Le Paris Paris.

jako że nie mogła w domu znaleźć ani brata ani siostry, to wybrała się na spacerek. a niestety, ładne widoczki i jeszcze w miarę zielone drzewa niekoniecznie ją podniecały, więc zajrzała do pierwszego klubu, który się jej napatoczył. czyli tego właśnie! usiadła przy barze i gasząc w popielniczce swojego pall malla zamówiła martini, tak tradycyjnie.

markis wyszedł z domu po bagietki,ale w niespodziewany sposób zaplątał się w klubową okolicę,może dlatego,że też nie mógł wysiedziec w domu,bo czekała na niego jakaś totalnie denna lektura plus wypracowanie z owej,tak więc postanowił się odstresowac właśnie tu,przy jakimś drinku gdzie jest więcej wódki niż soku. zajął jakąś wipowską lożę zaraz przy barze,żeby kelner miał blisko mu nosic alko.
i siedział i nic nie robił,zw chyba bo jade do weterynarza.

bruk dosiadła się do markisa, bo przecież to są licełkowe ziomaski, nawet jeśli z imienia się nie kojarzą, to na pewno z widzenia. ale która dziewczyna w ich liceum nie znała jego imienia.. - maaarkis, witaj - przywitała się z nim, całując go w oba policzki, bardzo po europejsku, chociaż ona była przecież z ameryki, ale starała się podpatrzeć trochę tutejszych zwyczajów.

- czesc czesc. - przywitał się też bardzo seksy jak na niego,bo potem ją pocałował w rękę,co wyglądało może troche śmiesznie wśród półnagich tańczących ludzi (paryżanie są wyzwoleni) i całej palety barw drineczków,teraz nastąpi taki przerywnik,otóż: to,co najbardziej mi się w drineczkach podoba to ten finezyjny wygląd,kolor,jakiś dodatek,parasolka czy inny bzdet. uśmiechał się ciągle głupkowato i patrzył,jak się jej sukienka świeci.

Wolnym krokiem weszła do środka, zamówiła martini i już sącząc trunek przyglądała się ludziom znajdującym się w klubie.
Wszyscy wyglądali dosyć specyficznie, każdy czymś się wyróżniał.
Szczerze mówiąc była tutaj po raz pierwszy, więc zaskoczył ją widok kelnerek ubranych w kolory z flagi Paryża.

ta sukienka jest wzorowana na kesi.
uśmiechnęła się, stukając palcami w blat stolika, stolika który już na pewno nie jedno przeszedł, więc zwykłe stukanie zaszkodzić mu specjalnie nie mogło. bardziej szkodziło to paznokciom brooke, które były już i tak wystarczająco zniszczone od tysięcy warstw kolorowych lakierów do paznokci. a te głupie odżywki nigdy jej zdaniem nic nie dawały. - nie powinieneś pisać wypracowania, markis? - spytała, przysuwając się trochę do niego. ba, wolała być bliżej niego, niż tego dziwnego na wpół nagiego mężczyzny wywijającego nieopodal. - a może już je skończyłeś? - bo ona skończyła, hihi.

gabriel wpadł do klubu, cały dzień latał po mieście w poszukiwaniu sam nie wiedział czego i potrzebował chwili odpoczynku. rozejrzał się, pomachał do m&b, po czym skierował się do baru, zamówił wódkę i usiadł, hm, obok amy, przyglądając jej się przez chwilę.

- hm. - zaczął niepewnie,nie wiedząc co powiedziec dokładnie,więc go wyręczył kelner,którzy przechadzając się w pobliżu zapytał,czy czegoś nie podac. tak więc wziął od razu cztery drineczki,po dwa na głowę. - napisałem prawie. okej,pare zdań. no dobra. nawet nie przeczytałem tego badziewia. - przyznał się,skruszony,ale przecież ma całą noc na to,i kawałek dnia nawet,soł noł łoris. - wybierasz się na wycieczkę? - zapytał,zmieniając temat. bo to już za tydzień.

przyszła i cindy,bo jest mało znana,a tak ściślej nie znana wcale,więc niech sobie posiedzi,ludzie sie pogapią i będzie git.

Amy poczuła na sobie spojrzenie chłopaka, który dopiero co wpadł do klubu, trwało to zaledwie ułamek sekundy.
- Cześć, jestem Am - powiedziała z uśmiechem.

