jardin des tuileries

siedział oparty plecami o pomnik i jadł czekoladowego misia lubisia! tak jest. po raz pierwszy z życiu był przed capri.

capri nie jadla czekoladowego lubisia, poza tym wolała truskawkowego :c szła, z opaską na włosach tak jak na awatarku, ubrana w czarne szorty i ortalionową modrakową kurteczkę, u. pachniała malinamy, bo zakupiła dzisiaj nowy balsam!

-capri! - zawołał, bo odniósł wrażenie, że go nie zauważyła. wstał i podszedł do niej, stając w pewnej odległości, żeby nie pomyślała, że się narzuca. o!

- dobry wieczór. - odparła capri, uśmiechając się i stając na palcach, żeby pocałować go w policzek. przez chwilę przytrzymała dłoń na jego ramieniu. - coś się stało? - zapytała, patrząc na niego wyczekująco. tak nagle się odezwał, hm.

-nie, nic - odpwiedział, marszcząc brwi - co miało się stać? byłaś na dzisiejszej imprezie? zapomniałem wpaść.. będę musiał przeprosić vodkę - zaczął monolog retoryczny, kręcąc się jakby miał robaki w dupie. ale nie miał!

nie sprawdzajmy może :c
- hm, myślę, że pójdzie ci to gładko. - powiedziała, siadając na pomniku w sensie obok tego człowieka kozy i patrząc na majlsa z góry.

usiadł obok i naprawdę się stresował, bo dopiero teraz przypomniał sobie o imprezie, a skąd miał wiedzieć ze vodka umiliła sobie czas spędzając go w pokoju z jimmim, huh? nerwowo wyginał palce u rąk, aż w końcu nie mógł złapać oddechu, xd. jezu jaka sierota!
-tak myślisz?

- majls, to kolejna durna na impreza, na której.. - hy, zacięla się i nie dokończyla. - jeśli ona w ogóle zauważyla, że ciebie nie ma.. - błąd numero due. - pewnie dobrze się bawi. - mruknęła, nie lubiła vodki. była zbyt rozwiązła i pofarbowana xd buzi dla samer.

dotknęła go tym stwierdzeniem, skutkiem czego ukrył twarz w dłoniach, bo doszłam do kolejnego wniosku, że w jakiś sposób majls zawsze chciał pobawić się w elitę paryża, do której nie należał. nawet w liceum!
oparł głowę na jej ramieniu i zapytał czy chce dokończyć jego lubisia, ;x.

- nie, dzięki. idę do domu majls jak tylko podniesiesz głowę z mojego ramienia. - dodała markotnie. humor jej się spsuł ;x

-a jeśli nie podniosę? - zapytał, patrząc na nią o tyle o ile było to możliwe z pozycji w jakiej się znajdował. objął ją jedną ręką w talii.

- to nie wiem. - odparła, myślałam nad odpowiedzią, że urwie mu kark, ale nie chcę, żeby capri straciła swój charakterek, właściwie jego brak. - proszę, majls, jestem zmęczona i chcę się położyć. - jęknęła.

-dzisiaj śpimy u ciebie? - zapytał wiercąc uchem dziurę w jej ramieniu. hm, rozumiesz co autor miał na myśli? xd

że miał przenośną, czerwoną wiertarkę?
- możemy. ale na tej moje rozkładanej granatowej sofie, łóżko zepsuła moja kuzynka, bo skakała zbyt intensywnie. hej, majls, czy ja jestem strasznie naiwna? odstraszająca? i w ogóle? - zapytała, zrezygnowana, koniec końców opierając głowę na jego głowie.

-nie, dlaczego? - zapytał, gładząc ją więc po włosach. zastanowił się chwilę nad perspektywą spania na rozkładanej kanapie z kopiącą przez sen capri i nieśmiało zaproponował, że znowu może ją przenocować u siebie, bo mimo wszystko będzie to bardziej komfortowe dla nich obojga niż gniecenie się na kanapie. huh?

