lasek buloński

W zasadzie to miłe ale... - Urwała bo przypomniała sobie o zdjęciu więc wyjęła je z torebki. Nie było nic widac na nim a lekarz mówiła to co mówił. No i podała je Sethowi.

wziął to zdjęcie i się jemu przyjrzał - kurwa, to jest nasze dziecko ? zapytał.

Westchnęła - No jak wydać. Tzn. wcale nie widać....

- matko. hm. kurwa. przeklął. - mhm, to kiedy idzieszz na zabieg ? zapytał

Serce zaczęło walić jej coraz to mocniej, chyba wolała to przemilczeć. Mały włos a znowu by sie popłakała. Po prostu psychiczna jakas była xdddd

przytulił ją do siebie mocno. - soph, poradzimy sobie. pamiętaj, moge z tobą pójsc. to jak, załatwic ci wizytę ? zapytał.

ona przycisnęła głowę do jego ramienia. Jacieee. Chyba to było dla niej trudne i w dodatku dała po sobie poznać.

- kochanie, będzie ok. powiedział i pocałował ją w czoło. - pamiętaj, że zawsze będę przy tobie. powiedział z uśmiechem.

Staneła na chwilę nie puszczając setha. Zawiesiła mu ręce na szyii. Była coraz to bardziej "podminowana" zwłaszcza po tym co widziała w szpitalu a mianowicie chodziło o szyld z gigantycznym napisem NIE ZABIJAJ - chodziło o dzieci... ehh.

- ale mam jeszcze jedno pytanie, kochanie. jesteś pewna że chcesz to zrobic ? zapytał.

Nie... Nie wiem. - W ogóle powoli traciła orientację w tym co się dzieje.

- ok. musisz byc pewna, jeśli chcesz to zrobic. powiedział.

Zacisnęła usta i przez moment popatrzyła na zdjęcie. Przełkneła ślinę by w końcu wykrztusić pytanie czy on tego chce (aborcjii)

zastanowił się przez chwile i westchnął. - nie wiem. chyba nie. nie wiem. powiedział i westchnął.

Ja nie. - Powiedziała podchodząc płaczem.

przytulił ją do siebie i pocałował w czubek głowy. - poradzimy sobie ? zapytał tuląc ją do siebie.

Oby... - Przetarła chusteczką twarz z łez tak zeby nie rozmazaż tuszu.

westchnął. - musimy. na pewno sobie poradzimy. ja pójdę do pracy, zamieszkamy razem itp. zapewnil ją.

Myśl o pracy totalnie ją przeraziła. Kto jak kto ale sofi była przyzwyczajona do 'cieplarnianych' warunków wiec kurwa po co teraz miało by się to zmieniać!? - Po co...?

- heej, ale to ja będę pracował. ty będziesz odpoczywac. ok ? powiedzial z uśmiechem.

- No nie wiem... - Skrzywiła się troche.

- to skąd weźmiemy kasę na dziecko ? zapytał.

Boże. Zastanowiła się o co mu do cholery chodzi. Wczesniej nie musiał pracować ona też. Ehh - Ja już nie wiem co mam robić...!

- a myślisz, że ja wiem ? kurwa, chodźmy do domu, zimno mi. i tobie chyba też, niee ? powiedział i pocałował ją w czubek głowy.

No i poszli.

i zacznę u niego.

przyszła, instynktownie kołysząc biodrami, ale na szczęście nie tak jak mańka ode mnie z rejonu w rytm piosenki, której właśnie słuchała. miała na sobie płaszczyk, zielony, na szczęście już zimowy, bo dostała wypłatę, więc mogła go w końcu kupić, rajt? usiadła na jednej z ławek, bawiąc się jedną z słuchawek, by oczekiwać dirka w zdenerwowaniu. sama nie wiedziała dlaczego się denerwuje, bo to przecież było do niej niepodobne!

więc dirk przyszedł z paczką papierosów i swoją starą, ale wciąż czaderską zapalniczką zippo. udało mu się nawet znaleźć july, do której się dosiadł, nieznacznie się uśmiechając; nie pocałował jej w policzek ani w cokolwiek innego, bo trochę się krępował, możliwe, że bał się, że kiedy jej spróbuje dotknąć, to ona uzna, że on ma ją za jakąś łatwą laskę.... okej, to zagmatwane. w każdym razie się przywitał.

- hm, cześć dirk, tylko nie pal.......- rzuciła, prosząco, nieznacznie się uśmiechając, bo ona na nowo rzuciła palenie. okej, wypaliła w zasadzie tylko kilka paczek, odkąd dowiedziała się, że babcia jest w szpitalu. tymczasem, załozyła nogę na nogę, uwydatniając przy tym swoje chude kolanko i schowała słuchawki, razem z ajpodem - jezu, dlaczego już jest tak cholernie zimno?

