tesco

a mathilde uciekła bo wołają mnie i musze to zbada czego ode mnie chcą

no, ona też, bo idę.

poszła do tesco-dla-ciebie-dla-rodziny bo lodówka była pusta wiec Gee stwierdział zę moze warto by coś było kupic.

zmagał się w walce o koszyk, ale jakaś miła pani wychodząca ze sklepu odstąpiła mu swój, była wyjątkowo szczodra, no nic, stanął wzruszając ramionami, bo szybko gubił się kiedy liczba półek zwiększała się ponad dziesięć, w końcu zdobył się by ruszyć, ale wpadł na g, a właściwie trącił ją delikatnie ramieniem, odwrócił się przelotnie mówiąc jakieś pośpieszne przepraszam, po czym zawiesił wzrok na jej twarzy, bo chyba ją rozpoznał.
- cześć georgina - uśmiechnął się, z dumą stwierdzając, że pamięta jej imię, ale tego jej nie powiedział.

-o hej- poznała chłopaka, tylk oże za cholere nie umiała sobie przypomnieć jak miał na imię. al enei bd przecież tracić zimnej krwi z powodu takiej drobnoski xD- co u ciebie?

- teoretycznie w porządku, a u Ciebie kolekcjonerko kurtek? - wyszczerzył się, bo był przekonany, że jego pamięć jest niezawodna.

-ej, sam mi ją dałeś-uśmiechneła sie- właściwie wszystko dobrze, czemu tylko teoretycznie?-zapytała i podeszła do półki ze słodyczami. tak. najlepsze miejsce w całym markecie. nie zastanawiająć się zaczeła zbierać z półek wszystko co jej smakowało albo mogło smakować

wpakował jakieś wiśniowe żelki oraz takie białe okrągłe czekoladki z nadzieniem waniliowym, po czym odsunął się znacznie, bo jeszcze pokusiłby się o pięć innych rzeczy, albo dziesięć.
mrugnął do niej, na jej słowa machając przy tym ręką, ale nie żeby odognić stado much, czy tam innych owadów.
- bo dalej to już trochę gorzej, bo muszę napisać pracę na zaliczenie, długą, a oprócz tego czuję się choro.

-przy kasie są lekarstwa-uśmiechneła się jak jedna z tych pań 'praktycznych' z reklam w tv. zarzymała się z paczką tych rumowych kólek z papugą na opakowaniu i spojrzała nam stój koszyk. włąściwie miała już dwa takie opakowania a koszyk był wypchany po brzegi. obruciła sie w strone kasy bo i tak nie miałą by juz gdzie wsadzić zupek z proszku i tostów- a jaki masz temat pracy?

- nie preferuje środki homeopatyczne - podrapał się po prawej brwi, lewą dłonią, bo w prawej dzielnie ściskał koszyk przepełniony po brzegi wodą mineralną, którą ja ostatniego czasu pochłaniam w ilościach trzy litry na dzień - modelowanie numeryczne kości żuchwy dla celów leczenia złamania - przypomniało mu się jaki głupi temat dostał.

zrobiła głupią mine na znak ze nie bardzo wie o co chodzi- że co?- zaśmiała się-chodź do kasy-poprosiła bo miała ciężki koszyk i zaczynała żałowac że nie wzieła wózka- czy ty to wszytko wypijesz?-zapytała wskazujać na wode w jego koszyku

- mniej więcej o nic konkretnego - prawda była taka, że nie miał zamiaru tłujmaczyć sensu swojej prawy, bo musiał cały ten sens, ale maksymalnie rozwinięty przerzucić na stosy kartek.
- pewnie, że tak, tym bardziej, że po porannym jogingu musze uzupełnić te kolosalne braki wody - wystawił jej język.
- daj to, bo jeszcze oderwie Ci rękę, czy coś w tym rodzaju - wziął od niej koszyk, zastanawiając się czy w tychy opakowaniach po cukierkach nie kryją się jakieś cegły, po czym położył wszystko na kasie, kiedy doszli już te tysiące metrów.
- a u Ciebie, jak tam na studiach?