- bo siedzę z tobą pod tym pomnikiem. i cieszę się z tego, ale...... rozumiesz? to jesteś ty, mój przyjaciel. - pocałowała go w policzek. - nieważne, chodźmy już. - powiedział i jak na złość przytuliła się do niego, przymykając oczy.

-hyhy - uśmiechnął się, całując ją w czubek głowy i przyciągając do siebie mocniej. właściwie chciał jej coś powiedzieć, ale nie wiedział jak i co dokładnie. więc dyplomatycznie milczał, masując jej plecy ukryte pod niebieską, ortalionową kurteczką, widzisz zapamiętałam!

duło fruło lubisiu <3
pocałowała go w szyję, jak nie ona i zeskoczyła z murku, czekając, aż zrobi to samo!

zszedł ;< bo niedawno miał naderwane więzadło w kolanie, bo spadł z roweru po rozjechaniu kota jakiegoś mięśniaka, pozdro dla niego, i wolał nie ryzykować xd.
-będzie padać - stwierdził, czując się cholernie żenua, ale musiał coś powiedzieć. zrobiło się za cicho.

xdddd
- hej, to zróbmy tak, że każdy pójdzie do siebie? - zaproponowała nieśmiało. ale bylo dziwnie, nie sądzisz?

-yy - potarł dłonią kark i spojrzał na nią zmieszany. już go nie lubiła? - no jak chcesz, capri. więc dobranoc - i odwrócił się szybko, bo to nie była jego capri. ktoś musiał ją podmienić.

człowiek od kota!
poszła do siebie i tak mu zaraz napisze smsa, albo i nie. będzie walczyć z sobą całą noc!

okej, noah usadził tutaj brooklyn, a w zasadzie nie tutaj, tylko oparł się o pomnik, upijając łyk kawy i zapytał brooklyn, czy może zapalić.
- a święta no cóż, tata i mama się nienawidzą, więc będę musiał wybrać, mediolan północ, mediolan południe. nie wiem jeszcze co zrobię, ale przecież się nie rozdwoję. o ile w ogóle pojadę do mediolanu.

grzała łapki na kubku, chociaż pewnie wolałaby grzać je pod jego koszulką, albo nawet w jego bokserkach, no ale bądź co bądź to miejsce publiczne i tak dalej. - dawno nie paliłam, możesz mnie poczęstować papierosem :< zostań w paryżu na święta, ja pewnie zostanę z sidem. albo pojedziemy razem do rodziców...

- no własnie tę możliwość rozważam, ale wtedy spędzę święta sam. chyba, że butterfly nigdzie nie pojedzie - no właśnie, przecież miał kuzynkę w paryżu i chyba to byłaby najlepsza wizja świąt. okej, najlepsza byłaby z brooklyn, noale. wysunął w jej stronę paczkę papierosów, sam wziął sobie jednego.

- nooo, ale wtedy moglibyśmy się w święta spotkać, wymienić się prezentami i tak dalej - zauważyła, nawijając kosmyk włosów na palec. poczęstowała się papierosem, uśmiechając się do swojej kawy, która miała chyba już temperaturę idealną do picia.

i chyba podpalił jej papierosa, by zaraz zippo razem z paczką, wsadzić do kieszeni. zaciągnął się dymem, wypuszczając go zaraz z ust, gdzieś za swoje plecy, bo przeciez nie będzie dmuchał na brooklyn. odpisał też bf na smsa, robiac to szybko, rajt.
- no, to byłby dobry pomysł. porozmawiam o tym z kuzynką.

- uhm, porozmawiaj. chyba powinnam niedługo wracać do szkoły, bo będą się czepać - westchnęła, zerkając na słońce, zaciągając się papierosem. wypiła pół kawy w mgnieniu oka, zastanawiając się, kiedy nadejdzie koniec świata.

