korytarz, ale mały.

bardzo nawet.

Pattrzcie, jaki był fajny, przyszedł i się rozglądał po korytarzu.

Czas chyba wbić, więc wbiła - patrz, jaki rozbudowany post. - Elliot, cześć, dawno cię nie widziałam.

- No cześć, ja ciebie też - stwierdził, szukał jakichś kurtek, które mógłby przeszukać, bo był kleptomanem =d. Okej, albo i nie był, podrapał się po ramieniu, całując wcześniej Del w czółko. - Idziemy do ludzi?

-Idziemy do ludzi - pokiwala glową, bo wiedziała, że jest kleptomanem xd Okej, żartuję, zacznij.

czyli ja miałam zacząć, tak? dobra, nieważne!
przyszli tutaj, zwijając jakiś alkohol, niechcemisiewymyslacjaki. usiadła na ziemi opierając się o zimną ściane, bo niestety zazwyczaj są. musiała znieść zimno, którego nienawidziła. trudno.

usiadł koło niej pijąc alkochol prosto z butelki, czy tam gwinta jak wolisz, ogólnie rzecz biorą rozbolała biedaczka głowa, pocałował w policzek karmen.
- tutaj przynajmniej nikt nas nie podepta, chyba

- najwyżej będą musieli nas zeskrobywać z podłogi - uśmiechnęła się biorąc od niego butelkę, no bo co, nie podzieli się? napiła się dużego łyka, dawno nie piła tak nawiasem i zdjęła buty bo ile można na obcasie chodzić - huh, przychodzisz potem do mnie?

- to byłoby nie miłe, a przecież to całkiem milutka impreza - wyszrzeczył się, zabierając jej ponownie butelkę - możemy, o ile uda nam się trafić - zaniósł się śmiechem.

- najwyżej uśniemy na jakiejś ławce! - to nie byłoby przyjemne z drugiej strony. panie żuuulu co pan do chuja wacława wyczyniaa xd przypomniało mi się tak jakoś co do spaniu na ławce - nie, to nie byłoby fajneeee - zmarszczyła brwi i położyła mu głowę na kolanach.

gładził jej włosy, przyklapując je a'la lizus.
- jakoś sobie poradzimy, może jakiś miły taksówkarz przyjmie Cię jako zastaw - uśmiechnął się szeroko.

- chcesz mnie oddać jako zastaw? - zrobiła obrażoną mine, huh - ja się ich boje. pewnie mają gromadke dzieci, są obleśni, piją co wieczór setkę do kolacji, potem jadą rano do pracy i przewoza ludzi. powinni im robić jakieś kontrole czy coś takiego... - po alkoholu robiła się bardzo rozmowna i umiała wypowiedzieć się na każdy temat. a to, że nie wiedziała co zrobić z nogami to inny temat, conie.

- no pewnie, ale nie martw się będziesz miała nalepkę na czole brzmiącą pod hipotekę - roześmiał się gładząc dalej jej głowę - taksówkarze, nie wiem czy nie traktujesz ich za bardzo hurtowo - mrugnął do niej.

- może i tak. nie wiem - przewróciła się na plecy, bo dajmy na to, że leżała na boku (napisałam bogu ;x okej) - mam do nich uraz bo trafilam na pijanego i takie tam - machnęła ręka, typu 'nieważne' i wzięła butelkę. miała się nie upić, nie umie dotrzymywać obietnic co do samej sobie.

- ja bym zgłosił to na policję, przecież mogliście wjechać w drzewo, czy jakiś inny obiekt nie latający -zamyślił się uśmiechając się do niej szeroko.

- nie pomyślałam o tym - uśmiechnęła się i znów położyła głowę na jego kolanach. oddała mu butelkę i wymamrotała coś, że nie będzie już piła, no i miał połowę dla siebie!

i ja takie 20 min zetwu, idę na ogródek słuchać, skoro mogę mieć za darmo koncert, nie.

gładził jej włosy, ciąg dalszy, przyglądał się z góry jej twarzy.
- przynajmniej ja muszę być trzeźwy - roześmiał się, bujać to my, ale nie nas, kochany.

- ale ja jestem trzeźwa, prawie, dobra - uśmiechnęła się i wstała bo jednak trochę ciągnie od podłogi. usiadła, kładąc głowe na jego ramieniu i całując go w szyję, mru. swoją drogą też dawno nie paliła, ale to się wytnie.

miał ochotę zapalić, ale jakoś nie miał w zamiarze zadymić czyjegoś mieszkania, więc wzruszył ramionami - jak chcesz.

- masz jutro jakieś wykłady czy coś podobnego? - podrapała się po głowie z lekkim zakłopotaniem bo jej się przypomniało, że ona ma chyba jakiś. nieważne. bo to środek tygodnia i tinturintu. i założyła buty jeszcze.

- nie, chyba, chociaż nie jestem pewien, najwyżej nie będę miał - wyszczerzył się, po czym zaplątał dłoń w jej włosy, żeby romantyczniej było, cnie, ale jakoś sobie poradził, a ilość jej włosów nie zmniejszyła się znacznie, chyba, że zwiększyła.

takie czarymary. ale jej się do peruki nie zanosiło w każdym razie.
- wtedy panie z sekretariatu będą Cię gonić! - zaśmiała się. a z tej okazji, że nie spała calą noc, no może z godzine, zachciało jej się spać. ciekawe. przytuliła się do niego, bo zimno i takie tam inne czynniki. 'jak pingwiny!'.

- chyba, że wracamy już do twoich nieskormych i całkiem nie czterech kątów, ale chyba już nie twoich - uniósł brwi, spoglądając pytająco. lowe. pingwiny.

- hmm, jeszcze moich, nie sprzedałam ich i chyba nie mam zamiaru. znaczy wiesz, będzie stało puste - uśmiechnęła się. no bo w końcu jej mieszkanko, a jakby wynajęła to taka co śmieci zbiera? fuj! - jak chcesz jeszcze zostać to zostajemy - poprawiła sukienkę bo coś z nią nie tak było. z sukienką, nie karmę.

- ja bym już poszedł, chyba, że idziemy jeszcze po coś do picia? - uniósł brwi.

pokiwała przecząco głową i odgarnęła włosy z buzi.
- jaa już nie, chyba, że tyyy - uśmiechnęła się i spojrzała na swoje buty zastanawiając się po co je założyła. znaczy czemu akurat te.

faktycznie miała wielki problem to rozwiązania, zagadka wprost dla panny Marple.
- więc chodżmy - zacznieeeesz.