Barrio Latino

no on też, już jakiś tydzień,.. potarł dłonią o swój policzek, słuchając jej, a przynajmniej udajac. - ahaa, czyli mogę cię gnębić ile dusza zapragnie, tak? a o której muisz być w domu, czy coś? - bo spodziewał się, że jej ojciec jest bardzo rygorystyczny pod tym względem, w sensie że wracania późno, tak jak jakieś więzienie z obcego czy cos..

- mój ojciec jest nieco nadgorliwy i nadopiekuńczy, ale w gruncie rzeczy mam dwadzieścia lat i mogę robić co chcę, alan. dzięki - uśmiechnęła się tym razem do kelnera, który przyniósł ich zamówienie i zmoczyła usta w białym trunku. sama bym się w sumie malibu napiła, ale ciiii. przymknęła powieki, rozkoszując się przez chwilę przyjemnym ciepłem w gardle.

- w zasadzie wyglądasz na mniej lat niż dwadzieścia - rzucił od niechcenia, upijając spory łyk swojego dżaka z wysłużonej szklaneczki, która miejmy nadzieję, że była czysta, ale biorąc pod uwagę to, że klub był raczej lepszy niż gorszy, to czysta chyba być musiała.

- potraktuję to jako komplement - uśmiechnęła się do niego, pogodnie, ale spoko, jeszcze się nie napiła. z kolei upiła kolejny łyk malibu, zakładając nogę na nogę - masz dziewczynę, żonę, narzeczoną, coś w tym rodzaju? - bo ona nie należała do szmat, które odbijają facetów, poniekąd.

- a wyglądam na męża z piątką dzieci? nie mam ani żony, narzeczonej czy dziewczyny, hmm. - nie chciał jej gadać o tym, że on się nie nadaje do związków, bo mogłaby się cathy wkurzyć, a nóż widelec robiła sobie jakieś nadzieje, czy pisała w zeszytach 'C+A=<3'. - a ty masz jakiegoś chłopaka, czy coś?

jasne, ona nie miała nawet zeszytów.
- nie, mój były stwierdził, ze może i jestem fajna, ale na pewno nie w związkach. nie wiem jak mam to rozumieć, ale przestałam sobie nim zawracać głowę, jak moja najlepsza przyjaciółka się z nim przespała na moich urodzinach - wzruszyła chudymi ramionkami, bo sasha jest serio chuda, ale już ją lubię bo ma krejzolski awatary i mam ich 856456374563. za to valentiny wcale. no nieważne. podczas swojej wypowiedzi, ze trzy razy zdążyla upić malibu, więc już go nie było.

- ach! to naprawdę paskudne z jego strony. - chociaż alan sam robił czasami jeszcze gorsze rzeczy, ale nie będzie o nich cathy opowiadał, bo by się jeszcze zniechęciła, a póki co wydawała mu się łatwiejszym kąskiem niż clarise, którą traktował jako pewnego rodzaju hm wyzwanie. - jeszcze jedno malibu?

-,- wyjdzie teraz na puszczalską -,-
- mhm - pokiwała głową, czując że robi jej się przyjemnie ciepło, wszędzie. no cóż, wszyscy uwielbiamy pierwsze znaki po alkoholu, gorzej z tymi ostatnimi. miejmy nadzieję, że tym razem odbędzie się bez zgona i tak dalej.

;* wcale nieee.
- okeej - więc kiwnął na kelnera, który chętnie przyniósł im jeszcze, jeszcze (już nie wołam jeszcze, jeszcze, jeszczee e ./'./'./') piciu,a alan przyglądał sie dekoltowi cathy i a chciało mu się śpiewać 'aj lajk ju soł macz beta łen jur nejkeed' bo to mój hicior dnia chyba. - hmm, ładnie wyglądasz, cathy.

- dzieki - rzuciła znudzona, bo mam spierdolony humor raczej i noga mi dyga też, ja pierdolę, kurwa zw czy cos.

yhy.
- nie ma za co. - było za co, bo alan nie przywykł do prawienia dziewczętom komplementów, zwłaszcza TAKICH MIŁYCH i cathy powinna się czuć wyróżniona, więc alan przeprosił ją na chwilę i wycofał się do toalety, by tam napisać clarise, co zrobił i wrócił do niej, cathy znaczy.

okej, niby jest lepiej bo zjadłam mandarynki i jutro jadę na oxford z kartą taty, ; ) mam niby limit do stu pięćdziesięciu funtow bo 'ja wiem ile mam na koncie, patrycja'.
moja wena chyba umarła, wraz ze wkurwieniem, ale będę się starała, toteż catherine przy okazji zdążyła zapiąć ramiączko stanika, które się rozpięło :c i teraz uśmiechnęła się do alana nietrzeźwo.

i poszedl, a cathy sie zalamala ; )

więc jeff przyprowadził ją tutaj, bo było najbliżej, a on nie znał tutaj praktycznie żadnych klubów, bo w zasadzie preferował samotne upijanie się w domu z telewizorem i majkelem dżeksonem lecącym z adaptera (ukradł babci). no ale nieważne, znalazł dla nich ładny stoliczek z sofcią w kąciku i spytał, co chcą pić.

