet szerzej, wsuwając gadżet do przedniej kieszeni rurek, ubrudzonych farbą, czego jeszcze ne zauwazył.
- gweeen - powiedział, pochylając się, by odgarnąć kosmyk jej włosów z policzka i właśnie go pocałować.

- spieszysz się dokądś? - zapytała, rumieniąc się lekko, bo miał takie niewiarygodnie delikatne usta, że po prostu chciałaby go schrupać w całości. razem z tymi ustami, oczywiście. trzymała jednak ręce przy sobie, a dokładniej to w kieszeniach i przyglądając mu się uważnie, z zaciekawieniem. wyglądał, jak zwykle, nieźle. no, może nieźle to mało powiedziane.

- nie, nie skądże - uśmiechnął się najpierw do wyświetlacza komórki, bo znów odpisywał quarelle, a potem do samej w sobie gwen. usiadł obok, puszczając nawet ze smyczy psa - co słychać? to znaczy, pewnie niewiele się zmieniło od obiadu......hm. powodzenia jutro na poprawce!

- taaa, na pewno się przyda - zwłaszcza, że głen nadal nic nie rozumiała, tak samo jak na początku, kiedy to noaś jej wszystko zgrabnie wytłumaczył, a ona niczego nie słuchała nawet, z wyjątkiem jego głosu samego w sobie. oparła się wygodnie. siedział zdecydowanie blisko, nawet przypadkowo trąciła go kolanem, hyhy.

- może jutro się spotkamy? ale tak raczej w godzinach wieczornym, mogłabyś wpaść na spagetti, bo po południu umówiłem się z koleżanką. rzucił ją facet i ni chcę, żeby była teraz sama - wyjaśnił pokrótce, oczywiście nie zamierzał mówić, że to znana w świecie i wszechświecie quarelle, po co wszyscy mieli o tym wiedzieć. nie to żeby w potins pisali nie.

- hmmmm, chyba dam radę się wyrobić na wieczór - stwierdziła, strzepując z jego ramienia niewidzialny pyłek, to na pewno pyłek od piotrusia pana! - gotujesz? - zdziwiła się. większość facetów, których znała, miała w zwyczaju zamawianie różnych dziwnych rzeczy z restauracji na wynos. więc chyba plus dla niego.

- jasne, te wszystkie włoskie potrawy! nawet nie wiesz jak cholernie tęsknię za naszą kuchnią. muszę wybrać się do mediolanu, choć byłem niedawno ta a a a aak na kilka dni, musiałem się odstresować. wtedy właśnie, ta koleżanka o której mówiłem dużo mi pomogła - no właśnie, kto przy nim był jak nie quarelle, kiedy nique go rzuciła, gę?

gę gę gę xdxd.
- w czym? - zapytała jedynie z ciekawości, nie wiedząc o tym, że z odpowiedzią na to pytanie może wiązać się wiele trudu! zapięła ostatni guziczek od góry swojego płaszcza, ona naprawdę musiała coś robić z rękoma, teraz nerwowo skubała paznokcie, jeśli chcesz wiedzieć.

to się nazywa adhd.
- moja dziewczyna ze mną zerwała, bo stwierdziła, że jest ze mną zbyt szczęśliwa, czy coś takiego. ale już jest okej, przyzwyczaiłem się do tego, że jej nie ma - uśmiechnął się blado, wciąz zastanawiając co robi dominique, bał się do niej odezwać.

- och, przykro mi - powiedziała, taktownie wyczuwając, że wchodzi na temat o kruchym lodzie, że się tak wyrażę. nie rozumiała jego eks, bo jak można odejść od faceta, z którym jest się zbyt szczęśliwym, to graniczyło z kretyństwem, ale nic na ten temat już nie powiedziała. - mojego byłego i tak nic nie przebije. był najgorszym chujem wszechczasów.

- dlaczego? - zapytał ostrożnie, bo skąd miał niby wiedzieć, że gwen była w ciąży itp itd. tymczasem zawołał do siebie sprakley'a, by przypiąć go z powrotem na smycz, na horyzoncie pojawił się doberman, a on już zdążył przywiązać się do swojego psa :c.

- no cóż, to dłuższa historia - powiedział ,spuszczając wzrok na swoje nie tak kościste kolanka. - byliśmy razem, wszystko było w porządku, po jakimś czasie okazało się, że jestem w ciąży. zamieszkaliśmy więc razem. ale potem wyjechałam na krótszy okres czasu, a gdy okazało się, że nie miałam już do czego wracać, totalnie się załamałam. przyjechała do mnie moja matka, która niemal siłą kazała mi usunąć dziecko, mhm. a jego już więcej nie widziałam.

nie wiedział co ma powiedzieć to poszedł, bo nie wiem, musiał porobić cos tam jeszcze i obiecal, ze odezwie sie jutro bo matma i wgl.

no i ona poszedła teeeż.

flo siedziała na zimnym asfalcie, żując jakieś długie i kwaśne żelki, popijając mocchą. owinęła się dokładniej modrakowym szalikiem i naciągnęła na dłonie rękawiczki.

Przywlokła się z czujnym wzrokiem oglądając się naokoło. Niestety wczoraj miała pecha ale skoro już dziś udało jej się uciec ze szpitala może nikt nie będzie chciał jej zabić. Usiadła obok flo na krawężniku przypominając sobie, że przecież nadal nie ma papierosów.

flo zagrzytała zębami, sori nie było mnie, zakładając nogę na nogę, w nadziei, że zrobi się jej nieco cieplej. rozważyła opcję pójścia do domu, ale mimo wszystko nie była pewna, czy ralf przypadkiem nie pieprzy marjet.

