hotel :3

na pewno seksej.

uhu! więc diego i mariette przylecieli zapewne tutaj. to był hotel djfhfyuggbfc, bo nie chce mi się myśleć jaki mógł być.
- podróże potrafią wykoooończyć człowieka - stwierdził sennie diego, odstawiając swoją walizkę i rzucając się na mięciutkie, dwuosobowe łóżko.

no więc marjet stwierdziła, że idzie się przebrać, bo czuła się zajebiście nieświeża i zmęczona, także zamknęła się w łazience, ale wcale się nie zatrzasnęła, mając nawet nadzieję, że diego jej tam wejdzie w momencie, kiedy będzie zupełnie naga i tak dalej, a nie zaśnie na tym łóżku, by obudzić się dopiero na noc i ją przelecieć.

diego pomyślał sobie, że musi jakoś zapracować na to, by przelecieć mariette, jakkolwiek nieładnie to brzmi. w każdym razie, śpiewając pod nosem, obowiązkowo nelly furtado, otworzył walizkę, wyjął z niej świeże bokserki i koszulkę, by przestapić próg łazienki.
- hm, hm mariette? - zagadnął, obejmując ją ciasno w talii, raczej od tyłu, bo wtulił nos w jej puszyste, jasne kosmyki - byłaś kiedyś w szwajcarii?

poczuła całkiem miłą, ciepłą falę dreszczy, rozchodzącą się po całym, dosłownie całym jej ciele, była aktualnie jedynie w cienikch, koronkowych, czarnych stringach i dopasowanym do całości staniku bez ramiączek, bo nie miała aż takich dużych cycek, żeby musiała nosić te z ramiączkami, aczkolwiek je nosiła, bo te można najcześciej spotkać w sklepie.
- nie, jakoś nigdy nie wystawiłam nosa poza francję - skłamała, bo owszem, była, w szwajcarii, niemczech, polsce, usa, egipcie, na majorce, wszędzie prawie, hyhy. ale chciała, żeby poczuł się w obowiązku!

uśmiechnął się, bo właśnie poczuł się w obowiązku, jak to ujęłaś, by podrapać mariette delikatnie po płaskim, prawie, że wklęsłym brzuszku. żadnych fałszywych ruchów.
- więc proponuję nie wiem, wycieczkę krajoznawczą, możemy potem napić się grzanego piwa albo cokolwiek sobie zyczysz, księżniczko - dobrze, że nie musiał zwracać się per księżniczko, do swojej kuzynki, której ojciec był królem hiszpanii.

- nie mów do mnie księżniczko, bo czuję się jak lalka barbie księżniczka - parsknęła, odwracając się w jego stronę, by wspiąć się na palce i przelotnie musnąć jego dolną wargę. wyswobodziła się z jego objęć, by ubrać obcisły, dopasowany gorset, a do tego spódniczkę, nie mniej obcisłą, ale za to nie tak znowuż bezpruderyjną, bo do kolan. - okej, możemy w sumie zrobić sobie wycieczkę krajoznawczą, skoro proponujesz.

pokiwał głową i oznajmił jej, że on jeszcze weźmie przysznic. to też zrobił. jakoś nieszczególnie wstydził się swojej nagości, bo nie miał czego ; był młody i przystojny, poza tym mariette widziała go bez ubrań, już wielokrotnie jak wszyscy wiemy. wszedł więc do kabiny prysznicowej i śpiewał nelly furtado, a śpiewać nie umiał, niestety.

stwierdziła, że nabiera coraz większej ochoty na seks z nim, aczkolwiek nic nie zrobiła w tym kierunku, bo dopiero się przecież ubrała i nie chciało jej się szczególnie wyskakiwać z ciuchów. zamiast tego w tym czasie wyprostowała włosy, pomalowała się, przypudrowała nos, żeby się nie błyszczał i przejechała po wargach przeroczystym błyszczykiem, by wyjść z łazienki i poczekać na niego w sypialni. zakładam, że to był duży apartament z sypialnią, łazienką, kuchnią i salonem, ale ona narazie rozgościła się na brzegu łóżka.

zdążył więc ubrać i bokserki i rurki i bladoróżowe polo, by spsikać się jeszcze lacoste, jak tak sobei myślę to pewnie czerwoną i wyjść do sypialni.
- więc chodźmy, co?
i zacznę, tylko pojdę po kubusia.

