tuluzy i bretha, bretha i tuluzy.

no ja piwo to w sumie jak nie mam kasy na nic innego :d. chociaż ostatnio i tak już bardziej. wróciła z wodą, której po drodze upiła już kilka łyków, ale na szczęście się nie oblała, bo ja bym pewnie tak zrobiła. spojrzała na niego nieufnie.
- ty nie pijesz - stwierdziła, ale cicho, bo bała się, że miles się wkurzy. dobrze, że nie miał pod ręką żadnej butelki, którą mógłby jej wyjebać.

prychnął tylko i obrażony & urażony odwrócił się gołym tyłkiem do niej, hihi.

westchnęła ciężko, bo wiedziała, że miles się obraził, a nie chciała żeby się obrażał, tym bardziej po seksie :d. jakby to miało jakieś znaczenie. no nieważne! już miała podejść do niego, przeprosić i mu jakoś to wytłumaczyć, ale żeby było fajniej, to napiszę, że znów widziała tylko czarno przed oczami, by zaraz osunąć się na kanapę, która była najbliżej, dzięki bogu, że w ogóle była.

z początku uznał, że głuche uderzenie o kanapę zostało spowodowane puszką, którą tuluz nań rzuciła. specjalnie dla niego! jednak! odwrócił się więc leniwie przez ramię, szykując sobie w głowie jakiś tekst, którym mógłby ją poczęstować w stylu: grzeczna dziewczynka, jednak widząc ją nieprzytomną, momentalnie usiadł, żeby za chwilę doskoczyć do niej i zacząć cucić.
-luzzie? luzzie! wstawaj, no już. słyszysz mnie? jasne, że słyszysz. no, otwórz oczy. kochanie, proszę..

ale nie słyszała, pewnie postanowiła pobić mój rekord w byciu nieprzytomną i leżeć tak sztywno przez godzinę i dziesięć minut, skoro ja mam godzinę :d. no cóż! jednak zaskoczę cię, że wyłapała jego ostatnie słowa, bo są chyba najładniejsze, przez chwilę nadal nie otwierając oczu. otworzyła, by teraz z pięć i pół raza zamrugać powiekami. och, dla odmiany czuła się okropnie, jakby ktoś załkiem wypłukał jej żołądek :c. potrzebowała tych zajebistych tabletek, wielkości korka od butelki -,----. swoją drogą mama by mnie zabiła, gdyby wiedziała, że nie biorę, jak jej nie ma, hihi.
- och - zdołała tylko wydusić, bo zimna puszka uwierała ją w plecy :3

jaka puszka? przyniosła mu to piwo? dobra z niej kobieta
-nie strasz mnie tak, głuptasie - pokręcił głową z udawanym politowaniem. patrzył na nią zaniepokojony po części - co ci jest, do cholery o czym nie chcesz mi powiedzieć?
a podejrzewał 282395356 okropnych rzeczy na raz!

przyniosła :c
myślę, że wizyta u lekarza jest zbędna, bo breth, kiedy jeszcze był w paryżu, sam ją zawiózł na badania, więc tulus zdawała sobie sprawę z tego, że ma anemię. na szczęscie, od tego się nie umiera.
- okej, mam anemię, ale to serio nic takiego - jasne, też nie brała tabletek. ja chociaż je mam, gdzieś tam w kuchni, zalety mamy pracującej w aptece, a ona nie widziała potrzeby by kupować.

-hm - odpowiedział inteligentnie, bo nie znał się na tego typu sprawach i uznał, że skoro tuluz mówi, że to nie jest niebezpieczne, to pewnie tak było. zresztą na horyzoncie pojawiła się puszka schłodzonego piwa, która skutecznie przyćmiła jego umysł. już wiem, że miles będzie miał alkoholowe problemy, to takie urocze. usiadł więc na łóżku i otworzył puszkę, upijając solidny, solidny, solidny łyk. uśmiechnął się do puszki i pił więcej i więcej i jeszcze trochę. jakto?! już koniec? - masz następne? - patrzył na nią maślanymi oczętami.

może uważał ją za alkoholiczkę, ale niestety to było piwo, które należało do bretha i należało do ostatnich alkoholi w tym domu, bo ostatnio tulus i oreli <3 dokończyły kiedyś tam zaczęte martini. więc teraz miles pewnie będzie się na niej wyżywał, przez to, że nie ma piwa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!1111!!!!!!!!!!11111111111! biedna, mała, wystraszona tulus pokręciła przeczęco głową, podciągając nogi pod brodę, bo momentalnie poczuła się taka....naga.

