petit journal montparnasse

eddie siedział tutaj, bo miał dość periny i jej przygód z drzwiami. pił piwo, jenlaina dokładniej, obserwując lasencje. nie tańczył, aale tylko dziś, bo eddie to partyboy, jak matełusz.

czyli prawie shorty1991, c'ne. a więc latiszja weszła, kołysząc seksy biodrami w obisłych czarnych rurkach. miała bluzkę help me, i'm blond! tak jak ja, choć wcale blondynką nie była, też tak jak ja. uśmiechając się przed siebie usiadła gdzieś, uprzednio zamawiając cosmo, no cóż, mało ordżinal.

niech oni sie znają. właśnie z tej okazji, eddie dopił swoje piwo i zamówiwszy sobie breezera, poszedł do niej, uśmiechając się szeroko.
- latiszjaaaa, gwiazdoooo - zaśmiał się w jej ucho, stając gdzieś za nią.

obróciła się, zakładając włosy za ucho. - eddie! - uśmiechnęła się, promieniejąc wręcz, no co, nie patrz tak, dawno się nie widzieli xd - gwiazdo? siadaj lepiej, a nie gwiazduj - klepnęła na miejsce obok, nadal wolne. i tak sobie patrze, że klałdia jest jebnięta, serio, ze śmiechu odebrała mi wenę -,-

głupia suka -,---- już się nie mogę doczekac, aż pojadę uoe!
eddie postawił baccardi na barze, przyglądając jej się. wcale się nie zmieniła, od kiedy ostatnio się widzieli. przesunął swój stołek by być bliżej, tym samym czuć perfumy latiszji.
- co tam u ciebie? mów, opowiadaj, szybkooo!

hihi. ale mam zajebisty humor xd
- huh? - wychyliła się trochę w jego stronę, w celu powąchania jego szyi, no dobra, nie tylko szyi. ale nadal pachniał tak samo, uśmiechnęła się do swojego cosmo, na które przez moment spoglądała. - chłopak mnie rzucił niedawno, fajnie, nie? i wyjechałam do beverli, ale uwaga, trzymaj się, wróciłam - zaśmiała się nawet, drapiąc go trochę po ręce, tak jak ja wczoraj mefsa. - a u ciebie, eddie? szybko, móóów!

zaśmiał się, odstawiając pustą już butelkę po baccardi, lustrując latiszję wzrokiem i hej, nadal tak samo go pociągała. poprawił rurzowe polo, bo takie dziś mu perina wyprasowała ;d
- ja dopiero kilka dni temu wróciłem do paryża. cały rok spędziłem na brown, a na wakacje pojechałem ze znajomymi do los angeles, czyli byłaś blisko, mała - żałował, że się nie spotkali, chętnie by ją przeleciał w tym klimatyzowanym hotelu ;x

uwielbiam twoje posty, tak więc latiszja wyprostowała się, mieszając słomką w cosmo, nie musiała wcale pić, eddie działał na nią jak cała butelka tego czternastowiecznego wina, jezu, skąd mi sie wzięło czternastowieczne. - czyli, że ty też byłeś blisko, nawet nie napisałeś - pacnęła go z tej okazji w ramię, bo ona również chętnie by go przeleciała. obojętnie gdzie.

- nie dałaś mi swojego numeru - zrobił tak -,-. oczywiście gdyby wiedział, że latiszja jest na zachodnim wybrzezu, to przeszukał by je całe, by tylko ją znaleźć i nie koniecznie, tylko przelecieć. ostatnim razem dużo rozmawiali i hej, serio ją polubił - ale zawsze możemy to nadrobić.
z tej okazji położył rękę na jej udzie.

- naprawdę nie? - spytała, z odrobiną niedowierzania w głosie, no bo jak to możliwe, żeby nie dała mu swojego numeru? zmarszczyła zabawnie brwi nawet, drapiąc go po dłoni będącej na jej udzie. chudym, chociaż wcale nie się nie głodziła, taki suprajz. - to musiał być wypadek przy pracy, eddie. och tak, nadrobimy to - uśmiechnęła się pewnie, chodź wcale pewna nie była, długo nie uprawiała seksu. i w ogóle, napiła się znów, miała zamiar się upić może.

- naprawdę nie - przytaknął, zamawiając dla nich szampana, napiłabym się swoją drogą. poprawił się na stołku - musimy wypić za nas! za nasze spotkanie, lat.