- ach, przepraszam, zapomniałem, że ty nie palisz.. - uśmiechnął się przepraszająco, wkładając papierosy i zapalniczkę (swoją starą) do kieszeni. przyjrzał się july i stwierdził, że wygląda tak samo atrakcyjnie jak zwykle, zastanawiał się, czy nie lepiej by jej było zarabiać jako modelka, niż jako tancerka, ale wolał nie pytać, może miała jedną nogę dłuższą niż drugą i to ją wykluczało z ketłokingu. - pewnie jest tak zimno dlatego, że już prawie zima.. - zauważył, śmiejąc się.

zachichotała, bo w zasadzie to było głupie pytanie z jej strony i poczuła się jak tępak. okej, zawsze się tak czuła przy dirku, ale tę kwestię pozostawiam do późniejszego przedyskutowania. pogłaskała się po udzie, a w zasadzie to chciała zabrać z niego jakiś biały paproch, uwydatniony na czarnych rajstopkach.
- no tak, racja. chociaż zima ma swój urok. albo inaczej; zima miała swój urok kilkadziesiąt lat temu, kiedy padał jeszcze śnieg. dzisiaj jedenasty grudnia, prawda? - zapytała, zastanawiając się nad tym, co ważnego wydarzyło się jedenastego grudnia. no tak, rocznica śmierci rodziców! powinna pójść na cmentarz i tak dalej, ale póki co, nie miała na to ochoty, w przeciwieństwie do mojej mamy, nie wierzyła, że na cmenatrzu zmarli nas słyszą i nie gadała do pomników.... ... . .....

twoja mama gada do pomników xd?
dirk w ogóle nie chodził na cmentarze, bo źle mu sie kojarzą, w zasadzie od pogrzebu ojca, który wpadł pod pociąg, kiedy dirk miał siedem lat, chociaż w pewnym momencie swojego życia chciał zostać przedsiębiorcą pogrzebowym, wcale nie po objerzeniu sześć stóp pod ziemią, bo on to nie ja. pokiwał głową, uśmiechając się nieznacznie. - owszem. a ja jeszcze nikomu nie kupiłem prezentów, to w zasadzie głupi zwyczaj.. - no pewnie, że lubił dostawać prezenty, ale kupować? ugh!

- dzisiaj rocznica śmierci moich rodziców........-rzuciła, nieco zamyślona w związku z tą retrospekcją, ale zaraz pokręciła głową i odwróciła wzrok z ławki przed nimi, na przystojną twarz dirka - lubię kupować prezenty! tylko niespecjalnie mam komu, muszę coś wysłać babci i hm, chyba tyle? mogę ci kupić prezent? - to w zasadzie było głupie pytanie, ale july naprawdę nie miała w paryżu nikogo, komu mogłaby kupić prezent. okej, może barmanowi thomasowi, ale on pewnie jechał na dominikanę, do rodziny, bo właśnie stamtąd pochodził.

- przykro mi. to znaczy z powodu rodziców, ja w zasadzie nie pamiętam, kiedy mój tata umarł - pochwalił się xd. okej, oczywiście, że pamiętał, bo jego matka potem ryczała przez tydzień, a babcia musiała przyjechać i gotować mu makaron. w zasadzie to było fajne, bo lubił makaron, ale ojca też lubił, chociaż praktycznie teraz go nie pamiętał, cóż. - możesz mi kupić prezent. ale za to powiesz mi, co ja bym mógł kupić tobie. i w zasadzie mogłabyś mi pomóc z kupowaniem prezentów dla mamy i babci!

- przykro mi. z powodu taty. to było aż tak dawno? - zapytała, ostrożnie, bo przez trzy lata po śmierci rodziców, na wzmiankę o nich zaczynała płakać. teraz, względnie się pogodziła z tym, że już nigdy ich nie zobaczy - okej, jasne, że ci pomogę, w zasadzie muszę wybrać się na miasto, bo może od nowego semestru będę mogła zacząć praktyki. i rzucić tę pracę - a to byłoby dla niej bardzo znaczące!

- taak, raczej dawno - przytaknął, uśmiechnął się potem i powiedział, że musi iść, poca-ował ją w policzek i poszedł!

poszła tez.

przyczłapał się ryan, na swoich seksy nogach, by stać teraz z papierosem w ustach. wyglądał nawet porządnie, bo miał na sobie czarne rurki, konwersy i kurtkę z szaliczkiem. nie miał dziś nawet czasu na zajaranie się, bo wstał całkiem niedawno, kiedy stephanie zadzwoniła, że przyjdzie posprzątać. czekał na gwen, bawiąc się jej ajpo, stwierdził, że słucha czaderskiej muzyki.

nie wiem, czego mogła słuchać, pewnie coldplaya i w ogóle. no więc przyszła, w swoich kozaczkach zamszowych, zielonym płaszczu do kolan i szaliku, wiązanym w pospiechu. wiatr zajebiście zawiewał jej włosami i w ogóle.
- bu! - powiedziała, zachodząc go od tyłu.