-świetnie! - warknął zupełnie jak nie miles i wstał z łóżka, krążąc teraz po pokoju niczym chmura gradowa, albo bomba, która w każdej chwili może eksplodować. biedna tuluz. majls stał się taki.. nieprzewidywalny przez przygodę z nadmiarem alkoholu i teraz jedna marna puszka piwa nie sprawiła mu żadnej przyjemności w porównaniu z np uozo!

- miles, proszę - powiedziała, drżącym ze strachu & zimna głosem, zdając sobie sprawę, że miles może za chwilę wybuchnąć, a ona, wiemy, że biedna ostatnio pokrzywdzona i pomiatana cholernie się tego bała! :c

-przepraszam - ogarnął się w porę i złapał za głowę, lamentując nad tym w co się zamienił. jak jeckyll i hyde! może miles cierpiał na schizofrenię i nic o tym nie wiedział? no dobra, nie będę przecież robić z niego psychopaty. po prostu jest alkoholikiem w początkowym stadium. podszedł do tuluz i nieśmiało objął.

- miles - zaczęła, po raz kolejny cholernie cicho i drżącym głosem, bo hej, serio się wystraszyła. teraz, może już trochę mniej, kiedy ciepły miles ją nieśmiało objął. ujęła jego większą od swojej właśnej dłoń, mrucząc coś o tym, że się boi. boże, jakie dziecko sierota, ale wcale się jej nie dziwię.

ja też nie xd.
-nie bój się - mruknął i zrobiło mu się głupio. z racji tego właśnie wkopał się pod kołdrę i udawał, że śpi xd.

teraz, dla odmiany to tuluzie zrobiło się głupio, bo przecież co ona się będzie przejmować sobą, kiedy to miles potrzebował jej wsparcia. i mimo wszystko, podniosła się z kanapy i ruszyła za nim, przy teraz przytulić się do jego pleców.

zaraz mi wyrwie okno ; o
no nic, miles obudził się z bólem głowy, bo dajmy na to zmieniło się ciśnienie, a on był ciśnieniowcem.
-o kurwa - jęknął niezadowolony, nakrywając głowę poduszką. zapomniał, że jest u tuluz, a ona leży/nie leży obok.

leżała, więc teraz przez jego miłe słowo z rana, jak na zawołanie otworzyła powieki, podnosząc się na łokcie.
- co się dzieje? - zapytała, sennie i niewyobrażalnie słabym głosem, pewnie powinna zmusić się do zjedzenia czegokolwiek, ale nie mogła. wiedziała, że i tak wszystko na nic, skoro zaraz zwymiotuje.

aha, no i z racji takiej a nie innej, że miles zapewnił ją, że jest okej, poszła dalej spać, bo to godzina piętnasta, to nie żarty, trzeba w końcu coś zrobić.

obudził się, bo zdaje się ciągle zalegał w łóżku tuluz ze swoją migreną. rozejrzał się nieprzytomnie po sypialni i dopiero po chwili zorientował się gdzie jest i dlaczego. tuluza spała, więc nie chciał jej budzić, bo fajnie wyglądała w tym stanie. o, wstał i wziął aparat fotograficzny, który cudownym zbiegiem okoliczności zostawiła na stoliku obok łóżka i zrobił zdjęcie.

to tuluza ma nawet aparat, wof. sopel wczoraj chodził i nam zdjęcia robił. a w zasadzie dzisiaj, jak się kładłyśmy.
aha, więc tulus pewnie obudziła się przez flesza i teraz mocniej zacisnęła powieki, wtulając głowę w poduszkę, koloru różowego, bo tulus jak ja sypiała w różowej pościeli!
- co do cholery? - zapytała nieprzytomnie, podnosząc jednak po chwili głowę, bo no cóż, cały świat jej wirował przed oczami, czuła jakby miała za chwilę umrzeć, bo dlaczego ja mam cierpieć samotnie.

