tesco

dla ciebie, dla rodziny.

wszedł sobie tutaj po porannej rozgrzewce w parku, troszeczkę spocony, ale co tam. zapuścił sie w alejkę dla zwierząt w poszukiwaniu karmy dla swojego kotka. jego kot był strasznym obzarciuchem i potrafił w ciągu dwóch dni zjeść całą dużą paczkę karmy. dejwid nawet myślał czy by go nie wysłać na obóz dla grubasów.

Weszła do sklepu i spacerowała po półkach w końcu trafi do działu z jedzeniem dla zwierzą. Chciała wziąść coś dla Roski dla swojej suczki, biedactwo zostało same w domu.

a vodka, wracała z carmen i pomyślała, że kupi sobie tabliczkę czekolady, pieprzyć diety i tak będzie wyglądała dobrze w swoim nowym kostiumie kąpielowym. szła więc, machając koszykiem w kolorze nie wiem, nie pamiętam jakie są w tesco i niechcący trąciła go tym koszykiem.

wziął cztery paczki karmy dla kotów, po dwie w jednej ręce. i szedł jak ta fajtłapa do kasy gdy nagle kogoś potrącił-przepraszam-wydukał przez prawie zaciśnięte zęby.

oglądała się za jego tyłkiem, bo hej to tylko vodka, stwierdziła więc, że wcale nie chce czekolady, złapała więc pierwszą lepszą karmę, choć żadnych zwierząt nie miała i poszła śladami dejwida.

nie zważając na innych poszedł sobie do kasy i grzecznie stanął w kolejce patrząc na jakies gumy do żucia. chciał nawet jedną wziąść ale nie miał wolnych rąk.

vodka natomiast stwierdziła, że dziś wieczorem mogą być jej potrzebne gumy, do żucia, do zycia też, ale przeciez nie będzie kupowała prezerwatyw bo to nie zadanie kobiety, więc wolną ręką złapała jedną paczkę, zwalając przypadkiem wszystkie i aż zaczęła przeklinać na owe gumy.

popatrzył na tą biedną istotę, która wyżywa się na gumach. przyklęknął i pomógł jej zbierać, bo że kolejka była duza to miał też dużo czasu i przypomniał sobie mamę, która mówiła mu zawsze, że ludziom trzeba pomagać.-przydeptałaś jedną gumę nogą-odparł do niej pokazując jej swoje białe ząbki.

spojrzała w dół i podniosła stopę z sandałkiem jimmy'ego choo, wzdychając ciężko. przewróciła oczami, uśmiechając się teraz do niego, by zaraz wstać i odłożyć wszystkie gumy na półkę.
- dziękuję? - chyba tak to się mówiło, vodka nieczęsto używa takich słów. poprawiła za to ramiączko sukienki prady, bo ciągle spadało.

-prosze-złapał zębami jedną gumę do żucia, taką mietową a może i arbuzową. przesunął sie na swoje miejsce i znowu grzecznie stał w kolejce, chociaż co chwila odwracał sie do dziewczyny, bo go to ramiaczko od sukienki intrygowało.

vo naprawdę nie mogła skupić się na dalszym myśleniu o tym, co dziś włoży na imprezę, bo on był za blisko i za ładnie pachniał, a to raczej dobrze, nie potrafiła jednak rozpoznać tych perfum, dawno nie była w perfumerii, czas nadrobić zaległości. postukała go w ramię, szerokie, jak już zdażyła zauwazyć.
- masz kota? - zapytała, a to było najgłupsze pytanie jakie kiedykolwiek komuś zadała. nie, na pewno sam będzie jadł tę karmę.

popatrzył się na swoją paczkę jedzenia, w duchu się z niej smiał, bo przecież nie kupował by jedzenia dla kota dla swojego chomika czy kanarka-mam kota i rybki-przytaknął, jakby chciał sie pochwalic jeszcze rybkami.-a ty masz świnke morską?-popatrzył na jej karmę po czym zdecydowanie sie do niej usmiechnął, nie o takich rzeczach z ludźmi sie rozmawiało.

/soriiii nie było mnie
więc vodka usmiechnęła się wymijająca, bo hej nie miała świnki morskiej.
- nie mam, właściwie to przyszłam po czekoladę - i w tym momencie mógł uznać ją za wariatkę, ale już się przyzwyczaiła.

-więc, lubisz sobie podjadać karmę dla zwierząt, nie?-przesunął się troszeczke do przodu, bo kolejka wreszcie ruszyła-polecam ci takie kolorowe kulki owocowe dla chomika, są dobre-skłamał, nigdy takich nie jadł.

- ej, nie po prostu wzięłam pierwszą lepszą karmę, bo zobaczyłam, że poszedłeś do kasy, rozumiesz? - miała nadzieje, że rozumie, ona zawsze była bezpośrednia. uśmiechnęła się wesoło, odgarniając jasne kosmyki za ucho.

przestraszył się, może ona była seryjnym mordercą? albo była jego zaginioną siostrą? albo po prostu chciała go okraść, a to był taki blef.-hm, mogłaś nie brac karmy i normalnie pójść za mna do kasy-pokręcił głową.-zresztą nieważne. dejwid-chciał jej podać rękę, ale jak już wspomniałam po raz setny nie miał wolnej ręki.

