jardin albert kahn

konar xd nucił sobie zbereźną piosenkę pod nosem siedząc na tym czymś co ma głowę konia albo kota, aczkolwiek nie do końca się orientuję, bo dziwny ten obrazek i ta rzeźba też. i palił skręta, niedobre dziecko ;c

a bi, właśnie zabłądziła ;x bo to tylko bi. więc przechodziła tamtędy paląc papierosa numer 96897678. odgarnęła nerwowo włosy za głowę i podeszła do niego, wcześniej rzucając papierosa na ziemię i gasząc go podeszwą nowego dżejkobsa.
- nieee e, wiesz może którędy dojdę w stronę sorbony? to strasznie wkurza, że nie wiem gdzie co jest - mrukęła, poprawiając nieco sukienkę.
ale fajnie mam dziś wenę, to pewnie przez to, że cintia nie chciała grać i wpadłam w depresję przez to. czytałam aż z tej depresji opka.

bi to jak biseksualistka. przez cintię wszyscy mają depresję, bo jak ona chce grać to my musimy!!!!! xd
-nie mam bladego pojęcia-mruknął, wpatrzony w ziemię, bo właśnie, żeby było oryginalnie, piętą konwersa niebieskiego w kratkę gasił swojego skręta, potem podniósł głowę i wyszczerzył się, bo ostatnio bardzo lubię lejton a ty masz brzydkiego avatara-och, ale możemy poszukać, po co ci sorbona?

no xd nie zwracam już uwagi na to, że mam brzydkiego awatara, bo ty zawsze tak mówisz.
- teoretycznie tam studiuję i tak się składa, że przez dwa tygodnie mieszkania w paryżu, byłam na JEDNYCH wykładach, to chyba źle, conie? - spojrzała na niego kątem oka, uśmiechając się do tego czegoś na czym siedział.

bo jestem artystką! okej, nie jestem, ale avatary musza być seksy ; d.
http://community.livejournal.com/thisplacehotel/27695.html#cutid1 tu są ze cztery ładne.
-źle z tobą, jeżeli myślisz, że TERAZ ktoś jest na wykładach-spojrzał na nią, nadal z dołu, jakby urwała się z choinki-jesteś z rosji czy coś?xd.

oho, faktycznie to nie ta pora, hahaha. sorry pizga mi dzisiaj coś, to przez daniela i przez to, że się odezwał.
- nie, dlaczego? - spojrzała na niego, mrużąc oczy. wyjęła paczkę papierosów z torebki i wysunęła w jego stronę - aha, fakt, strasznie późno się zrobiło.
odrzuciła włosy za plecy, patrząc na niego trochę tak bezradnie.

a co z tym danielem nie tak? albo tak.
wziął jednego camela z jej paczki i wsunął za ucho. posunął jej się, żeby usiadła, to była calkiem spora osoba, biorąc pod uwagę, że connor miał chudy tyłek. i notabene seksowny. i kościsty. nieważne.
-to podobno szalenie fajne, takie życie we własnym czasie-zauważył, bo był po tym głupim skręcie-connor.

- możliwe, tylko czasami zajebiście uciążliwe. no wiesz ludzie nie lubią spóźnień, a ja zawsze tak na oko strzelam, że może zdążę - opadła obok, blisko niego, bo tak właśnie jej się podobało. stwierdziła, że connor ładnie pachnie, więc przysunęła się też nieco, wyciągając nogi przed siebie - blair.
hm cos tam kręciliśmy, z tydzień temu potem on przestał się odzywać. jakieś swoje foszki pokazywał, no to ja sobie myślę, fakof, a dziś nagle się odezwał i nie wiem czego on chce. on pewnie też.

jezu, ty masz dziwnych tych chłopaków. ja jak z kimś jestem to sprawa jest jasna -,-
-huh, strzelasz na oko-zastanowiło go trochę te stwierdzenie, a dłonią prawą, czyli tą po jej stronie krążył po jej ramieniu, tak konkretnie to palcem wskazującym. miał fetysz kobiecych ramion, szczególnie o poranku i po stosunku, lubił wiosnę-to fajne określenie. nadużywam słowa 'fajnie', nie martw się, wiem o tym. więc, moja droga blair, zawsze krążysz po parkach w poszukiwaniu przewodników?
luźne pytanie. i chyba retoryczne.

mam być z każdym chłopakiem, z którym kręcę? bo ostatnimi czasy trochę ich się nazbierało, wczoraj żaliłam się goś'owi, że to za dużo nawet. :C ale daniel to daniel.
- okej, ty też jesteś fajny - zamrugała do niego, całkiem seksy. spojrzała chwilowo na jego rękę, a raczej palec wskazujący, czyli dokładnie tak jak mówisz i uśmiechnęła się, podnosząc wzrok, na jego oczy już - zawsze, o tej samej porzy, to znaczy jak dobrze strzelę, na oko, no wiesz.