więc zaskoczę cię, ale diego czuł się dzisiaj przybity :c pewnie dlatego, że się z nią dziś nie kochał. i w ogóle, myślę, że będzie wyjątkowo delikatny. bo był wyjątkowo milczący właśnie. rzucił swój portfel z nadmiarem kart plus kartę, która zastępowała klucz, by opaść w fotelu. we względnym milczeniu bawił się telefonem hotelowym, podpierając głowę ręką.

marjeta była zdziwiona tym, że nie dobierał się do niej ani w windzie, ani na korytarzu, ani nawet teraz w hotelowym pokoju, ale to nic, to nic, ją nawet to jeszcze bardziej na niego nakręcało, bo jak wszyscy się domyślają, marjet jest serio niewyżytą suczką xdxd, także zniknęła na chwilę w łazience, by zmyć makijaż ze swojej twarzy, żeby potem nie obudzić się z czarną od tuszu poduszką, rozczesała włosy i rozberała się, by wskoczyć w skąpą, czarną koszulkę nocną i dość skromne jak na nią figi, że też w ogóle je miała w swoim zasobie, to cud! wyszła więc z łazienki, przysiadła na skraju łóżka i spojrzała na niego pytająco, przygryzając dolną wargę, czyli seksi.

diego spojrzał na nią i o ile dobrze mi wiadomo to nic mu nie stanęło, nie stwardniało i w ogóle. podrapał się tylko po miłej drabince mięsni brzusznych, by odchrzaknąć.
- chyba ten, no zapalę - podrapał się za uchem, by naprężyć się nieco, wyjąć paczkę marlboro light aka gold z kieszeni i ruszyć na balkon. czuł się conajmniej nieswojo, a co najlepsze wcale nie wiedział dlaczego. o co ci kurwa chodzi, chłopie.

no własnie, ona pomyślała sobie w tejże chwili dokładnie to samo, wychodząc za nim na ten balkon, co było może mało rozważne, aczkolwiek wyszła, gdzie spotkał ją zajebisty mróz i zrobiło jej się zimno, bo jakby się nie patrzeć, ta koszulka i gatki wcale nie chroniły jej przed zimnenm, zwłaszcza, że była na boso.
- co się stało? - zapytała, podchodząc do niego i wsuwając mu lodowatą dłoń pod koszulkę.

wypuścił dym z ust, gdzieś w przestrzeń przed sobą, przymykając powieki. strzepnął popiół na dół, nie przejmując się tym, że ktoś tam może stać i westchnął głośno.
- ja pierdzielę, mariette, nie wiem, sam nie wiem o co mi chodzi - pokręcił energicznie głową. tak było. a jej ręka była taaaka przyjemna, jak i ona sama. on.....hej, on żałował, że wcale się nie znają.

- no to może, hm, wejdziemy do środka, co? jest mi cholernie zimno - powiedziała. ona natomiast wiesz, udawała, nawet przed sobą, że on jest dla niej przygodą, taką jednorazową, a zdarzały się takie dość często w jej zagmatwanym już i tak życiu. najlepsze było to, że nie potrafiła zapamiętać imion chłopaków, których sobie obkręciła wokół palca, aczkolwiek było ich wielu.

- mhm, wejdź, zaraz przyjdę - uśmiechnął się mgliście, a tak serio musiał wykonać telefon i niespecjalnie chciał żeby mariette słyszała, jak wydziera się na swoją byłą, która wydzwałaniała do niego dziś od rana.

cmoknęła go gdzieś w policzek, raczej może jednak kącik ust, by uśmiechnąć się uśmiechem raczej wymuszonym, bo nic z tego nie rozumiała i pooszła do pokoju, wcale nie kołysząc już tyłkiem na lewo i prawo. rzuciła się na łóżko, przykryła pościelą, ułożyła głowę na poduszce, skuliła się tak wiesz jak i udawała, że śpi ;q.

diego kręcił się z jednej strony tarasu na drugą, paląc jednego za drugim papierosem.
- nie będę ci tego powtarzał, merci, za każdym, jak małemu dziecku. nic, nigdy więcej, gówno mnie obchodzi co sądzą twoi rodzice. jesteś dużą dziewczynką. ale czy ty mnie w ogóle słuchasz? nie mieszkam już w barcelonie. nie szukaj mnie. nic między nami nie będzie. nie dzwoń już, to koniec - i rozłączył się wsuwając sidekicka do kieszeni. mercedes, jego byla, jest jak marzenie; ciemne, proste, aż do pasa włosy, rozmiar stanika d, kształtny tyłek, płaski brzuszek z kolczykiem. żyć nie umierać. ale usunęła dziecko diego. to była jej jedyna wada. westchnął ciężko i wszedł do pomieszczenia, zasuwając za sobą drzwi tarasu. rozebrał się do bokserek i wsunął pod kołdrę obok mariette - hm, hm dziś jestem nieszczególnie dyspozycyjny, jesli wiesz o czym mówię. idźmy spać, a jutro się tobą zajmę, bo dzisiaj taka mała dziwka mnie wkurzyła.

