metro.

jechał kolejką, a właściwie to szukał łazienki, bo wydawało mu się, że w pociągach są łazienki, ale nie było nawet jak przeszedł te 38422328 wagonów, więc zrezygnowany opadł na siedzenia, starając się wytrzymać do domciu. nie miał jednak pojęcia, że kolejka nie wiozła go do domu. wysiadł!

Siedziała na ławeczce na stacji metro i zastanawiała się, czy może nie powinna zacząć jeździć metrem. Zacząć akcje kochamy (się w) metro? Bawiła się swoją Zippo, papierosy jej się skończyły, a niespecjalne wiedziała, kogo może poprosić o fajkę, dookoła sami dziwni ludzie ;_;

W końcu nigdzie nie pojechała!

Szwędał się po metrze z rękoma w kieszeniach swojej skórzanej kurtki i papierosem w prawym kąciku ust, początkowo miał zamiar usiąść na jakiejś ławce, ale wszystkie wyglądały nieprzyjaźnie - metro to w końcu jądro ciemności, zwłaszcza wieczorem, w końcu to już po dwudziestej, zaraz wszystkie ćpuny się naschodzą i będzie.

clarise na metrze pojawiła się przypadkiem, jako, że nie miała w zwyczaju nim jeździć. ubrana w czerwony płaszczyk z postawionym kołnierzem, czarne, zamszowe kozaki i rurki z nogawkami upchniętymi w tych kozakach, przedzierała się przez strumień ludzi. wszyscy się gdzieś spieszyli, młodzież paryża wyległa na ulice.

A raczej do metra! Potarł dłonią o nos, który zdawał się być cholernie zmarznięty, dzięki bogu nie miał jeszcze kataru. W tłumie dostrzegł czerwony płaszczyk i jego ładną właścicielkę, na którą z tego wszystkiego 'przypadkiem' wpadł i złapał się jej ramienia, by nie upaść. Chyba zbyt żywiołowo na nią wpadał. - Uuups, soryyy.

- to ja przepraszam! - zdołała się uśmiechnąć, ale to tylko dlatego, że a wyglądał jak wyglądał na tym avie brakuje mu jeszcze koloratki, tak sobie myślę, ale ona raczej tak nie myślała, ponieważ to tylko clarise, zagubiona w świecie i w ogóle miła dla społeczeństwa. nie próbowała się nawet odsunąć ani strzepnąć jego dłoni, a to głównie dlatego, że obie ręce miała zajęte, w jednej trzymała komórkę, a w drugiej torebkę.

W zasadzie mógłby jej zabrać tę komórkę i torebkę również, ale C wyglądała na taką sierotkę, co by sobie nie poradziła, więc zrezygnował, bo jednak, gdzieś w głębi duszy, był dobrym dzieckiem, które przepada za bitą śmietaną i orzeszkami w miodzie w papierowych rożkach. Więc uśmiechnął się,ale dosłownie na moment, bo on się nie uśmiecha z zasady, i wziął tę rękę, by nie wyjśc na jakiegoś zboczeńca. Chociaż może nawet takim był... - Aaach, więc w porządku, jestem Alan, a ty? =d

- clarise - odeszła krok w tył, przez przypadek wpadając na jakąś babcię z laską, którą to zaraz przeprosiła, zanim zdążyła by oberwać. można by pomyśleć, że c miała manię przepraszania, ale wcale tak nie było, po prostu tak wyszło. przestała się szczerzyć, bo ile można, przecież nawet go nie znała i nie wiedziała o nim nic, poza tym, że miał na imię alan i był przystojny, heee.

To raczej dobrze, że nic poza tym o nim nie wiedziała, bo to jego główne zalety, może jeszcze to, że był młody, tak poza tym to posiadał głównie wady. No ale bywa. Podrapał się po policzku, który mimo zimna nie był czerwony tylko blady. - Clarise, ładnie, jedziesz gdzieś? Znaczy metrem? Wieczorem nie jest tu bezpiecznie, kręci się tu wiele dziwnych typów.. - On coś o tym wiedział, w zasadzie był jednym z nich.

- och, spokojnie, mam gaz pieprzowy w torebce, jak coś - wiedziała, że gaz pieprzowy gówno daje, bo działa dopiero po kilku minutach, a nawet jeśli, to nie zdążyłaby go wyjąć, a to wszystko przez to, że w jej torebce panował ewidentny burdel i zanim zdążyłaby się doszukać gazu, byłoby już po gwałcie ;q. - no ale okej, masz rację, mam nadzieję, że nie jesteś tym dziwnym typem.