-yy - zestresował się i schował aparat za plecy, szczerząc się bezmyślnie i szeroko - nic, chyba, chyba jest buurza! - wykrzyknął zadowolony, że wymyślił przykrywkę godną mistrza, hyhy. patrzył na tuluz i powstrzymywał się przed rzuceniem na nią i wycałowaniem na śmieeeerć. opanował się jednak i i i i tyle.

uśmiechnęła się dosyć sennie, by odgarnąć niesforne, jasne kosmyki, które ciągle opadały jej na oczy, za ucho.
- jezu, czuję że jak zaraz czegoś nie zjem, to chyba umrę - stwierdziła na głos, czując się jakby miała gorączkę, a jej ciało przeszył niestety niezbyt przyjemny dreszcz, więc ukryła twarz w poduszce.

zimny dreszcz! są okropne :c
-leż, przyniosę ci coś - zaproponował szarmancko, wstając z łóżka i przylgądając się jej przez jakiś czas - w ogóle nie ruszaj się z łóżka - rozkazał w końcu i zniknął w kuchni, żeby wrócić z niej z płatkami śniadaniowymi zalanymi mlekiem. wybacz, ale miles to nie tiiu eksperymentująca z książką kucharską. ten tutaj nie miał za grosz talentu kucharskiego. nie to co pascal!!

no. i mam katar w jednej dziurce, na dodatek. hej, a może ja po prostu jestem chora? zaraz sprawdzę gorączkę.
złapała od niego miskę z płatkami śniadaniowymi, by zpoczątku przyjrzeć się jej badawczo i pogrzebać łyżką, zupełnie jak dziecko - jak ja. nic nie mówiła, tylko nabrała płatków plus mleka by wsadzić sobie do ust, matko jak to brzmi. no i w tym momencie poczuła, że z kolei musi zwymiotowac i prawie rzuciła na majlsa miskę, by pobiec do łazienki. brawo tulus, przynajmniej nie rzygała na podłogę. ja tez nie.

albo do miski z mlekiem, bo i tak się mogło zdarzyć. samo życie w końcu. tylko czekać aż zza rogu wyskoczy stachursky i zacznie śpiewać. charczeć. śpiewać. nieważne.
-yy, tuluz? - stał jak ta sierota z miską z płatkami i zastanwiał się czy czekać aż skończy, czy odstawić miskę i pobiec za nią. wybrał bramkę numer dwa i pognał do łazienki, żeby nas†ępnie troskliwie i fachowo przytrzymać jej włosy. to bardzo przydatne wbrew pozorom, wiem z własnego doświadczenia - trzeba coś z tym zrobić - zawyrokował niczym gandalf de grej!

nie zarzygała się cała, bo w zasadzie nie miała czym wymiotować, toteż czuła się jeszcze gorzej, niż poprzednio, ale wstała, by nachylić się nad zlewem i wymyć zęby. potem związała włosy w kucyk, by przytulić się do majlsowego, ciepłego torsu.
- zimno mi - mi też, ale tuluza to stwierdziła na głos, ja tylko w duchu.

-to się ubierz - odpowiedział, ale trzymał ją mocno w objęciach, rozcierając plecki żeby zrobiło jej się chociaż trochę cieplej. zastanawiał się co trzeba robić w takich wypadkach, ale kompletnie nic nie przyszło mu do głowy, nie znał się na tym wybaczcie mu niewiedzę na wszystkie tematy. zmarszczył natomiast brwi, od tego intensywnego myślenia na wyżej wspomniane tematy.

aha, tak to był dobry pomysł, bo wydaje mi się, że zasnęła nago, a było otwarte okno, więc pewnie miała stan podgorączkowy, jak ja teraz. no cóż, dzisiaj bardzo ją wzoruję na sobie, ale musisz mi to wybaczyć.
- okej - przytaknęła i kiwając głową ruszyłą do garderoby. znalazła tam jakieś majtki i myślę, że to nie były stringi, bo nie będę jej aż tak do siebie upodobniać i miły, kaszmirowy sweterek.