-dzięki-uśmiechneła się z ulgą kiedy zabrał jej koszyk- jogging? jeszcze mi powiedz że chodzisz na siłownie-zaczeła szukać portfela-na moich studiach... no więc... hmm nie powiem dostałam już odpowiedź i nawet pozytywną ale jak by to ująć. nie wybrałam jeszcze kierunku-uśmiechneła się

rozumiem - uśmiechnął się całkiem przyjaźnie bez cienia jakiejś aluzji, po czym wyciągnął portfel uwaga, uwaga z tylnej kieszeni spodni, nie wiem dlaczego miał go akurat tam, pomimo faktu, że w kurce kieszenie miał, a właściwie to on miałby płaszcz, bo lubię płaszcze, gdyby nie ten cały deszcz.
- nie na siłownię nie chodzę, ale znam jednego kulturystę poznać Cię z nim - roześmiał się całkiem przyjemnie wyciągając pieniadzę za ten stos produktów.

uśmeichnełą sie bo podobało jej sie jak wyciągna ten portfel chociaż gdyby sama nosiła swój w tylnich kieszeniach jej tyłek wyglądał by jak XXL- hmm nie dzięki-uśmiechneła się do niego- jakoś bicepsy strongmenów mnie odpychają-dorzuciła gume do rzucia bo akurat leżała na wprost- chociaż bieganie i wogóel jest w pożądku-dodała szybko

podał kasjerce pieniądze, zwracając jej uwagę, że policzyła trzy wody mineralne "Dobrawa" xd, a nie pięć, a ta zreflektowała się szybko dziekując dorzuciła mu jakieś mentosy, miał nadzieje, że to nie była jakaś awersja do jego oddechu, w każdym razie rzucił jej gadkę wyssaną z palca o szkodliwości owych cukierków wręczając je jakiemuś dzieciakowi, po czy czym sam wpakował do ust, swoich jakąś gumę.
- masz całkowitą racje - rzucił tylko, bo skupił się na dziecku, które wymachiwało mentosami.

uśmiechneła się widząc tą scene- dobroczyńca z ciebie- spojrzała chłodno na kasjerkę która z większą niż u blaisea niechecią obrzuciła spojrzeniem jej koszyk wypchany słodyczami

- właściwie to powiem Ci, że nie przepadam za mentosami, wolę gumy do żucia, ale ta miła kasjerka chyba to przewidziała - uśmiechnął się przyjaźnie stając od niej w bezpiecznej odległości, oraz aby nie zawadzać innym kupującym.

wyciągneła z potrfela kilka banknotów i spojrzała na kasjerke-może to jakieś medium-szepneła- w każdym razie dizieciak się cieszy, mi kiedyś dałeś kurtkę. lubisz mentosy czy nie to było miłe-stwierdziła

- wychodzi na to, że jestem jak ten dobry samarytanin - pokiwał głową, bo przypomniała mu się jakaś opowieść, bo sam był niewierzący.
- w takim razie powinna zmienić zawód - roześmiał się, spoglądając na jakiś ruch przy szóstej z kolei kasie, oraz żywą gestykulacje.

wzieła swoje torby- papierowe bo nie chciała zanieczyszczać środowiska- nawet tak nie mów bo jeśłi ty jesteś samarytaninem to ja już nie wiem kim ja,blaise-powiedziała z uśmiechem bo wąłśeni sobei rpzypomniała jak ma na imię. starosc nie radość

/o 11 musze wpuścić mamę na komputer x/

uśmiechnął się delikatnie, a właściwie to swojego luźno zawiązanego czarnego szalika, bo był zaskoczony, że zapamiętałą jego imię, które on sam czasem zapominał, współczuję mu obecnie.
- możesz ty być samarytanką więc - on też używał ekologicznych, a co xd.
/ w porządku.