- okej - mruknęła, nie ukrywając rozczarowania, ale też się nie obrażając, bo przecież nie miała za co. odwróciła się w jego stronę, by wierzchem dłoni pogładzić go po policzku. - jutro będzie futro - powiedziała jakże inteligentnie, ale mogło to też oznaczać zero pieprzenia się, więc niech diego uważa, bo rozczarowana marjet to jedno, wielkie, chodzące wyzwanie.

i usł, jak idziesz.

więc diego, nie wiem, może nie tyle co się obudził, ale stał przed lusterkiem w łazience i swoją superfajną maszynką philipsa, jeździł po policzkach, w celu usunięcia zbędnego zarostu. mariette nie było jak się obudził i w sumie trochę sobie myślał, że poszła dawać dupy po mieście, skoro on wczoraj jej nie przerżnął, mrau.

oj, to nieładnie z jego strony, bo marjet wróciła właśnie w tejże chwili z miasta, obładowana trochę zakupami, ale wcale nie jak juczny wielbłąd, tylko po prostu kupiła sobie dwie nowe sukienki i kredkę do oczu, bo wczoraj, podczas malowania się, odkryła, że kredka jej się kończy. postawiła więc torby pod drzwiami, w salonie, co nie, bo to duży apartamentos z różnymi bajerami i zajęła się zdejmowaniem butów z obolałych stóp, chyba za niedługo zacznie się dopraszać diego o masaż stópek, hm.

to nawet dobrze, bo gdzieś tam zauwazyłam, że diego miał fetysz stóp. tymczasem, gwizdał sobie wesoło nelly furtado, może nawet piosenkę forza, bo ostatnio mi się podoba, zastanawiając się co do cholery się stało z mariette. otóż maszynka wydawała z siebie takie bzzzzz, więc nie słyszal jak weszła, sori?

to nic, bo właśnie wparowała do łazienki, skąd dochodziło do jej uszu jakieś niejasne bzzz i przez chwilę zastanawiała się czy diego jest tak bardzo niewyżyty, że udało mu się wyszperać w jej torbie różowy wibrator zakładany na palec <3 i właśnie robił sobie nim dobrze i stąd te odgłosy. na szczęście okazały się one być jedynie maszynką do golenia. stanęła więc zanim, przytulając się do niego niespodziewanie od tyłu, choć myślę, że pewnie zauważył ją w lustrze, przed którym stał, goląc się. wsunęła dłonie delikatnie pod jego koszulkę, gdzieś na brzuchu i wspięła się na palce, by obcałować jego kark, co musiało być miłym przywitaniem.

było miłe, toteż diego instynktownie się uśmiechnął do odbicia lustrzanego mariette, wyłączając maszynkę. uważnie odłozył ją na szafkę, obok zlewu, by przekręcić się o sto osiemdziesiąt stopni i spleść ręce na tyłku mariette. odgarnął nosem jej jasne loki.
- gdzie byłaś? - bo już chciał sobie zamówić jakąs miła panią. nie, żartuję.

- och, tu i taaam - powiedziała wymijająco, ale po chwili uznała, że warto jednak znaleść jakieś wyjaśnienie, toteż rozpoczęła swoją historyjkę o tym, jak to obudziła się o drugiej, a on jeszcze spał, więc nie chciała go budzić, wyszła na miasto, które okazało się być naprawdę interesujące, zagłębiła się w sieć uliczek, kupiła dwie sukienki, a potem odkryła, że nie wie, gdzie się znajduje, a potem odnajdywanie zajęło jej stanowczo zbyt wiele czasu i dlatego jest tak późno.

- mhm, to bardzo ciekawe - pokiwał głową, bo jakoś zakupy nigdy nie były jego ulubioną formą rozrywki. FRAJER. mimo wszystko pogłaskał mariette po policzku i zapytał na co ma ochotę, bo on jest otwarty na wszelkie propozycje. jego stan ducha znacznie się dziś poprawił, bo jak tylko wstał, zszedł do pokoju lounge i oglądał formułę jeden na torze w madrycie, namiastka hiszpanii :c.