jak chceeesz.
-no wiem-chociaż 'no' nie jest fajne i generalnie mnie wkurza, jak ktoś do mnie pisze 'no'-to też wiem, że jestem fajny-a blair miała ładne obojczyki, jak się nieświadomie chyba nachylała-w każdym razie, co studiujesz?
jakby go to obchodziło.

odgarnęła włosy za ucho i przyglądając mu się przez chwilę, krótką, roześmiała się, raczej perliście.
- żartujesz, nie? czy robisz ze mnie kretynkę? - spojrzała na niego, uśmiechając się już tylko, jednokącikowo - nie sądzę żeby cię to interesowało, jezu, to nie ma znaczenia - pokręciła energicznie głową, a jej ręką, prawa, również mimowolnie opadła na jego udzie, po którym zaraz go głaskała - prawo.

-okej, więc powiedz od razu, że wolisz iśc ze mną do łóżka, niż rozmawiać o nauce-uniósł prawą brew, przyglądając się jej profilowi.

- to ty powinieneś to powiedzieć - pouczyła go, puszczając oczko, ale zaraz znów wybuchnęła, czy tam wybuchła śmiechem. word mówi, że wybuchła, a na opkach piszą wybuchnęła - ale okej, chcę pójść z tobą do łóżka, fajnie?
podrapała go za uszkiem.

po prostu się roześmiała.
-bardzo fajnie, szczególnie odkąd dowiedziałem się, że jestem zarażony wirusem hiv i żadna dziewczyna nie chce ze mną sypiać-szepnął jej do uszka, które zaraz potem przygryzł, to znaczy płatek, całego do ust nie wziął, to nie prostytutka z dużym doświadczeniem, z rozwarciem wszystkich otworów na dwa metry.

odepchnęła go trochę, nadal się śmiejąc.
- jesteś zajebiście zabawny - zamrugała z trzy i pu raza, by zaraz pogłaskać go po zupełnie miłym torsie paznokciem, długim, bo ja lubię długie paznokcie i oczywiście wszystkie moje postaci mają długie paznokcie. jutro angielski, to pewnie będe znów w czytelni, ale hot - to możesz mi nie wiem, wylizać. a potem ja tobie, zgoda? nigdy nie lubiłam biologii, ale śliną chyba się nie przenosi?
uniosła obie brwi, zjeżdżając ową ręką w dół po jego klatce piersiowej aż do hm bogatego krocza, prawie tak bogatego jak krocze mojego sebastiana. to znaczy już nie mojego.

-przez plemniki się przenosi, niedouczona dziewczyno, rzeczywiście przydałaby ci się sorbona-nie to, żeby był niemiły, po prostu mu się spodobała taka zabawa w udawanie.

- oho, odezwał się z pewnością ukończyłeś filozofię, co? - przymruzyła nieco powieki i pacnęła go w udo, jezu udo to jak pies ==' msunęła ustami jego policzek - nie lubię cię już - wychrypiała mi do ucha, uśmiechając się do jego ramienia, aha.
dokończymy jutro, dobra? :c w ogóle kocham cię bardzo, bo uleczyłaś dziś moją depresję, buzi buzi, bo ja idę do adriana, on ma doła, potrzebuje mnie.

a to kamienne coś na zdjęciu to..?
w każdym razie ginger siedziała z wyciągniętymi nogami, oparta o to właśnie popijając kokakolęziroł, bo awatar mnie zainspirował.

po szkole już był,zmeczony dosc widocznie bo nudne lekcje i te sprawy,wiadomo jak to jest ale musiał wybrac się na spacer bo miał zamiar kupic jakieś lokum,fajne słowo,mam na mysli apartament w seksy wieżowcu,czy coś. jak już mowa o inspiracji to usiadł nieopodal na trawce i rozmyślał.

spojrzała na niego i przygryzła dolną wargę, przechylając głowę. podkurczyła jedną nogę i posmyrała się po łydce. nie wiem czy to coś oznacza w języku niewerbalnym. może weź mnie tu i teraz, bo jesteś rajanem tajlorem, xd.

zboczuszku mały.
obrócił się i zerkał sobie na nią,niby przypadkiem całkiem,że niby jest tak szalenie zainteresowany drzewami i jakimiś małymi ptaszkami,co sobie fruwały,generalnie jakby ktoś go ujrzał to by pomyślał,że jest miłośnikiem przyrody. a tak to był tylko zwykłym pasjonatem kobiecych nóg,czyli że smutne acz prawdziwe. oblizał wargi,bo mu się nagle pic zachciało.

jak na złośc, ginger pociągnęła kolejny łyk z zadowolonym uśmiechem na twarzy. obok niej leżał Wielki Gatsby i bodaj Lolita. Ach, kochamy wrzesień za nagły zastrzyk kultury.

ej,lubie gatsbiego,serio.
popatrzył wyczekująco,może sama to zaproponuje,przeciez nie bedzie sie prosił,albo cos. - heeej? - wykorzystał plan a czyli 'udajemy,ze sie znamy'.