to był fajny jak używał ^^-mam kiepską pamieć do imion-wytłumaczyła się jakoś bo zrobiło jej sie głupio troche- a jak tam z carmen?-zapytała mijajać jakiś ludzi. dine ze tyle osob robi zakupy o 11, ale w końcu tesko jest 24/7 ^^

-dobra ja musze spadać, ale daj znać jak bd wolny to sama nie wiem co-uśmiechneła się- oddam ci tą nieszczęsną kurtkę- pocałowała go w policzek i wygrzebała gumę do żucia z torby po czym wsadziła mu do kieszeni i poszłą. a co też bd samarytanką xP

/ musiałam zniknąć ;c sorry.
-na razie - mrugnął do niej wracająd do domu najdłyzszą drogą, bo zamyślony źle skręcił, co było mu na rękę, dotlenił się w deszczu pewnie xd.

okej, sebastien stał przed tesco, na szczęście już nie w nocniku, tylko może eleganckich dolcze & gabana plus koszuli, bo franko równa się koszule, no i marynarce, bo było niespecjalnie ciepło. opierał się może o jakąś barierkę, bo umówił się tutaj z tiiu na zakupy :3.

przyszła lekko spuźniona z powodu takiego, a nie innego, że musiała wpaść na chwilę na uczelnię w celu zupełnie tajemnym, bo tak. w zasadzie może obiecała ericowi, że odda mu książkę którą pożyczyła, czy coś. uśmiechnęła się na widok seba, prezentującego się cholernie, cholernie apetycznie w płaszczu (pozdro thomas) i białej koszuli. podeszła do niego i splatając ręce na jego karku, pocałowała w usta długo & słodko, bo chociaż widzieli się rano, już zdążyła się za nim stęsknić, co też oczywiście mu powiedziała, odsuwając się i uśmiechając wesoło.

sebastję uśmiechnął się, bo dziś rozpamiętywał ich pierwszy wieczór, tak ten, w którym się poznali, zamiast uważać na kursie dla pilotów. tymczasem jednak, splótł ręce w okolicach tjumowych nerek by odwzajemnić pocałunek.
- hej, przypomniało mi się, że mnie spoliczkowałaś, wtedy w la scali, jak się pierwszy raz spotkaliśmy - oznajmił z udawanym wyrzutem, nie wypuszczając jej ani na sekundę z uścisku.

-ale zaraz potem pocałowałam - sprostowała, żeby nie wyszła na jakąś sukę. skrzyżowała ręce na piersiach i tupnęła nogą - a ty spiłeś mnie, przeleciałeś i zostawiłeś w pustym mieszkaniu - wytknęła mu w rewanżu palcem i słownie. jakby się zastanowić w ogóle nie zapowiadało się, że ewoluują w to czym stali się na dzień dzisiejszy.

- wiem, wiem byłem palantem. ale wiele mnie to nauczyło, więc teraz mogę mieć ciebie, kochanie - tym razem, obejmował tiiu już tylko jedną ręką, bo drugą ścisnął jej pośladek :3. nachylił się też by ją pocałować dłuuuugo, dłuuugo i wcale go nie obchodziło to, że starsze panie patrzą na nich dziwnie.

-mogłabym stać tu z tobą i całą wieczność, gdyby nie było tak cholernie zimno i mokro - zadarła głowę i zmarszczyła nos, kiedy spadła na niego kropla zimnego deszczu. wsunęła ręce pod płaszcz seba w celu ich ogrzania.

- aaaale, masz zimne ręce - stwierdził, ale wcale mu to nie przeszkadzało, bo oczywiście chciał być dla niej oparciem & grzejnikiem również. asekurując więc tiiu, bo ona szła tyłem, ruszył do wejścia, to jest rozsuwanych, przeszklonych drzwi.

