champs-elysées

marchewki! tak a propos królików.
przestała grzebać w torbie, gdy tylko usłyszała znajomy głos dłajta. był jedną z ostatnich osób, które chciała spotkać. nie miała nastroju, żeby się z nim kłócić i wysłuchiwać milionów uwag i pretensji, które uwielbiał rzucać pod jej adresem. spojrzała na niego i sztucznie się uśmiechnęła.
- dłajt, wybacz, ale się spieszę. - hu hu, sztuczny ton, czaisz jadźkę?

władzia również.
-schudłaś - rzucił pretensjonalnym tonem, wsuwając rękę pod jej sukienkę. złapał za jej jędrny i cholernie kościsty pośladek, mrużąc oczy. skręta rzucił na chodnik i przydeptał butem. wzmiankę o braku czasu zignorował, co było chyba dla niego typowe. wyciągać jedynie esencję z rowmowy, aby sterować zdarzeniami w dogodny sobie sposób. tylko i wyłącznie - myślałem, że wyjechałaś z paryża.

- spieprzajztąręką. - wycedziła, chwytając go za nadgarstek tej właśnie dłoni, zarazem skupiając się, żeby za bardzo nie podwinąc sukienki. wolała nie zobaczyć swojego tyłka w jakiś dziwnych kronikach towarzyskich w le figaro. strzępnęła jego rękę. niewiele to poskutkowało.

-huh, bo co mi zrobisz młoda? - uśmiechnął się półgębkiem, jednocześnie ściskając jej pośladek. przekrzywił głowę i czekał na jakąkolwiek reakcję z jej strony. w myślach, dla przypomnienia, wyświetlał sobie filmik nagrany amatorską kamerą przedstawiający ich przygody na tle seksualnym.

spoliczkowała go, bo straciła cierpliwość.
- to. - warknęła i zdecydowanie wysunęła dłoń spod swojej sukienki. poprawiła ubranie i uniosła dumnie głowę, gotowa do kontynuowania swojej drogi.

lekko skołowany, bo nie spodziewał się tego ze strony dominik, złapał się za pulsujący policzek. nie przypuszczał, że takie drobne stworzenie może mieć w sobie tyle siły do wykrzesania. kiedy ochłonął, złapał ją za ramiona, dodam że dosyć zdecydowanie i pocałował namiętnie.
-2:1.

- spieprzaj. - mruknęła, pocierając dłońmi o nagie ramiona i wbijając wzrok w ziemię. to było dziwne, bo jak by na to nie patrzeć, to oddała ten głupi pocałunek.
była lekko skołowana, bo nic więcej nie wymyślę vaderze.

-nie mam ochoty - odpowiedział, uśmiechając się kpiąco. odgarnął włosy z jej ramienia i pocałował w obojczyk. i znowu. i jeszcze raz. w końcu przejechał językiem po całej jego długości i podniósł głowę, żeby spojrzeć jej w oczy - jesteś za chuda. jesz coś w ogóle, dominik?

- nie twoja sprawa. grunt, żeby ta ruda pipa coś jadła. - niemiło warknęła, sori, że przekleństwo zakręciło się jej w głowie, ojej i zmusiło to ją do oparcia dłoni na dłajtowej klatce piersiowej i przymknięcia oczi.

oczi <3 to prawie jak po japońsku. domo arigato gozaimashita!
uniósł brwi do samego nieba i objął ją nad tyłkiem, grzeczny był kiedy się zawziął naprawdę.
-generalnie, tak - odpowiedział, patrząc w jej zamknięte teraz 'oczi'.

oczi oczi.
- to, wręcz, świetnie. - odparła rezolutnie, otwierając oczy i odpychając się od dłajta. podniosła torbę, która jej z tego wszystkiego zsunęła się z nadgarstka i wcześniej wspomnianą butelkę wody. odgarnęła włosy opadające na twarz i szybko przejrzała się w jakiejś witrynie, od razu zauważając dłajta obok siebie.

który robił głupie miny. żartuję.
wpatrywał się w dominique nie z jakimś pożądaniem, raczej troską czy też swego rodzaju niepokojem.
-na pewno wszystko w porządku? - podrapał się po karku, podając jej chustę od pucciego, która zsunęła jej się z czegośtam i wylądowała pod jego nogami.