- och, no wieeeesz, zastanawiam się czy dzisiaj jesteś w końcu dyspozycyjny czy nie! - roześmiała się, może nawet nieco ironiczne, przylegając biodrami do jego bioder, i, co za tym idzie, swoim podbrzuszem do jego męskości. naprawdę potrzebowała teraz czyjejś bliskości, a raczej jego bliskości, tak jej się nasunęło na myśl, ale szybko ją zakopała na dnie mózgu.

- ej, w ogóle sorry, mała, za wczoraj, ale moja była, potrafi być tak wkurwiająca, że ja pierdolę - pokręcił oczami, decydując, że nic więcej nie będzie jej tłumaczył, bo jak sobie pomyślał o merci, to momentalnie dobry humor szlag trafiał. w związku z tym, że zrobiło mu się przyjemnie, w okolicach krocza własnie, nachylił się i pocałowal mariette w nos, potem w górą i dolną wargę, by na koniec nastąpiła tak zwana wymiana śliny.

ojej, jak ty to brzydko ujmujesz, ja bym to nazwała francuskim pocałunkiem w stolicy szwajcarii. jednak, czymkolwiek by to nie było, chce mi się spać, marjet również była senna po całym dniu błądzenia po bernie, tak więc chciała załatwić sprawę szybko, całkiem konkretnymi ruchami rozpięła więc jego spodnie i zsunęła je z jego bioder razem z bokserkami, żeby było fajnie <3.

aha, a diego odebrał to tak, że była cholernie napalona, co wcale mu nie przeszkadzało. oczywiście zamierzał pamiętać, o wcześniej wspomnianej delikatności i tak dalej. póki co jednak, pośpiesznie rozsunął rozporek jej spodni, by i ona zaraz zrównały się z ziemią, a chwilę później to samo zrobił z marjetowymi, czarnymi stringami i to może nawet były calvina kleina. nie czekając na oklaski, czy jak to sobie tam chcecie nazwać, wszedł w mariette, dość gwałtownie, ale poruszał się w niej nieco delikatniej niż ostatnim razem.

a ona to potrafiła docenić, jej pochwa również, bo właśnie doszła i to, o dziwo, może nawet szybciej od niego i prawie że natychmiast, bo chyba przez cały dzień, kiedy z nim nie była, zdążyła się na niego ostro nakręcić, a to wszystko dlatego tylko, że wczoraj się nie pieprzyli, a jej tego, no cóż, brakowało.

no wiec doszli oboje i poszli spać :d

przyjechali: ryan, gwen plus ich bagaże. na siódmym piętrze hotelu, to może był nawe marriott, mieścił się ich pokój, numer siedemset dwanaście. okej, to wcale nie był pokój tylko apartament, dzielący się na salon, sypialnię, taras i łazienkę, czyli tak, jak ryan sobie zażyczył w recepcji. dlaczego miałby sobie żałować, skoro wszystkie rachunki z jego kredytówki wędrowały do rodziców? właśnie.
- okej, to teraz decyzja idziemy gdzieś, zostajemy, czy co robimy? - zapytał gwen, rozsiadając się wygodnie z fotelu. położył nogi na stole, by nachylić się teraz do nich i zawiązać sznurowadła.

stała odwrócona od niego tyłem, wyglądając przez okno, kompletnie urzeczona krajobrazem który rozpościerał się tam gdzieś w oddali. oparła dłonie na parapecie.
- ja bym została w łóżku - powiedziała dość bezpośrednio. - ale na pewno nie będziesz chciał, tak więc idziemy na stok - oho, ona doskonale wiedziała, co robi, mówiąc coś takiego. i cieszyła się z tego, że rajan nie mógł w tej chwili zobaczyć jej twarzy, na której malowało się coś serio przebiegłego.

wzrszyl ramionami, wstajac, by skierowac sie do swojej walizki. miala racje, bo on nie przyjechal tutaj, żeby ja przelecieciec- przeciwnie. nie mial nawet takiego zamiaru, chcac udowodnic samemu sobie, ze uczucia, ktorej do niej zywi sa prawidziwe i nie chodzi tylko i pożadanie.
- wiec idziemy na stok - powiedzial, usmiechajac sie, zadowolony z samego siebie, z tego, że do tej pory nie ulegl urokowi i seksapilowi gwen. brawo rajancio.