- ale cię wytargał......wiatr - uśmiechnął się do gwen łobuzersko, zastanawiając czy oddać jej ipoda, czy trochę się z nią podrażnić - póki co masz to, a reszte dostaniesz......jak będziesz grzeczna - puścił jej perskie oko, podając jedynie słuchawki, samego w sobie ajpo wsunął do kieszeni dżinsów. wypuścił z ust dym, który zalegał mu w płucach, by rzucić dopalonego papirosa na ziemię przydeptać go podeszwą.

- przecież jestem grzeszna - odparła ze słodkim uśmieszkiem, patrząc przez chwilę na zadeptanego w trawie papierosa, chociaż obok był kosz na śmieci. - za to ty zaśmiecasz lasy - dodała, całkiem już poważnie, ona jak najbardziej była za ekologią. - czy wiesz, że lasy w miastach stanowią niespożyte źródło tlenu i redukują dwutlenek węgla, ponad to są też doskonałym zabezpieczeniem przed powodzią, niewdzięczniku?!xd

spojrzał na gwen iście rozbawiony, mierzwąc sobie włosy, które i tak wieczne były w nieładzie. poprawił szaliczek, by przysunąć się do gwen. odgarnął kilka jej ciemnych kosmyków za ucho, by do niego szepnąć;
- ależ ty jesteś popierdolona, głę - zaśmiał się, bo to w zasadzie śmieszne, nie znał jej od 'zielonej' strony - może powinnaś pracować dla grinpisu? no wiesz, przywiąż się do drzewa, czy coś równie pożytecznego.

- jak chcesz, to mogę cię prywiązać do drzewa - mruknęła nieprzyjemnie, zarzucając ręce na jego szyję. nie sądziła, że jego zwykła bliskość będzie jej sprawiała tyle przyjemności i radochy. - ale tak serio, to, hm, ja już pracuję dla grinpisu.
xdd

- fuj, jesteś głupia gwen. głupia i popierdolona. i jesteś straszną suką. ale i tak cię lubię - uśmiechnął się, krzyżując ręce w okolicach nerek gwen, a przynajmniej tak mu się wydawało. przez chwilę, zastanawiał się, co by robili kiedy już by go do tego drzewa przywiązała, ale stwierdził, że pewnie znów by nie doszło do zbliżenia, a może to i dobrze, dlaczego miał pogłębiać jej sukowatość?

- boże, ile komplementów - roześmiała się, bawiąc się teraz włosami na jego karku. - mówisz, jakbyś był lepszy - przekrzywiła głowę na lewo i przgryzła dolną wargę, by teraz oprzeć głowę na jego ramieniu i na chwilę przymknąć oczy. było jej tak dobrze, tak zajebiście wręcz dobrze, kiedy mogła sie do niego przytulić.

- ja przynajmniej nie jestem z grinpisu..... .... . .....ej, weź dostałem anonim po hebrajsku, czy jakiemuś tam, a ja znam tylko łacinę - zaśmiał się przenosząc prawą dłoń na pośladek gwen, który perwersyjnie uszczypnął!!!1!!! a lewą wyżej i wyżej, by ująć kosmyk puszystych, pachnących włosów i przez chwilę się nimi bawić.

- żartowałam z tym ginpisem, głuptasie - zachichotała, obejmując go teraz ciaśniej i przylegając całym ciałem do jego ciała. - nie mam czasu na takie bzdety, wolę się na przykład zając tobąąą - powiedziała, odchylając niego głowę w tył, żeby cmoknąć go teraz w brodę, na szczęście się ogolił dziś.

tak, bo znalazł swoją maszynkę philipsa, a nudziło mu się jak oglądał powrótkę, potyczek dżerego springera.
- doprawdy? jezu, serio uwierzyłaś, że jestem gejem? powinienem się obrazić - no właśnie, akurat faceci nigdy go nie pociągali, co innego dziewczyny, co innego gwen. gwen, która była teraz tak całkiem blisko i mógł zrobić jej malinkę, na przyklad, toteż zrobil!

- au, au, ała! - podskoczyła aż, dawno nikt jej nie robił malinek. - jesteś okropny, jak ja się teraz pokażę z tym czymś na uczelni? - wyjęczała mu w usta, które zaraz delikatnie musnęła. - ...mój ty pedale - roześmiała się, po czym poczochrała go po włosach.

- weeeeeeź, jak to patologicznie brzmi - zaśmiał się pod nosem, na szczęście nie pedalsko, drapiąc gwen po nosie - jak chcesz mogę cię całkiem wymalinkować, w zasadzie to przyjemne, jesteś teraz naznaczona. boże, gweeeeeen, ale masz zajebiste piegi, nigdy wcześniej nie zwróciłem na nie uwagi.