jardin des tuileries.

palił cygaro, bo to krejzolsko i siedział na ławce, koło młyna. ten młyn przypomina mi londą aj </3

blanca przechodziła tędy, bo było jej po drodze do domu. wracała z porannych zakupów z ciężkimi siatkami i gdy zauważyła, że siedzi tu manchester miała ochotę schować się w krzaki ;x.
mi też przypomina london eye, ale skąd wiesz że to młyn?

bo widać, przecież. ;d kogo masz na blankę?
on jej nie zauważył, bo właśnie oglądał playboya, wydanie amerykańskie, miał prenumeratę. poprawił kołnieżyk różowego polo i uśmiechnął się do długich nóg, alessandry ambrosio.

nie pamiętam! ;d
blanca myślała, że uda się jej przemknąć niezauważonej, kiedy, achhhhh, pękła siatka i rozsypały jej się zakupy ;c. zaczęła je więc zbierać, najszybciej jak się dało...

podniósł wzrok, całkiem niechętnie. z początku pomyślał, że to pewnie jedna z tych orkopnych służących jego kolegów, ale zaraz się zamyślił. aha, znał ją. odłożył na bok gazetę i wstał, poprawiając czarne rurki. ruszył w jej stronę, z nadzieją, że nie ucieknie.
- cześć - powiedział wesoło, wbijając ręce w kieszenie. stanął nad nią, patrząc tak jakoś władczo.

miała ochotę uciec, ale miała wrażenie, że i tak by ją dogonił. a poza tym kupiła drogą szynkę na śniadanie, a blanka jadała szynkę tylko w piątki.
- hej - mruknęła niechętnie, lustrując go spojrzeniem. wkładała właśnie paczkę tamponów do siatki, miała okres!

- co ta? - zapytał, jakoś tak dumnie stojąc, z tymi rękami w kieszeniach. ale zaraz schylił się i pomógł jej wkładać zakupy do siatek, bo miał dziś dobry dzień, to pewnie przez to, że wczoraj przeleciał jakąś dziewczynę w lit lounge.

okej, w tym momencie blanka uznała, że menszester ma coś ze sobą, skoro dotąd jej jeszcze nie zgwałcił ;x.
- nic specjalnego - burknęła, choć miała ochotę skłamać, że umówiła się tu z chłopakiem, czy coś.

w końcu oboje, wspólnymi siłami, pozbierali wszystkie zakupy i manchester wziął nawet jedną z siatek, pewnie z powodu takiego, a nie innego, iż wiedział, że blanca bez siatek sobie nie pójdzie. poprawił marynarkę, a zaraz ją zdjął, stwierdzając, że jest ciepło.
- ahaaa - przytaknął powoli, przyglądając się jej twarzy.

- huh, to ja już może pójdę - powiedziała, wyciągając rękę po siatkę, którą on trzymał. i przestraszyła się, że zdjął marynarkę xd.

- odprowadzę cię - powiedział stanowczo, z naciskiem ogólnym na oba słowa, ale uśmiechnął się, bo miał wrażenie, że blanka się go boi. ciekawe dlaczego.

- noooo dooobrze - zgodziła się po chwili zastanowienia, wiedziała, że tak czy siak menszester by ją odprowadził. - skoro chcesz - dodała, drapiąc się po karku.

- to hm, prowadź - skinął powoli głową, obserwując ją uważnie. okej, wcale nie żałował ich ostatniego spotkania. to wszystko wina tego, że nie był przyzwyczajony do tego, że jakaś dziewczyna mu się opiera.

i zacznę!

leżała na mokrej trawce, nadal. nie miała siły się podnieść. przyglądała się gwiazdom, myśląc o fabienie i o ich związku.

więc oto i jestem. szedł całkiem cicho i całkiem nieuważnie, bo hej, kto normalny leży na mokrej trawce w środku nocy?! przeleciał przez estelle, co właśnie taką mniej normalną osobą była. zaklął pod nosem, jak uderzył się ramieniem w krawężnik, co tam dalej był. ;c

pokręciła głową, jakby dopiero teraz, właśnie teraz się obudziła. a może i tak po części było, już nawet zapomniała o spotkaniu z renee.
- hej, uważaj trochę! - syknęła, średnio uprzejmie, po czym podniosła się na łokcie - pascal!