była zaskoczona, niezbyt pozytywnie, rozczarowana również, toteż oblizała tylko wargi i odwróciła się przodem do niego, by teraz podejść do swojej walizki i wyjąć z niego kombinezon narciarski, który włożyła na siebie szybko i sprawnie, a potem przysiadła na łóżku z nietęgą miną i obserwowała każdy jego ruch. zastanawiała się przez moment, czy coś jest z nią nie tak.

ryan przy okazji sprawdzania swoich uczuć, nieco pomczy gwen, o czym właśnie pomyślał. to znaczy, że nie bedzie tak zajebiście pewna siebie, bo to chwialmi doprowadzało go do szału. zsunął powoli spodnie, a potm zdjął koszulkę, by podgwizdywać pod nosem tu de mun en bek i zakladac na siebie kombinezon.

uważnie zmierzyła go wzrokiem, miał taki zajebisty tyłek i plecy i tors i żebra i nog i wszystko, nadawał się cały do schrupania. westchnęła cicho, stwierdzając, że cóż, chyba będzie się musiała pogodzić z myślą o tym, że nie jest dla niego wystarczająco atrakcyjna, czyli rajan osiągnął swój cel, bo dopadły ją obrzydliwe kompleksy.

lol. a on, o niczym nie majac pojecia, zamknal sie w kombinezonie, one sa straszliwie niewygodne i wyjal swoja deske, pytajac czy gwen jest gotowa. usmiechal sie promiennie, bo mial dzisiaj dobry dzien, przygotowal nawet trzy skreciki na te podroz.

- no jasne - potwierdziła swoje słowa skinięciem głowy, po czym wstała z łóżka z miną zagubionej dziewczynki i chwyciła za swoją deskę. - jestem gotowa - dodała, przekonując o tym także siebie. bo z tego wszystkie odechciało jej się tej całej jazdy, prawdę mówiąc, chciała do domu.

wrócili zmęczeni ze stoku, ale w dobrych umorach, prawda. głen starała się nie myśleć o tym, że pewnie znowu rajan będzie się zachowywał jak dziewica, bo wtedy psuł jej się humor, tak więc opadła teraz bezsilnie na łóżko, jak tylko wyskoczyła z kombinezonu.
- ale jestem zmęczona.

a ryan poinformował ją, że idzie się wykąpać, więc wziął świeży ręczniczek i pomaszerował do łazienki, gubiąc gdzieś po drodze kombinezon, oczywiście.

ożywiła się i stwierdziła, że zrobi mu niespodziankę, bo co jej tam. oczywiście, sam w sobie rajan był ciekawym i wartościowym facetem, ale, jak z przekonaniem sobie wmiawiała, nie dla niej! nie spieszac się, zaczęła zrzucać z siebie poszczególne części garderoby, hyhy.

a ryan nalał sobie dużo, dużo ciepłej wody i zamykając drzwi od środka ;> wszedł do wanny. oczywiście uprzednio zdjął bokserki i masturbował się, wyobrażając głę, bo tylko to mu pozstało, sori? ale nie wydawał przy tym żadnych efektów dźwiękowych, sori vol 2?

kompletnie naga doskoczyła do drzwi i nacisnęła klamkę, jednak, ku jej zdziwieniu, nie otworzyły się. ale to jeszcze nie był dla głę koniec świata, prawda? zapukała więc dość natarczywie.
- rajan, możesz otworzyć na moment? - zapytała, po czym stwierdziła, że jest jej zimno.

rajan aż podskoczył, wylewając nieco wody z wanny i krztusząc się nieznacznie. przygryzł nerwowo wannę, ciesząc po pierwsze, że nie zdążył się jeszcze spuścić i biała maź nie pływała po powierzchni wody, xd a po drugie nie dokończył sprawy i go swędziało? podniósł się na łopatkach, by otworzyć drzwi.

widać, serio wybrała sobie dobrą chwilę na najście, skoro go swędziało. bo ją swędziało już naprawdę trochę czasu i była serio niezaspokojona. weszła, po czym zamknęła za sobą drzwi i spojrzała na niego wyzywająco.
- chyba nie przeszkadzam? - uniosła jedną brew do góry, po czym odrzuciła włosy na plecy i wsparła sie na rękach na brzegu wanny, nachylając sie nad nim.

nie mógł opanować tego, że prostymi słowami mówiąc penis mu stanął, ale to było pod pianką, czyli niewidocznie, na widok nagiej gwen. miała piękne ciało, to musiał przyznać, więc jego postanowienia o chwilowej abstynencji seksualnej, chuj strzelił. zmarszczył nos, uśmiecając się nieznacznie i chyba wciągnął ją do wanny, ale nie poobijał i w ogóle.