-jeszcze spodnie - miles stał za nią i podziwiał jej jędrne pośladki, tak jak mnie wczoraj o to prosiłaś, hihi. skrzyżował ręce na piersi. sam też był kompletnie nagi, ale był też facetem i wiecie rozumiecie jemu nie było zimno. jak mojemu kuzynowi. jemu n i g d y nie jest zimno. to dla mnie niepojęta sprawa.

ojej, ja nie wiem czy mój tomasz jest ciepły, czy nie :c ale kuba tak, ZAWSZE. tylko ręce ma zimne, co mnie denerwuje bo zawsze mi wsadza pod blu takie zimne łapy.
otóż teraz zonk, bo tulus nie posiadała czegoś takiego jak spodnie typu luźne i materiałowe, bo nałogowo kupowała rurki, w których czuła się praktyczniej. wyciągnęła więc czarne z szafy, upewniając się, czy pasują jej do sweterka w dużym lustrze (jasne, jakby czarny akurat nie pasował do wszystkiego ... .... .. .... .).
- już? - zapytała, uśmiechając się do majlsa, a w zasadzie to mógł to tylko zobaczyć w lustrze. że jej uśmiech.

oduśmiechnął się do niej, czyli do jej pleców, ale również w lustrze mogła się tego jego uśmiechu dopatrzeć, prawda. skinął głową, że może być chociaż osobiście uważał, że wygodniej byłoby jej w dresie, co też po chwili wypowiedział na głos, obejmując ją przy okazji w talii i przyciągając do siebie, żeby następnie oprzeć na czubku jej głowy brodę. idealnie do tego pasowała. głowa do brody. wysokość i te sprawy. nie żeby tuluz miała w czaszce dołek na majlsową brodę, co to to nie. chyba. spadła jej w dzieciństwie kula do kręgli na głowę? xd

niesądzę. ej tam wiesz gdzie, to dziecko co napisało w wizytówce capri, to klo?
tulus przez chwilę obserwowała ich odbicie lustrzane, zastanawiając się nad tym, że powinna mieć z majlsem koniecznie zdjęcie. ale nie takie zdjęcie, jak te, które miała w albumach w domu w lille; gdzie miles nosił ją na plecach albo robili śmieszne miny. w końcu jednak odwróciła się, by skrzyżować ręce na majlsowym karku.
- co będziesz robił w święta? - bo jeśli dobrze pójdzie, to tulus będzie siedziała w swoim kochanym łóżeczku z martini i płakała :3. a przynajmniej tak to sobie wyobrażała, tata i breth nie dawali znaku życia.

-święta? - podrapał się po zmierzwionych włosach i dopiero teraz uświadomił sobie, że coraz bliżej święta! to pewnie dlatego znowu zaczęli puszczać tandetne reklamy kokakoli! a ha! - święta spędzam z moją piękną dziewczyną - odpowiedział po chwili, podszczypując ją w bok.

uśmiechnęła się, by zaraz wspiąc na palce i ukąsić górną majlsową wargę. zaraz jednak pomyślała o pani majlsowej.
- a co z twoją mamą, miles? - zapytała, nie zmieniając pozycji swoich rąk, bo kiedy tak ją obejmował, czuła się zupełnie bezpiecznie!

-spędzi święta razem znami - przypomniał sobie dzisiejszy telefon, wykonany przez ich kamerdynera z domu w nowym jorku. jego matka zdecydowanie nie była w najlepszym stanie, przynajmniej według arthura. miał jednak nadzieję, że do czasu świąt wszystko wyjdzie na prostą i spędzą je w przyjemnym niemalże rodzinnym gronie - to znaczy ty spędzisz je u nas na manhattanie. nie masz nic przeciwko temu? zabiorę cię na łyżwy obok choinki przy rockefeller center - pocałował ją w czółko.

toulouse wieki nie była w nowym jorku, a kiedy była po raz ostatnio to tylko na samotnych zakupach, kiedy uznała, że ma dość tych głupich lekcji. pomyślała jednak o ojcu i o bracie, którzy teraz pewnie spędzali miłe popołudnie na planie jednego z filmów pana beauvies.
- zastanawiam kiedy odezwie się do mnie ojciec............- a powinien sie odezwać, jeśli wziąć pod uwagę, że ostatnio ją uderzył w twarz, o czym pewnie miles nie miał pojęcia.