-wziąłeś listę zakupów z blatu w kuchni? - zapytała, kiedy sobie o tym przypomniała. stali już wewnątrz sklepu nieopodal regału z dżogurtami i innymi nabiałowymi gadżetami. tiiu podrapała się za uchem i spojrzała na seba, mając nadzieję że jednak pamiętał. tylko o to go prosiła w końcu, prawda?

przez chwilę nie wiedział o czym do niego mówi, przeglądał plyty, w poszukiwaniu nowej nelly furtado, to się nazywa być fanem!, ale w końcu dał sobie spokój, bo zauważył ochroniarza, który dla odmiany rozbierał tiiu wzrokiem. objął ją ciasno w talii, prowadząc do następnego regału.
- lista mhm, tak - powiedział, kiedy znaleźli się w bezpiecznej odległości. wyjął pomiętą kartkę z kieszeni płaszcza.

-grzeczny chłopiec - wyszczerzyła się, ale nie głupio tylko z wdziękiem i w ogóle pięknie, zgrabnie i powabnie. przebiegła listę wzrokiem i poleciła sebkowi udać się po sery i jakąś wędlinę, tłumacząc mu, że jada tylko polędwice, więc niech nie próbuje kupować samych tłustych szynek tak jak ostatnim razem. sama skierowała się po bagietki i uznała, że spotkają się w dziale z żelami do kąpieli, bo nie wie jaki seb woli dla siebie. pocałowała go jeszcze przelotnie i poszła w swoją stronę.

susanne i daniel w końcu dotarli do tesco, chociaż z mieszkania tiiu wcale nie było to jakoś makabrycznie daleko. aczkolwiek wiecie rozumiecie, wózek na wybojach i te sprawy, raz daniel o mały włos nie spadł z wózka, ku wielkiej konsternacji jakiejś kobiety, która następnie wygłosiła im wykład odnośnie ostrożności, pewna że daniel prowadził samochód będąc pijany & naćpany. ostatecznie jednak znaleźli się wewnątrz supermarketu, gdzie sus kucnęła przed danem i pocałowała go przelotnie w usta, mówiąc że idzie szukać kakao, a on niech zajmie się resztą. postawiła mu na kolanach koszyk sklepowy i stwierdziła, że będzie czekać na niego nie wiem gdzie.

sebek więc ruszył w stronę działu z serami i wędlinami, wciskając ręce w kieszenie. stał sobie właśnie, wybierając polędwice dla tiiu.

okej, więc on pomaszerował do tych głupich bagietek, bo uwielbiał świeże i najlepiej jeszcze cieplutkie bagietki z tesco, gdzie przyuważył tiiu, ale miał nadzieję, że ona go nie zobaczy, bo właśnie cos się w nim obudziło na jej widok, no wiecie.

tiiu zastanawiała się właśnie nad proporcją kupowanych bagietek. lepiej więcej czosnkowych, czy zwykłych, hm hm. ostatecznie wzięła ich po tyle samo i ułożyła w koszyku, który trzymała przewieszony na przedramieniu, no wiesz. przesunęła się kawałek, żeby zrobić miejsce dla jakiejś kobiety w dziewiątym miesiącu ciąży i wpadła na wózek daniela, nie wiedząc rzecz jasna, że to on.
-o matko, bardzo przepraszam ja.. - zrobiła wielkie oczy, kiedy dodała dwa do dwóch i okazało się, że to daniel - dan?

tymczasem susanne szukając kakao, przechodziła obok działu z serami & wędlinami i od razu rozpoznała sebastiena, znanego jej jako marcusa. podeszła do niego, uśmiechając się nieznacznie i miętosząc w dłoniach rękaw płaszczyka.
-marcus, jak miło cię znowu spotkać - wspięła się na palce i pocałowała go w policzek, zachowując wszelkie konwenanse.

- susanne, cześć. mam nadzieję, że dotarłaś do domu? - zapytał, będąc trochę dumnym z siebie, że jej nie zostawił gdzieś w rowie tylko dostarczył do ritza - odwiózłbym cię do domu, ale nie wiedziałem gdzie mieszkasz. co słychać?
miał nadzieję usłyszeć, że posłała dana do diabła :3

- och, tiiu - mruknął i aż mu się zakręciło w głowie na jej widok, aczkolwiek nie zamierzał nic z tym zrobić, siedział na wózku i mógł czuć sie bezpiecznie z tego powodu. - cześć - zrefelktowałsię po chwili, uznając, że będzie prowadziłz nią luźną pogawędkę, jakby go nie zdradziła z sebkiem ;q. - co tam u ciebie i, hm, twojego faceta?