- Co ty! Chyba nie wyglądam na kryminalistę, co? - Zaśmiał się, przyglądając się jej spod przyrużonych powiek, w zasadzie miał ochotę na seks, ba, zawsze miał ochotę, ale ten gaz pieprzowy go zniechęcił, znaczy, nie zaciągnie jej do kibla i nie przeleci, bo mogłaby się buntować. - Hmm, mogę cię gdzieś odprowadzić, czy coś?

- chyba ci się nudzi - uniosła obie brwi. clarise była raczej niedostępna dla chłopaków, to przez wychowanie, które wyniosła z domu, przez jej nieśmiałość w tych sprawach i w ogóle. - ale okej, jasne, będzie mi miło - wyraz jej twarzy złagodniał, skąd mogła wiedzieć, czego od niej chciał, może było po prostu bezinteresownym facetem i tyle.

Tym razem chyba na odprowadzaniu się skończy, bo, cóż, niedługo trzeba iść spać,xd, ale tak czy inaczej Alan się ucieszył, nie skakał jednak z radości śpiewając hymn polski. - Więc dokąd, szanowna paniiiii?

powiedziała, że zobaczy i zacznę w le marais czy coś, bo muszę jej założyć mieszka.

Żeby nie było że Miuucia jak to sie pisało jest postacią nieaktywną to ona tu stoi przy automacie z batonikami i wydobywa z niego lajona tłucząc otwartą dłonią w ten cały interes.

jingle siedziała opatulona swetrem i z dłońmi w rękawach i nawet niei było jej aż tak zimno, bo rozgrzewały ją te wszystkie świąteczne piosenki sączące się z radia. z racji iż w paryżu nie miała zbytnio ani rodziny ani niestety przyjaciół też nie, to święta spędziła z jakimiś nie wiem, może pomagała jakimś bezdomnym czy co, równocześnie młamiąc archetyp wstrętnych, samolubnych snobów. hahaaa.

usiadł gdzieś nieopodal jingle, ukradkiem zerkając na nią, zdawało mu się, że skądś ją zna, ale pewny nie był skąd, i czy w ogóle zna, toteż odpuścił sobie konwersację, i wyjął z kieszeni kurtki słuchawki, które jak mniemam podłączył do swojego superelolanserskiego ajpoda, i zaczął słuchać jakiejś ql muzy:)

omg to poszla

jechała metrem, bzium

usiadła sobie na ławce i nie chciało jej się wstać, skoro już i tak siedziała, słuchała sobie jakiejś fajnej muzyki i patrzyła na przejeżdżające pociągi, i powoli piła kawę ze starbaksa. oczywiście, nie omieszkała sobie nawet rysować jakiś swoich bazgrołów.

Szedł sobie. W ręce trzymał misia i różę dla maksim. Szukał jej wzrokiem aż w końcu dostrzegł. Podszedł do ławki i usiadł.

- Cześć - powiedział z uśmiechem.

spojrzała się na niego spod swojej prostej grzywki. i akurat jej przerwał coś ważnego, o czymś myślała, właściwie, to myślała pewnie o swojej siostrach bo ma ich aż 4, które coś tam od niej chciały. - hm, hm, przerwałeś mi coś ważnego, właściwie. ale to nie szkodzi. uśmiechnęła się i zapaliła papierosa. - będziesz tak stało, co ? zapytała, zaciągając się papierosem i odprowadzając wzrokiem jakiegoś fajnego faceta.

- Przepraszam, nie chciałem ci przeszkodzić - powiedział - to dla ciebie.

Wręczył jej takiego misia i czerwoną różę.

wzięła od niego tego misia, cholera, nie lubiła misiaków ani pluszaków, ani w ogóle dostawać prezentów nie lubiła. uśmiechnęła się więc trochę może sztucznie, ale się uśmiechnęła. - dziękuję. to miłe. jeżeli chcesz wiedzieć, nie lubię dostawać prezentów, mam takie zboczenie, i już. poinformowała go o tym i zaciągnęła się znowu papierosem.

- A kwiaty o Marco to nie prezent? - zapytał i usiadł sobie obok niej.

- kwiaty od marco to inna sprawa. mhm. powiedziała i tym razem jakiś facet chyba usiadł obok nich na ławce i przypatrywał się jej. zaciągnęła się papierosem i poprawiła swoją dość krótką spódniczkę, bo dzisiaj miała ją na sobie. - hmm. no po co pytałeś o mnie sofiii ? zapytała i poprawiła torebkę na ramieniu.

- Aha... inna sprawa... Nie pytałem się o ciebie. No może troszkę. A to dlatego, bo chciałbym wiedzieć, co lubisz i jak mogę sie do ciebie zbliżyć. - powiedział.