- w jak najlepszym, kurwa. - wkurzyła się, szybko obwiązując chustę wokół rączki torebki, bo doszła do wniosku, że jest gruba, czy coś w ten deseń. - idę do domu, pozdrów czerwoną lafiryndę. - mruknęła. w sumie to chyba nie powinna, bo co on ją obchodzi. a tym bardziej ta brzydka syrenka ariel, czy coś takiego.

-teraz już nie mam pojęcia o co ci chodzi, nique - patrzył na nią zdezorientowany. wsunął ręce do kieszeni dizelków i czekał. i czekał. i czekał. doczeka się? xd

- popatrz, zgadnij. - powiedziała wściekła, krzyżując ramiona i stojąc przed nim. po chwili energicznie się do niego zbliżyła i pocałowała, kładąc dłoń na karku. - 2:2 dłajt. - wymruczała, powoli się odsuwając.

pokręcił głową, bo zaczynała go przerażać prawie w takim stopniu jak w dzieciństwie buka. mruknął do chomika, kręcącego się przy ich stopach, że spadają i nic tu po nich - 3:2, dominuque - rzucił na odchodnym i zniknął za rogiem jak żubr. chomik wykonał w jej stronę gest kozakiewicza.

a więc
bezpruderyjnie [miłe słowo!] opierał się o latarnię słynącą z tego, że jest zabrana z planety latarnika wprost z małego księcia, skrzyżowane miał nawet nogi i stał nieco na prawej bardziej, to z cyklu opisy błahe, i karmił swojego tamagoczi.
miał dinozałra.

osiołek byłby fajniejszy.
dominik nie jest taka fajna i wyluzowana, między nami to egocentryczka, ostatnimi czasy całkiem wychudzona, smutne. tak więc dziewczę szło środkiem alei, paląc elephanta.

okej, przypuszczam więc, że jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności się nie znają, toteż zrobił miłą sztuczkę polegającą na odchyleniu kieszeni rurek prawdopodnie palcem zwanym wskazującym, a resztą dłoni wrzucając tam urządzonko. ruszył żwawym krokiem, który jednakże wizualnie gryzł się z szerokim ziewnięciem przytłumionym dłonią prawą i zmrużeniem oczu, notabene ja też ziewam z zamkniętymi, i uwaga wpadł na dominik. i teraz jesteśmy zaskoczeni negatywnie tą 'zaczepką' ;c
aha, i przeprosił, zapomniałabym. zupełnie wylewnie, z zagranicznym akcentem, ale nie wiem jakim, był z krainy oz, po jakiemu tam mówią? ;c

kermitowemu! podobno nie da się ziewać z otwartymi oczyma ;c
ona się nieco zachybotała? mówi się tak? w każdym bądź razie miała problemu z utrzymaniem równowagi po bliższym spotkaniu z jego ramieniem. grunt, że się nie wywaliła. chcąc-nie chcąc przytrzymała się jego jednego nadgarstka, żeby nie runąć na chodnik i dodała, że powinnien uważać jak chodzi. tym swoim nieprzyjemnym i wyniosłym tonem, ale podobno to nie boli.

kichać się nie da, ziewać można no co za niedouczone dzieci.................................. spoznania.........................................................
wy każdym razie wydało mi się mocno prawdopodobnym, że przeżył. pokręcił głową, bo był głodny, a to odruch bezwarunkowy jest taki, wcale nie kręcił głową w 'co to za młodzież' łej. odchrząknął więc, generalnie było mu głupio, nawet minimalnie się zarumienił i zmarszczył czoło, obserwując jej twarz w poszukiwaniu poważnych obrażeń. odetchnął z ulgą i wcale się nie odsuwał, skoro go trzymała, booo boo feromony, tak?
-hej, spokojnie, a jeżeli jesteś w mtv wkurza? albo mógłbym być też jezusem w ziemskim przebraniu i właśnie straciłaś wejściówkę do nieba.
nie pogroził jej palcem.

a w dżoju napisali, że zakościelny nie ma fajnej klatyyy. poznań to kupa..................
uwaga o jezusie w ziemskim przebraniu zbiła ją z tropu, mnie zresztą też.
- gdzie zgubiłeś trzodę owieczek? - zapytała, zaglądając za jego plecy, bo rzeczywiście małych włochatych pudełeczek z czterema nóżkami nie było. dodajmy, że puściła jego nadgarstek.