- vodelaine. ale mów mi vodka, albo vo - powiedziała w końcu, kiedy odłożyła karmę gdziekolwiek, więc kupowała tylko jedną paczkę gum, wyjęła nawet portfel z torebki.

-vo brzmi ładnie i tak krótko-postawił wreszcie te karmy na takiej długiej kasie co to w tesco są zazwyczaj. i nawet zapłacił.-wiesz, mogłabyś kupic tą karmę i oddac do schroniska. miło sie z toba rozmawiało, ale mój kot głoduje. trza go nakarmić. do zobaczenia.-wcisnął jej swój numer telefonu do torebki i odbiegł. elo.

przyszła zrobić tutaj jakieś zakupy, bo nic nie było w domu. złapała za koszyk i poszła w jakieś regały, szukając bagietek.

kiedy już wszystko kupiła, wyszła a raczej wybiegła ze sklepu.

próbowała zrzucić kawę cynamonową z najwyższej półki i zastanawiała się, czy nie zbudować w tym celu schodków z pudełek płatków śniadaniowych, ale pani wykładająca dżem na półki mogłaby ją wyrzucić, a ona potrzebowała tej kawy.


a potem poszła bo dostała sygnał z satelity, że skinsy jej sie wgraly do ajpoda już!!!

Weszła po jakieś zakupy lecz była zupełnie zagubiona wrzuciła kila rzeczy do wuska i nagle zauważyła pewnego przystojniaka potem pognała do kasy i wyszła.

przyszła na zakupyyyy, bo brakowało jej sera w lodówce.

stała pod tesco, jeszcze było otwarte, ale nie zamierzała wchodzić, a to głównie dlatego, iż, albowiem, że jej lodówka była po brzegi wypełniona jakimiś miłymi serkami danio, zabij głoda, zabij głoda i w ogóle. szkoda, że danio nie zabijał głoda nikotynowego. obciągnęła kurtkę, bo jej ciągle podjeżdżała do góry i to tyle chyba.

nie lubiła zakupów, ale niestety, dzisiaj musiała coś jeszcze jeść, a w jej lodówce było pusto i wiał wiatr. dobrze, że nie było pajęczyn. weszła do tesco opatulona swoim tweedowym płaszczem, wzięła wózek, bo to będą duże zakupy i poszła w półki.

zrobiła zakupy, a przy wyjściu, patrząc na stoisko z papierosami i z alkoholem, aż zaklęła z zazdrości, ale po cichu, żeby nikt nie słyszał. bo przecież, ciąża ją ograniczała. tak jakby. przy wyjściu, o mało nie wywróciła jakiegoś pana, który był nawet przystojny. no ale przeprosiła i poszła do domu.

trzeba uzupełnić lodówke, barek i inne takie rzeczy. nie pamiętała kiedy ostatni raz robiła zakupy, ale to chyba przez ten ból głowy który nęka ją od czterech godzin. miała ochotę wypić wszystkie red bulle jakie tam są i nawet za nie nie zapłacić. mniejsza o to, kupiła co potrzebne do życia produkty, zapłaciła i usunęła się! hę.

przylazła na zakupki, mama ją wysłała i jeździła koszykiem po sklepieee.

enru łaził z wózkiem wypełnionym jedną paczką mąki i paczką prezerwatyw, hahaha, xd bo po co mu więcej, po prostu uznał, że wózki są bardziej reprezentatywne od koszyków. i nie wiem, stał akurat obok niej i studiował skład chrupków jakichś.

a ona go nie zauważyła i chciała iść przed siebie, ale się wywaliła, prawie do wózka mu wpadła.
- ojezuuu! - krzyknęła, bo się bała, że umrze, ale się podniosła - przepraszam, hm.
dobra, poszła potem do odmu z tymi zakupami xd

elliot krzątał się prawie jak jakaś wzorowa pani domu w dziale z pieczywem i szukał jakichś fajnych bułeczek dla siebie na kolację, ale nie mógł nic wybrać, więc się rozmyślił i podążył niespiesznie pchając wózek przed sobą w stronę nabiału.

a clarise wyskoczyła właśnie z działu z kawami & herbatami razem ze swoim dużym wózkiem, obładowanym niczym juczny wielbłąd, przypomina mi się z tego wszystkiego twoja stara jest jak wózek z tesco, ale cicho xd. tak więc chyba delikatnie wjechała w elliota, a dokładniej w jego tyłek, ups?

biedny, seksowny tyłek elliota! :< nie piszczał jednak, tylko mruknął pod nosem 'cholera' i odwrócił się, by sprawdzić, kto go tak bardzo skrzywdził, przecież elliot to już inwalida! stwierdziwszy, że to nie żaden dziad z koszykiem wypchanym sześciopakami piwa, nieznacznie się usmiechnął i czekał na przeprosiny. - hm.