- no pewnie.. - wydęła nieco usta, przesuwając palcem po swoim udzie. ujęła zaraz w dłoń szklaneczkę z drinkiem, którą trochę zakołysała, wzdychając. - to znaczy.. jeszcze muszę się zapisać, ale jadę. - pewnie, nie mogła zrezygnować z czegoś takiego, zwłaszcza, że i brat i siostra jechali też. - ty również jedziesz, prawda? - pytanie retoryczne, przecież wszyscy wiedzieli, że markis należał do osób raczej lubiących towarzystwo i nielegalne imprezy, kiedy nauczyciele spali.

- miło mi, gabriel - przedstawił się, podając jej rękę. w między czasie rozejrzal się po raz wtóry, uśmiechając się wdzięcznie do cindy, której zazdrościł ee koloru włosów.

Uścisnęła dłoń Gabriela i uśmiechnęła się dosyć tajemniczo.
W pewnym momencie zauważyła jakąś szatynkę.
Nie uczyniła żadnego gestu w jej kierunku,
tylko sięgnęła po swoje martini i umiejętnie upiła łyk trunku.

- jedziecie całą rodziną? - zachichotał,bo caramichaelowie byli dosyc liczni. oczywiście markis jechał,zapisał się na tą wycieczkę z początku nawet nie wiedząc,gdzie jest ta wycieczka. słyszał kiedyś o lwowie,ale nie wiedział,gdzie to jest. jakaś litwa czy ukraina,zastanawiał się nad tym w drodze do domu ale nie wymyślił nic. wypił drinka do dna,z uśmiechem na ustach i w tak zwanym międzyczasie pomachał do gejba,bo też tu wpadł.

- paryżanka? - rzucil w jej stronie owe pytanie, upijając trochę swojej wódki, nie krzywił się, na jego ustach wciąż widniał uśmiech-gabe należał do osób raczej wesołych. - masz chyba inny akcent - dodał po chwili, chociaż na akcentach się on nie znał.

- Nie - odparła z uśmiechem - Amerykanka z krwi i kości.
-A ty?

zajęła sobie cały duży stolik,bo też była elitarna,tylko nie obnosiła się z tym za bardzo i pisała swoje wypracowanie,sącząc mojito powiedzmy przez rurkę,rzucając ukradkowe spojrzenia gabrielowi.

Dyskretnie przyjrzała się Gabrielowi. W zasadzie to miał, coś w sobie, chociaż Am nie potrafiła wywnioskować, co to jest.

- taaak - zaśmiała się, kiwając głową. chciała coś dodać o tym, że emilia druga zostaje z miłą panią gospodynią, ale jednak się rozmyśliła i podrapała się po policzku. - szkoda, że nie ma co liczyć na koedukacyjne pokoje - uniosła nieco prawy kącik ust, przyglądając się profilowi markiza, by ednak się zaraz odwrócić na wprost, jakąś miziającą się parę czyli.

- a ja mieszkam w paryżu od urodzeniaaaa. dawno przyjechałaś? - nie widział jej wcześniej, może po prostu źle patrzył? dopił zawartość swojej szklanki, zmierzwił swoje włosy i to tyle.

- Wczoraj - odparła krótko ponownie sięgając po swoje martini, a gdy się skończyło zamówiła sobie Cosmo.

- tak oficjalnie nie ma,ale nieoficjalnie to wiesz jak jest. - wszyscy wiemy,potem wszyscy się budzą z makaronem we włosach a w łazience wyrwali kibel. teraz to on stukał w kieliszek,bo dziwnie mu się wydawało,że gdyby były takie pokoje,to brooke chciała by byc z nim. ale nie zapytał,bo jakoś nie miał odwagi. - a dyrektor jedzie? - przeraził się troche,bo dyr lunatykuje przez sen i wykrzykuje nieświadomie 'minus pięcdziesiąt punktów' i inne,a potem wszyscy to biorą na serio. w sensie nauczyciele.

- o - uniósł obie brwi, biorąc słomkę z podajnika, który szcześliwym trafem znalazł się niedaleko, i rzucił nią w barmana, który chyba nie miał zamiaru zająć się gabrielem i jego zapotrzebowaniem na drinki. tamten się trochę obruszył, ale gabe'owi udało się zamówić seks on de bicz, był więc bardzo zadowolony. - więc jesteś nówką! znaczy wiesz co mam na myśli.. zapisałaś się tutaj do liceum, czy coś? - nie wyglądała mu na sorbonę.