-hm, jak widać dotarłam. to znaczy nie widać, ale to wydaje się być w miarę logiczne - odparła, nachylając się nad paczkowanymi mozzarellami, zastanawiają się, która z nich będzie najlepsza. postanowiła, że zrobi dzisiaj dla daniela przyjemną kolację, żeby jakoś zrewanżować się za dzisiejszy poranek, kiedy o mało co nie powiedziała mu, że wstydzi się z nim wychodzić poza dom, xd. zdecydowała się na mozzarellę i podniosła wzrok na sebastję. wręcz promieniała, odpowiadając że jednak pogodziła się z danem i cholernie jej z tego względu ulżyło.

- ohm, to dobrze - rzekł, uśmiechając się sztywno i pochylił się do swojego buta, udając że go wiąże, coby ukryć przed nią minę zawodu. wstał po chwili, biorąc pod pachę kilka serów, w tym śmierdzących, bo on takie uwielbiał jak ja i zapytał susanne gdzie teraz idzie, bo on się umówił z tiiu pod bagietkami!

-oh, danny - poczuła się dziwnie zażenowana tym spotkaniem, toteż odruchowo poprawiła pasmo włosów, wsuwając je za ucho i przesunęła się kawałek, udając, że nie gapi się na niego nieco zdziwiona & zainteresowana - naprawdę tak mi przykro, że to wszystko potoczyło się w ten, a nie inny sposób ja.. - urwała, bo nie wiedziała co 'ona'. właściwie spotkanie z danielem okazało się być nienajlepszym sposobem na spędzanie popołudnia w sklepie, bo wróciły do niej wszystkie wątpliwości związane z byciem z sebkiem.

-oh, nie wiem daniel gdzieś się kręci, może wpadniemy na niego po drodze. na pewno ucieszy się ze spotkania. ostatnio nie widział się ze znajomymi, no wiesz przez wypadek (jak zwykła już określać jego próbę samobójczą). może wpadniesz do nas dzisiaj z dziewczyną, zrobię obiad. ewentualnie zamówimy pizzę. na pewno będzie sympatycznie, ostatnio daniel jest jakiś dziwnie melancholijny, hm.

złapał ją trochę za łokieć, którym potrząsnął delikatnie, jakby chciał, żeby już przestała mówic, bo to naprawdę nie bylo dla niego fajne.
- już w porządku, pogodziłem sie z faktem, że wolałaś jego. zresztą, ja też kogoś mam - powiedział, starając się myśleć o susą w tej chwili jak najwięcej, ach ten daniel i jego rozterki cipy ;q.

nachylił się, by odgarnąć pasmo włosów susanne.
- mów mi sebastję. to moje drugie imię, ale jest lepsze niż marcus - podniósł się, wciskając dłoń, do tylnej kieszelni spodni - w każdym razie, chętnie wpadniemy - rzekł już głośniej, uśmiechając się pogodnie, będzie mógł podręczyć daniela, a to zawsze poprawiało mu humor.

-no to świetnie. więc jesteśmy umówieni - ucieszyła się, bo naprawdę myślała, że robi coś przyjemnego dla daniela, co niestety okaże się być totalną pomyłką & porażką, ale o tym później, tak - oh, więc hm pójdę już poszukać daniela. mam nadzieję, że nie spadł gdzieś z wózka - puściła oczko do seba, uśmiechając się figlarnie i podyktowała mu adres, bo przypomniało jej się, że może nie znał, yy.

to sebek się grzecznie pożegnał i ruszył w stronę tiiu, żeby jej oznajmić dobre nowiny! :d