no nie miał. dlatego też zasnął na dywanie z uśmiechem na pysku. ona chyba też, bo dzisiaj jestem wróżką od usypiania. hihi.

tulus wstała, a teraz w samych damskich bokserkach, bo nie miała stringów przypominam i koszuli, bo o ile dobrze pamiętam to miał koszulę, majlsa, siedziała na stołku w kuchni, z podciągniętymi nogami pod brodę i słuchała jakiejś tam wanesyparadis.

uu już mnie zapytała czy jestem gotowa, a nie jestem wię to znaczy, że chyba już muszę iść :c sori
miles w swoim zajebistym ciuszku wszedł do kuchni i pocałował tuluz w kark od tyłu, mówiąc że musi iść 'załatwić swoje sprawy', które tak naprawdę powiem ci w sekrecie były związane z kupnem biletu do juesej.
-nie gniewasz się?

pokiwała głową, to znaczy chyba pokręciła, bo chodziło jej o to, że się nie gniewa, choć naturalnie była zła, haha, że zostawia ją samą. ale no cóż, może wybierze się do szkoły na te kilka lekcji i ponudzi na francuskim. w gruncie rzeczy nie wiedziała nawet gdzie upchnęła swój mundurek.

a on odebrał smsa od szofera, z informacją że z matką jest gorzej i i i i pojechał na lotnisko i chuj
i nawet jej o tym powiedział, że chuj i że jego matka jest fajniejsza od mojej nawet jeśli świruje.
moja kurwa też pierdolona na swój sposób. ja pierdolę.

a tulus się załamała, bo ma depresję razem ze mną, poszła wziąć prysznic, ubrać się no i do szkuki!

- voila - powiedziała tuluz do majlsa, kiedy udało jej się znaleźć klucz i otworzyć przed nimi drzwi apartamentu. ich bagaże zostały na dole, bo hans, kierowca tuluz, obiecał przynieść jak tylko upora się z odstawieniem samochodu do garażu. i powiem ci, że mimo zmęczenia tuluz zamierzała coś dzisiaj porobić z majlsem, bo była pozytywnie naenergetyzowana, trochę w sumie za sprawą ędiego, brata swojego chłopaka. jakoś tak.

pieprzyli się! potem to się wyda i miles podetnie sobie żyły, zobaczysz! prawda zawsze wychodzi na jaw. tyryry
-chodź tu do mnie - mruknął miles, wcale nie mając zamiaru śpiewać piosenki feela, wbrew pozorom i objął tuluz w pasie, bo skoro chciała coś z nim robić on od razu to wyczuł, w końcu znali się od zarania dziejów. tak wachlarzowo dzisiaj gramy, jak jedni się pieprzą to drudzy lamentują i odwrotnie. mi to na rękę, bo jednocześnie odgrywać dwa stosunki to dla mnie stanowczo zbyt dużo. to nie na moje nerwy, oh! dobra, zaczynam bredzić jak to ja. tak więc miles puściwszy tuluz, udał się do kuchni po bitą śmietanę, bo wymyślił sobie że będzie zjadać ją z jej sutków. czy coś. ona może jeść ją z jego penisa. wedle życzenia - masz ochotę na szampana i truskawki? - dzisiaj postanowił być mniej dekadencki, bardziej klasyczny. on?!

wcale nie, byli tylko na zakupach, gdzie tulus pomagała mu wybierać strój, którym oczaruje swoją przyszłą dziewczynę. no cóż, a teraz tuluz stała przed lustrem w przedpokoju, obserwując swoje odbicie lustrzane. zdjęła już płaszczyk, więc teraz, podwinąwszy cienki materiał bluzki, mogła oglądać zupełnie płaszki brzuszek, plus kości biodrowe, które wystawały jej sto procent ponad biodrówki. stwierdziła, że jest zajebiście chuda, a z drugiej strony nie wyobrażała sobie czegoś przełkąć; okej, jeśli to miała być bita śmietana z penisa majlsa, to mogła się jeszcze nad tym zastanowić.
- okej, ale ty jesz truskawki, a ja piję szampana - opuściła bluzkę i ruszyła jego śladami, by uśmiechnąć się naprawdę promiennie i naprawdę perwersyjnie uszczypnąć majlsa w tyłek.