- uch! mam nadzieję, że nie jedzie.. - skrzywiła się na samą myśl o panu dyrektorze, nawet chciała trochę z tego wszystkiego poobgryzać paznokcie, ale w towarzystwie starała się tego unikać, więc splotła dłonie na szklance na stoliku. miała nadzieję, że jeśli dyrektor nie pojedzie, to zamiast niego wybiorą jakiegoś miłego nauczyciela. może pana od francuskiego albo księdza.. która z uczennic liceum nie leciała na facetów w sutannach! - a nawet jeśli pojedzie, może znajdzie sobie tam jakąś grubą litwinkę, czy łotwinkę, która będzie chętna się nim zająć..

- Nówką? - powtórzyła ze szczerym uśmiechem. - Ciekawe spostrzeżenie. Nie, jeszcze nie zapisałam się do żadnej szkoły.
A ty? Jesteś w liceum czy może wyżej?

- liceum, pewnie, że liceum - pokiwał głową. - mam nadzieję, że nie wyglądam jeszcze tak staro, hm? - zaśmiał się. okej, dobrze wiedział, że trochę z niego dzieciak, ale nie musiał marudzić na brak powodzenia, czy coś..

zadowolona,bo już była w połowie i zostało jej do napisania jeszcze sto pięćdziesiąt słów. zdawało jej się,że światła są coraz bardziej przygaszone,niedługo będzie musiała się przenieść do kibla,bo tam jest chyba najlepsze oświetlenie. zachciało jej się potańczyć,ale nauka na pierwszym miejscu,najpierw obowiązki,później przyjemności!

- Czy ja wiem? - zaśmiała się, zaczęła bawić się swoim drinkiem, następnie upiła łyk, ale na tym nie zakończyła swojej "zabawy". - Wszystko zależy od punktu widzenia. A w każdym razie nie wyglądasz na mniej niż ostatnią klasę liceum. Czy się mylę?
W trakcie "zabawy" uśmiechała się swoim najdoskonalszym i najpiękniejszym uśmiechem, który potrafił zwalić z nóg największego przystojniaka.

tak apopos tej wycieczki,to ja też jadę z klasą na wycieczkę na litwę. xd.
podsumował,że będzie napewno świetna zabawa i słyszał,że w tamtych okolicach jest wszędzie dostępny alkohol,więc nawet nie będzie problemu z zaopatrzaniem imprez po ciszy nocnej. - masz ochotę? - powiedział,kiwając głową w kierunku parkietu. on akurat miał,bo w tancu można legalnie poobmacywac i nikt cię nie zbije torebką po głowie za to.

- taaa, zawsze wszystko zależy od punktu widzenia - zauważył, oblizując swoje usta smakujące alkoholem. - ale nieważne, jak podoba ci się paryż? - wcale nie robił jakiejs pieprzonej ankiety.

- Cudowne miasto, szczerze mówiąc to nie mój pierwszy pobyt w stolicy Francji, z tym, że nigdy wcześniej tutaj nie mieszkałam - odpowiedziała. - Ale nie odpowiedziałeś mi na pytanie. Jesteś w ostatniej klasie liceum?

nasza szkoła też organizowała coś na litwe...
brooke nie należała chyba do tych babulinek, które gniewały się za błahe obmacywanko, zwłaszcza takie na parkiecie. i powiem ci w sekrecie, że lubiła tańczyć. i tańczących chłopców też lubiła, miała zdjęcie maksjego w serduszku z swojej szafce w szkole. okej, może jednak nie. tak czy inaczej pokiwała głową, dopijając tego drugiego drinka z jej przydziału, aż złapała się ramienia markisa. - pewnie, że mam!

- wybacz. tak, tak, jestem w ostatniej klasie, niestety. a chętnie zostałbym w liceum jeszcze kilka lat - zaśmiał się do swojej szklanki, notabene prawie pustej szklanki.

- Moje towarzystwo tak cię nudzi, że aż śmiejesz się do szklanek? - powiedziała żartobliwie.

więc pociągnął ją za rączkę na parkiet,wszyscy respekt w oczach,kiedy wyłonili się z wiploży,tłum na parkiecie rozstąpił się jak to morze,które się rozstąpiło w bibli,nie wiem kto to zrobił,chyba mojżesz,zaczęli się bujac na środku parkietu,wokół nich reszta a to wszystko w rytm dangerous matta pokory,bo oni go wszyscy we francyji lubią więc wiadomą rzeczą jest,że króluje na paryskich diskobłysko.

- nie, skąd, ale chyba potrzebuję się dotlenić. może wyjdziemy zaczerpnąć świeżego powietrza? - chciał przy okazji zapalić, potworny głód nikotynowy niezmiernie go męczyl.