- to chodź, odprowadzę cię - dopalił papierosa, wyrzucił go na chodnik, przydeptując butem i teraz objął brooklyn ramieniem, by póóójść w stronę szkoły - kiedy się zobaczymy? :c.

zrobiła to samo ze swoim papierosem, by przytulić się zaraz do noasia. - hmm, nie wiem, jutro? chyba, że masz czas jeszcze dzisiaj - wymruczała, przesuwając dłonią po jego torsie, ale przez koszulkę.

- no dziś to tak niespecjalnie, bo wieczorem bawię się w psychologa. to znaczy prawie wieczorem, a wieczorem zamierzam zabrać się za sprzątanie, więc jutro, tylko musisz mi powiedzieć, o której ci pasuję, a ja będę do twojej dyspozycji - uśmiechnął się mgliście, zaciągając się zapachem bruklinowej szyi, do której to teraz przykleił usta.

- hmmm - zastanawiała się, chociaż chyba bardziej udawała, niespecjalnie mogła się skupić z jego ustami przy jej szyi, przymknęła oczy, by zaraz prawe otworzyć. - jutro jakoś po południu? koło piątej? to znaczy nie wiem, albo później.. - bo jadę do sopotu i te sprawy...

to raczej później, bo ja o piątej jestem umówiona z k.
- dwudziesta? moglibyśmy pójść gdzieś i w końcu bym cię namalował - powiedzmy, że już dochodzili do szkoły, nie przenośmy sięęę już.

- w porządku, niech będzie i dwudziesta - przytaknął i stanęła na palcach, by pocałować n zupełnie długo, przytrzymując się jego ramienia.

jezu wyobrażasz sobie, jak jej kole muszą zazdrościć, takiego stasia................... jeszcze takiego, co to odwzajemnił własnie pocałunek, przytrzymując ją w talii. powiedział też, do jutra b i poszedł.

weź bo się podnieciłam..... stasio....... :< poszła na lekcje.

siedziała oparta plecami o pomnik i jadła kurczaki z kfc, które przezornie zamówiła na wynos. miała takie widzi mi się, żeby zjeść właśnie tutaj. co jakiś czas zapijała je pepsi i generalnie miała dobry humor, chociaż dzisiejszy dzień spędziła na tak zwanym nic nie robieniu. każdemu się od czasu do czasu należy, prawda?

no nie wiem, nie mam wenki ale sprubuję pograć, xd.


querelle przesiedziała w domu już kilka godzin, miała ochotę przejść się na spacer, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, z tego, że jest niesamowicie zimno. ale i na to miała radę, gdyż, uwaga, zakupiła sobie duży kubek gorącej kawy w starbucksie tudzież innej kawiarni, nieważne. z daleka zauważyła dziewczynę siedzącą pod pomnikiem, wydała się jej ona sympatyczną osobą, toteż postanowiła zagadać. - hej, można się przysiąść? - zapytała miłym głosem, poczym przycupnęła koło lou chociaż nie wiedziała, że tak ma na imię dziewczyna, nie czekając zbytnio na odpowiedź.

-nie - odpowiedziała i wycelowała w nią rękami złożonymi w prowizoryczny pistolet, improwizując odstrzał. uśmiechnęła się tak jak tylko kori kenedi potrafi się uśmiechnąć i podsunłęła kłarel kurczaka, jednego z niewielu jakie jeszcze się ostały - jasne, że tak. jeśli nie przeszkadza ci zapach starego tłuszczu jaki oferuje kfc - pociągnęła nosem, udając że owym zapachem się zaciąga z udawaną rozkoszą - ale wychodzę z założenia, że od czasu do czasu trzeba się przytruć.

q w pierwszej chwili spojrzała na dziewczynę jak na idiotkę, poczym zaśmiała się, w końcu każdy ma jakieś swoje dziwactwa - hm, i tak chyba dostałam kataru, bo niewiele czuję - pociągnęła nosem, tak jak ja jak mam katar, a ciężko mi iść po chusteczki, tak, wiem, że to obrzydliwe, ale cóż - albo to jakiś nieżyt nosa od którego dostanę zapalenia opon mózgowych i umrę - zachichotała. - a, i jak coś jestem querelle, bo sory, ale głupio tak mówić do kogoś, hm, bezosobowo?