Zastanowiła się nad tym chwilę, bo miała jednocześnie ochotę na martini i malibu. Zdecydowała się jednak na to drugie, o czym zaraz poinformowała Jeff'a. Usiadła więc na sofce, zakładając nogę na nogę.
- Aaaale tu ciepło, to miłe, na dworze taki mróz - stwierdziła, stukajac opuszkami palców w blat stołu.

http://topolowka.pl/forum/viewtopic.php?t=2591 nie mogę z tego xxd
on zamówił dla siebie szkocką, czy cokolwiek, odprowadzając kelnereczkę w krótkiej spódniczce wzrokiem do baru. - faktycznie, można by tutaj zostać.. chociaż nie wiem, czy wytrzymałbym w tym dymie i całej reszcie. - czuł z pięćdziesiąt rodzajów perfum, markowych i no-name'ów, a także dym papierosowy i alkohol. iście wybuchowa mieszanka!

Lol, jakie głupi :dd.
Susannah rozejrzała się trochę, bo w zasadzie nigdy wcześniej tu nie była, by końcowo skupić wzrok na Jeff'ie.
- Jesteś z Paryża? - zapytała w końcu, odchrząkając znacząco. Uśmiechnęła się lekko do kelnerki, która przyniosła ich zamówienie, by szturchnąć też Jeff'a pod stołem stopą i mruknąć jakieś 'sori'.

kocham jak jadą na preib albo zerówkę<3
"Ja słyszałem, że Chuck Norris chodził do IB, ale nie wiem, czy to pradwa. Ktoś może zweryfikować tę informację?"
- nie mówiłem ci jeszcze? jestem z szikago. za to pamiętam, że ty nie jesteś stąd - uśmiechnął się, jeszcze przy okazji mówiąc coś, że nie szkodzi, bo faktycznie nie szkodziło. napił się swojego alko...

Czytam właśnie :d.
- Mhm, z Dublina. Moja chrzestna mieszka w Szikago. Babcia pół roku spędza z nami, choć hm nie do końca ze mną - uśmiechnęła się deliktanie, bo przeciez ona mieszkała w Paryżu, prawda - a drugie pół roku właśnie u ciotki i jej męża. Uwielbiam malibu - zwierzyła się Jeff'owi upijając łyk trunku - niezbyt podobają mi się Stany Zjednoczone. W zasadzie dlaczego przyjechałeś do Europy?

- to trudne pytanie, ale (czyli jak na ang mówiliśmy cały czas 'dac e dyfikalt kłeszczyn bat.....').. hm w zasadzie nie wiem, tak jakos wyszło. poza tym głupio byłoby zmarnować te lata, spędzone w szkole farancuskiej w stanach i nie przyjechać tu na studia, prawda? - zaśmiał się, rozpinając swoją koszulę pod szyją, było mu zupełnie ciepło, pewnie od alkoholu. - stany są paskudne.

- Huh, no fakt. Ja uczyłam się tylko dodatkowo francuskiego, prawdę mówiąc nie wiem jak się dostałam tutaj na filologię - spojrzała na szyję Jeff'a wyobrażając sobie jej zapach. To w zasadzie zajęło jej trochę czasu, więc teraz podniosła wzrok prosto w jego oczy - nie mówmy o szkole. Powiedz mi lepiej coś o twojej siostrze, jesteście bliźniakami, prawda? ;<

- tak, ale nie jesteśmy do siebie zbyt podobni. w zasadzie nie potrafię o niej powiedzieć nic specjalnego, nie spędzam z nią zbyt wiele czasu, chociaż przecież z nią mieszkam... jest zbyt dzika. a ty masz rodzeństwo? nie pamiętam, czy coś o nim opowiadałaś.. - taka zaćma niewielka, w zasadzie jeff nie pamiętał zbyt wiele na jakikolwiek temat dotyczący sus i jej życia bla bla

- Ja? - zapytała nieprzytomnie, bo jak wiemy, miała bardzo słabą głowę, a poza tym niespecjalnie umiała się skupić przy Jeff'ie na czymkolwiek - nieeee, nie mam rodzeństwa, a przynajmniej tak sądzę. No wiesz, że rodzice są sobie wierni i tak dalej. Ostatnio chcieli mnie zabrać na jakąś charytatywną imprezę do Nowego Jorku, ale byłam chora. To znaczy tak naprawdę, to nie. Ostatnim razem udawaliśmy z...Dżonym, że wyjechaliśmy na Dominikanę.

- kto to dżony? kolejny były chłopak? - spytał, mając nadzieję, że nie brzmi zbyt złośliwe, chociaż w zasadzie czuł się odrobinę zazdrosny. a może nie powinien się tak czuć? uśmiechnął się do niej znad szklaneczki,którą osuszył do reszty dwoma sporymi łykami.

Pokręciła głową. Nie byli przecież razem, nawet ze sobą nie sypiali. Poczuła jakiś niebezpieczny i bliżej niezidentyfikowany ból w okolicach serca, a raczej swojej podświadomości, na wspomnienie o Dżonym.
- Nieee, nie byliśmy razem. To w pewnym rodzaju kolega, który bardzo mnie zawiódł i hm...to tyle. Dżony jest przeszłością, całe szczęście - zapewne gdyby się teraz pojawił znów w Paryżu, sporo by namieszał, szczególnie w świecie przemyśleń Susannah.

- aha.. postaram się już nie pytać o takie rzeczy, obiecuję - obiecał, dodając coś jeszcze o tym, że chyba musi niedługo wracać do domu(spaciu)

- Taaak, to chyba dobry pomysł, powinnam spotkać się jeszcze dziś z koleżanką, która ma jakieś dziwne problemy ze swoim facetem-alkoholikiem - westchnęła ciężko, dopijając malibu, bo chyba nigdy nie była najlepszą psycholożką.

- biedna koleżanka! - stwierdził a potem odprowadził ją do domću czy coś :'(