- Sądzę, że to dobry pomysł - odpowiedziała wstając. - Czekam na konkretne propozycje.

ale gabriel jednak ją przeprosił, bo musiał uciekać, bo ja idę, pa!

- Szkoda - skwitowała i wyszła zaraz za nim z klubu, bo właściwie to również musiała uciekać.

stwierdziła,że dokończy w domu,pozbierała książki i opuściła klub niezauważona. nie wiem czemu tak,po prostu lubię to słowo.

byli prawie tak samo gorący jak ci ludzie z lubelskiego fulla, chociaż i tak daleko im było do tego stylu, perfekcji! w każdym razie brooklyn udało się trochę porozkoszować ładnym bardzo zapachem markisa, pewnie to jakiś hugo boss, bo lubimy hugo bossa perfumy. tak czy inaczej ładnie się komponowali z ogólnym wystrojem klubu i ludźmi dookoła.
jedno jej przeszkadzało, wysokie buty, których najchętniej by się pozbyla i tańczyła na boso, ale nie była pewna, czy to tak wypada. i kto wie, czy nie nadepnęłaby na jakąś strzykawkę.

zapomniał całkowicie o zadaniu,o nauce,szkole,nawet podejrzewam zapomniał jak ma na imię,o nazwisku nie wspomnąc,tak go pochłonął taniec z brooke. chciałby zobaczyc miny tych wszystkich zazdrosnych palantów,którzy marzyli od podstawówki o niej,ale niestety wirowali w tak szalonym tempie,że ledwo co widział,dodając do tego drinki = nie widział prawie wcale. - mhmm,brooke. - wymruczał,jak zwolnili na ułamek sekundy.

przypomniało jej się aż, kiedy wyrwała sie, jeszcze w stanach, z kolegami z klasy na jeden dzień do los angeles i cały dzień tańczyli, z niewielkimi przerwami na picie, papierosy i ewentualnie trawkę, ale wszyscy czuli się tacy, hm, radośni, że większość obyła się bez tego.
brooke należała do ludzi raczej odważnych i w ogóle, więc przybliżyła się jeszcze bardziej do markisa, by złapać go za prawy pośladek!
- ohm?

nic nie mówił,tylko ją objął w pasie,bo didżej jutro zapuścił jakąś wolną piosenkę,potocznie zwaną przytulaskiem.
skoro brooke,spermodelki miały swoją brÓk,tak mi się przypomniało,ale okej,skoro brooke tak lubiła imprezy to markis koniecznie ją musi wziąc na karnawał w rio,w końcu mieszkał w brazylii to wie jak jest,z resztą nawet sam tam był,chociaż był gówniarzem wtedy i rodzice mu nie pozwalali chodzic.

a teraz mu pozwalali na to wszystko? nie sądzę, żeby się cieszyli, jak ich ukochany synek teraz zabawia się w jakimś podrzędnym paryskim klubie z jakąś pierwszą lepszą dziewuszką. okej, brooke wcale nie była jakąś tam pierwszą lepszą, była z dobrego domu, świetnie się uczyła, była zupełnie mądra i błyskotliwa, nigdy nie przynosił wstydu swoim rodzicom, jak na przykład taki sid! xd
ale okej, nieważne.. przesunęła nosem gdzieś po jego szyi, z boku tam bardziej, bo tylko tam dosięgała, mimo wysokich butów.

obudziła się i stwierdziła, że wcale jej się tu wygodnie nie spało. bo tak, spała tutaj, ale zapomniałam napisać! poszła sobie rozprostować nogi, bo nie spała na stojąco.

zebrali go z podłogi i poszedł prosto do szkoły,ale opciach.

siedziała sobie, próbując nie ogłuchnąć od muzyki i sącząc jakiegoś kolorowego drinczaska ze słomką i z cytrynką. nie wiedziała, co to było, ale czuła dużo coli, a zero alkoholu.

o zgrozo, kolejny samotny wieczór w klubie i tak dalej, jedynie w towarzystwie wysokiego, smukłego kieliszka, nie,niestety nie faceta, wypełnionego po brzegi winem musującym, które wcale a wcale nie jest szampanem. no, więc właśnie natalie samotnie siedząc w rogu, powiedzmy na pufie, chociaż nie wiem, czy takowe le paris paris posiada, systematycznie zdrapując wiśniowy lakier z paznokcia palca wskazującego. i serdecznego też, dla towarzystwa.