zmieszała się ostro, bo że też musiała potrącić go w tyłek, a nie inną cześć ciała, choćby w biodro, w cokolwiek innego, tylko nie tyłek, ojj.
- przepraszam? - powiedziała trochę pytajnie, nie wiedząc, co zrobić, bo jeszcze nigdy nikomu nie wjechała w tyłek.

on jeszcze nigdy nie był ofiarą takiego wypadku, ale sądził, że tu wypada zwyczajnie powiedzieć 'nie ma za co'. powiedział więc: - nie ma za co! nic mi się nie stało chyba, hm. - najwyżej będzie mial siniaki i poprosi del, o ile ona odżyje, by mu wymasowała. albo ewentualnie evan...

- najwyżej możesz sprawdzić za półką od, eee, płatków śniadaniowych - zasugerowała zupełnie poważnie, to znaczy, siląc się na powagę, ale zaraz roześmiała się cicho. była chyba w dobrym humorze, sądząc po jej zachowaniu. obciągnęła swój golf, bo jej odkrywał trochę biodra, a ona nie lubiła swoich bioder, bo wydawały jej się wąskie.

bo były wąskie, ale jemu to specjalnie nie przeszkadzało, bo:
a)lubił wąskie biodra
b)już przecież był zajęty, nie
a ce już nie wymyślę, hm. elliot zawtórował jej śmiechem. - co tyyy, nie mam zamiaru się rozbierać w sklepie, a nóż jakaś babcia zobaczyłaby za dużo i dostała zawału :< - a nie chcemy trupów, nie? przynajmniej jeszcze nie.

- nie takie rzeczy babcie widziały - wzruszyła ramionkami i oparła się łokciami trochę na swoim wózku, wiesz, o co cho. - w ciagu swojego długiego i grzesznego życia - uśmiechnęła się niewinnie.

- faktycznie, chociaż stereotypowa babuszka jest przykładem wszelakich cnót, to znaczy tak mi się wydaje, ale ja się chyba na tym nie do końca znam. jestem elliot - przedstawił się, sięgając do regału z wodami mineralnymi, który akurat się napatoczył, i wziął jakąś seksy wodę.

o tak, nie ma nic seksowniejszego niż woda mineralna.
- clarise - przedstawiła się i stwierdziła w duchu, że uśmiecha się zdecydowanie pogłupawo, tak więc zatrzasnęła, przepraszam za mój dobór słownictwa!, usta, próbując sobie przypomnieć czy jeszcze ma wodę w domu, ale tak, chyba miała. - moherowe berety! - zawołała, ale nie na całe tesco, w każdym razie jakaś staruszka odwróciła się, miażdżąc ją spojrzeniem i mrucząc pod nosem "gówniarze".

no pewnie...
- nie zdziwiłabym się, gdyby tamta kobieta - kiwnął za staruszką, która podążyła do działu z proszkami do prania i płynami do płukania, chemią jednym słowem - jest jakąś stałą klientką i doniesie do ciebie na właściciela sklepu, czy jakiegoś dyrektora i będziesz na liście 'tych klientów nie przyjmujemy'. w zasadzie to ci zazdroszczę.

- a co, nie lubisz robić zakupów w tesco, dla ciebie, dla rodziny? - ostatnie słowa można powiedzieć, trochę wyśpiewała, aczkolwiek niezbyt melodyjnie. spojrzała również za staruszką, zastanawiając się, na ile procent trafne są słowa elliota, by wywnioskować, że na sześćdziesiąt sześć i pół procenta.

no, a potem zrobili zakupy i się rozeszli, amen.

wychodziła z tesco z reklamówką pełną kawy i winogron, czyli niezbędnym do przetrwania tygodnia ekwipunkiem. na dodatek paczką papierosów, której wypalenie miała jeszcze zamiar rozważyc. na szczęscie udało jej się wyjśc bez proszenia pana darka o otwarcie drzwi. teraz stała na zewnątrz i poprawiała szalik. amen.

a ona stała nieopodal i piła kokakolę.

więc pomachała przyjaźnie do chitrinee, bo znały się ze szkoły, albo z baletu, albo z kółka różańcowego. a potem potarła o siebie zmarznięte dłonie i nawet ruszyła w jej kierunku.

- cześć mathilde - uśmiechnęła się, kiedy mathilde już do niej dotarła. zakręciła butelkę z kokakolo i wsadziła do torebky - co u ciebie?

-wszystko w porządku. w zupełnym porządku. - powiedziała, marszcząc nos, chociaż właściwie nic nie było w porządku, zaczynając od problemów w szkole, poprzez ciągle znikającego indiego, po fanaberie jej stukniętych rodziców i kota, który zachorował na grypę.

- to dobrze - pokiwała główką i kaszlnęła, bo chyba się ostatnio przeziębiła trochę... - u mnie też w porządku.