/bo oni chodzą do jednej klasy tudzież szkoły, także muszą się znać.

on jej nie widział, bo dalej z twarzą w stronę chodnika był skierowany! - cześć, hej. czemu nie śpisz w domu? - zawsze zadawał głupawe pytania, chyba. xdddddd w każdym bądź razie po chwili rozkminek z własnym umysłem poderwał się na nogi i przyjrzał dziewczynie. - hm, nic ci nie jest? żyjesz? to fajnie!

- żyję, jasne, że żyję. po prostu odpoczywam, wracam z imprezy - pokiwała głową w tył i przód - a od juta znów szkoła, co? co robiłeś w wakacje, nie widziałam cię w mieście!

podrapał się za uchem, podszedł bliżej, bo już był pewien, że to miła estelle, a nie pryszczaty kosmita, który zrobi mu niemiłe badania! - byłem w afryce, tam gdzie moja ciocia ma ten rezerwat. - aha, jego ciotka jest zupełnie zwariowaną osobą. śpi w hamaku, a wokół niej lwy, pawie i inne dziwne zwierzęta, które zdołała do siebie przyzwyczaić. pije różne napary i chodzi boso! to zupełnie damska strona takiego cejrowskiego, czy coś. pascal wsunął dłonie do kieszeni jeansów i zadał to samo pytanie estelle, a zasadniczo tylko pierwszy jego człon `co robiłaś w wakacje!`. xd

- byliśmy z fabienem na ibizie, a potem z gee i ojcem w san francisko, na pokazach. ale nie pytaj jakich, bo naprawdę nie wiem - powiedziała, ziewając. poprawiła nawet włosy, które ciągle wpadały jej do oczu.

-i jak na tej ibizie? - wbił wzrok w czubki swoich boski butów, na których widoczne były kawałki mokrej trawy. kolana też miał brudne. ach, ten upadek!

- świetnie. za rok musimy wybrać się tam wszyscy, albo chociaż na weekend - zaświergotała wesoło - wieesz, ja już pójdę, może doczłapię się do domu. nie chcę mieć jutro worów pod oczami, od niewyspania i tak charlie będzie miała, przez ten lot! - cmoknęła go w policzek i poszła do domu.

on też poszedł, bo przypomniał sobie, że juuuutro do szkoły. nie żeby go to cokolwiek obchodziło, ale wiecie! pierwsze wrażenie. aha, ale z piersiówki sobie pociągnął jak tak szedł do domu. nieważne. ;c

Siedziała sobie tutaj na ławce, czytając książkę, i paląc papierosa. Obserwowała sobie ludzi, a ten młyn jej coś przypominał.

Przechodził obok, ręce miał w kieszeniach i rozglądał sie w koło.
Zobaczyła śliczna dziewczynę i przysiadł sie do niej.
- Cześć jestem Vince. A ty?- spytał uśmiechając się.

Zaskoczyło ją trochę to że ktoś się do niej przysiadł. Ona zawsze była samotniczką. Wydukała więc jakieś zdanie, zaciągając się papierosem.

- Emm... Alexia. Miło mi. Uśmiechnęła się również.

- Skąd jesteś?- spytał z ciekawości.

Zamknęła książkę i odłożyła ja na bok. Zaciągnęła się znowu papierosem.

- Wiesz, ciekawski jesteś. Uśmiechnęła się. - Z Tokio. Odpowiedziała zdawkowo może trochę.

- Ja jestem z Los Angles. Słyszałaś może o mojej ciotecznej siostrze?- spytał patrzac gdzieś tam.

"Super" - pomyślała. Zastanowiła się co mu odpowiedzieć. - Nie, bo jej nie znam. Tak jakby nie znam Twojej rodziny. Powiedziała wydychając dym z papierosa.

- Szukam nie jakiej Hilary Duff. Moja mama a jej ciocia powiedziała mi ze ja tu znajdę ale nie wiem...gdzie jej szukać. Podobno gra w jakimś filmie...- odparł popijając cole, która miał w reku.

- Hilary Duff. Emm.. Nie znam, niestety. Nie pomogę Ci. Zaciągnęła się papierosem. - Powiedz, mi... Vince, masz kogoś ? zapytała się, bo chciała zmienić temat.

Popatrzyła na zegarek, wzięła książkę i bez słowa sobie poszła.

siedziała na jakimś murku, uważając, żeby za bardzo nie zbliżyć się do odchodów gołębia. i pachniała truskawkowym czupa czupsem, którego miała w ustach, jednocześnie zassysając policzki. od wewnątrz oczywiście.