-heej? - odpowiedziała pytająco i odstawiła puszkę koli ziroł na trawę obok siebie, w celu zabrania się za wiązanie swojego niebieskiego disi za kostkę.

- chyba cie z kims pomylilem. - wyznał skruszony i wogle. chociaz w sumie faktycznie kojarzyla mu sie z jego gimnazjalną lowe,isabell.

przyjrzała mu się i zmarszczyła brwi, wstając.
-to ty, antoine? - zapytała, wsuwając ręce do tylnych kieszeni swoich rurek.

- hm. tak? - zapytał niepewnie. dla niej może byc nawet antonim,jemu to nie przeszkadza. - twój eee. kolega,tak.

uśmiechnęła się promiennie i rzuciła mu na szyję, bo taki właśnie miała kaprys, dlatego hihi uznała, że może być antonim, chociaż żadnego nie znała w rijaliti. wciągnęła miły zapach jego perfum i wymruczała mu w kark coś na kształt 'łał, dawno cię nie widziałam, ant'.

- stesknilem sie rowniez. - zaskoczony nagłym przepływem emocji tejze dziewczyny,nazwijmy ją isabell,usmiechnal sie dosyc promiennie sam do siebie i ją poprzytulał. hej,w koncu sie znaja,no nie.

odsunęła się i trochę zakłopotana założyła za ucho pasmo włosów. rzuciła mu przelotne spojrzenie i zastanowiła się co dalej. zerknęła na swoje książki, koło których kręcił się ratlerek w sweterku burberry.

- myslalem,ze sie juz nie spotkamy od tamtego pamietnego...spotkania! - wysilil sie na radosny ton,bo przeciez tak na prawde nie wiedzial,jak ją 'poznał'. - to twój? - pokazał na pieska. - uroczy.

-nie. i mam nadzieję, że nie obsika lolity - omatko! zmarszczyła brwi i posmyrała się po potylicy chyba. nie mam wenki już

- zostaw mi numerek. - w sensie komórki czy czegokolwiek,tylko nie numer buta,bo mało uzyteczny. aha,no oczywiscie poprosił ładnie.

siedział na figurce ;c i nic.

siedziała oparta o figurkę tyłem do niego i czytała jakąś gazetę. przeglądała raczej. zastanawiam się czy nie założyć bjanki łan mor tajm. ej, znali się czy tak czy nie?

znali się od stu lat i włąśnie się pokłócili o jakąś pierdołę i jak gówniarze lat dziewięć usiedli plecami do siebie coby ukazać światu wzajemną niechęć, se-se-se. podrapał się po nosie i zapytał, czy długo jeszcze będzie zachowywała się jak sześciolatka?

-tak - prychnęła, odkładając gazetę na bok, żeby spojrzeć na niego przez ramię. a była zła zaa aa to, że kejd nie powiedział jej że wrócił, a wpadła na niego zupełnym przypadkiem w kolejce w kiosku, kiedy ona kupowała nylon, natomiast on zawstydzony pytał o kondomy.

bo obiecał dla kolegi kupić ekstra smal to się wstydzil. wstał i tak cwaniacko i sprytnie przeskoczył zwierzaka znajdując się wreszcie z suz w pozycji takiej a nie innej [!] że ona byłą między jego nogami, a on trzymał ją w talii, mocno, sori, to kejd. - suuuz, nikomu nie powiedziałem, że wróciłem, nie gniewaj się już ;cc!

-gniewam się, kejd - powiedziała patetycznym tonem, bo właśnie oglądałam spadkobierców, a ton dorin zawsze mnie rozczula. ale nie ruszyła się z miejsca! bo mocny dotyk kejda nie bolał przez całe życie! ba, uwielbiała kiedy trzymał ją w objęciach przywodzących na myśl edwarda nożycorękiego. i chociaż matka zawsze powtarzała jej, żeby trzymała się od niego z daleka, bo to ćpun i manipulator, susanne wracała do niego jak bumerang, żeby pograć w simsy! a potem zniknął! zniknął bez śladu......................i nie wiem xd.

mogła poprosić veronicę mars o pomoc. - okej, więc pytam, jak długo jeszcze i co mam zrobić, sus? - odgarnął jej włosy z karku, przyglądając się swojemu jej ulubionemu pieprzykowi. na karku właśnie.

-nie wiem - odpowiedziała szczerze, bo nie miała pojęcia. nawet wzruszyła ramionami i odwróciła się przodem do niego, przez ramię. uśmiechnęła się, co być może było znakiem na to, że właściwie już nie jest zła chociaż jeśli chodzi o suzan, nigdy nic nie wiadomo. nieprzewidywalne z niej dziecko. ja chcę na manu chao we wrocławiu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!