- ja wszystko wiem. sofi mi wszyystko powiedziała. wszyściutko. wszyściutko, co do fragmencika. ej, właśnie. no, paul, proszę bardzo, zaproponuj coś fajnego i spontanicznego. i znowu poprawiła spódniczkę, i uśmiechnęła się do niego.

- A jak daleko mogę się posunąć? - zapytał śledząc jej ruchy.

zastanowiła się przez chwilę. - nie wiem, tylko żebym się potem źle nie czuła. zaciągnęła się papierosem i znowu spojrzała na jakiegoś faceta.

Gdy wyjęła papierosa z ust, przyciągnął ją do siebie i bardzo namiętnie pocałował.

o mało się nie zakrztusiła dymem. kiedy się już od niego odczepiła, spojrzała na niego i poprawiła włosy. nie chciała, żeby trzymał ją zbyt blisko siebie. - aha, okej. no dobra. wstała z tej ławki i chyba poszła wyrzucić niedopałek do kosza.

Popatrzył się na nią.

- Na co masz ochotę? - zapytał.

rozejrzała się w koło, i właściwie chciała mu powiedzieć, że na lody, ale nie powiedziała tego jednak. wróciła na ławkę i wpatrywała się teraz w swoje paznokcie. - nawet dobrze całujesz. wiesz ? powiedziała i nawet się na niego nie popatrzyła tylko o czymś bez przerwy myślała.

- no proszę, lepiej od Marco? - zapytał.

- kurwa, mam dość, ciągle się pytasz, a co marco zrobił, a coś tam, a coś tam, a kiedy marco, a co marco. weź się go zapytaj. ja nie jestem informacją turystyczną. warknęła, wytrącona z rozmyślań.

Paul w tym momencie miał ochotę dać sobie sam w ryj. Ale nie zrobił tego.

- Przepraszam no. Już więcej o nim nie wspomnę.

- no ja mam taką nadzieję. kurwa, wytrąciłeś mnie z rozmyślań, i teraz już nie wiem o czym myślałam. a nie, poczekaj, wiem. już pamiętam. powiedziała i znowu teraz zapaliła kolejnego papierosa.

On także zapalił papierosa. Nie mówił już nic, żeby znów jej nie wytrącić z tych jej rozmyślań.

spojrzała się na niego, potem w lewo, i wstała z ławki, i zrobiła krok przed siebie. - myślę o swoich siostrach. powiedziała zamyślona nadal. - a ty, masz rodzeństwo ? zapytała, obracając się do niego. najwyżej będzie mógł popatrzeć na jej nogi.

No i oczywiście na nogi się popatrzył. Ale zaraz potem spojrzał w jej oczy i wstał.

- Nie, jestem jedynakiem. Chyba nawet trochę rozpieszczonym. A ile masz sióstr?

- dużo. 4. wiesz, rodzice, chcieli mieć 5 synów, ale nie wyszło. 5 córek. niestety. a może to i dobrze. jesteśmy bardzo ze sobą zżyte. one właściwie, ze mną. ja z nimi też. jestem najmłodsza. uśmiechnęła się i zastanowiła, czy może zrobi jeszcze coś szalonego.

- Faaajnie. Pewnie w domu było wesoło. Zawsze chciałem mieć brata. Ale rodzice się nie postarali. - powiedział a po chwili dodał - masz ochotę na lodowisko?

westchnęła i popatrzyła na swoje buty. - oj było wesoło, dopóki rodzice się nie zaczęli kłócić, i dopóki się po prostu nie rozwiedli. zaciągnęła się papierosem i uśmiechnęła się teraz do jakiejś pani, starszej zapewne. - lodowiskoo ? hm, nie wiem. powiedziała i spojrzała na zegarek.

- Oj, tylko nie mów, że musisz iść - powiedział i wyrzucił do połowy wypalonego papierosa - jeśli nie chcesz na lodowisko, to możemy iść gdzieś indziej.

- a co, jeśli muszę ? porwiesz mnie i wykorzystasz w odpowiedni sposób ? zaśmiała się i wygładziła ręką swoją spódniczkę. a potem wyrzuciła za siebie papierosa.

- Właściwie to nie jest zły pomysł. - uśmiechnął się.

- ha ha ha. powiedziała z uśmiechem. - hm, no tak. powiedz, krępowałbyś się kiedy na przykład przeszłabym przed tobą zupełnie naga ? zapytała, tak ze zwykłej ciekawości. nudziło jej się chyba. i to dlatego.

- nie, nie krępowałbym się raczej. chyba raczej bym się napalił i to nieźle - powiedział wyobrażając sobie takową sytuację.