Skrzywiła się gdy dziewczyna obok zazgrzytała zębami. Wstała i poszła sobie

[sorry lecę ]

a flo poszła do majlsa, po drodze zahaczając o monopolowy.

Usiadła sobie na brzegu jakiejś ławki i siedziała patrząc na chłopców na deskach.

czarli siedział na jakiejś rampie, pijąc wódkę bo nie chciało mu się z tym czekać na raj, która jak zwykle się spóźniała. machał nogami i zastanawiał się co by było gdyby spadł. może potem sprawdzi i się zabije.

ray szła, z dłońmi wcisniętymi w kieszenie krótkiej, skórzanej kurtki, przygryzając zsiniałe z zimna wargi. szła przez skejtpark, próbując gdzieś zauważyć czarliego. dostrzegła ciemną, zgarbioną sylwetkę i za dużo nie myśląc, szybkim krokiem do niego podeszła. nie za bardzo wiedząc, jak się przywitać, powiedziała z uśmiechem na twarzy:
- cześć czarli. jest kurewsko zimno. - dodała, przestępując z nogi na nogę.

-nieee, nie aż tak zimno - odpowiedział, patrząc na nią z góry z szelmowskim uśmiechem na twarzy. był dzisiaj szczwanym lisem, stąd uśmiech. w zasadzie było mu ciepło i przyjemnie toteż zabrał się za rozpinanie swojego szarego płaszcza celem udowodnienia tego ray - właź tu, ogrzeję cię, hm?

- jak się przeziębisz, nie będę robić ci herbaty i podawać jej do łóżka. - zastrzegła, siadając na jego kolanach i opierając się bokiem o jego, w istocie ciepły, tors. - to gdzie masz tą wódkę, czarli? - zapytała, opierając głowę o jego ramionoszyję. zamachała nogami, dmuchając w jego szyję.

-hm, w butelce? - odpowiedział pytaniem na pytanie, chociaż osobiście tego nie lubię. objął ją w talii żeby przypadkiem nie spadła, bo byłoby szkoda a jemu samemu nie chciałoby się najprawdopodobniej zbierać jej części do kupy. podsunął jej butelkę, w której w istocie znajdowało się mniej niż połowa wódki - chyba.

- nie rób ze mnie idiotki. - prychnęła, biorąc od niego butelkę i biorąc spory łyk. wywodował on palenie w przełyku, co z kolei spowodowało, że musiała odkaszlnąć, przymknąć oczy i otrzeć usta grzbietem dłoni. sama tego nie robię, ale to ray, która czasami czuje się speszona w obecności czarliego.

zupełnie niepotrzebnie, albo nie: potrzebnie, bo charlie właśnie zaśmiał się pod nosem. ray zawsze była taka łapczywa i urocza w tym co robiła i sprawiała mu tym radość, oh jak ckliwie, nie powiem. objał ją mocniej ze względu na swoje widzi mi się plus nachylił nad nią i pocałował za uchem, uprzednio odgarnąwszy jej jasne włosy. blake ma śliczne włosy, że tak wtrącę.

jakbyśmy miał sztab fryzjerów, też byśmy miały. aczkolwiek lubię mój artystyczny nieład.
podrapała czarliego po brodzie, biorąc kolejny łyk wódki, w końcu taki był cel jej wizyty, a poza tym wódka była jedynym sposobem, żeby się rozgrzać i nie zamarznąć. oparła się wygodniej, bardziej plecami, o jego klatkę piersiową.

-co słychać, ray? - zapytał ni z tego ni z owego, bo nie wiedzieć czemu go to zainteresowało. no proszę. dmuchnął w jej włosy i oparł podbródek na czubku jej głowy. masując brzuch ray, zastanawiał się, a raczej próbował sobie przypomnieć czy ma słabą głowę. ona, nie on.

pomasuj mnie też, bo mnie boli.
- nic nowego. uczę się, rodzice ciągle w bordeaux produkują to swoje wino, przesyłają mi urocze pocztówki z winogronami i piszą kombinacje smakowe soków winogronowo-korzennych. żeby było śmieszniej, ludzie to piją. - przesunęła dłonią po jego brzuchu, koniec końców zsuwając ją na jego nerki. - poza tym, to się stęskniłam. - przejechała palcem po jego podbródku, biorąc łyk wódki i obserwując go znad butelki.

-nie wątpię - odpowiedział, właściwie mruknął gdzieś nieco powyżej jej głowy, w zasadzie cięgle myśląc, że wolałby żeby zamiast ray siedziała z nim dominik. dominique, która chyba oficjalnie skreśliła go ze swojej listy znajomych, co swoją drogą było dla niego niezłym ciosem. jakgdyby spochmurniał, zabierając ray butelkę wódki. napił się solidnie i oblizał usta. dobrze, że język nie przymarzł mu do warg, bo byłoby nieciekawie.

jak w głupi i głupszy, tylko, że temu kretynowi przymarzł do wyciągu narciarskiego.
- a co u ciebie? i - uwaga, ray myśli. - dominique? - zapytała, bo wiedziała, że czarli ma jakąś tam licealną przyjaciółkę, z którą się henguje eraund. i w ogóle, było jej jeszcze zimniej niż przedtem, więc trochę się powierciła, rozważała opcję, czy nie iść w przysłowiowe pizdu.

-dominique i noaha? nie wiem, nie interesuje mnie to - odpowiedział dzielnie udając, że wcale a wcale nie obchodzą go perypetje tych dwojga. bulszit. z tego wszystkiego cisnął butelką, która zabiła kota znajomego gaspara, o kurfa.

o kufa, muszę uciekać, toteż ray pociągnęła go za dłoń, widząc niebezpiecznego menszczyznę, który prawie zabił gaspara. i ich nie było!