odwrócił się przodem do niej i objał, trzymając w obejmującej ją ręce zimną bitą śmietanę, hyhy.
-będziemy się dzielić, co ty na to? mogę cię nawet nakarmić, mon amour - zanurkował w jej usta, bo nie wiem jak inaczej nazwać ten gorliwy & zajebiście żarliwy pocałunek. przygwoździł tuluz do drzwi lodówki i całował po dekolcie, schodząc niżej do brzucha i wystających kości biodrowych. przytyłam!

ja też, musimy się oddać mojej wiecznie odchudzającej się mamie.
tuluz za to, nie chciała niestety oddawać się mojej mamie, ale majlsowi owszem, bo kiedy jego pocałunki były gorące, jak słońce górujące w zenicie, nie mogła się opanować od śmiechu, który zagościł w jej paszczy xd dobry humor jest niezdrowy, cicho. ale śmiała się, może nawet PERLiście.
- okej, na to mogę się zgodzić - przygryzła dolną wargę, by za to popchnąc majlsa na i tak już się chwiejący stolik. umiejscowiła swoje wąskie biodra dokładnie pomiędzy jego nogami, bo no cóż, dobrze wiedziała jak działac na podniecenie chłopaków i zajęła się teraz obsypywaniem namiętnymi pocałunkami jego ust.

co tu dużo gadać - podniecił się chłopak niesłychanie, więc podniósł zacne cztery litery i podsadziwszy tuluzę, oparł ją sobie nia biodrach i zaniósł do sypialni, rzucając na łóżko.
-breth nie przyjdzie? - zapytał na wszelki wypadek, chociaż breth to powiedzmy jego kumpel i właściwie nic by się nie stało kiedy by ich nakrył, no ale wiesz czar chwili, cała magia wszystko diabli by wzięli. a dzisiaj chciał zapewnić tuluzie maaagiczny wieczór, o tak. pospiesznie ściągnął swoją koszulkę, która swoją drogą bardzo mi się podoba i też chcę taką mieć! i podparł się na rękach po obu stronach głowy tuluz, by pochylić się i obcałować całą jej twarz. z dokladnościa co do milimetra.

kupię ci taką na uro:*
w zasadzie, na jego miejscu też bym się podnieciła, w końcu josefin jest zołzekzi. ale ja nie jestem na jego miejscu i chyba prędzej on by mnie podniecił. jezu, zamknij mnie.
- haha, głupku breth mieszka od jakichś dwóch tygodni w los angeles. mówiłam ci, widzisz jak mnie słuchasz - spojrzała na niego oskarżycielsko i nawet klepnęła go w klatkę piersiową, ale to, że za chwilę się roześmiała, było znakiem, że wcale nie jest obrażona. a to, że jej ręka powędrowała w stronę majlsowego rozporka, wcześniej błądząc po jego zajebistej klatce piersiowej, było jeszcze bardziej wiarygodnym znakiem. poza tym, jak miles dobrze wiedział, tuluz nie umiała długo się na niego gniewać.

i chyba ostatnimi czasy zbyt często z tego korzystał. ale to w końcu tylko facet. nie to co taki nietoperz z balii, który sam sobie potrafi robić loda i ma niewyobrażalnie wielkiego. imaginujesz to sobie? hot nietoperek! prawie jak batman. myślisz, że i on sam sobie robił? o matko mnie też zamknij!
miles natomiast skorzystał z chwili mojego gadania i zdjął spodnie, oraz jej koszulkę, sori weri ale zerwał z tuluz, kiedy przekonał się jak miękki jest ów materiał z którego była zrobiona. stanika nie zerwał, nie nie, tylko rozpiął i rzucił za siebie, skutkiem czego wylądował na lampie. prawie dostałam zawału, a to tylko sms xd.