zakościelny.... hm.... nie wiem jaką ma klatę. zresztą zawsze wyznawałam tego, no, wiesz, xd.
nawet nie namyślał się jakoś wyjątkowo długo nad odpowiedzią, biorąc pod uwagę fakt iż sprytna z niego bestia była i to całkiem szybko myśląca. dziękuję, skończyłam.
-to była taka przenośnia, a interpretujący biblię źle zrozumieli te owieczki. od kilkuset lat usiłujemy z mym ojcem sprostować ten nieprzyjemny epitet, - chociaż to nie epitet, ale tak mi się wpasowało, wielokropek. - ale już chyba nie ma sensu, wiesz, pan mym pasterzem i tak dalej. - nieświadomie, jasne!, wziął ją za dłoń i zaczął iść, wiesz, bo głupio jednak tak stać.
aha, warto wspomnieć, że nie miał zamiaru jej nigdzie zaciągać, biorąc pod uwagę fakt, że aktualnie dorabiał jako dżizas krajst.

chyba wiem, xd.
pomyślała, że brakuje jeszcze tylko tekstu, że wezmie ją do nieba skoro dżizas krajst, ale na całe szczęście nie zabłysnął takową dawką polotu artystycznego. tak więc szła obok niego, zastanawiając się, czy powinna uwolnić się z uścisku, podczas gdy on rozwodził się nad postacią mojżesza, xd. i nie chciało jej się specjalnie ciągnąć jezuskowatego temaciku </3, więc jedynie, ale jakże sympatycznie!, uśmiechała się do niego, udając zainteresowanie.

-okej, więc .. - zamrugał osiemnaście razy, nagle zatrzymując się. chcialam napisać 'zatrzymując swój sprzęt' ale do tego jeszcze się nie posuwajmy może. przekrzywił głowę, przyglądając jej się z łobuzerskim [!] uśmiechem. - hm, nie znam nawet twojego imienia.
gorzej, jeżeli miała na imię maria kaczyńska.

albo anna maria , jak ta sędzia ?
- domique. - powiedziała i dygnęła, co jest kretyńskie, ale mi się czasami zdarza, xd. - i nie lubię jezusa. - dorzuciła na sam koniec, bo poziom mojej kreatywności spadł do zera, bo idę do fryzjera i ciężko przeżywam to, że pewnie wyglądać będę jak dziecko z autyzmem. i tego-ego, piszę niby coś, elo, ale tak średnio iwsowatego chyba to jest.
BOSZ.

wesołowska jest seksy! boshhhh! daj adrez. ja mam nowe opko, tutaj, xd.
- ładnie. - nie znał żadnej sławnej dominiki, tylko dominikę jakąś tam, co gra martę z 'm jak miłość', ale wolał nie przytaczać tego przykładu. chyba i tak wyszedł już na frajera. moja koleżanka chce się obciąć na chłopaka, ale powiedziałam, że będzie wyglądała identycznie jak jej brat i już jej się odechciało. a moja siostra zrobiła się na bląt. rzal pijel. w każdym razie zmierzwił włosy, dokłądnie to grzywkę, długą i czarną, prawdopodobnie, a może brązową, jezu, xd. - to znaczy imię, bo pozwolisz, że nie będę kontunuował tematu religijnego. nikodem. - chyba powinien zasalutować, żeby było 'po równo'?

jezu xddd masz.
- nie, może lepiej nie. nikodem? - pomyślała o dyzmie, ale to debil chyba był, na dodatek z twarzą pazury pofarbowanego na rudo. - lubisz szpinak i mieszkasz na montmatrze? - strzeliła, szpinak pewnie wziął się z jego zielonej koszulki z napisem 'ajm kajnd of e big diil'!
nie wiem zupełnie co pisać yy ;cc

Safari nie mógł otworzyć strony „http://nantes.mylog.pl/”, gdyż serwer nie odpowiada.
:cc zobaczę później.
podrapał się po główce, bo i cóż, dominique wydawała mu się nieco dziwna z tymi swoimi pytaniami. ale z racji, że on był chyba pod tym względem jeszcze gorszy to doooprawdy nie miał zamiaru uciekać jak dżulia roberts w uciekającej pannie mlodej. poza tym nie widział nigdzie ołtarza.
omatko.
-hmm, w zasadzie mieszkam na concorde. to znaczy w okolicach. od dwóch tygodni, mogę ci pokazać moje mieszkanie xd-lepsze to niż 'mogę ci pokazać moje auto'. i na pewno nie miał na myśli jakiś zbereźności, skąd znów.-nie lubię szpinaku, mam traumę z dzieciństwa.