-lou.ale nie petitek, no wiesz - lu pokiwała głową w związku z nieżytem nosa kerel, szczerze jej w duchu współczując. albo połowicznie szczerze, w każdym razie współczuła a tylko to się liczy, prawda? w czasach rekinów pożerających płotki! wzruszyła ramionami i odstawiła kubłek kurczaków gdzieś za pomnik, bo właściwie odechciało jej się jedzenia ich - czekasz tu na chłopaka? bo może wstydzi się podejść, kiedy jest nas dwie. no wiesz, w razie czego mogę rozwinąć żagle i przepłynąć gdzieś indziej.

upiła trochę kawy, gdyż ta stała się wreszcie zdatna do picia, a nie jedynie do oparzenia się, bo innego zastosowania wrzątku aktualnie nie znam, a raczej nie przypominam sobie nic innego, nvm. - chłopaka? no coś ty, nawet z żadnym nie jestem - uśmiechnęła się - mi nie przeszkadzasz, zresztą to ja się dosiadłam do ciebie, więc jeśli któraś miała by odejść, to chyba ja. - mówiąc to odłożyła kubek z kawą na bok, co by jej nie przeszkadzał, i podkurczyła nogi, po to by następnie otulić je rękoma, tak jakby chciała się w ten sposób ogrzać czy coś - chyba, że ja ci zawadzam, to nie ma sprawy.

jaka inteligentna wymiana zdań, nie ma co
-huh, jasne że nie. jeżeli na kogoś czekam to ani ja ani ten ktoś jeszcze o tym nie wie. jedyne co jest pewne, to to że byłby przystojnym przedstawicielem płci przeciwnej, zwanej brzydką - spojrzała na kerel i uśmiechnęła się chowając dłonie w rękawach swetra.

wiem xd.
-no to okej. - wzięła kubek z kawą i upiła jeszcze trochę, po czym z powrotem odłożyła na miejsce, w którym stał poprzednio - hm, wydajesz się miła - uśmiechnęła się - chodzisz do naszego licełka? bo zdaje mi się, że już cię gdzieś widziałam, aczkolwiek nie dam sobie głowy uciąć, może to był ktoś podobny.. albo masz siostrę bliźniaczkę. - zachichotała i wyjęła z kieszeni telefon, aby sprawdzić, czy przypadkiem ktoś nie odpisał jej na esemesa, ale nic z tego, dlatego właśnie lekko posmutniała.

masz dżordżję frost w awatarku, a to nie twoja postać!!!!!!!! :c
-chodzę! - zawołała, uderzając się dłonią w twarz, wbrew temu że wcześniej napisałam twarzą w dłoń, co wyglądałoby zapewne znacznie bardziej widowiskowo - wiedziałam, że skądś się kojarzę, ale nie mogłam wymyślić skąd. wyjaśniło się - patrzyła przed siebie nieco zamglonym wzrokiem, a ja kompletnie nie mam weny, więc chyba ją stąd zwinę za chwil kilka, albo już - wiesz co? miło się gadało, ale muszę już lecieć. obiecałam babci, że wpadnę do niej przed zmierzchem i pomogę pozmieniać żarówki w lampach wstała i uśmiechnąwszy się odeszła. ale nie na wieki!

dla mnie to blądynka a nie ktoś tam!!!!!!!!!!!!!11111 :c
aczkolwiek i tak zmieniam bo ten awek jest skifiasty


- to pa! - powiedziała i również poszła do domu bo co będzie tak sama siedzieć :c

dominik przysnęła, leżąc na ławce, bo trawa była mokra, ale nie było widać, że spi, bo miała rajbanki. i wcale nie była przykryta gazetami.

przyszla tutaj i stanęła nieopodal jakijś latarni bo chciała poudawać prostytutkę, chyba xdd paliła papierosa i gapiła się w przestrzeń, czekając na jakikolwiek cud. i jadła też żelki, o.

aha i poszła na kawę do starbaksa.